„Matka powierzyła dorobek życia szarlatanowi. Pukałam się w głowę, gdy o tym słyszałam, ale sama nie byłam mądrzejsza”

smutna kobieta fot. Getty Images, Martial Colomb
„Mama nie znała się na giełdzie, zwyżkach akcji, zniżkach, hossie, bessie. Ale miała oszczędności, które pewnego dnia postanowiła pomnożyć. Była finansowym laikiem, więc potrzebowała pomocy fachowca. Zamiast udać się do maklera, poszła do… szarlatana specjalizującego się w bankowości”.
/ 11.11.2023 15:15
smutna kobieta fot. Getty Images, Martial Colomb

Niby człowiek uczy się przez całe życie. Dlaczego jednak tego, jak działają rynki finansowe, trzeba się uczyć na błędach? I to, niestety, na własnych?

Chciała pomnożyć swój kapitał

Kiedyś myślałam, że ludzie chodzą do wróżek, żeby poznać imię „księcia na białym koniu” i datę jego przybycia. Czyli po to, aby poznać swoje przeznaczenie w kwestii życia osobistego: miłosnego, ewentualnie pracy czy zdrowia. Nigdy nie przyszło mi do głowy, że wróżka oprócz bycia psychologiem, egzorcystą, swatką czy lekarzem może być też… doradcą finansowym.„Moje synowe zrobiły sobie z mojego domu przedszkole. Mam dość traktowania mnie jak niańkę i kucharkę, niech mi płacą”

Moja mama nie znała się na giełdzie, zwyżkach akcji, zniżkach, hossie, bessie i całej tej wiedzy. Ale miała oszczędności, które pewnego dnia postanowiła pomnożyć. Wszędzie słyszy się – lokaty, procenty, niech pieniądze zarabiają, zamiast kisić się na nisko oprocentowanych kontach – no i w którymś momencie przekaz ten dotarł i do mojej mamy.

I chociaż przez 30 lat ciułania i odejmowania sobie od ust odłożyła tyle pieniędzy, że mogłaby z tej puli wspomagać nie za wysoką emeryturę i od czasu do czasu pozwolić sobie na letni wypoczynek nad pięknym jeziorem, nagle okazało się to niewystarczające. Ale pewnie w każdym z nas drzemie pokusa: mam 40 tysięcy, to warto pomnożyć to do 80. Mam 80 tysięcy, to dlaczego nie mogłabym mieć 120?

Podobno tak tworzą się prawdziwe fortuny. Ale moja mama, jak wspomniałam, była finansowym laikiem, więc potrzebowała pomocy fachowca. I co zrobiła? Zamiast udać się do maklera, poszła do… wróżki specjalizującej się w bankowości.

Naprawdę istnieją tacy ludzie

Nie ściemniam. Kiedy zaczęłam zgłębiać temat, okazało się, że istnieją wyspecjalizowani wróże i wróżki, którzy zamiast w szklane kule wpatrują się w wykresy kursów i przepływu kapitału. Ci z astrologicznym zacięciem porównują to z układem planet na niebie, czyli tzw. aspektami. Podobno to działa! Znany inwestor, Harry Weingarten, ma fundusz Astrology Fund, który działa według reguł astrologii finansowej. Zaczynał z kapitałem 40 tysięcy dolarów, a obecnie jego majątek jest wyceniany na 3 miliony.

Ale czy to sprawka dobrze odczytywanych układów gwiazd, czy po prostu żyłki do interesów, tego nie sprawdzi nikt. Jednak moja mama poszła do wróżki, która zamiast w wykresy, patrzyła w karty, a decyzje finansowe podejmowała, gdy ich słuszność potwierdziło wahadełko. I tarot na spółkę z wahadłem poradziły mamie, by zainwestowała w pewne obligacje korporacyjne.

Oczywiście zaczęłam wyrywać sobie włosy z głowy i krzyczeć na rodzicielkę, żeby natychmiast pieniądze wyciągnęła. Zwłaszcza że, jak się zorientowałam, ta jakaś nowa firma, zapewne krzak, zbierała pieniądze na budowę fabryki hi-tech. Cel dla naiwnych!

– Mamo, znikną z pieniędzmi i tyle będziesz je widziała.

– Agata twierdzi, że na tym zarobię – uparła się jednak.

I co mi pozostało? Udowodnić mamie, że dała się nabrać. Podkopać jej zaufanie do wróżki. Dlatego też postanowiłam wydać wojnę tarotowym oszustkom. Jestem dziennikarką, więc miałam do dyspozycji łamy naszej gazety. Zaproponowałam naczelnemu temat: „Ludzka naiwność
a wiara w gusła”. Temat przeszedł i zabrałam się do roboty.

