Dochodziła godzina dziewiąta rano. Dopiero co zwlekłam się z wyrka i zaczęłam szykować poranną kawusię, gdy rozległ się dźwięk dzwonka przy drzwiach. Za progiem ujrzałam moją kumpelę, Agnieszkę. Wyglądała koszmarnie. Rozczochrana fryzura, podkrążone i opuchnięte powieki. Ewidentnie w nocy nie zmrużyła oka nawet na chwilę.
– Jasna cholera, co jest grane? – wciągnęłam ją do środka.
– Krzysiek znowu mnie poniżył! Już dłużej nie dam rady tego znosić – wydukała i zalała się łzami.
Posadziłam ją w salonie, a sama podreptałam do kuchni, żeby zrobić kawę.
Naprawdę współczułam Adze
Agnieszka rzuciła studia, by zająć się domem. Całkowicie zrezygnowała z własnych pragnień i ambicji. Starała się, jak mogła, żeby jej ukochany facet miał wszystko, czego dusza zapragnie – pyszne jedzonko, czystą i wyprasowaną koszulę, wieczny uśmiech na twarzy. A ten cholerny adwokacik tak się odwdzięcza? Zamiast docenić jej wysiłki, traktował ją jak służącą. Oczekiwał, że będzie ciągle siedziała w domu i sprzątała, gotowała, robiła pranie i prasowała, a do tego w ogóle nie zadawała żadnych pytań.
Namawiałam ją, żeby się postawiła albo najlepiej go rzuciła, póki nie mają jeszcze dzieci, ale nie chciała nawet o tym myśleć. Skoro teraz wspominała o rozwodzie, to musiało się stać coś naprawdę poważnego. Nalałam nam kawy do kubków i z powrotem poszłam do salonu. Aga siedziała ze smutno opuszczoną głową. Usiadłam obok niej na kanapie i mocno ją objęłam ramionami, żeby poczuła moje wsparcie.
– Powiedz szczerze, Krzysiek cię uderzył, tak? – zagaiłam.
– Słucham? Skąd, przecież on nie bije kobiet – żywo zaprzeczyła.
– Romansował na boku? – strzelałam.
– Też nie. W każdym razie nic mi o tym nie wiadomo… – uzupełniła, wycierając łzy.
– To o co, u licha, chodzi, bo już totalnie nic nie kumam!
– O imprezę – wyznała z trudem.
– O jakiej imprezie mówisz? Możesz trochę wyjaśnić? Zacznij najlepiej od samego początku.
– Okej, no to słuchaj... Wczoraj Krzysztof oznajmił mi, że w najbliższą sobotę chce zorganizować u nas w mieszkaniu imprezę na jakieś kilkanaście osób. Będą na niej adwokaci, sędziowie i jacyś politycy... Ucieszyłam się jak głupia. Przecież wiesz, że on rzadko mnie gdziekolwiek ze sobą zabiera, więc takie przyjęcie, nawet jeśli miałoby się odbyć u nas, byłoby dla mnie fajną odmianą od codzienności – upiła łyk kawy.
– Więc o co chodzi? Na czym polega kłopot?
– Chodzi o to, że Krzysztof chce, żebym podczas tego spotkania była niewidoczna! Mam tylko przynieść jedzenie, a później zaszyć się w kuchni i czekać, aż on mnie zawoła.
– Rozumiem... Może chodzi o to, że ma z tymi osobami jakieś zawodowe sekrety, o których nie może rozmawiać nawet w twojej obecności – głośno się zastanawiałam.
Niestety, to nie zabrzmiało najlepiej
– Nie, nie o to chodziło. Mężczyźni przyjdą ze swoimi partnerkami.
– Więc dlaczego miałbyś sterczeć w kuchni? – byłam zaskoczona.
– Żeby poczekać, aż goście skończą posiłek i trzeba będzie pozmywać naczynia.
– Niczym pokojówka? – chciałam mieć pewność.
– Dokładnie tak.
– Dowiadywałaś się, jaki jest powód?
– No tak. Parsknął śmiechem, mówiąc, że nie dorosłam do tego, by przebywać w towarzystwie jego kumpli. Jego zdaniem jestem tępa, nieoświecona i nieoczytana. Nie życzy sobie, żebym go skompromitowała!
– Matko jedyna… I jak zareagowałaś?
