„Mąż dawał mi 300 zł kieszonkowego, a reszty kasy pilnował jak cerber. Siedziałam cicho, bo byłam od niego zależna”

zamyślona kobieta fot. Getty Images, Westend61
„Kiedy Rafał miał jakieś obiekcje, od razu ustępowałam. W rezultacie nabrał pewności, że zawsze jego zdanie jest słuszne. I właśnie kasa stała się główną kością niezgody w naszym związku. Innych powodów do spięć nie było, bo mąż przestał poświęcać mi uwagę, zarówno w dzień, jak i w nocy”.
/ 21.04.2024 21:15
zamyślona kobieta fot. Getty Images, Westend61

W wieku 30 lat stanęłam na ślubnym kobiercu. Przedtem opiekowałam się schorowanymi rodzicami. Jako pielęgniarka miałam do tego smykałkę. Pomaganie mamie i tacie, których bardzo kochałam, było dla mnie źródłem ogromnej satysfakcji.

Opiekowałam się starszymi osobami

Kiedy rodzice odeszli, poczułam się zbędna. Wtedy zadzwoniła do mnie przyjaciółka ze szkoły pielęgniarskiej z propozycją pracy.

– Na naszym oddziale geriatrycznym jest wakat. Wspomniałam przełożonej, że przez parę lat opiekowałaś się starszymi osobami i na pewno świetnie sobie poradzisz.

Moja przygoda z zatrudnieniem w szpitalu na poziomie wojewódzkim rozpoczęła się właśnie w ten sposób. Pensja nie powalała na kolana, ale jako tako dawałam radę wiązać koniec z końcem. Poza tym miałam to szczęście, że przydzielono mnie do naprawdę fajnego oddziału.

Pewnego razu usłyszałam od jednej z osób, którymi się opiekowałam, bardzo miłe określenie – powiedziała, że jestem "życzliwą duszyczką". Ta pani niedawno przeżyła ciężki atak serca, ale na szczęście powoli wracała do zdrowia. Każdego dnia odwiedzał ją nieziemsko przystojny syn – wysoki brunet, który od razu wpadł mi w oko. Chyba z wzajemnością, bo gdy tylko zjawiał się w szpitalu, za każdym razem zaglądał do dyżurki pielęgniarek i wypytywał o mnie.

Straciłam głowę dla tego mężczyzny

Wszystko wskazywało na to, że pani Ala zauważyła, jak wpatruję się w jej syna maślanymi oczami. Kiedy opuściła już szpital, zaproponowała mi, żebym wpadła do niej na obiad. Zwykle stronię od takich odwiedzin, bo nie chcę, aby ktokolwiek pomyślał, że mam jakieś układy z ludźmi, którymi się opiekuję.

Warto być przezornym i unikać sytuacji, które mogą stać się pożywką dla pogłosek. Mimo to udałam się do pani Ali z cichą nadzieją na spotkanie z Rafałem. Nie zawiodłam się.

Moje przypuszczenia okazały się słuszne. Zaczęliśmy randkować, a już po upływie kilku miesięcy staliśmy na ślubnym kobiercu. Później urodziła nam się córeczka.

Zajmowałam się dziećmi i teściową

Oprócz zajmowania się naszym maleństwem, moim zadaniem była także opieka nad schorowaną teściową, ale nie skarżyłam się. Gdzieś w tym okresie dobiegł końca sielankowy etap naszej relacji. Na początku nic nie rzucało mi się w oczy. 

Małżonek od zawsze marzył o prowadzeniu własnego interesu z częściami do aut. W końcu, także dzięki mojemu niemałemu wkładowi finansowemu, udało mu się spełnić to pragnienie. Dorzuciłam do tego pieniądze, które otrzymałam w spadku po bliskich oraz środki uzyskane ze sprzedaży mieszkania odziedziczonego po dziadku. Rafał też zainwestował ze swoich oszczędności solidną sumę na rozkręcenie biznesu.

