Jeszcze niedawno sądziłam, że nigdy już nie dojdzie do sytuacji, której właśnie byłam świadkiem.
- Babciu, babciu, pobawimy się w chowanego? – zawołała Zosia entuzjastycznie i swoimi małymi rączkami zaczęła ciągnąć moją mamę do zabawy.
– Zosiu, pozwól babci trochę odpocząć. Ty też sobie usiądź i poczęstuj się tortem. Wymarzyłaś go sobie, a nawet nie spróbowałaś! – próbowałam opanować ten żywioł, choć wiedziałam, że tego dnia będzie to trudne.
Zosia od dawna wyczekiwała swoich urodzin i to nie ze względu na tort ani prezenty, ale właśnie dlatego, że miała przyjechać jej kochana babcia Grażynka. Mama zawsze była surowa w sprawach mojego wychowania, ale przy Zosi jej wszystkie żelazne zasady topniały.
Nie potrafiła jej niczego odmówić
Mimo problemów zdrowotnych biegała z nią i naszym niesfornym jamnikiem po ogrodzie, tańczyła „labado” i malowała palcami. Aż trudno było mi uwierzyć, że to ta sama osoba, która jeszcze kilka lat temu była mi tak odległa i tak bardzo ze mną skłócona.
Nasze zatargi sięgały jeszcze moich czasów liceum. Byłam bardzo zakochana w Piotrku, moim koledze z klasy. Często siedzieliśmy razem w ławce. Mamine zasady twardej ręki sprawiały, że zawsze miałam odrobione lekcje i byłam przygotowana do lekcji z wyprzedzeniem.
Nie podejrzewałam, że on myślał o mnie w jakikolwiek inny sposób niż tylko jako o kujonce, od której może przepisać zadanie z matematyki. Przełomem był dzień, kiedy na sprawdzianie z biologii Piotrek zapytał mnie o odpowiedź na jedno z pytań, a ja zaczęłam mu ją dyktować.
Na reakcję nauczycielki nie trzeba było długo czekać. Zabrała nam kartki i oznajmiła, że dostajemy jedynki. Na samą myśl, co powie moja mama, dostałam palpitacji serca. Wiedziałam, że będzie wściekła, zawiedziona i teraz już zupełnie zakaże mi wychodzić z domu.
– Błagam, pani profesor – powiedziałam płaczliwie. – Niech nam pani pozwoli powtórzyć sprawdzian. Jesteśmy naprawdę przygotowani, tylko…
– Co tylko? Tylko chcieliście się upewnić, czy równie dobrze? – zbagatelizowała moje błagania, a mnie łzy napłynęły do oczu.
Już widziałam siebie zakopaną pod stosem książek i matkę stojącą na straży poprawienia moich ocen. Nauczycielka musiała dostrzec moją przerażoną minę i się zlitowała.
– Jak zostaniecie dziś po szkole, żeby zrobić gazetkę w klasie, to się zastanowię – powiedziała, a ja natychmiast zgodziłam się za nas oboje, nawet nie spoglądając w stronę Piotrka, żeby przypadkiem nie zaczął szukać wymówek.
W końcu to była jego wina, że się wpakowaliśmy w kłopoty, więc nie miał prawa głosu
Nie przypuszczałam, że takie zwykłe popołudnie może zmienić się niespodziewanie w gorącą randkę.
– Cieszę się, że zostaliśmy sami… – powiedział cicho, a później dotknął moich włosów.
Byłam tak speszona jego obecnością, że umykałam za każdym razem, kiedy próbował się zbliżyć. Nawet kiedy podawał mi szpilki do wbijania materiałów do gazetki, przytrzymywał dłużej dłoń przy mojej, a później przyglądał się z uśmiechem, jak wyrównuję po dziesięć razy każdy plakat.
– Nigdy nie znałem nikogo takiego jak ty.
