„Mąż cieszy się z awansu jak dziecko. Nigdy mu nie powiem, że to moja zasługa, bo przespałam się z jego szefem”

smutna kobieta fot. Adobe Stock, Olena Bloshchynska
„– Zaraz będzie taksówka na twoje nazwisko. Już opłacona. Mam nadzieję, że nie jesteś obrażona, ale sama rozumiesz, jestem po kilku kieliszkach. Nie mogę ryzykować. A mąż będzie zadowolony – zarechotał. Na początku nie zrozumiałam, ale potem do mnie dotarło, co chciał przez to powiedzieć”.
Listy od Czytelniczek / 03.12.2023 21:15
smutna kobieta fot. Adobe Stock, Olena Bloshchynska

Na urodzinowe przyjęcie poszłam do Eleonory sama. Marek w tym czasie był służbowo w Londynie. Nie mógł się z tego wyjazdu wyplątać. Tak mi powiedział, choć myślę, że nawet nie próbował. W końcu to było tylko party mojej przyjaciółki. Nic wielkiego i nic, co mogłoby mu pomóc w karierze. Wiem, że nie powinnam tak mówić o mężu, ale taka jest prawda.

Mężowi zależało na karierze

Początkowo tego nie zauważałam, myślałam, że chodzi o nas i o nasze dzieci, o lepsze warunki życia. W pewnym momencie stało się dla mnie jasne, że Marek jest chorobliwie ambitny. Dla kariery zrobi wszystko. No powiedzmy, prawie wszystko.

– Ty sobie nie wyobrażasz, jakie to ważne. Leszek wybrał właśnie mnie. Ci wszyscy zazdrośnicy skręcają się teraz z bólu. Tyle lat podlizywania się Leszkowi i klops. Widzą, kto tu naprawdę rządzi…

– Nie rządzisz tam, Mareczku. Po prostu Leszek docenia twoje starania.

– Docenia, docenia. Bo ma co doceniać, bo jestem najlepszy.

Nie lubiłam tych dyskusji. Najczęściej potakiwałam, a Marek gadał i stroszył pióra. Leszka widziałam tylko raz, dwa lata temu na imprezie integracyjnej w ich firmie. Nie miałam ochoty iść, ale Marek się uparł.

– Muszą cię zobaczyć! Niech im oko zbieleje. Założę się, że będziesz najseksowniejszą laską na tym całym party. Moja Anitka, będę cię przedstawiał, a oni…

Mógł tak w nieskończoność. Paplał i roił sobie Bóg wie co. Już się widział na piedestale albo nawet tronie. Głupi ten mój mąż! 

Kiedyś poznałam jego szefa

Ten cały Leszek robił na bankiecie za udzielnego księcia, kawał bufona. Widać było, że kasa przewróciła mu w głowie. Kasa i władza. Z tego wszystkiego, co Marek opowiadał zorientowałam się, że trzyma tych wszystkich spragnionych awansu na bezpieczną odległość i tak nimi manipuluje, żeby harowali, nie oglądając się na rodziny. A on, jak na szachownicy, tego przesunie do przodu, tamtego odsunie trochę w bok, ale stara się, żeby nikt zbytnio się nie wysforował. 

Rzucił mi przelotne spojrzenie, od niechcenia, ukłonił się i koniec. Marek liczył na inną reakcję. Wynudziłam się za wszystkie czasy, aż wreszcie zmusiłam Marka, żeby zamówił mi taksówkę, bo on, oczywiście, musiał być na posterunku do końca.

Ja mam zupełnie inną filozofię. Wolę spokojną pracę, bez stresu i bezustannego napięcia. Nawet jeśli kasa jest niewielka. Przecież najważniejsza jest rodzina, prawda? I zdrowie. No i szczęśliwe dzieci.