Kłopoty w naszym związku zaczęły się właśnie od momentu, gdy sklep zaczął działać. To mąż wziął na siebie zarządzanie domowym budżetem. On decydował, a ja realizowałam jego polecenia. Kiedy interes zaczął przynosić zyski, doszedł do wniosku, że lepiej będzie, jeśli skupię się na zajmowaniu domem, bo nie warto tyrać za marne grosze.

Szczerze mówiąc, nie miałam nic przeciwko temu, tym bardziej że na świat przyszły kolejne dzieci – bliźniaki i momentami czułam się kompletnie zagubiona.

Mąż pilnował kasy

Byłam pochłonięta opieką nad maluchami, dbaniem o mieszkanie i teściową, więc umknęło mojej uwadze, że mój mężczyzna poświęca mi coraz mniej czasu. Przeoczyłam również fakt, iż oczekuje ode mnie skrupulatnego rozliczania się z gotówki, którą co miesiąc przeznaczał na nasze wydatki.

Początkowo sądziłam, że to przez to, że biznes dopiero się rozkręca. Ale gdy Rafał otworzył kolejny punkt sprzedaży, dotarło do mnie, że nasze finanse mają się całkiem dobrze.

– Jak śmiesz zarzucać mi, że jestem sknerą? – krzyknął któregoś dnia, gdy poskarżyłam się, że daje mi marne grosze na prowadzenie domu. – Po prostu pilnuję swoich funduszy i nie zamierzam pozwolić, by były marnowane na byle co!

Wtedy po raz pierwszy padło sformułowanie: „Moje pieniądze". W tamtym momencie nawet nie zwróciłam na to specjalnej uwagi. „Moje", „twoje" – co za różnica? Przecież byliśmy małżeństwem. Nie miałam ochoty na awanturę.

Musiałam się rozliczać

Zawsze starałam się dążyć do porozumienia. Kiedy Rafał miał jakieś obiekcje, od razu ustępowałam. W rezultacie nabrał pewności, że zawsze jego zdanie jest słuszne. I właśnie kasa stała się główną kością niezgody w naszym związku. Innych powodów do spięć nie było, bo mąż przestał poświęcać mi uwagę, zarówno w dzień, jak i w nocy.

Fakt, rozpieszczał nasze pociechy. No i wciąż dbał o pozory. Chociażby często mówił, że lubi, jak dobrze wyglądam. Dlatego co miesiąc wręczał mi 300 złotych kieszonkowego.

Weszło też w nawyk u nas, że w każdą sobotę siadałam z Rafałem przy stole i pokazywałam mu wszystkie paragony z zakupów z całego tygodnia. On za każdym razem uważnie je przeglądał, podliczał i niestety komentował.

– Ciągle ci powtarzam, żebyś płaciła kartą za zakupy – mówił. – Dzięki temu na bieżąco będę wiedział, gdzie ucieka kasa.

– To się przejdź na targ, kup parę kilo ziemniaków, trochę warzyw i owoców, a potem zapłać za to kartą – tłumaczyłam. – Zobaczysz, jak cię wyśmieją, bo nikt tam nie używa terminali.

– Ten proszek do prania kosztował 24 zł, a ja w internecie widziałem podobny za 18 złotych – zrzędził.

– Podobny to nie taki sam – irytowałam się. – Nieraz nie opłaca się kupować byle czego!

Chciałam znów pracować

Regularnie dochodziło do kłótni, w których zarzucał mi, że przepuszczam jego pieniądze. Powoli miałam tego serdecznie dosyć. Gdy dzieciaki zaczęły chodzić do szkoły, podjęłam decyzję o powrocie do pracy zawodowej. No i wtedy w czterech ścianach naszego mieszkania rozpętało się istne piekiełko.

Mąż ciągle dogadywał mi, że porzucam swoje pociechy w kluczowym momencie ich życia, że już nie dbam o rodzinę i coś mi odbiło. A co będą gadać ludzie, kiedy jego małżonka zacznie zarabiać?

– Chcesz mieć kasę na własne wydatki? – zagadnął mnie pewnego dnia mój mąż. – Dorzucę ci stówkę miesięcznie. Pasuje?

