„Mąż i syn widzieli mnie tylko w kuchni przy garach. Dałam im nauczkę, gdy zniknęłam bez słowa”

zamyślona kobieta fot. Adobe Stock, contrastwerkstatt
„Czułam się urażona i niezrozumiana. To nic miłego okazać się nagle tą złą. Myślałam o tym i myślałam, kolejną noc szlag trafił. I doszłam do wniosku, że sama sobie jestem winna. Przyzwyczaili się obaj, że jestem zawsze na miejscu, i uznali to za stan normalny”.
/ 11.09.2024 13:53
zamyślona kobieta fot. Adobe Stock, contrastwerkstatt

Ależ koszmarna noc! Starałam się nie kręcić, równałam oddech, liczyłam barany, żeby się uspokoić, ale i tak Wiesiek się rozbudził, mrucząc z wyrzutem:

– Co z tobą, do licha! Robaki masz? Przestań się rzucać!

– Chyba że się od ciebie zaraziłam – mruknęłam do męża wściekła. – Śpij!

– Ciekawe, jak mam dokonać tego cudu, skoro cały czas się wiercisz i wzdychasz…Słuchaj, Danka, a może cię coś boli? – wystraszył się nagle. – Serce?

Taaa, serce, ale ze strachu o Łukasza, który jak polazł o szóstej po południu, tak wszelki ślad po nim zaginął! Jednak gdybym to powiedziała mężowi, zaraz zacząłby wyzywać mnie od kwok, niby że żadna normalna matka nie trzęsie się nad dorosłymi dziećmi, i w ogóle… Trułby, truł, a na końcu się obraził, że przeze mnie pójdzie rano niewyspany do pracy.

Martwiłam się o syna

Burknęłam zatem, że chyba zbliża mi się okres, a potem wzięłam koc, jakąś książkę i wyniosłam się do kuchni. Do niczego był ten kryminał, wcale się nie mogłam wciągnąć i, prawdę mówiąc, nic mnie nie obchodziło, kto zabił. Tyle pożytku z tego arcydzieła, że zaczęłam się zastanawiać, czy na mojego syna nie zasadził się gdzieś jakiś psychopata.

Było już grubo po północy, a po synu ani śladu! Zerknęłam na komórkę; niestety, wiadomości też żadnej nie przysłał. Mogłabym zadzwonić, ale pomyślałam, że młody znów się wkurzy albo, co gorsza, wcale nie odbierze i wtedy dopiero zacznę się bać. Taka milcząca komórka to najlepsza pożywka dla galopującej wyobraźni.

– Czy naprawdę tak trudno powiedzieć, kiedy się wróci do domu? Czy to aż tyle kosztuje? – utyskiwałam pod nosem.

Byłam zła

W końcu, gdzieś koło drugiej, usłyszałam hałas za drzwiami i po chwili w kuchni pojawił się Łukasz – rześki, rozpromieniony, jakby trafił szóstkę w totka. Najwyraźniej świetnie się bawił, podczas gdy ja tutaj siwiałam w najlepsze!

– Na drugi raz o północy zamknę drzwi na zasuwkę – oświadczyłam mu. – To, jak się zachowujesz, jest nie w porządku.

– O co ci chodzi? – wzruszył ramionami. – Mamo, mam dwadzieścia trzy lata!

– Ja czterdzieści trzy! – odparowałam. – A jakbym poszła i nie dawała znaku życia przez tyle godzin, pewnie dostalibyście obaj z ojcem zawału.

– Ty? – syn chwilę gapił się na mnie z głupią miną. – A gdzie ty byś mogła iść? Przecież ciągle siedzisz w kuchni.

Strasznie mnie to ubodło. Tak bardzo, że po prostu zabrałam swoje rzeczy i bez słowa poszłam do sypialni. Traktuje się mnie w tym domu jak mebel! Niby co – jedyne, co mogę zrobić, to tkwić tutaj jak wielofunkcyjny robot?!

Mąż myślał tak jak syn

Następnego dnia byłam półprzytomna z niewyspania, ale słowa jedynaka wciąż mnie piekły do żywego. Nawet wieczorem poskarżyłam się Wieśkowi. Byłam jednak w wielkim błędzie, licząc na zrozumienie.

Mój mąż z właściwą sobie delikatnością nosorożca stwierdził, że Łukasz ma rację. Ha, mało tego – powiedział wręcz, że jestem po prostu śmieszna! Albowiem Wieśkowi te dwa lata, które Łukasz po skończeniu technikum spędził z kolegami w Anglii, uzmysłowiły, że chłopak jest odpowiedzialny i potrafi sobie poradzić.

– Najwyższy czas, żeby i do ciebie dotarło, że wszyscy w tym domu są dorośli. Skończyło się niańczenie i pilnowanie – oznajmił mi mój ukochany mąż. – Chyba że masz wzmożoną potrzebę kontroli, ale jeśli tak, to twój problem, nie nasz.

– O rany, Wiesiek! Chodzi po prostu o rodzaj higieny psychicznej, o stworzenie modelu, w którym nikt nie będzie bez potrzeby martwił się o nikogo.

– Tylko ty się martwisz! – parsknął mi w nos. – Nie obraź się, Danka, ale czasem, słowo daję, przypominasz mi ciotkę Helkę. J

Ja wam pokażę!

