Zabawa trwała w najlepsze, strzelały fajerwerki, ludzie robili postanowienia, żeby coś zmienić w swoim życiu. Zorganizowałam tę imprezę, powinnam się cieszyć chwilą wraz z innymi. A jednak ta zadra w sercu...
Może już czas iść do przodu?
Minuta po północy. Przeszłam kilka kroków do okna wychodzącego na Park Zdrojowy i spojrzałam na ciemne niebo, gdzie rozbłyskiwały sztuczne ognie. Puszczał je wynajęty pirotechnik, a goście okrzykami nagradzali co piękniejsze rozbłyski. A ja czułam się tak, jakbym była w czarnej dziurze koszmarnej rozpaczy.
– To najlepszy czas, by podjąć noworoczne postanowienie – usłyszałam obok głos Ahmeda, mojego wspólnika, odkąd zostałam menedżerem.
– Jak wiadomo, ludzie podejmują dziesiątki postanowień i żadne nie trwa dłużej niż do końca stycznia – odparłam. – Wiem to z własnego doświadczenia. Więc już od dawna niczego sobie nie obiecuję. Bo kiedy okazuje się, że nic mi się nie udało, czuję się jeszcze gorzej.
– Ludzie robią błąd, chcąc zmienić za dużo rzeczy. A przede wszystkim są to sprawy nieistotne. Schudnę. Będę ćwiczyć, więcej czytać. Będę się mniej kłócić. Takie tam bzdury – spojrzał na mnie.
Ciemnooki, w czarnym stroju szefa kuchni wyglądał tak ciepło, od razu wzbudzał zaufanie.
– Złóż jedno. Takie, które wiesz, że naprawdę w twoim życiu zmieni coś ważnego. Coś, co cię naprawdę gniecie, nie daje spać, ale nie masz w sobie dość woli, by zrobić z tym porządek. Przyrzeknij sobie, że teraz to zrobisz. I ustal nieprzekraczalny termin.
Głos Ahmeda ucichł, z dworu dolatywały syk wylatujących rakiet, grzmoty wykwitających ogniowych kwiatów i okrzyki zachwytu zebranych gości sylwestrowej zabawy.
Coś, co nie daje mi spać?
O tak, było coś takiego. Wracałam wtedy od lekarza z receptą na leki na zgagę. Najbliższa apteka była w galerii handlowej. Stałam w kolejce do farmaceuty i przez szklaną ścianę zobaczyłam Radka, mojego 20-letniego syna. Siedział przy stoliku kawiarnianym z jakąś dziewczyną. Nie znałam jej. Byłam ciekawa, czy to pierwsza randka, czy może już kolejna. Dziewczyna wyglądała sympatycznie, zwyczajnie, a nie tak wulgarnie, jak jego poprzednia. Nie lubiłam tamtej. Dobrze, że się w końcu rozstali. Zresztą od razu wiedziałam, że tak się stanie, bo nie pasowali do siebie. Ale nic synowi nie mówiłam. Musiał się sam o tym przekonać. Młodzi nie słuchają mądrości matek. Wiem to z własnego doświadczenia.
Kupiłam lekarstwo i wyszłam z apteki. Zawahałam się – podejść czy nie… W końcu uznałam, że to byłaby lekka przesada. Mamuśka wtrącająca się w życie miłosne syna. Już chciałam się odwrócić, gdy Radek dostrzegł mnie i… wyraźnie się spłoszył. Spojrzał na dziewczynę, coś jej powiedział, ona popatrzyła na mnie, coś powiedziała, i wtedy mój syn wstał i skinął na mnie dłonią. Hm, interesująca reakcja... Ale jeszcze wtedy niczego nie przeczuwałam.
Podeszłam do stolików ustawionych przy kawiarni w galeryjnym korytarzu. Dziewczyna też wstała, by się przywitać. Dobrze wychowana, przemknęło mi przez myśli. Wyglądała na młodszą od Radka. 16-17 lat. Uśmiechała się leciutko, jakby niepewna. Jakby obawiała się, jak zareaguję. Dlaczego miałabym źle zareagować, zdziwiłam się w duchu? Ale wtedy nagle dotarło do mnie, że wydaje mi się chyba znajoma.
Coś w jej twarzy kogoś mi przypominało
Zmarszczyłam brwi, przyglądając się jej uważnie. Do stolika miałam jeszcze kilka kroków. Dziewczyna spojrzała spłoszona na Radka. Ja też na niego spojrzałam – i uderzyło mnie, że ona jest podobna do niego. Mają taki sam nos, wykrój warg, i takie same brwi – szerokie i proste. U niej to było delikatniejsze, kobiece, ale mimo wszystko. Stanęłam. Krew uderzyła mi do głowy. Ciśnienie się podniosło.
