„Mąż był jak zużyta piłka bez powietrza. Trener syna przypomniał mi, że w życiu nie liczy się bramka, ale emocje w grze”

kobieta fot. iStock by Getty Images, Reinhard Krull
„Poczułam, jak ciepło rozlewa się po moim ciele. Z Markiem wszystko stało się takie nijakie. Z Leszkiem wszystko miało barwę, smak, intensywność. Nie miałam nic złego na myśli, to był tylko flirt. Przecież wciąż kochałam Marka”.
/ 28.09.2024 16:00
kobieta fot. iStock by Getty Images, Reinhard Krull

Czasem w życiu coś się kończy, zanim jeszcze zauważysz, że to się zaczęło. Tak było z moim małżeństwem. Marek, mój mąż od dziesięciu lat, kiedyś był inny – bardziej obecny, troskliwy, czuły. Teraz? Wydawał się wiecznie zmęczony, jakby nosił na plecach ciężar całego świata, a ja i nasze dzieci byliśmy gdzieś z boku tej historii.

Czułam się niezauważana

Od dawna nie patrzył na mnie tak, jak kiedyś. Już dawno nie pytał, jak minął mój dzień. Czułam się coraz bardziej przezroczysta.

– Marek, pomógłbyś mi z kolacją? – rzuciłam pewnego wieczoru, licząc, że wreszcie oderwie wzrok od laptopa.

– Mam jeszcze trochę pracy – odpowiedział bez podnoszenia głowy.

Tak wyglądały nasze wieczory. Ja w kuchni, on w swoim świecie. Nawet kiedy był w domu, jego obecność była iluzją. Gdy dzieci zasypiały, a dom zapadał w ciszę, my siedzieliśmy w oddzielnych kątach – on na kanapie, ja przy stole. Nie pamiętam, kiedy ostatnio rozmawialiśmy tak naprawdę, o nas, o naszych marzeniach, o życiu. Z czasem nauczyłam się tego nie oczekiwać.

– Mamo, mogę iść na trening? – spytał następnego dnia Kuba, nasz ośmioletni syn. Treningi piłki nożnej były dla niego świętością. Uwielbiał Leszka, swojego trenera, który miał ten błysk w oku, energię, której brakowało Markowi. Regularnie odwoziłam Kubę na boisko, nie spodziewając się, że te popołudnia wkrótce staną się czymś więcej niż tylko rutyną.

Jedynym momentem w tygodniu, gdy czułam się trochę lepiej, były te popołudnia na boisku. Trener Leszek, zawsze uśmiechnięty, pełen energii, witał mnie zawsze z jakimś żartem czy komplementem. Marek nigdy tak się nie zachowywał. Gdy patrzyłam, jak Leszek trenuje dzieci, przypominałam sobie, co to znaczy czuć się zauważoną. Moje serce zaczęło bić trochę szybciej, gdy go widziałam. Nie planowałam tego, ale stopniowo czekałam na te momenty. Początkowo to były niewinne uśmiechy, potem dłuższe rozmowy.

Umiał mnie docenić

– Świetnie wyglądasz – powiedział Leszek, podchodząc bliżej, gdy czekaliśmy na koniec treningu.

Było w jego głosie coś, co sprawiało, że czułam się jak dawno zapomniana kobieta, a nie tylko matka i żona. Znałam tę grę, nawet jeśli długo w nią nie grałam. Flirt był lekki, zabawny, niewinny. Nie planowałam niczego więcej, po prostu czułam, że żyję, kiedy Leszek na mnie patrzył.

– To pewnie te okulary, które ostatnio nosisz, sprawiają, że tak ci się wydaje – odpowiedziałam z uśmiechem.

Leszek śmiał się razem ze mną, a ja poczułam, jak ciepło rozlewa się po moim ciele. Z Markiem wszystko stało się takie nijakie. Z Leszkiem wszystko miało barwę, smak, intensywność. Nie miałam nic złego na myśli, to był tylko flirt. Przecież wciąż kochałam Marka. Tylko czasem potrzebowałam poczuć się jak dawniej, przypomnieć sobie, że wciąż jestem kobietą, a nie tylko robotem do obsługi dzieci i domu.