– Powinieneś w takim razie poznać moją mamę – zażartowałam, choć w kwestii jej charakteru raczej nie było mi do śmiechu.
– Dlaczego nie, bardzo chętnie. Możesz mnie do siebie zaprosić.
– Piotr… nie żartuj sobie ze mnie. Nie lubię, jak ktoś tak kpi. Nie udawaj, że mnie podrywasz, bo mnie to peszy – powiedziałam w końcu.
– Nie udawaj? Robię, co mogę, żebyś w końcu zwróciła na mnie uwagę – powiedział zrezygnowany i chciał wyjść, ale go zatrzymałam.
Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że mówi poważnie
Naprawdę odwzajemniał moje uczucia
Staliśmy na korytarzu i nagle Piotr zbliżył się i mnie pocałował. To był mój pierwszy pocałunek. Najsłodszy i najczulszy. Taki, o jakim marzyłam od dawna. Pech chciał, że nagle z pokoju nauczycielskiego, który był dwie sale obok, wyszła siostra zakonna, która prowadziła w naszej szkole katechezę.
Teraz wiedziałam już na pewno, że nie wyplączę się z problemów. Mimo cudownego popołudnia z Piotrkiem, wróciłam do domu przerażona.
Wiedziałam, że to ostatnie chwile przed apokalipsą i tylko czekałam, aż się zacznie.
Moja mama została wezwana na dywanik do dyrekcji i o wszystkim poinformowana. Wróciła wściekła. Starałam się jakoś wytłumaczyć, ale nie miało to sensu.
– Zawiodłaś mnie na całej linii, Marta. A tak ci ufałam! Wierzyłam, że wyrosłaś na porządną dziewczynę. Jak mogłaś narazić mnie na takie pośmiewisko? Dziewczyna z takiego domu nie obściskuje się po kątach w szkole – wrzeszczała.
Moje wyjaśnienia niewiele dały. Nie chciała mnie w ogóle słuchać, bo wiedziała już swoje – została skompromitowana i nie potrafiła mi tego wybaczyć. Kazała mi iść do pokoju i się uczyć. Następnego dnia poszłam do szkoły zdołowana, ale kiedy tylko zobaczyłam uśmiechniętego Piotrka, mój humor błyskawicznie się poprawił.
Piotrek zaprosił mnie na studniówkę i przed całą klasą nie krył, że zostaliśmy parą. Jego zachowanie sprawiło, że czułam się jak w siódmym niebie. Zupełnie przestałam myśleć o katechetce, nauczycielce biologii i mamie.
Nic nie miało znaczenia, bo zakochałam się po uszy
Nie mogłam uwierzyć, że pójdziemy razem na studniówkę. Ciekawe koleżanki z klasy natychmiast otoczyły mnie wianuszkiem. Staliśmy się tematem numer jeden, ale to mnie akurat nie interesowało. Interesował mnie tylko on. Wróciłam do domu, w którym zastałam znów wściekłą mamę.
– Co się stało?
– Spóźniłaś się piętnaście minut! Gdzieś się szlajała? Znowu z tym lowelasem? – wrzasnęła i uderzyła mnie w twarz.
– Mamo! Zwariowałaś?
– I jeszcze mówi jak do koleżanki. Marsz do pokoju i uczyć się, a nie pyskować.
Zamknęłam się w pokoju i zaczęłam płakać. Nie mogłam zrozumieć, czemu traktuje mnie w ten sposób. Przecież świetnie się uczyłam i nigdy nie sprawiałam kłopotów. Mimo nastoletniego wieku nie byłam skora do buntu.
Poza tym miałam poczucie winy z powodu tego, że przed samą maturą tak nadszarpnęłam swoją opinię wzorowej uczennicy w szkole. Postanowiłam więc się uczyć jeszcze więcej niż wcześniej. Niestety, plany planami, ale zakochane serce brało górę nad rozsądkiem. Nie mogłam skupić się na wzorach matematycznych czy epokach literackich.