Podeszłam do tematu profesjonalnie

Tu muszę się przyznać, że mentalnie jestem potomkiem mojego dziadka, wojującego ateisty. Ja, co prawda, aktywnie nie wojowałam, lecz zawsze z daleka obchodziłam te parapsychiczne rejony, więc niewiele wiedziałam. Kiedy zaczęłam drążyć temat, moje zdumienie nie miało granic. Otóż ponoć wróżki nie tylko doładowują nas dobrą energią pobieraną z kosmicznego centrum energetycznego.

One też podsyłają nam anioły, które roztaczają nad nami parasol ochronny przez 24 godziny na dobę. Kilka polskich wróżek para się też zaklinaniem urzędów, które powinny wtedy działać zgodnie z interesem danego klienta. Ja to potraktowałam jako psychiczny odlot, który wymaga pomocy lekarza psychiatry. Ale owe wróżki mają się świetnie i zarabiają niezłą kasę.

Dotarłam do kilkunastu ich klientów i zebrałam ich opowieści.

– Przed rokiem skorzystałam z porady wróżki Zuzanny, która reklamowała się jako jasnowidząca – opowiedziała mi Teresa.

– Podjęłam pewne decyzje zgodnie z jej radą, choć mój rozsądek się buntował – ciągnęła. – I miał rację! Bo już następnego miesiąca przez moje życie osobiste i zawodowe przeszło istne tornado, które wszystko zniszczyło. Ja jednak jeszcze niczego się nie nauczyłam… Tym razem poszłam do astrologa. Chciałam znaleźć potwierdzenie na to, że złe trendy finansowe się odwrócą. Postąpiłam zgodnie z otrzymaną radą i… niemal straciłam wszystko. Ja, wykształcona kobieta, dałam się wrobić w czary-mary. Wyszłam na idiotkę, która wyrzuciła swoje pieniądze przez okno!

– Od roku podróżuję tylko w te miejsca, do których można dojechać samochodem – zwierzyła mi się kolejna rozmówczyni, Beata, lat 53. – Wróżka powiedziała mi, że mam duże szanse zginąć w wypadku lotniczym. Po co kusić los?

– Każdą ważną decyzję konsultuję ze swoim doradcą astrologicznym – oświadczyła Jagoda, lat 48. – Taniej mnie kosztuje niż bankowy doradca, a wyniki osiągam lepsze. Nie rozumiem więc, po co ten cały krzyk. Może i są hochsztaplerzy i oszuści. Wszędzie można takich znaleźć – w bankach, kościołach, policji, sądach… prawda?

Szczerze mówiąc, znalazłam zarówno klientów wróżek, którzy czuli się oszukani – jak i tych zadowolonych. Artykuł wyszedł więc nie do końca po mojej myśli, ale przecież nie mogłam naginać rzeczywistości do swoich wyobrażeń. Choć komentarz już był mój…

– Wychodzi z ciebie dziadek – westchnęła mama, skończywszy czytać. – Jak czegoś nie rozumiał, to odrzucał. Dobrze, że nie manipulujesz faktami.

– Ale mamo, skąd wiesz, że ta twoja Agata to nie oszustka?

– Przekonamy się.

– Wtedy będzie za późno, stracisz wszystkie swoje oszczędności! – krzyknęłam z rozpaczą.

Mama tylko pocałowała mnie w policzek i wyszła. Zawsze tak robiła – jak nie miała argumentów, to po prostu uciekała.

Ale to nie koniec tej historii. Otóż byłam pewna, że po 40 latach życia jestem mądra i doświadczona doświadczeniem innych. Że mój rozum może już tylko odsiewać ziarno od plew. Okazało się jednak, że natura ludzka jest bardziej skomplikowana i, co tu kryć, pokręcona.

Też chciałam spróbować

Kilka tygodni później trafiliśmy z mężem w lotto 60 tysięcy… Jeszcze dzień wcześniej, gdyby mnie spytano, na co wydałabym taką kasę, wypisałabym listę potrzebnych do domu rzeczy. Ale że nigdy nie mieliśmy tylu pieniędzy, to uznaliśmy, że bez wielkiego telewizora czy robota kuchennego możemy żyć, i zaczęliśmy się zastanawiać, jakby je pomnożyć.

– Gospodarka polska ma coraz lepsze wyniki – spekulował mój mąż. – Na giełdach akcje powoli pną się do góry. Twoja mama z pewnością straciła kasę, bo słuchała oszołomki. My weźmiemy sobie doradcę finansowego.