– Mamo, to jest…
– Twoja mama już wie – powiedziała dziewczyna. – Dzień dobry pani.
Coś jeszcze mówiła, ale ja już się odwróciłam i odchodziłam, szybko. Radek pobiegł za mną, poczułam jego dłoń na ramieniu.
– Mamo, proszę…
Nie popatrzyłam na syna. Nie mogłam. Wyrwałam ramię z jego uścisku.
– W domu. Porozmawiamy w domu.
Ale nie wróciłam prosto do domu. Nie mogłam. Byłam zbyt wzburzona. Skręciłam zatem do parku. Usiadłam na ławeczce i patrząc na staw z kaczkami, próbowałam się uspokoić. No, prawie mnie szlag trafił, że mój syn tak mnie zdradził!
Wszystko do mnie wróciło. Cała historia mojego małżeństwa... Mojego męża, Andrzeja, pokochałam nie od razu, ale jak już mnie walnęło, to na dobre.
Wiedziałam, że tylko z nim mogę być szczęśliwa
Że tylko jego chciałam. Pobraliśmy się, gdy zaczynałam pracę w restauracji jako asystentka menedżera. Takie przynieś, wynieś, pozamiataj. Często dosłownie. On był inspektorem sanitarnym. Więc z początku żyliśmy z dnia na dzień. Po 2 latach zdecydowaliśmy się na dziecko i na świat przyszedł Radek. Już było nam finansowo lepiej, ja dostałam spore mieszkanie po babci, on miał kawalerkę, którą wynajęliśmy.
Kochaliśmy się mimo upływu lat, dziecko było zdrowe, żadnych kłopotów bytowych. Czegóż chcieć więcej? Prosiłam tylko Boga, żeby tak już pozostało. Radek miał 7 lat i właśnie poszedł do szkoły, kiedy zauważyłam, że mój mąż zachowuje się dziwnie. Przez tydzień chciał mi coś powiedzieć, ale wycofywał się w ostatniej chwili. A jednocześnie w łóżku był jeszcze bardziej namiętny, jeszcze bardziej zwracał uwagę na moją przyjemność. Jakby z góry za coś przepraszał. W końcu nie wytrzymałam i kazałam mu powiedzieć, co się dzieje. Bo naprawdę zaczęłam się niepokoić. Różne rzeczy sobie wyobrażałam, ale rzeczywistość jak zwykle była nie do podrobienia.
– Widzisz, Martuniu, chodzi o to… że ja bardzo cię kocham. Jesteś jedyną kobietą, z którą chcę spędzić życie, z którą chcę się zestarzeć. Jesteśmy dla siebie stworzeni. Wiesz o tym, prawda? Byłam zdezorientowana.
– To wiem – powiedziałam. – Też cię kocham i też tak czuję. Ale co chcesz mi powiedzieć? Proszę, nie każ mi czekać.
Westchnął i zaczął wyłamywać palce. A potem wyrzucił z siebie wszystko, jak serię z karabinu, na jednym wydechu:
– Mam drugie dziecko, córkę, nie wiedziałem o tym, ale jej matka umiera na raka i chce, żebym ją wziął i wychował. To moja córka, nie wyobrażam sobie, żeby ją oddać do domu dziecka, a przecież zawsze chciałaś mieć dwójkę dzieci, chłopca i dziewczynkę. Ona ma na imię Zosia, ma 2 lata, jest słodka i bardzo chciałbym, żebyśmy ją wzięli, i strasznie cię przepraszam, nie chciałem cię zdradzić, to się zdarzyło tylko raz, więcej się nie widzieliśmy, bo ona wiedziała, że ciebie kocham, i jak mówię, o niczym nie wiedziałem, ale teraz jest to dziecko i nie mogę go zostawić. Weźmiemy Zosię?
I popatrzył na mnie oczami, w których widziałam błaganie i strach.
Nie jestem w stanie opisać, co wtedy czułam
To był taki totalny sprzeciw. Nie wiem, czy był lepszy sposób, w jaki Andrzej mógł mi to powiedzieć, żebym potrafiła to zaakceptować. Być może, ale z pewnością nie był to ten sposób. W głowie kołatała się tylko jedna myśl – zdradził mnie z inną. Byliśmy razem, byliśmy szczęśliwi, dałam mu wszystko, czego pragnął – dom, miłość, siebie, dziecko. A on to odrzucił. Podeptał. Zalał mnie gniew – najpierw gorący, potem zimny. Coś się we mnie pozamykało i stałam się głucha na wszelkie przekonywania, przeprosiny, błagania. Zwłaszcza że moje przyjaciółki trzymały moją stronę.
