„Eksmąż był samcem alfa, któremu musiałam usługiwać. Ukrywałam przed nim to, ile zarabiam, żeby nie urazić jego ego”

Kobieta, którą kontroluje mąż fot. Adobe Stock, Voyagerix
„Na stole zawsze musiał czekać ciepły obiad, a dom miał lśnić. Jego ego nie pozwalało mu nawet przyjąć do wiadomości, że przez niego nie mamy dzieci. Musiałam nawet ukrywać swoją wypłatę, żeby nie dowiedział się, że zarabiam więcej od niego”.
/ 12.12.2021 01:13
Kobieta, którą kontroluje mąż fot. Adobe Stock, Voyagerix

Gdy brałam ślub z Darkiem, byłam świeżo upieczoną ekonomistką zatrudnioną jako księgowa w małej firmie zajmującej się eksportem i importem maszyn rolniczych. Nie miałam wielkich ambicji zawodowych, chciałam być dobrą żoną i w przyszłości mamą. Zostałam wychowana w bardzo tradycyjnej rodzinie. Nie było mi łatwo przekonać rodziców, żeby pozwolili mi iść na studia.

– Ekonomia? A po co ci to? W prowadzeniu domu to, co wiesz, w zupełności ci wystarczy – gderała mama.

Pomogło mi, że mój brat o studiach nie chciał słyszeć, a tacie przypadła do gustu myśl, że będzie mógł się chwalić kolegom, że jego dziecko – jako pierwsze w rodzinie – będzie mieć wyższe wykształcenie. Darek miał w kwestii obowiązków kobiety podobne zdanie co moi rodzice. Oczekiwał, że gdy wróci z pracy, mieszkanie będzie posprzątane, a na stole będzie stał ciepły obiad. Zgadzał się na moją pracę, póki nie kolidowała z obowiązkami domowymi. No i oczywiście wiadomo było, że jak pojawi się dziecko, to pracę zostawię.

Niestety, dziecko się nie pojawiło. Lekarze zapewniali mnie, że ze mną jest wszystko w porządku. Ale Darek nie zamierzał się przebadać, bo przecież wie, że jest „stuprocentowym mężczyzną”. W pracy radziłam sobie bardzo dobrze. A że firma zaczęła się rozwijać, szefowa zaproponowała mi przejście do działu analiz. Zgodziłam się i poszłam na kurs. Zajęcia odbywały się w weekendy, płacił za nie pracodawca. Darek się oczywiście wściekał, ale ja już wtedy trochę zhardziałam i mniej się tym przejmowałam.

Po roku dostałam sporą podwyżkę. Zorientowałam się, że teraz będę zarabiać więcej niż Darek. I wiedziałam, że mu się to nie spodoba. W tajemnicy przed nim założyłam własne konto (do tej pory mieliśmy tylko wspólne) i poprosiłam, żeby firma tam przelewała mi część pensji.

Odkładałam pieniądze na czarną godzinę

W pracy spędzałam coraz więcej czasu. Nie musiałam, ale chciałam. Darek był niezadowolony, ale i bez tego ciągle miał zły humor. Obiad gotowałam wieczorem i zostawiałam mu w lodówce. Kiedy wracałam, zmywałam, potem sprzątałam i prałam. Prawie nie rozmawialiśmy. Chciałam odejść, ale w mojej rodzinie nie było rozwodów. A już na pewno żon porzucających mężów. Liczyłam na to, że w końcu Darek znajdzie sobie kogoś i mnie zostawi. Kogoś, kto w jego mniemaniu będzie lepszy ode mnie i da mu dziecko.

Doczekałam się po trzech latach. Kiedy mi powiedział, że odchodzi, wyrwało mi się „nareszcie”. Darek spojrzał na mnie spode łba, ale nie zareagował. Rozwód dostaliśmy szybko. Nie mieliśmy dzieci ani majątku – mieszkanie cały czas wynajmowaliśmy. Mama wzdychała na przemian „co za skandal” i „jaki z niego drań”. Zobaczyłam go z nową żoną kilka miesięcy później. Miła dziewczyna, pewnie ledwie po dwudziestce. Zrobiło mi się jej żal. Wiem od wspólnych znajomych, że nie urodziła Darkowi dziecka, a dwa lata po ślubie zostawiła go.