Leszek był otwarty, pewny siebie, a każdy jego żart sprawiał, że czułam się wyjątkowa. Gdzieś w głębi wiedziałam, że to nie jest bezpieczne. Igrałam z ogniem, ale nie mogłam się powstrzymać. To była moja ucieczka od codzienności, od Marka, który już mnie nie zauważał mimo moich starań.

Wróciła mi chęć do życia

– Kiedyś zaproszę cię na kawę – powtarzał Leszek z tym swoim półuśmiechem, od którego miałam motyle w brzuchu.

– Kto wie – odpowiedziałam, starając się, żeby zabrzmiało to równie lekko. Ale oboje wiedzieliśmy, że flirt przestał być już tylko żartem.

Z czasem treningi Kuby stały się dla mnie rytuałem. Przyjeżdżałam wcześniej, czekając na Leszka. Zawsze znajdował pretekst, żeby do mnie podejść – czasem porozmawiać o postępach mojego syna, czasem o czymś zupełnie nieistotnym. Tego popołudnia stałam przy boisku, patrząc na chłopców biegających za piłką, gdy nagle poczułam dłoń na moim ramieniu. To był Leszek.

– Masz chwilę? – zapytał z uśmiechem, a ja tylko przytaknęłam.

Zaprowadził mnie na ławkę obok boiska, z dala od reszty rodziców. Serce zaczęło mi bić szybciej, jakby podświadomie wiedziało, że coś jest nie tak.

– Chciałem ci powiedzieć… – zaczął, patrząc mi prosto w oczy. – Od jakiegoś czasu… nie mogę przestać o tobie myśleć.

Zszokował mnie

Słowa wypełniły przestrzeń między nami, gęstniejąc w powietrzu. Przez chwilę nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Część mnie chciała się wycofać, ale ta druga – ta, która czuła się samotna i niezauważona w swoim małżeństwie – pragnęła tego jak tlenu. Nie odpowiedziałam, ale moje milczenie mówiło wszystko.

Leszek nachylił się, a zanim zdążyłam pomyśleć, jego usta dotknęły moich. Był to delikatny, krótki pocałunek, ale wystarczający, bym poczuła, jak moje ciało drży. Serce waliło jak oszalałe, a jednocześnie przez moją głowę przelatywała myśl: „Co ja robię?”. I wtedy usłyszałam kroki. Odwróciłam się gwałtownie i zobaczyłam Marka. Stał tam, zamarły w bezruchu, a jego twarz wyrażała coś, czego nigdy wcześniej nie widziałam – zranienie, szok, zawód.

Nie powiedział ani słowa. Odwrócił się i odszedł. Patrzyłam za nim, sparaliżowana, jak powoli oddala się od boiska, jak odchodzi z mojej codzienności, z mojego życia. To, co chwilę wcześniej wydawało się niewinną zabawą, nagle rozbiło wszystko na kawałki.

– Marek! – zawołałam za nim, ale nawet nie zwolnił kroku.

Leszek patrzył na mnie zaskoczony, a ja poczułam, jak fala paniki z każdą sekundą rośnie w mojej piersi. Jak mogłam być tak głupia? Między nami działo się źle, ale to nie było rozwiązanie. To, co zrobiłam, nie mogło być tak po prostu wymazane. Bez namysłu wybiegłam za Markiem, zostawiając Leszka samego na boisku.

Wszystko widział

– Marek, proszę, zatrzymaj się! – krzyczałam, ale on nawet nie obejrzał się za siebie.

Wsiadł do samochodu, trzasnął drzwiami i odjechał, zostawiając mnie tam, w ciszy, z szalejącymi myślami. Stałam na środku parkingu, czując, jak grunt usuwa mi się spod nóg. Nie wiedziałam, co zrobić. Płakać? Próbować się usprawiedliwić? To, co zaczęło się jako niewinny flirt, rozpadło się w jednej chwili i zniszczyło wszystko, co z Markiem budowaliśmy przez lata.