Łatwo im było mówić, one nie cierpiały. Ja tak. W tym gniewie, złości i zapiekłej zaciętości byłam jednym wielkim nieszczęściem. Pamiętam, że ktoś mnie kiedyś zapytał, czy gdyby on odrzucił córkę, to czy pozwoliłabym mu zostać. Czy wtedy bym mu wybaczyła? Nie.
Rozwiodłam się z mężem i doprowadziłam do tego, że odebrano mu prawo opieki nad naszym synem. No bo skoro wybrał inne dziecko, to nie ma prawa do mojego. Radek nie był zadowolony, że nie będzie już miał ojca, ale ja nie widziałam nawet bólu swojego dziecka. To ja zostałam zdradzona. Wyrzucona na śmietnik. Nigdy więcej nikogo nie pokochałam. I to też była wina Andrzeja.
A teraz znów zostałam zdradzona
Przez własnego syna. Kiedy przyszłam do domu, Radek już był. Bez słowa postawiłam koszyk z zakupami na stole w kuchni. Stanął w drzwiach. Po kilku minutach przerwał ciężkie milczenie.
– Nigdy nie zapomniałem o tacie. Ale szanowałem twoją wolę, twój ból. Nie szukałem go. Kilka miesięcy temu, gdy miałem dyżur na pogotowiu, pojechaliśmy na wezwanie do mężczyzny z dusznościami. To był ojciec. Opiekowała się nim Zosia. Nie wiedziałem, że mam siostrę. Nie powiedziałaś mi. A wiedziałaś, że zawsze chciałem mieć rodzeństwo. Że nie chciałem być sam. Uznałem, że przecież nie mogę odwrócić się i uznać, że ojciec to nie mój ojciec. Zwłaszcza że jest dobrym człowiekiem. Świetnie ją wychował. I ona jest świetna. Zastanawialiśmy się od jakiegoś czasu z Zosią, czy jesteś gotowa wybaczyć ojcu.
– Nie. Nie jestem w stanie.
– Nie rozumiem cię, mamo. Przecież nie jesteś taka… zamknięta, zacięta, czy jak to nazwać. Minęło już 15 lat…
– Nie. Jak kiedyś ktoś cię zdradzi i zrani, tak jak twój ojciec zranił mnie, to wtedy zrozumiesz, że nie ma wybaczenia. A teraz jeszcze – popatrzyłam na syna – ty mnie zdradziłeś.
– Mamo…
Wyszłam z kuchni. I od tamtej pory nie odezwałam się do syna. Nie mogłam. Po 3 miesiącach się wyprowadził. Powiedział, że kocha mnie i w każdej chwili mogę do niego zadzwonić, żeby wrócił. I on wróci. To było w czerwcu.
Zacięłam się w swoim gniewie
Uznałam, że nie mam już syna. Gorycz sączyła się ze mnie, emanowała, wszyscy wokół widzieli, że jestem nieszczęśliwa, ale ja nie słuchałam. Dopiero kiedy patrzyłam na sylwestrowe fajerwerki wybuchające na czarnym niebie, pomyślałam, że czas spojrzeć prawdzie w oczy i przyznać, że już dawno wszystkim wybaczyłam. A teraz powinnam wytłumaczyć sobie, że od ludzi, których kochałam, trzyma mnie z dala fałszywa duma. No bo przecież „nie będą robić ze mnie idiotki”. „Nie dam się upokarzać”. I takie tam. Jakby ktoś rzeczywiście chciał mnie upokorzyć. Kobiety, które naprawdę mają problemy, wyśmiałyby mnie. Nawet jedna to zrobiła. Moja matka.
– Powinnaś strzelić focha przez tydzień, a potem pozwolić się przeprosić i cieszyć się, że masz tak odpowiedzialnego męża. Nie wyparł się dziecka, nie ukrył go przed tobą. Zdarzył mu się błąd, ale tylko jeden. Głupia jesteś.
Spojrzałam w niebo.
– Zakończę to szaleństwo raz, a dobrze – powiedziałam cicho, do siebie. – I przestanę być idiotką.
Obok mnie Ahmed chrząknął z akceptacją. Dałam mu sójkę w bok i kazałam zająć się resztą wieczoru. Sama wsiadłam w samochód i pojechałam na drugi koniec miasta. Nie wiem, dlaczego sądziłam, że będą spędzać sylwestra w mieszkaniu, we trójkę. Ale byli. Radek, jego przyrodnia siostra Zosia, i Andrzej, mój były mąż. To był najlepszy sylwester ze wszystkich. I to było jedyne postanowienie noworoczne w moim życiu, które wypełniłam co do joty.
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”