Moje myśli wciąż krążyły wokół Piotrka. Każdego dnia w szkole wymykaliśmy się na przerwach i całowaliśmy. Byłam zakochana po uszy. Z czasem wydawało mi się, że mama trochę zapomniała o moich przewinieniach, więc zapytałam, czy poszłaby ze mną do sklepu po sukienkę na studniówkę.
– Jaką znowu studniówkę? Oszalałaś? Nigdzie nie pójdziesz.
– Co takiego? Wszyscy idą, To bal maturzystów. Poza tym Piotrek mnie zaprosił, a ja już się zgodziłam – powiedziałam.
– Wykluczone! To impreza dla rozwydrzonych pannic, które zamiast się uczyć matematyki, wolą się malować, podrywać chłopaków i upijać. Chyba że już przyłączyłaś się do tego towarzystwa?
Nie mogłam uwierzyć w to, co mówi. Teraz to ja byłam wściekła i nie zamierzałam się poddać.
Zadzwoniłam do ojca, który mieszkał ze swoją drugą żoną i poprosiłam go o pieniądze na sukienkę
– Pojadę z tobą, chcesz? – zapytał, a ja natychmiast przystałam na jego propozycję.
Po pierwsze dlatego, że płacił, a po drugie dlatego, że opinia mężczyzny mogła okazać się bardziej przydatna niż mojej mamy. Pojechaliśmy do sklepu następnego dnia po szkole. Akurat odwołano dwie lekcje wuefu, bo nauczycielka była chora, więc mama przekonana, że wciąż jestem w szkole, nawet nie wiedziała, że coś kombinuję.
– Co jest, Marta? Mama nie pozwoliła ci iść na studniówkę? – ojciec w mig mnie rozszyfrował.
Pewnie dlatego, że nigdy wcześniej nie prosiłam go o pieniądze ani pomoc w żadnej sprawie.
– Nie wiem, czemu mi nie ufa.
– Powiem ci dlaczego, tylko nic jej nie mów. Na swojej studniówce sama trochę ze mną zaszalała. Nie będę wchodzić w szczegóły, bo to twoja matka, ale powiem, że skończyliśmy tę noc u mnie w domu.
Opadła mi szczęka. A więc dlatego tak się obawiała tej imprezy. Kupiłam piękną czerwoną sukienkę, czarne szpilki i jeszcze kopertówkę. Byłam zachwycona. Tata podzielał mój entuzjazm.
– Wyglądasz jak dama! I tak się zachowuj – zaśmiał się i mnie przytulił.
Bywały chwile, gdy czułam, że bardzo mi go brakuje. W dniu studniówki po prostu przebrałam się, pomalowałam, ułożyłam włosy i wyszłam z pokoju.
– Straciłaś do reszty rozum, Marta? Chyba już o tym rozmawiałyśmy! Nigdzie nie pójdziesz.
– Nie? To patrz! – powiedziałam, pierwszy raz stawiając na swoim.
Wiedziałam, że konsekwencje będą surowe, ale byłam w stanie je ponieść
Nigdy w życiu nie darowałabym sobie, gdybym się jej nie postawiła. Ten bal w towarzystwie Piotrka był moim marzeniem. Nic więcej się w tedy nie liczyło. Cały wieczór był cudowny. Spędziliśmy ze sobą najpiękniejszą noc, tańcząc, całując się i patrząc w oczy. A na końcu…
Piotrek zamówił dla mnie taksówkę do domu, a kiedy tam weszłam, mama spała. Nie mogłam w to uwierzyć. Byłam przekonana, że będzie siedziała jak na szpilkach w salonie. Cicho przemknęłam do swojego pokoju i omal się nie przewróciłam. Na podłodze przy samym wejściu stały trzy walizki.
„Wyprowadź się jutro rano. Nie chcę cię widzieć na oczy”– oto był jej list pożegnalny.