Cieszyłam się z tej imprezy

Na swoje urodziny Eleonora zaprosiła nas do znanej restauracji. W przeciwieństwie do bankietów organizowanych przez firmę Marka, na tym spotkaniu chciałam koniecznie być. Przyjaźnimy się z Norą od lat, może już nie tak intensywnie jak kiedyś, ale jednak regularnie dzwonimy do siebie z najnowszymi plotkami. Jej urodziny to okazja, żeby się przynajmniej raz w roku spotkać.

Poprosiłam moją mamę, żeby posiedziała z dzieciakami, a sama wyszykowałam się na bóstwo. Gdy dotarłam na miejsce, było już sporo ludzi. Sami znajomi z dawnych czasów i trochę „drugich połówek”.

– Oto jest moja sympatia – wykrzyknął na mój widok mąż Nory. Zawsze demonstracyjnie próbował mnie zawstydzić. – Specjalnie zarezerwowałem tu dla ciebie krzesło, mamy sobie przecież tyle do powiedzenia.

Zawsze tak mówił i zawsze na tym się kończyło. Kilka komplementów i zabierał się za powolne upijanie z kolegami. Na szczęście, posadził mnie pomiędzy sobą a Jurkiem, z którym znam się jeszcze ze szkoły i jego sympatyczną żoną, więc byłam bardzo zadowolona. Potem towarzystwo się przegrupowało. Przesiadali się, żeby z kimś zamienić kilka słów, a ja i Nora usiadłyśmy na chwilę przy barze. Na ploty.

Trochę plotkowałyśmy

– I co tam u was? Marek ciągle w pracoholicznym amoku?

– To już się pewnie nie zmieni. Bardzo cię pozdrawia, ale nie mógł być, bo ma jakiś służbowy deal w Londynie.

– Ech, ten Londyn! – westchnęła Nora. – Kryśka była w Londynie i znalazła tam wreszcie miłość swojego życia. Zwróciłaś uwagę, jaka jest odmieniona?

– Rzeczywiście, nie wiedziałam tylko, że to przez chłopa. Tamtejszy?

– Nasz, ale z tych lepszych. Jakieś sprawy bankowe, no wiesz, kasa, loft. Cywilizowany jakiś. Właśnie podjęła decyzję o przenosinach. Idzie na całość, nawet mieszkanie sprzedaje.

– Odważna dziewczyna.

– No właśnie, kto by się tego po niej spodziewał?

– Może ją przypiliło. Stara już jest – zaczęłyśmy się śmiać.

Jego się tu nie spodziewałam

– Norko, kochanie, pozwól, że ci przedstawię, mój stary kumpel Leszek, cudownie odnaleziony dzięki dobrodziejstwu Facebooka, chciałby ci złożyć życzenia.

– Dzień dobry i wszystkiego najlepszego. Widziałem pani zdjęcia na stronie męża, ale to, co widzę w naturze, jest wręcz olśniewające. A to maleńki drobiazg, który, mam nadzieję, usprawiedliwi moje wtargnięcie.


Nora zachwycała się kolczykami, a jej mąż wziął mnie za rękę.

– To jest Leszek, mój stary przyjaciel, a to moja najbardziej ulubiona za wszystkich przyjaciółek Nory, zjawiskowa Anita.

Oczywiście zrobiłam się czerwona jak burak. Leszek podał mi dłoń, przytrzymał krótko i zajrzał mi głęboko w oczy. Nie poznał mnie? A może tylko udawał? Nie będę sama się przypominała. Skoro mnie nie poznał, to znaczy, że nie jestem aż taka zjawiskowa. I bardzo dobrze. Nawet jeżeli jestem, to nie dla niego. Potwierdził tylko, jakim jest cholernym bucem.

Chciałam wracać do domu

To upokarzające, że mój Marek musi się płaszczyć przed takim typem tylko dlatego, że ten ma kasę. Świat nie jest sprawiedliwy. Zamówiłam kolejnego drinka. Potem zatańczyłam z Jurkiem. Trochę zaszumiało mi w głowie. Postanowiłam się ewakuować. Jurek chciał mi pomóc, ale przegnałam go do żony.

