„Matka wcisnęłaby mnie w łapy byle jakiego faceta, żeby zamknąć usta plotkarom. Chcę miłości, a nie związku na siłę”

Mama, która bawi się w swatkę fot. Adobe Stock, Monkey Business
„Spotykałam się z kilkoma chłopakami, ale nie traktowałam tych związków poważnie. Żaden z nich nie był tym jedynym. Czułam to. Przecież wielka miłość to zawroty głowy, motyle w brzuchu i w końcu drżenie serca. A moje nawet nie drgnęło”.
/ 04.08.2022 13:15
Mama, która bawi się w swatkę fot. Adobe Stock, Monkey Business

Zacznę od tego, że jestem starą panną. Tak, tak! Mam 34 lata i ciągle płynę przez życie w pojedynkę, jak ten samotny biały żagiel. Nie dlatego, że jestem wojującą feministką wychodzącą z założenia, że mężczyźni tylko przeszkadzają w życiu. Wręcz przeciwnie – marzę by ten jedyny założył mi przed ołtarzem obrączkę na palec. Chcę jednak wyjść za mąż z wielkiej miłości.

Ta od wielu lat omija mnie szerokim łukiem

Zakochałam się właściwie tylko raz, w szkole średniej. Naiwną, młodzieńczą miłością. Były romantyczne spacery nad jezioro, ukradkowe pocałunki, gorące wyznania. Obiecaliśmy sobie, że nigdy się nie rozstaniemy. Ale życie szybko zweryfikowało te plany. Po maturze on wyjechał na studia do Białegostoku, ja do Warszawy.

No i szybko o sobie zapomnieliśmy. Potem spotykałam się z kilkoma chłopakami, ale nie traktowałam tych związków poważnie. Żaden z nich nie był tym jedynym. Czułam to. Przecież wielka miłość to zawroty głowy, motyle w brzuchu i w końcu drżenie serca. A moje nawet nie drgnęło.

Po studiach wróciłam do naszego miasteczka, zamieszkałam z rodzicami, dostałam pracę w urzędzie miasta. Moje koleżanki stawały na ślubnym kobiercu, rodziły dzieci, niektóre nawet zdążyły się rozwieść, a ja ciągle byłam sama. Moim rodzicom bardzo się to nie podobało. Zwłaszcza mamie.

Wstydziła się, że ma w domu starą pannę

– Czy ty w ogóle zamierzasz wyjść za mąż? – dopytywała się.

– Oczywiście. Jak tylko spotkam tego jedynego – odpowiadałam.

– To rozglądaj się szybciej. Młodsza nie będziesz. A i ludzie już o tobie gadają. Szepczą, że musi być z tobą coś nie tak, skoro chłopa znaleźć sobie nie potrafisz – nie odpuszczała.

–  A niech sobie gadają! Mam to gdzieś! Nie będę wiązać się z byle kim tylko po to, by zamknąć im usta – denerwowałam się. Ciągle wierzyłam, że już wkrótce, może nawet jutro na mojej drodze pojawi się ten, z którym zechcę spędzić resztę życia.

Ale mijały kolejne miesiące, lata, a mój książę z bajki jakoś się nie pojawiał. Mama coraz bardziej się niecierpliwiła, rozpaczała i naciskała. Doprowadzało mnie to do białej gorączki, ale sama czułam, że mój zegar biologiczny tyka. No i coraz częściej łapałam się na tym, że chciałabym już założyć rodzinę.

Trzy lata temu w naszym ośrodku zdrowia pojawił się nowy lekarz – Marcin. Przeprowadził się do nas z Warszawy. Zwykle to ludzie od nas wyjeżdżali do stolicy, nie odwrotnie, więc od razu stał się sensacją i głównym tematem rozmów. Już po tygodniu dowiedziałam się od mamy, że jest starszy ode mnie o pięć lat, jakiś czas temu stracił w wypadku żonę i potrzebuje kogoś, kto pomoże mu otrząsnąć się po tej tragedii.

– To twoja wielka szansa. Gdyby udało ci się go zdobyć, wszystkie plotkary zzieleniałyby z zazdrości – mówiła podekscytowana.