Tak właśnie zareagowała na moją pierwszą niesubordynację. Nie mogłam zasnąć. Zrujnowała mi mój najpiękniejszy dzień w życiu. Byłam na nią tak wściekła, że uznałam, że to faktycznie niezły pomysł.
Miałam dość rygoru i dyscypliny, które były stałym elementem każdego mojego dnia w tym domu. Jedynym problemem było to, że nie wiedziałam, gdzie się wyprowadzić.
W desperacji napisałam do ojca, a on odpisał, że będzie najszczęśliwszy na świecie, jeśli się do niego wprowadzę.
Wszystko odbyło się naprawdę szybko.
Następnego dnia rano przyjechał autem, a ja wstawiłam walizki do bagażnika
Mamy nie było. Nie wiedziałam nawet, gdzie jest. Byłam zawiedziona i wystraszona, ale jednocześnie szczęśliwa. Życie u taty stało się zupełnie inne. Miałam więcej czasu, swobody i na dokładkę ojciec ani jego żona nie mieli nic przeciwko temu, żebym spotykała się z Piotrkiem.
Maturę zdałam na samych piątkach i dostałam się na studia. Co jakiś czas pisałam do mamy, ale była tak zacietrzewiona w złości i zawziętości, że nie chciała odpuścić. Fakt, że zamieszkałam z ojcem, był gwoździem do trumny.
Minęło kilka lat, a ja wyszłam za mąż za Piotrka
Oczywiście wysłałam mamie zaproszenie na ślub, ale się nie pojawiła. Kiedy rodzice Piotrka tańczyli z nami i moim tatą do „Cudownych rodziców mam”, miałam łzy w oczach. Nie mogłam uwierzyć, że nie potrafiła się przełamać nawet w tak ważnej dla mnie chwili.
Kiedy urodziło nam się dziecko, nawet już do niej nie pisałam. Wiedziałam, że nic jej nie obchodzę. Pewnego dnia otrzymałam telefon ze szpitala.
– Pani Marto, pani mama miała wylew. Na szczęście niegroźny. Dochodzi do siebie w szpitalu. Może ją pani odwiedzić. Zamurowało mnie.
Od dawna nie wiedziałam, co słychać u mamy, a tu takie wieści? Niezwłocznie pojechałam do szpitala. Mama leżała tam słabiutka, drobna i zupełnie zmieniona na twarzy.
– Martusia? – szepnęła przez łzy. – Tak się cieszę, że cię widzę.
– Naprawdę? – zapytałam szczerze zaskoczona.
Nie podejrzewałam u niej takiej reakcji. Lekarz wyjaśnił, że po wylewie pacjenci często wykazują inne cechy charakteru. Mama stała się tak wrażliwa i delikatna, że trudno było z nią rozmawiać tak, by się nie wzruszyła. Przepraszała mnie za swoje dawne zachowanie, za nieobecność na ślubie i za to, jak mnie traktowała przez tyle lat.
– W obliczu śmierci człowiek zdaje sobie sprawę, co jest w życiu ważne. Teraz już to wiem, byłam taka niemądra.
Obiecałam jej, że następnym razem przyprowadzę moją rodzinę.
Kiedy mama poznała Zosię, zupełnie oszalała na jej punkcie. Zosieńka oczywiście była zachwycona tym, że zyskała nową babcię i wykorzystywała wszystkie jej słabości do cna. Ja natomiast w końcu po tylu latach zaczęłam z nią normalnie rozmawiać.
Czytaj także:
„Moja córka poszła na nocowanie do koleżanki. A tam... upiła je matka Gośki. Kobieta alkoholizuje 16-latki!”
„Myślałam, że Bogdan to mój najlepszy kumpel z dzieciństwa. A on patrzył na mnie jak... na chodzący bankomat”
„Na emeryturze harowałam ciężej, niż w pracy. Byłam nianią, kucharką i sprzątaczką”