– Wszystko jest okej, uciekaj do niej, zobacz, że siedzi tam sama. Nie przejmuj się mną, tu powinno być pełno taksówek, a jak nie, to wezwę, mam telefon. No już! Spadaj!

Wyszłam na zewnątrz. Chłodne powietrze dobrze mi zrobiło. Doszłam do rogu i wygrzebałam telefon z torebki.

– Gdzie chcesz dzwonić?

Usłyszałam głos Leszka tuż przy moim uchu. Poczułam ciepło jego oddechu.

– A co ty tu robisz? Ja dzwonię po taksówkę, bo jadę do domu.

– Nie dzwoń. Podwiozę cię, mam samochód. No chodź. Tak będzie szybciej i bezpieczniej – uśmiechnął się.

Zaczął mnie podrywać

Mówił to tak aksamitnie, że poczułam, jakby mnie swoim głosem głaskał po karku.

– A tak poza tym, to wcale nie jesteśmy na „ty” – próbowałam się jakoś z tego zniewolenia wykaraskać.

– Już jesteśmy. Kto wie, może zawsze byliśmy? To nie może być przypadek, że cię tu spotkałem. Kobietę, o której marzę od momentu, kiedy ją zobaczyłem po raz pierwszy.

– O, ciekawe. Może mi przypomnisz, gdzie spotkaliśmy się po raz pierwszy?

– Przestań, kokietko! Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że nie zauważyłaś, jakie zrobiłaś na mnie wrażenie wtedy w firmie, na naszym firmowym spotkaniu?

– Zrobiłam? Myślałam, że nawet mnie nie zauważyłeś!

– Nie zauważyłem? Żartujesz sobie ze mnie? Nogi się pode mną ugięły. Zauważyłem twoją czarną sukienkę, szpilki, fryzurę, twoje oczy i nawet zapach. Ciebie zauważyłem, wariatko. Co miałem zrobić? Rzucić się na podłogę pod twoje nogi i krzyknąć przy wszystkich i przy twoim mężu, że jestem oczarowany, że brak mi tchu? Nie mogłem tego zrobić, chociaż potem, wielokrotnie tego żałowałem.

– Nie przesadzaj...

– Anitko, naprawdę nie czujesz tego samego, że coś nas sprowadziło do tego miejsca? Że jesteśmy dla siebie? 

Wylądowaliśmy w łóżku

Ruszył z parkingu, wioząc mnie kompletnie oszołomioną, zagubioną w jego słowach. Nawet nie zauważyłam, że nie wiózł mnie do mojego domu.

– Gdzie my jesteśmy?

– U mnie. Na chwilę. Na dwa zdania jeszcze. Daj mi chociaż tyle.

– Nie mogę. Nie chcę. Zawieź mnie do domu.

– Zaraz to zrobię, obiecuję. Tylko jeden toast. Za nasze nieprzypadkowe spotkanie. Proszę.

Wchodziłam do niego, myśląc o Marku. Coś we mnie złośliwie zachichotało.

„Ty się płaszczysz przed nim, a on przede mną”. To głupie i podłe, ale taka myśl pojawiła się w mojej głowie. I jeszcze ciekawość. Co będzie teraz?

– Zgodnie z obietnicą, tylko ten toast. Tylko szampan dla królowej…

Wypiliśmy i nawet nie wiem, kiedy wylądowaliśmy w łóżku. Pożądanie wybuchło we mnie w sposób nieprzewidywalny i nie do opanowania. Zniknęły dzieci i moja matka, zniknął Marek, zniknął cały świat. Było mi wszystko jedno, liczyło się tylko to, co działo się między nami. A działo się…

– O matko, która godzina?

– Dochodzi północ.

– Już dwunasta? – rzuciłam się do łazienki, zbierając z podłogi ciuchy.

Gdy wyszłam, Leszek siedział w fotelu i przełączał kanały telewizora.

