Dzień, w którym stuknęła mi czterdziestka, zaczął się jak każdy inny. Poranek niczym nie różnił się od setki poprzednich w naszym domu. Było wcześnie, więc nic nie zakłócało jeszcze ciszy. Mąż delikatnie posapywał, a gdy wstawałam, po prostu nakrył się kołdrą po sam czubek głowy. Wyszłam z sypialni niemal bezszelestnie i skierowałam się do pokoju bliźniaków. Zerknęłam tylko przez uchylone drzwi, ale spali mocno.
Naszły mnie refleksje
Westchnęłam i pomaszerowałam do łazienki. Nie wiem, czego się spodziewałam. Być może tego, że zobaczę w lustrze inną twarz niż wczoraj. Zabawne, prawda? Tymczasem magiczna granica, jaką jest czterdziestka, uświadomiła mi tylko tyle, że nie przypominam już kobiety, którą byłam dwadzieścia lat temu, gdy braliśmy ślub. Wklepałam krem przeciwzmarszczkowy w twarz i wyszłam z łazienki.
Po drodze do kuchni, zerknęłam na nasze zdjęcie ślubne wiszące w korytarzu. Z tamtą dziewczyną łączył mnie już tylko kolor włosów. Nie miałam już tak jędrnego ciała i smukłej figury. Nie za bardzo miałam czas na uprawianie sportu, ale starałam się chodzić na długie spacery i czasem jeździć rowerem.
Nie miałam się też, co oszukiwać, że wyglądam rewelacyjnie. Dobrze – to było odpowiednie słowo. Na pewno daleko mi było do moich równolatek z telewizji, które poddawały się różnym zabiegom i nie tylko. Z takimi myślami dotarłam w końcu do kuchni, by nastawić ekspres do kawy.
Czekałam na życzenia
Z filiżanką parującego napoju spojrzałam za okno. Widok ogrodu zawsze działał na mnie kojąco. Tak było też teraz. Od razu wyrzuciłam z głowy złe myśli i nastroiłam się optymistycznie. To przecież moje urodziny! Na pewno chłopcy mają dla mnie jakąś niespodziankę.
Po cichu marzyłam, by było to coś naprawdę ekstra. Może jakiś voucher na masaż albo wyjazd do SPA. Chętnie dam się porozpieszczać i odpocznę. Skoro to czterdzieste urodziny, to przecież prezent nie może być byle jaki. Z moich rozmyślań wyrwał mnie tupot stóp.
– Mamo, zrób mi szybko kanapki – krzyknął Adam.
– Widziałaś moje tenisówki? – przekrzykiwał go Wojtek.
– Kochanie, jest już kawa? – zapytał mąż.
Serio? Ja tu czekam na życzenia i prezenty, a oni o śniadaniu i trampkach?
– Mamo, co z tymi kanapkami?
– Już robię – powiedziałam i odwróciłam się do nich plecami, bo już czułam łzy pod powiekami.
Naszykowałam szybko śniadanie, ale za jednym z synów już zamykały się drzwi.
– Gdzie mu się tak spieszy? Przecież zaczyna lekcje o 10.
– Mamo, no przecież Natalia na niego czeka. Mają jechać razem do szkoły.
Oni naprawdę zapomnieli
Ciągle zapominałam, że jeden z moich synów przeżywa swoją pierwszą nastoletnią miłość. No trudno, musiałam mu wybaczyć, że dziewczyna jest ważniejsza niż matka. Poczekam na popołudniowe życzenia. Spojrzałam za to na drugiego syna.
– Ubrudziłem się? – zapytał Adam.
– Nie.
– To czemu mi się tak przyglądasz?
– Chciałbyś mi coś powiedzieć? – spytałam.
– Nic nie zrobiłem i umiem wszystko na klasówkę – odpowiedział stanowczo. – Dzięki za śniadanie, lecę.
I tyle go widziałam. Został już tylko mąż, który spokojnie pił kawę i przeglądał newsy w telefonie.
– A ty nie zapomniałeś o czymś?
Podniósł głowę i spojrzał na mnie z niepokojem.
– Nooo, kochanie, nie wierzę, że nie pamiętasz...
– O rany, dentysta! Zapomniałem, że to dzisiaj. Co ja bym bez ciebie zrobił? – wstał, cmoknął mnie w czoło i wyszedł.
Po chwili usłyszałam warkot silnika na podjeździe. No cóż, pewnie moi mężczyźni szykują wspólną niespodziankę na wieczór.
Zrobiło mi się miło
Przynajmniej w pracy czułam, że to mój dzień. Po drodze do biura kupiłam ciasto i pączki. Wiedziałam, że te łasuchy nie odmówią. Na biurku czekał na mnie pokaźny bukiet tulipanów, bombonierka i bilety do opery. Czułam napływające do oczu łzy wzruszenia. Zaprosiłam wszystkich do naszej firmowej kuchni na urodzinowy poczęstunek. Nastrój poprawił mi się błyskawicznie.