Wróciłam do domu dużo później, niż planowałam. Gdy otworzyłam drzwi, dom wydawał się pusty. Dzieci bawiły się w swoim pokoju, ale Marek był w kuchni, siedząc przy stole z kamienną twarzą. Nie wiedziałam, jak zacząć rozmowę. Próbowałam układać w głowie jakieś wyjaśnienia, ale każde słowo wydawało się błahe, niewystarczające.

– Marek… – zaczęłam cicho.

Podniósł na mnie wzrok, ale w jego oczach nie było ani złości, ani frustracji. Była pustka. Najgorsza z możliwych.

– Wiem, że to wyglądało źle, ale to naprawdę nic nie znaczyło – mówiłam, desperacko próbując znaleźć cokolwiek, co mogłoby go zatrzymać. – To był tylko chwilowy flirt, głupia pomyłka.

Czułam się fatalnie

Przez dłuższą chwilę siedział cicho, jakby analizował każde moje słowo, a potem odchylił się na krześle i westchnął.

– Ja nie wiem, czy jeszcze cokolwiek znaczymy dla siebie – powiedział spokojnie. – Myślałem o tym od dawna. Nie zauważyłem, kiedy staliśmy się dwójką obcych ludzi w jednym domu. Może to nie tylko twoja wina. Nasze małżeństwo od dawna się sypało.

– Nie mów tak… – zaszlochałam. – Możemy to naprawić.

– Naprawdę nie wiem. Przegapiłem moment, gdy próbowałaś naprawić nasz związek, myślałem, że wszystko jest w porządku. A teraz wiem, że nic już nie jest takie samo.

Wstał, a ja poczułam, jak ziemia pode mną się zapada. Nasze małżeństwo było teraz na krawędzi przepaści, a ja byłam zbyt przerażona, żeby wiedzieć, jak to naprawić. Stałam tam, patrząc, jak wychodzi z kuchni, jak zamyka drzwi, zostawiając mnie samą.

Nie wiem co dalej

Cisza wypełniała cały dom, a ja czułam, jak wypełnia również moje serce. Dzieci, nieświadome niczego, śmiały się i bawiły. Ale w mojej głowie szalały myśli – co teraz? Czy da się to naprawić? Czy jeszcze mamy szansę?

Flirt z Leszkiem, który miał być tylko niewinną odskocznią od rutyny, okazał się katalizatorem, który odsłonił głębsze problemy naszego małżeństwa. To nie pocałunek zrujnował nasze życie, ale lata obojętności, ciszy i braku troski. Marek był dla mnie obcy, a ja dla niego. To, co wydawało się kiedyś pewne, teraz stało pod znakiem zapytania.

Czułam ciężar winy, ale jednocześnie wiedziałam, że nie jestem jedyną, która ponosi odpowiedzialność. Marek i ja zgubiliśmy się gdzieś pomiędzy dziećmi, obowiązkami, a codziennym życiem. Zastanawiałam się, czy można jeszcze znaleźć drogę powrotną.

Wzięłam głęboki oddech. Jeszcze nie wiem, co przyniesie przyszłość, ale jestem gotowa walczyć. Tylko pytanie, czy Marek będzie chciał walczyć razem ze mną.

Jolanta, 36 lat

Czytaj także:
„Emeryturę na wsi spędzałam w ramionach krzepkiego rolnika. Na drodze do szczęścia stanęły nam jego dzieci”
„Przyłapałam syna z nauczycielką. Aż mnie cofnęło, gdy zobaczyłam, jak wyglądają te jego korepetycje z matmy”
„Po rozwodzie zapomniałam, że moja 16-letnia córka mnie potrzebuje. Ocknęłam się, gdy zobaczyłam jej brzuch”

Redakcja poleca

REKLAMA