– Nijak. Zalałam się łzami i pognałam do pokoju dla gości. Szlochałam całą noc, a gdy Krzysztof wyszedł, przyjechałam do ciebie… – ponownie opuściła wzrok.
No tak. Była szaleńczo zakochana w swoim mężu. Dla niego porzuciła wszystkie marzenia i zamiast studiować, zajęła się domem. Dokładała wszelkich starań, żeby jej czcigodny małżonek miał wszystko, czego dusza zapragnie, był syty i zadowolony z życia. A ten jeszcze jej oznajmił, że nie zasłużyła sobie na to, aby zasiadać przy jednym stole w towarzystwie jego kumpli.
Kiedy to usłyszałam, poczułam narastającą we mnie furię. Byłam nieźle wkurzona na Krzyśka, ale także na Agnieszkę. Nie mogłam pojąć, czemu daje mu się tak traktować. Gdybym to ja była na jej miejscu, przywaliłabym temu kretynowi w papę, spakowała manatki i od razu wyniosła się z chaty. Ale ona jak zwykle tylko się rozryczała.
– Okej, to jaki masz plan? Będziesz posłuszna swojemu władcy i spędzisz całe przyjęcie w kuchni? – próbowałam zachować spokój.
– W żadnym wypadku! Mam tego serdecznie dość. Nie planuję rozwodu, ale chcę dać Krzyśkowi porządną lekcję. Udowodnić mu, że nie jestem taka naiwna, jak sądzi i musi zacząć mnie szanować. Problem w tym, że nie wiem, jak to zrobić. Liczę na twoją pomoc, może masz jakiś pomysł? – koleżanka spojrzała na mnie z nadzieją w oczach.
– Nareszcie mówisz z sensem! – poczułam ulgę. – Daj mi sekundkę, na pewno coś zaraz wykombinuję!
Nie dałam tego po sobie poznać, ale w duchu czułam, że jestem w kropce. Krzysiek był sprytny i zdawałam sobie sprawę, że niełatwo będzie cokolwiek wbić mu do łba. Potrzebowałam czegoś, co trafi go jak grom z jasnego nieba i otrzeźwi niczym kubeł lodowatej wody!
Nagle mnie oświeciło!
– Według Krzyśka traktujesz go jak swojego pana? W takim razie na imprezie zamierzam cię wystylizować na gosposię! – wykrzyknęłam podekscytowana.
– Co masz na myśli? Zupełnie nie mam pojęcia, o czym mówisz – Agnieszka wpatrywała się we mnie wielkimi oczami. W rozmazanym makijażu wyglądała żałośnie.
– Już mówię. Po podaniu obiadu udasz się do kuchni i po cichu przebierzesz się w uniformik pokojówki. Wiadomo, mundurek, idealnie wyprasowany fartuszek, a na głowie – ładna przepaska... Jak w tych filmach o angielskiej arystokracji. Kiedy Krzysztof zawoła cię, żebyś zabrała talerze, wkroczysz pewnym krokiem i jakby nigdy nic zabierzesz się za sprzątanie. Będziesz się przy tym kłaniać, grzecznie pytając pana domu i gości, czy czegoś jeszcze sobie życzą – wytłumaczyłam.
– Hmmm, nie jestem pewna, czy to się uda – koleżanka nie wyglądała na przekonaną.
– Cooo? Toż to genialny plan! Już widzę zdziwienie na twarzy Krzyśka! A goście? Twój ślubny w końcu oberwie za wszystko! Palant skończony!
– Serio tak sądzisz? – ciągle się wahała.
– No raczej! Wszyscy będą pokładać się ze śmiechu. Sam się przekona, jakie to uczucie, gdy inni się z ciebie nabijają. Ale musisz doskonale odegrać swoją rolę. Poradzisz sobie? – popatrzyłam na nią z powątpiewaniem.
Przez moment analizowała sytuację.
– Jasne, że tak! – rzuciła zdecydowanie.
Następne piętnaście minut spędziłyśmy na przeczesywaniu sieci w poszukiwaniu sklepu oferującego tradycyjny uniform pokojówki. Nie poszło nam to sprawnie, bo pierwsze wyniki wyszukiwania pokazywały jedynie stroje nadające się do sypialni, ale ostatecznie odnalazłyśmy odpowiedni. Co więcej, sklep mieścił się w naszej miejscowości. Agnieszka zdecydowała, że odbierze strój osobiście.