Przemiły facet doradził nam fundusze inwestycyjne.

– Moja rada – usłyszeliśmy – to założyć sobie rok karencji. Niech przez ten czas fundusze popracują na zysk, który w zeszłym roku sięgnął niemal 20 procent kwoty bazowej. No i trzeba sobie założyć, że po stracie 30 procent wycofujemy resztę gotówki. Oczywiście to scenariusz czysto teoretyczny
– uspokoił moje zdenerwowanie. – Ale jestem obowiązany opowiedzieć państwu o każdym scenariuszu, który może się sprawdzić. No
i proszę nie zaglądać codziennie do indeksu i nie zwracać uwagi, że coś urosło o dwa procent lub spadło o cztery – zastrzegł.

Nie posłuchałam rady i każdy poranek oraz wieczór spędzałam przy kompie, na którym sprawdzałam, ile nam urosło lub ubyło. Wszystko wahało się plus minus 3–5 procent. Pewnego dnia wyżaliłam się mamie, że nie na moje nerwy ta cała akcyjna zabawa.

– Wiesz co, to ja spytam Agatę, jak to będzie – obiecała.

– Daj spokój, mamo – jęknęłam i zaparzyłam sobie melisę.

Jednak kilka dni później mama zadzwoniła z niepokojem.

– Iwona, weź ty wyciągnij pieniądze z tego banku. Agata twierdzi, że jej kolega astrolog ostrzega, że wiosną jest jakaś kwadratura czy krzyż na niebie, i że będzie załamanie na rynkach finansowych. Bardzo duże i długotrwałe!

Prychnęłam, a jak powiedziałam mężowi, też prychnął.

– Gospodarka polska ma coraz lepsze wyniki – powiedział z pewnością w głosie. – Na giełdach akcje pną się do góry. Niedługo przyjdzie boom. Tylko patrzeć.

Straciliśmy dużo kasy

Nie przyszedł boom, za to na Ukrainie wiosną wybuchła wojna i akcje poleciały na łeb na szyję. Jeszcze się oszukiwaliśmy, że niedługo się odbiją, że to tylko chwilowe. Po pół roku uratowaliśmy z całej sumy jedynie 12 tysięcy. Byłam rozbita, roztrzęsiona i załamana. Mąż też był zdezorientowany.

– Przecież gospodarka polska ma coraz lepsze wyniki…

Trudno, trzeba żyć dalej. Straciliśmy dużo kasy, bo obstawialiśmy fundusz agresywny. Możesz sporo zyskać, ale i równie wiele stracić. My myśleliśmy jedynie o zysku. No i podeszliśmy do zagadnienia w sposób jak najbardziej naukowy. A klęski się przecież zdarzają. Poza tym to w końcu były tylko pieniądze, i to w dodatku wygrane.

– Raz jest się w życiu pod wozem – mąż pocałował mnie w czoło – raz jest się w życiu nawozem. Idziemy na kolację przy świecach.

– Zapraszasz mnie?

– Twoja mama gotuje. Chyba na otarcie naszych łez.

Przyjechaliśmy do mamy. Przy stole siedziała już jakaś starsza, sympatyczna z wyglądu kobieta.

– Poznajcie się – powiedziała mama. – To jest Agata, moja finansowa doradczyni.

Zanim zdążyłam powiedzieć coś uszczypliwego, moja mama kontynuowała z uśmiechem:

– Zgodnie z przewidywaniami Agaty, inwestycja się udała i zarobiłam na swoich pieniądzach prawie 30 procent. Stąd ta kolacja. Dziękczynna. A zaraz przyjdzie moja przyjaciółka, Danka, która za radą Agaty i jej astrologa nie włożyła pieniędzy na fundusz agresywny. I jest niewymownie wdzięczna… – na twarzy mamy niemal wypisane było zdanie: „Ciebie też ostrzegałam, ale ty jak zwykle byłaś najmądrzejsza”.

Usiadłam z wrażenia za stołem. „Czyli że nie ma na tym świecie żadnych racjonalnych reguł gry?” – spytałam siebie w duchu. I do dzisiaj nie znalazłam na to pytanie odpowiedzi.

Czytaj także:
„Całe życie harowałem i nie zbudowałem relacji z dziećmi. Po śmierci żony nie chcą mieć ze mną kontaktu, uważają za obcego”
„Na widok szefa trzęsłam się z nerwów i bałam się o swoją pracę. Jeden moment w służbowym kantorku wiele zmienił”
„Moje synowe zrobiły sobie z mojego domu przedszkole. Mam dość traktowania mnie jak niańkę i kucharkę, niech mi płacą”

Redakcja poleca

REKLAMA