Chociaż trudno sobie wyobrazić, żebym po porównaniu do ciotki histeryczki mogła usłyszeć coś bardziej przykrego, tak się jednak stało. Ze słów męża wynikało mianowicie, że chociaż wciąż mówię o uczuciach, mam na myśli zawsze tylko swoje… Tak twierdził.

Bo gdyby było inaczej, mogłabym przecież pomyśleć, że wydzwaniając do Łukasza, mogę trafić akurat na chwilę, gdy chłopak jest w łóżku z dziewczyną. Nie zaszkodziłoby mi też na pewno, gdybym wyobraziła sobie, jaką presję wywieram na samego Wieśka… Czy przyszło mi na przykład do głowy, że koledzy śmieją się z niego, gdy dzwoni do mnie, że będzie pracował dłużej albo zamierza iść z kumplami na piwo? Robi za dyżurnego pantoflarza!

Co jest z tymi facetami?! Przecież ja też zawsze informuję, gdy zdarza mi się zostać w biurze, i nie zauważyłam, żeby to w jakikolwiek sposób szkodziło mojemu prestiżowi. Co więcej, tak właśnie postępuje większość moich koleżanek…

Zrobiłam, co chciałam

Czułam się urażona i niezrozumiana. To nic miłego okazać się nagle tak żłą. Myślałam o tym i myślałam, kolejną noc szlag trafił. I doszłam do wniosku, że sama sobie jestem winna. Przyzwyczaili się obaj, że jestem zawsze na miejscu, i uznali to za stan normalny. Przecież Łukasz wyraźnie stwierdził, że nie mam dokąd wyjść. No to pora na zmiany!

Skoro wszyscy jesteśmy dorośli i nie musimy się nikomu opowiadać, dlaczego ja nie miałabym pójść bez uprzedzenia do kina na wieczorny seans? Baśka już dobry tydzień próbuje mnie zabrać ze sobą, bo nie chce jej się iść samej, a chłopa – powiada – żadną siłą na Almodóvara nie wyciągnie. No to raz kozie śmierć – umówiłam się z nią. Nie, żeby była ze mnie taka znów kinomanka, ale lepsza randka akurat mi się nie trafiła. Swoją drogą, fakt ten naprowadził mnie na niezbyt budującą myśl, że moje życie osobiste w zasadzie nie istnieje…

Obiecałam sobie solennie jedno: jeśli moja nieobecność nie zostanie w domu dostrzeżona, przyjmę punkt widzenia moich chłopaków i nawet nie pisnę, kiedy któryś z nich zniknie bez uprzedzenia na długie godziny. Jeżeli natomiast będą panikować, a potem spróbują wpędzać mnie w poczucie winy – uznam, że racja jest po mojej stronie. I tak długo będę się odwdzięczać pięknym za nadobne, aż ich nauczę szacunku i zrozumienia dla moich potrzeb…

Chciałam dać im nauczkę

Jeszcze zanim doszłam do multipleksu, odezwał się mój telefon. O, Wiesiek na wyświetlaczu… Dziwnie się poczułam, nie odbierając – że też zawsze wyłazi ze mnie grzeczna dziewczynka. Nie tym razem!
Schowałam komórkę z nadzieją, że nie wybuchł pożar ani nikt nagle nie zasłabł (ciut się tym gryzłam, prawdę mówiąc). Już w kinie zakiełkowało we mnie głupie przeczucie, że cały ten wypad to jedna wielka pomyłka, a już uniemożliwienie kontaktu rodzinie – prawie zbrodnia.

Baśka, która jak się okazało, jest babką całkiem do rzeczy, gdy nie wisi nad nią cień szefa, od razu chwyciła w czym rzecz. Widząc, jak w gasnącym w sali świetle ze złością wyłączam komórkę, na znak uznania podniosła kciuk do góry.

Słusznie. Zatem nie teraz, kochany – później porozmawiamy, gdy już wrócę do domu, tym bardziej że sam wspominałeś ostatnio, że rachunki za telefon są zbyt wysokie. Potem wciągnęła mnie akcja filmu i, słowo daję, zapomniałam na amen o nieszczęsnym urządzeniu w torebce. Aż do momentu gdy po zakończeniu seansu zauważyłam, że inni uruchamiają swoje. Liczba połączeń była imponująca… Także od syna.

„Do domu mam niedaleko, więc pogadam z nimi dopiero po powrocie” – postanowiłam niefrasobliwie.

O czym tu zresztą gadać? W końcu wszyscy jesteśmy dorosłymi ludźmi i możemy robić to, co chcemy, bez opowiadania się. No chyba że jednak nie…

Danuta, 43 lata

Czytaj także: „Przez 20 lat prowadziłam wojnę z sąsiadką. Pod maską złośnicy skrywała jednak tragiczną historię”
„Myślałam, że mój mąż jest nieczuły i zimny jak mrożonka. Okazało się, że ma dość oryginalny sposób na okazywanie uczuć”
„Od 20 lat żyłam jako lojalna żona, aż odezwał się dawny kochanek. Jeden telefon wystarczył, żebym rzuciła wszystko”

Redakcja poleca

REKLAMA