Odkładanych przez lata pieniędzy wystarczyło mi na wkład własny na mieszkanie w nowym, ładnym bloku. Na resztę dostałam kredyt. Zaczęłam nowe życie. I wszystko miało w nim być inaczej. Gotowałam tylko wtedy, jak miałam ochotę. Często jadłam na mieście. Raz w tygodniu przychodziła pani do sprzątania. Ja zapisałam się na angielski, jogę i do Klubu Dobrej Książki. Obcięłam włosy i zaczęłam się inaczej ubierać. W pracy zostałam szefową zespołu i dostałam kolejną podwyżkę.
Życie singielki bardzo mi się podobało. Moim rodzicom mniej. Mama ciągle pytała, czy już kogoś poznałam.

– Jak się postarasz, to i rozwód kościelny dostaniesz, skoro Darek nie może mieć dzieci – powtarzała. – Tylko nie zwlekaj, bo w końcu będziesz za stara na dzieci.

Odpowiadałam jej zawsze wymijająco, że zobaczę, że mam czas. A tak naprawdę dawno już doszłam do wniosku, że dzieci mieć nie chcę. Ale powoli zaczęłam dojrzewać do tego, żeby kogoś poznać. Przez kilka miesięcy spotykałam się z Przemkiem. Poznała nas koleżanka z pracy. Był bardzo zabawny i szarmancki. Tylko szybko się okazało, że jest równie zabawny i szarmancki dla dwóch innych kobiet…
Zaczęłam unikać zaaranżowanych randek. „W końcu kogoś spotkam, tylko muszę być cierpliwa” – powtarzałam sobie.

W pracy ciągle szło mi świetnie. Firma zaczęła się rozwijać na wschód. Znałam rosyjski, zaczęłam się widzieć w roli szefowej nowego działu. Ale szefostwo ciągle się wahało, czy go tworzyć. Kilka razy byłam w Wilnie i we Lwowie, przygotowywałam projekty, lecz awans nie nadchodził. Krzyśka poznałam pół roku temu. Na jodze. Był pierwszym facetem, który dołączył do naszej grupy. Widać było, że nie jest początkujący. Robił rzeczy, o których ja na razie nawet nie marzyłam. Zaczepiłam go w barku.

– Hej. Długo uprawiasz jogę? Świetnie ci idzie.

– Z dziesięć lat. Zacząłem po wypadku. Rozbiłem się na motorze, długo chodziłem o kulach. Potem miałem różne przykurcze i lekarz podpowiedział mi, że powinna mi pomóc joga. Nie dość, że pomogła, to bardzo się wciągnąłem.

Coraz częściej po zajęciach rozmawialiśmy. Kilka razy Krzysiek odwiózł mnie do domu. W końcu zaprosił na kolację. Dopiero przy nim zrozumiałam, o co cały ten szum wokół seksu. Okazało się, że mój mąż nie miał o nim pojęcia. To, co robiłam z Darkiem, to była jakaś gimnastyka prokreacyjna, a nie uprawianie miłości.

Przez kilka miesięcy wmawiałam sobie, że to tylko seks. Nawet nigdy nie spytałam Krzyśka, czy spotyka się tylko ze mną. Wydawało mi się, że mnie to nie interesuje. Zrozumiałam, jak bardzo się mylę, kiedy zabrałam go na imprezę do koleżanki z pracy. Wystarczyło, że zaczął z kimś tańczyć, a mnie już skręcało z zazdrości. Kiedy w końcu poprosił mnie do tańca i przytulił, zrozumiałam, że w tych ramionach chcę być do końca życia.  Po imprezie pojechaliśmy do mnie, a rano zaproponowałam Krzyśkowi, żebyśmy razem zamieszkali. Zapadła cisza. Bałam się, że mnie wyśmieje. Ale on pogłaskał mnie po plecach, lekko pocałować i szepnął:

– Wspaniały pomysł.