– W porządku, to uciekam. Trzymaj za mnie kciuki, Madziu!
– Możesz na mnie liczyć. I obowiązkowo daj znać, jak już będzie po wszystkim – rzuciłam na do widzenia.
Szkoda, że nie widziałam miny tego gbura!
W sobotę, kiedy odbywało się przyjęcie, wytrwałam do godziny drugiej, wypatrując SMS-a od Agi. Byłam szalenie ciekawa, jak jej się udało wcielić w rolę służącej. Komórka jednak milczała jak zaklęta. Cierpliwość mi się w końcu wyczerpała, więc zdecydowałam się pójść spać. Wywnioskowałam, że nie ma co dłużej czuwać, bo kumpelę pewnie strach obleciał i zrezygnowała z całej akcji. A teraz krępuje się do tego przyznać.
„Niech sobie radzi sama. Próbowałam pomóc, ale drugi raz nie chcę się już w to mieszać” – takie myśli kotłowały się w mojej głowie, gdy kładłam się do łóżka. W tym momencie rozdzwonił się telefon. To była Aga. Kiedy odebrałam połączenie, moje dłonie drżały z nerwów.
– Mam nadzieję, że cię nie wyrwałam ze snu – dobiegł mnie jej głos w słuchawce.
Po jej tonie mogłam wyczuć, że jest w świetnym nastroju.
– Daj spokój i mów, co się stało, bo oszaleję za moment! – zażądałam.
– A więc postąpiłam zgodnie z naszymi ustaleniami. Wkroczyłam do pokoju w tym fartuszku, z opaską na włosach… Słuchaj, serce tłukło mi się jak oszalałe. Krzysiek w tym momencie opowiadał jakąś historię. Kiedy mnie dostrzegł, to zaniemówił i oczy o mało co nie wyskoczyły mu z orbit. Ja natomiast grzecznie dopytywałam wszystkich, czy mogę jeszcze coś przynieść, czego sobie życzą… – zacięła się.
– I co się stało? Opowiadaj! – nie mogłam już dłużej czekać.
– Wszystkim opadły szczęki. Spoglądali na nas z niedowierzaniem, raz na mnie, raz na Krzyśka. On spalił kompletnego buraka. Poderwał się i zaczął coś bełkotać, że to tylko taki żart, że nie ma czym się przejmować.
– A jak ty zareagowałaś?
– Odparłam, że ani trochę nie żartuję. I że małżonek przypisał mi w naszym małżeństwie funkcję pokojówki, więc dokładam starań, by wywiązywać się z tej roli, jak najlepiej potrafię. Po czym zabrałam resztę naczyń i przeniosłam się do kuchni.
– I co dalej?
– Impreza się skończyła. Goście w mgnieniu oka zaczęli się zbierać. Nawet nie miałam kiedy podać im kawy i ciasta. Krzysiek starał się ich przekonać do pozostania, ale bez skutku. O mało się nie rozpłakał. Po piętnastu minutach nie było już nikogo.
– Domyślam się, że twój mąż nieźle się zdenerwował…
– O tak! Darł się na mnie tak głośno, że pewnie obudził pół dzielnicy.
– I tak się nie przejmujesz tym, co mówił?
– Jasne, że nie! Żebyś słyszała, jak wyklinał. Stwierdził, że przez moje głupie akcje będzie się teraz wstydził wyjść do ludzi i że to może zrujnować jego karierę. No i powiedział też, że mi tego nie daruje.
– Ale myślisz, że będzie chciał się odegrać?
– Trudno mi powiedzieć. Ale ostrzegłam go, że jeśli dalej będzie mnie traktował jak jakąś służącą, to zorganizuję mu jeszcze większą wtopę. W razie potrzeby coś wykombinujesz, co nie? – rzuciła na koniec.
No jasne, że coś wymyślę. I to z wielką chęcią.
Czytaj także:
„Wyrywałam facetów jak wiosenne chwasty. Nie szukałam męża i zobowiązań, chciałam zabawy i przyjemności”
„Ta jędza wykorzystała naszą rodzinną tragedię, aby napełnić sobie kieszenie. Musiałam ją przepędzić”
„Mąż po 5 latach zostawił mnie dla ciężarnej kochanki. Później sama wpadłam w sidła żonatego i zostałam kochanką”