Zaparkowałam przed wysokim, zadbanym apartamentowcem. O kobiecie, która zamówiła makijaż, wiedziałam jedynie tyle, że była dojrzała i miała na imię Agata. Biorąc pod uwagę miejsce, w którym mieszkała, mogłam też założyć, że była dobrze sytuowana. Nieco stremowana weszłam do klimatyzowanego, przestronnego holu. W recepcji przywitał mnie młody dozorca. Zanim wskazał mi windę, upewnił się, że pani Agata na mnie czeka. Gdy potwierdziła, kurtuazyjnie zaprosił mnie na ostatnie piętro.
Byłam pod ogromnym wrażeniem otaczającego mnie luksusu. Budynek okazał się architektonicznym arcydziełem. Nie znam się co prawda na architekturze, ale jeśli jakieś wnętrze potrafiło wzbudzić zachwyt takiego niewrażliwego laika jak ja, to musiało być sztuką najwyższych lotów.
Przywitała mnie dystyngowana dama po sześćdziesiątce. Miała zaskakująco długie i gęste włosy pofarbowane na rubinową czerwień. W moim zawodzie nauczyłam się odgadywać cechy charakteru danej osoby w oparciu o rysy jej twarzy. Pani Agata była kobietą zdecydowaną, inteligentną i nieco wyniosłą.
Zamierzała świętować tę rocznicę sama
– Będę wdzięczna, jeśli założy pani ochraniacze na buty – z nieznacznym uśmiechem podała mi foliowe paczki.
Założyłam ochraniacze, choć wydało mi się to trochę poniżające.
– Możemy zaczynać? – zapytałam, rozkładając na stole swoje kosmetyki. – Rozumiem, że ma to być makijaż wieczorowy, czy tak?
– Tak, tylko bardzo proszę, niech pani nie przesadzi. Umiar to najlepszy przyjaciel kobiety w moim wieku.
Skinęłam głową i zaczęłam nakładać bazę pod podkład. Pani Agata miała zadbaną cerę. Musiała poświęcać wiele czasu i pieniędzy, aby osiągnąć taki efekt. Zerknęłam na jej dłonie, również były wypielęgnowane. Najwyraźniej ceniła schludność i perfekcjonizm w każdej sferze życia.
– Jaka to okazja? – zapytałam.
– Czterdziesta rocznica ślubu.
– Imponujące – uśmiechnęłam się do niej. – Przez tyle lat nieprzerwanie kochać jednego mężczyznę… Wychodzą gdzieś państwo?
Pani Agata westchnęła cicho.
– Celebrować będę sama. Mojego męża nie ma ze mną już od pięciu lat.
Wskazała wiszące na ścianie zdjęcie uśmiechniętego, brodatego mężczyzny. Poczułam się nieswojo, nie wiedziałam, że jej mąż umarł. To, że postanowiła celebrować rocznicę ich ślubu mimo jego śmierci, wydało mi się piękne i smutne jednocześnie.
– Wciąż mam go w sercu – mówiła dalej, bardziej do siebie niż do mnie. – Bo prawdziwa miłość zostaje w sercu, nawet jeśli ukochanej osoby nie ma już w naszym życiu. Mój mąż był wspaniałym człowiekiem. Dał mi wiele szczęścia… – zająknęła się na chwilę. – I dużo smutku.
– Tak bywa z mężczyznami. W przeciwieństwie do kotów. One dają tylko szczęście – zażartowałam.
Pani Agata uśmiechnęła się i lekko skinęła głową.
– Nigdy nie miałam kota, chociaż mój lekarz upiera się, że powinnam kupić psa. Potrzebuję czegoś, co mobilizowałoby mnie do spacerowania.
– Nie wychodzi pani na spacery? Tuż obok jest piękny park. Grzech nie skorzystać – powiedziałam.
– Za dużo dzieci i gołębi – wyznała nieco zrzędliwym tonem. – Poza tym, jeśli coś robię, musi to mieć konkretny sens. Chodzenie bez celu to dla mnie tylko marnowanie czasu.
Skończyłam nakładać róż i podałam pani Agacie lusterko. Kobieta przyjrzała się swojemu odbiciu.
– Podoba mi się – oceniła. – Jest pani bardzo zdolna. Dziękuję.
Ucieszyłam się, że makijaż przypadł jej do gustu, bo to oznaczało, że potrafię zadowolić naprawdę wymagającą klientkę. Zapłaciła mi więcej, niż się należało i zapowiedziała, że jeszcze skorzysta z moich usług. Zjeżdżając windą na parter, myślałam o pani Agacie, która spędzi wieczór samotnie, wspominając zmarłego męża.
Nigdy nie marzyłam o tym, żeby wyjść za mąż. Oczywiście życie w pojedynkę nie jest usłane różami, ale ma swoje dobre strony i do koszmaru mu daleko. Generalnie nie narzekam i nie czynię tych wszystkich desperackich kroków, które robią moje koleżanki, byle tylko kogoś znaleźć. A już z całą pewnością nie boję się samotności.
Domyśliłam się, że stało się coś złego
Jednak po spotkaniu z panią Agatą pomyślałam, że może warto byłoby się rozejrzeć za drugą połową. Chciałabym, żeby ktoś tak za mną tęsknił, jak pani Agata za swoim mężem.