– Zaraz będzie taksówka na twoje nazwisko. Już opłacona. Mam nadzieję, że nie jesteś obrażona, ale sama rozumiesz, jestem po kilku kieliszkach. Nie mogę ryzykować. A mąż będzie zadowolony – zarechotał.

Na początku nie zrozumiałam, ale potem do mnie dotarło, co chciał przez to powiedzieć. Uśmiechnął się tylko, ale to był już zupełnie inny rodzaj uśmiechu. Odwróciłam się na pięcie i zbiegłam po schodach. Kierowca już czekał.

– Pan Leszek to dziany gość, nie? – popatrzył na mnie przez lusterko.

Wydawało mi się, że widzę jego obleśny uśmiech. Nic nie odpowiedziałam.

Mąż był z siebie dumny

W poniedziałek wrócił Marek, szczęśliwy i podekscytowany.

– Londyn, to wiesz, serce biznesu. Dalej to już tylko Nowy Jork. Załatwiłem wszystkie sprawy na medal, znasz mnie, kontrakt będzie dopięty i Leszek zrobi ze mnie szefa londyńskiego oddziału firmy! No to wtedy sobie pożyjemy! A ty co taka ponura?

– Nic. Chyba bierze mnie grypa.

– To do łóżka! Masz się wyleczyć, bo w przyszłym tygodniu jest zaplanowana bardzo prestiżowa impreza. Tylko dla najlepszych. Tym razem ci nie odpuszczę, musisz ze mną iść. Bez gadania. Daj buzi swojemu przystojniakowi.

– No cześć, co się nie odzywasz? Wszystko w porządku? – we wtorek zadzwoniła Nora.

– Grypę mam chyba.

– Dlaczego uciekłaś z imprezy? Zniknęłaś tak nagle, dzikusko!

– Mama pilnowała dzieci, musiałam.

– A, to dobrze, bo przez moment myślałam, że to była ustawka z tym podejrzanym kumplem mojego, z tym Leszkiem. On też zaraz wybiegł. Nie podoba mi się ten typ.

– Mnie też nie.

– No to oddycham z ulgą. Wyleciał chwilę za tobą, a mój mi po wszystkim powiedział, że wprosił się na imprezę. Wyobraź sobie, no wiesz, na chama. Mój nie bardzo wiedział, jak go spławić. I wcześniej dopadł go na tym Facebooku. Dziwny facet.

Zostałam zmanipulowana

W środę Marek powiedział, że uroczysta kolacja będzie w najbliższy piątek i on się spodziewa, że Leszek ma na niej ogłosić nasze przeniesienie do Londynu.

– Moją piękną żonę już poznałeś – powiedział zadowolony z siebie Marek do Leszka, który witał gości.

– Tak, owszem. Bardzo się cieszę, że panią widzę. Mąż naprawdę zasłużył na ten awans – powiedział Leszek, patrząc na mnie obleśnie.

A ja zrozumiałam, że to wszystko, co się wydarzyło, było zagrywką z jego strony. Teraz ma haka na mnie i jeśli nie będę robić, co zechce, mąż straci stanowisko, albo dowie się, jak je dostał. Nie mogę na to pozwolić. I pluję sobie w brodę, że tak łatwo dałam się uwieść takiemu typowi.

W domu Marek ciągle próbował wzmacniać swój optymizm.

– To jest świetny gość, ten Leszek. On wie, że jestem najlepszy. Musi to wiedzieć i dlatego mnie awansował.

– Na pewno – powiedziałam, siląc się na uśmiech.

Anita, 35 lat

Czytaj także: „Miałam 100 zł w portfelu, adres ciotki i ważny paszport. Wolałam żebrać na ulicy niż żyć z damskim bokserem”
 „Byłem profesjonalistą w swoim zawodzie, ale zacząłem wątpić w swoje powołanie. To może spotkać każdego”
„Sąsiadka to wstrętna jędza, która chciała mnie wrobić w kradzież. Mam swoje za uszami, ale kara spadła na nią”

 

Redakcja poleca

REKLAMA