Nie miałam pojęcia, że mężczyźni umieją robić takie rzeczy. W mojej rodzinie nie sprzątał ani nie gotował żaden. Krzysiek po kuchni porusza się jak tancerz. I gotuje wyśmienicie. Umie włączyć odkurzacz i pralkę, nie brzydzi się mopem i ścierką. Tylko prasować nie znosi, ale nie można wymagać za wiele.

Krzysiek jest pielęgniarzem. Pracuje jako instrumentariusz na bloku operacyjnym. I pisze doktorat. Ciągle się zastanawiam, czym mnie jeszcze zaskoczy!

Tyle czasu czekałam na ten awans...

Przez kilka ostatnich miesięcy mało myślałam o pracy czy awansie. Nie miałam na to czasu. Kilka dni temu szefowa wezwała mnie do gabinetu.

– Kaśka, mam wspaniałą wiadomość. Gratuluję. Jesteś nową szefową działu analiz dla krajów nadbałtyckich. Ale to nie koniec niespodzianek. Szefowie zdecydowali, że otwierają filię w Białymstoku i to tam zostanie umieszczony nowy dział. Mieszkanie firma wynajmie ci na dwa lata. Do tego służbowy samochód. O podwyżce to jeszcze porozmawiamy… No co jest, nie cieszysz się? – dopiero po chwili szefowa zauważyła, że przestałam się uśmiechać. Byłam w siódmym niebie do czasu wzmianki o Białymstoku. Bo wtedy zrozumiałam, że propozycję muszę odrzucić.

Wiedziałam, że Krzysiek się nie przeprowadzi. Tu miał pracę, promotora i leciwą mamę, której bardzo pomagał. Nawet nie będę go pytać. A dwóch lat związku na odległość nie wytrzymam. Nie teraz.
Zastanawiałam się, czy powiedzieć szefowej prawdę. W końcu jakieś wytłumaczenie będę musiała podać, może lepiej prawdziwe. Tylko czy zrozumie? Przecież to takie nieprofesjonalne.

– Magda, to wspaniała propozycja, idealna dla mnie. I gdybym ją dostała kilka miesięcy temu, to już bym pakowała walizki… Ale wiesz, sporo się u mnie zmieniło.

Wzięłam głęboki oddech. 

– Ja się po prostu zakochałam. Po raz pierwszy. Teraz to wiem, że z Darkiem to nie była miłość, nic z tych rzeczy. Krzysiek jest świetnym gościem. Ale nie może ze mną jechać, nie teraz. A ja nie mogę go zostawić, to może być moja ostatnia szansa na szczęście. Przepraszam.

Zastanawiałam się, czy Magda się wścieknie. Tyle czasu wierciłam jej dziurę w brzuchu o ten awans. A teraz może nawet mnie zwolni? Może ma już kogoś na moje miejsce?

– Kaśka. Życzę ci szczęścia. I bardzo ci zazdroszczę. Ja się sparzyłam już dwa razy i nie wiem, czy jeszcze spotkam swojego księcia z bajki. Dlatego tego nie spieprz. Dobra?

Powiedziałam, że bardzo będę się starać.

– Ale to nie tak, że z tobą skończyłam. Pewnie za jakiś czas pojawi się inna propozycja. A na razie wracaj do roboty.

W domu otworzyłam wino musujące.

– Co świętujemy? – zapytał Krzysiek.

– Nie uwierzysz. Odrzucenie awansu!

Krzysiek spojrzał na mnie jak na wariatkę, a ja, chyba żeby utwierdzić go w tym przekonaniu, zaniosłam się szaleńczym śmiechem.

Czytaj także:
„Moja apodyktyczna matka wybrała mi studia i męża. Mam 50 lat, a przy niej jestem jak zastraszone dziecko”
„Ojciec się nade mną znęcał, matka go dopingowała. Trafiłem do domu dziecka, wyszedłem na ludzi, a oni chcą ode mnie kasy”
„W domu żona gotowała obiadki, a w pracy flirtowała ze mną sekretarka. To był układ idealny, który łechtał moje ego”

Redakcja poleca

REKLAMA