Wyszłam na zewnątrz. Na ławce naprzeciwko eleganckiego apartamentowca siedział bezdomny człowiek. Choć było ciepło, miał na sobie przetartą kurtkę. Przy ławce postawił butelkę z jakimś podejrzanym płynem. Siedział nieruchomo, wpatrując się w budynek przed sobą. Kiedy go mijałam, spostrzegłam, że miał szeroko otwarte oczy – nie umiałam stwierdzić, czy ze strachu, czy z zachwytu. Na tle starannie przystrzyżonego, gęstego trawnika i spiralnie przyciętych tui nieszczęśnik wyglądał jak przybysz z alternatywnej rzeczywistości.
Kiedy wsiadałam do zaparkowanego obok samochodu, zobaczyłam coś jeszcze. Z budynku wyszła pani Agata, zmierzając wprost do bezdomnego człowieka. Z zainteresowaniem czekałam na to, co się wydarzy dalej. Moja niedawna klientka usiadła obok mężczyzny i zaczęli rozmawiać! Po chwili pani Agata wyjęła z kieszeni lnianej marynarki pieniądze i podała je włóczędze. Potem wstała i wróciła do budynku.
Bezdomny siedział jeszcze chwilę, nim wstał, zgarnął butelkę i ruszył w stronę przystanku. Przez kilka następnych dni dużo myślałam o pani Agacie i tym biednym człowieku. Moja klientka nie wyglądała na osobę, która poświęca się działalności charytatywnej… A już na pewno nie posądziłabym kobiety, która kazała mi włożyć ochraniacze na buty, o znajomość z brudnym bezdomnym. Kryła się w tym wszystkim jakaś tajemnica.
Miesiąc później pani Agata poprosiła mnie o wykonanie kolejnego makijażu. Zjawiłam się u niej w domu o tej samej godzinie, co poprzednio i umalowałam ją dokładnie w ten sam sposób, co za pierwszym razem. Kiedy wyszłam, bezdomny mężczyzna już czekał. Zrozumiałam, że to dla niego pani Agata chce ładnie wglądać. Poczekałam w aucie, aż się zjawi. Obserwowałam ich, a w mojej głowie rodziły się różne koncepcje na temat ich tajemniczej relacji.
Dwa tygodnie później pani Agata znowu poprosiła mnie o wykonanie makijażu. Od razu zauważyłam, że stało się coś złego. Była blada i miała na sobie czarną sukienkę. Poprosiła mnie o bardzo delikatny makijaż i nie powiedziała nic więcej.
– Pani Agato, co się stało? – zapytałam, nie mogąc znieść przygnębiającej ciszy, która panowała w pokoju.
– Cóż mogę powiedzieć… – westchnęła. – Każde życie kończy się śmiercią. Śmierć nikogo nie ominie. Czasami jednak przychodzi za wcześnie, a wybaczenie za późno.
Dyskretnie wyjrzałam przez okno salonu. Ławka stojąca przed budynkiem była pusta.
– Ma pani na myśli tego bezdomnego mężczyznę, który tu przychodził? – zapytałam. – To na jego pogrzeb panią maluję, prawda?
– Tak – odpowiedziała krótko.
Był kochany i opłakiwany...
Nie pytałam o nic więcej. Pani Agata zapłaciła mi i pożegnała się zdawkowo ledwo słyszalnym głosem. Wiedziałam, że widzimy się ostatni raz. Wychodząc, podeszłam do recepcji, przy której stał młody dozorca.
– Kojarzy pan może bezdomnego, który przesiadywał na ławce przed budynkiem? – wskazałam palcem miejsce naprzeciwko wejścia.
Pokiwał głową.
– To był mąż pani Agaty.
– Przecież on zmarł pięć lat temu!
– Nie – pokręcił głową. – Zmarł cztery dni temu, na tej drewnianej ławce. Wiem, bo sam widziałem, jak reanimowali go ratownicy. Mieszkał na ulicy. Żona dawała mu czasami pieniądze, ale nigdy nie wpuściła go do siebie. Spotykali się tylko po to, żeby chwilę porozmawiać.
– O matko… – jęknęłam. – Wie pan, dlaczego tak się stało?
Dozorca wzruszył ramionami.
– Nie jestem pewien, ale podejrzewam, że przez alkohol. Podobno pewnego dnia mąż pani Agaty wyszedł z domu i już nie wrócił. Chyba bardziej kochał wódkę niż swoją żonę, a na ulicy mógł pić bez końca.
Przejęta i oszołomiona wyszłam przed budynek. Nigdy wcześniej nie widziałam niczego smutniejszego, niż pusta drewniana ławka stojąca przed tym luksusowym budynkiem. Usiadłam na niej i spojrzałam w górę. Czułam, że samotna pani Agata spogląda na mnie z okien swojego idealnego apartamentu. Po krótkiej chwili dołączył do mnie młody dozorca.
W ten sposób nasza milcząca trójka pożegnała bezdomnego, który od miłości i bogactwa wolał smak taniego alkoholu i pozorną wolność życia na ulicy. Mimo to był kochany i opłakiwany przez wierną żonę. Tamtego dnia zrozumiałam, że samotność jest naszym wyborem, a miłość to dar, na który nie mamy wpływu. To była dla mnie bardzo ważna lekcja.
Czytaj także:
„Jestem bogaty, więc kręci się koło mnie mnóstwo naciągaczek. Dlatego gdy poznałem Julię, postanowiłem... udawać biedaka”
„Narzeczony rzucił mnie... z miłości. Wszystko dlatego, że dowiedział się, że ma białaczkę i nie chciał być ciężarem”
„Lubię kobiety, a kobiety lubią mnie. Ale nigdy nie chciałem zdradzić żony, kochałem ją. To ona mnie do tego zmusiła”