– Zwariowałaś?! Nie zamierzam za nim latać tylko po to, byś mogła dopiec wrednym sąsiadkom – odparowałam. Mówiłam szczerze. Oczywiście tak jak wszyscy byłam ciekawa, jaki jest ten cały Marcin, ale ani myślałam się z nim zaprzyjaźniać. Nie miałam ochoty na związek z wdowcem wspominającym zmarłą żonę. 

Nie musiałam uganiać się za Marcinem

To on zaczął chodzić za mną. Któregoś dnia wpadł do urzędu coś tam załatwić, no i się zaczęło. Tak długo zapraszał mnie na kawę, aż w końcu się zgodziłam. O dziwo było miło, bo Marcin wcale nie wspominał żony, więc zaczęliśmy się spotykać. Rodzice byli zachwyceni.

Przed każdym wyjściem na randkę mama lustrowała mnie od stóp do głów, sprawdzała, czy dobrze wyglądam. A gdy wracałam, dopytywała się, czy Marcin już mi się oświadczył. Znowu doprowadzała mnie do białej gorączki, bo czułam się tak, jakbym bez tych oświadczyn była nic nie warta, ale starałam się tego nie okazywać. Odpowiadałam krótko, że jeszcze nie i szłam do swojego pokoju. Nie chciałam patrzeć na jej zawiedzioną minę.

Cztery dni temu marzenie mamy się spełniło. Marcin poprosił mnie o rękę. Gdy jej o tym powiedziałam, rzuciła mi się na szyję, zaczęła gratulować. Tata też nie krył radości. Nawet butelkę wódki z barku wyjął i nalał sobie duży kieliszek. Mama na co dzień w ogóle nie pozwala mu pić, bo ma chorą wątrobę, ale wtedy sama od razu na drugą nóżkę mu polała. Taka była szczęśliwa!

– A gdzie masz pierścionek? Pokaż! – złapała mnie za rękę, gdy już nieco ochłonęła.

– Nie mam – odparłam spokojnie.

– Jak to nie masz? Nie dał ci? – wybałuszył oczy tata.

– Dał, ale nie przyjęłam.

– Nie podobał ci się?

– Podobał. Po prostu poprosiłam Marcina o trochę czasu do namysłu. Nie jestem pewna, czy jest tym jedynym. Muszę to przemyśleć – wyjaśniłam.

Zamurowało ich

Przez chwilę patrzyli zdumieni to na mnie, to na siebie. No a potem się zaczęło! Usłyszałam, że jestem głupia, że druga taka szansa mi się nie trafi, bo raz, że mam już swoje lata, dwa – takich kawalerów jak ten w naszym miasteczku jak na lekarstwo. No a w ogóle to lekarz, gdzie ja drugiego takiego znajdę… Litanii nie było końca. Po godzinie uciekłam do pokoju i zamknęłam się, żeby już tego nie słuchać!

No i od tamtego czasu myślę. Bardzo intensywnie. Lubię Marcina. Nawet bardzo. Dobrze się dogadujemy. I w dzień, i w nocy. Ale to nie jest miłość! Wiem to na pewno. Gdy jesteśmy razem, nie czuję zawrotów głowy, motyli w brzuchu, drżenia serca…  Tłumaczyłam to rodzicom, ale dla nich to żaden argument.

Mama twierdzi nawet, że to lepiej, bo związki z wielkiej miłości często kończą się rozwodem. Bo kiedy przychodzi szara rzeczywistość, małżonkowie odkrywają, że nie mają sobie nic do powiedzenia. I trudno jej nie przyznać racji. Chyba więc przyjmę te oświadczyny. Rodzice będą szczęśliwi, plotkary zamilkną. A jeśli na mojej drodze pojawi się potem ten jeden jedyny? To się najwyżej rozwiodę!

Czytaj także:
„Mama poznała moją dziewczynę i załamała ręce. Uświadomiła mi, że od roku sypiam z... własną siostrą”
„Gdy mąż mnie dotyka, zastygam jak kłoda. Kocham go, ale gdy się do mnie zbliża, czuję się, jakbym robiła to z ojcem”
„Przyjaciółka bez mojej zgody, umówiła mnie na randkę w ciemno. Miałam jej nawrzucać, ale dzięki niej odnalazłam miłość życia”

Redakcja poleca

REKLAMA