Wracałam z pracy w naprawdę dobrym humorze. Wyszłam trochę wcześniej, bo miałam w planach jeszcze szybkie zakupy. Chciałam zrobić chłopakom na kolację lazanię. Nie spieszyłam się zbytnio, bo bliźniaki były jeszcze w szkole, a Rafał u dentysty.
Do domu dotarłam dość szybko i miałam czas, by na spokojnie wszystko naszykować. Zaczęłam się jednak martwić, gdzie podziewa się moja rodzinka, bo minęła już 18 i wszyscy powinni być.
Nie mogłam w to uwierzyć
Wybrałam numer męża, który miał zabrać chłopców, wracając od dentysty.
– Kochanie, nie uwierzysz – usłyszałam pełen entuzjazmu głos, zanim cokolwiek powiedziałam. – Wojtek ma miejsce w naszej drużynie piłkarskiej. Jeszcze będzie drugim Lewandowskim – śmiał się.
– Cieszę się, ale gdzie wy jesteście?
– No świętujemy po męsku! Zabrałem chłopców na burgery. Będziemy koło 20. Pa!
Zatkało mnie. I zrobiło mi się cholernie przykro. Popatrzyłam na nakryty stół, tort z cukierni i prawie gotową lazanię w piekarniku... To sobie poświętowałam – pomyślałam gorzko. Byłam rozżalona i wściekła. Tak wściekła, że złapałam tort i rzuciłam nim o podłogę. Wyłączyłam piekarnik, chwyciłam płaszcz i wyszłam z domu.
Chciało mi się wyć. I to dosłownie. Nie płakać, ale wyć. Co ze mną było nie tak, że najbliżsi nie pamiętają o moich urodzinach? Wystarczyło ustawić przypomnienie w telefonie! Przecież są niemal przyrośnięci do swoich smartfonów.
– Cholera jasna! – zaklęłam i to wcale nie cicho.
Zrobiłam coś dla siebie
Skoro mnie olali, to sama sobie poświętuję. Wsiadłam do auta i pojechałam do galerii handlowej. Wiedziałam, że tam na pewno znajdę miejsce u fryzjera. Po zmianie fryzury poszłam na zakupy i do kina, w którym nie byłam od miesięcy, bo wieczorami zawsze było coś do zrobienia. A to pranie, a to obiad na kolejny dzień, a to jeszcze coś innego, czego potrzebowali moi mężczyźni.
Gdy wyszłam z kina, na zegarku było już po 23. Miałam kilka nieodebranych połączeń i SMS-ów. No proszę, ktoś się jednak zainteresował. A może po prostu komuś zabrakło czystych gaci?
Zdałam sobie sprawę, jak ten przypadkowy wypad dobrze mi zrobił. Dalej byłam zła, ale zrobiłam coś dla siebie bez oglądania się na resztę rodzinki i stawianie ich potrzeb na pierwszym miejscu. Podobało mi się to.
Przeprosili mnie
W domu czekały na mnie cisza i perfekcyjny porządek w kuchni. Nikt na mnie nie czekał. Za to rano moi panowie wstali przede mną i naszykowali śniadanie. Kiedy pojawiłam się w kuchni, miałam w sobie jeszcze resztki złości na nich, ale ich widok mnie rozbawił. Stali w równym rzędzie ze skruszonymi minami. Tylko czekałam, aż zaczną skomleć.
– Mamo, przepraszamy! – synowie niemal rzucili się na mnie.
Przytuliłam ich jak kiedyś, gdy byli jeszcze mali.
– Kochanie… – zaczął mąż. – Daliśmy plamę. Nie wiem, jak wyleciało mi to z głowy, ale chcemy odkupić winy.
– Niby jak? – zapytałam.
– Mamy dla ciebie spóźnioną niespodziankę. Wybaczysz nam?
– Tylko pod jednym warunkiem. Raz w tygodniu mam wychodne. Sami robicie obiad i pranie.
Popatrzyli na mnie zaskoczeni, ale żaden się nie sprzeciwił. No to zrobiłam sobie prezent.
Czytaj także: „Nie chcieliśmy brać ślubu dla papierka. Zmieniliśmy zdanie, gdy nagle zachorowałam. Moje dni były policzone”
„Mąż po rozwodzie zapomniał o naszej córce. Błagałam na kolanach jego nową żonę, by przemówiła mu do rozsądku” „Córka wyszła za mąż za nieroba i teraz cierpi. Zięć nie potrafi utrzymać pracy dłużej niż 3 miesiące”