No to mu odparłam, żeby się wypchał tą swoją stówą. Awantura była taka głośna, że nawet mama Rafała wyjrzała z sypialni i rzuciła, że przez nas nic nie słyszy z telewizora, a całe miasto na bank już plotkuje o tym, co się u nas odstawia.

Tego się nie spodziewałam

W zeszły poniedziałek dostałam MMS-a od kogoś, kto najwyraźniej chciał dobrze. Na fotce zrobionej telefonem widać było, jak mój mąż wychodzi z jakiegoś budynku. Wiadomość pod spodem głosiła, że od kiedy tylko wzięliśmy ślub, Rafał spotyka się potajemnie ze swoją prawdziwą ukochaną.

Matka Rafała, skrajnie przewrażliwiona na punkcie zdrowia i lubiąca rządzić innymi, wywarła na nim presję, by stanął ze mną na ślubnym kobiercu. W ten sposób zyskała stałą opiekunkę, za którą nie musiała płacić. Byłam wstrząśnięta tą sytuacją. Przecież mimo wszystkich przeciwności darzyłam Rafała uczuciem. Sądziłam też, że zarówno dla niego, jak i dla jego mamy, jestem kimś więcej niż tylko pomocą domową. Cóż za pomyłka z mojej strony... Oni zwyczajnie mnie wykorzystali. Poczułam wtedy ogromny ból...

Miałam dość takiego małżeństwa

Jednak po wylaniu morza łez z powodu swojej niedoli postanowiłam wziąć się w garść. Koniec z tym! Nie dam się już tak traktować! Spakowałam manatki swoje i dzieciaków i przeprowadziłam się do lokum po rodzicach, które było przeze mnie wynajmowane, a pozyskane z tego środki oddawałam mężowi. Udałam się do prawnika i złożyłam papiery rozwodowe.

Małżonek postraszył mnie, że jeżeli nie wycofam wniosku i nie wrócę z pociechami niczym wzorowa i praworządna żona, to mnie zrujnuje. Nawet nie miałam ochoty go słuchać.

Rafał dopiero podczas rozprawy sądowej zorientował się, że przez tyle lat naszego związku znęcał się nade mną. Sama też wtedy uświadomiłam sobie, że padłam ofiarą przemocy finansowej, choć wcześniej nawet przez myśl mi to nie przeszło.

Rozprawa rozwodowa była trudna

Sąd postanowił również, że całe „jego" dobra zostaną podzielone po równo, między innymi ze względu na to, że kiedy zakładał firmę, to ja dałam połowę pieniędzy na start.

– Przecież to ja sprawiłem, że ta firma tak świetnie prosperuje! Moja ciężka praca przyczyniła się do jej rozkwitu! – wykrzyknął wzburzony Rafał.

– Zgadza się, istotnie przyczynił się pan do rozwoju przedsiębiorstwa – przyznała sędzia – jednakże pańska małżonka w tym okresie troszczyła się o funkcjonowanie waszej rodziny. Oboje wypełniliście swoje zadania, dlatego każdemu z was należy się po równo z waszego wspólnego dobytku.

– Pana zachowanie względem ludzi, którzy byli od pana słabsi i zależni, jest wyjątkowo naganne. Stosowanie przemocy zasługuje na najwyższe potępienie – powiedziała sędzia surowym tonem.

– Ależ ja nawet palcem jej nie tknąłem! – zawodził mężczyzna rozpaczliwie.

– Ograniczanie dostępu do środków finansowych to też forma przemocy! – stwierdziła sędzia stanowczo. 

Postanowiłam znów pracować jako pielęgniarka. Lubię swoją profesję i staram się przekazać dzieciom, żeby nie oceniali ludzi po zasobności portfela. Nie chcę, żeby stały się takie jak ich ojciec. 

Czytaj także: „Wnuczka podlizuje się, bo liczy na moje mieszkanie w spadku. Nic nie dam tej dwulicowej smarkuli”
„Rodzina traktowała nasz domek na Mazurach jak darmowy hotel. Miałam dość tej bandy darmozjadów”
„Mąż zostawił mnie tuż przed porodem, bo mu się odwidziała zabawa w tatusia. Zostawił mnie samą w brudnych pieluchach”

 

Redakcja poleca

REKLAMA