„Matka pomiata moją dziewczyną. Uważa, że zasługuję na lepszą niż ekspedientka z lumpeksu”

facet fot. iStock by Getty Images, shapecharge
„– Dobrze by było, jakbyś to jeszcze przemyślał – odparła z niezadowoleniem. – Ona sprawia wrażenie takiej… niezaradnej. Zasługujesz na kogoś bardziej odpowiedniego!”.
/ 26.07.2024 22:00
facet fot. iStock by Getty Images, shapecharge

Wizyta u mojej matki nieźle stresowała Dorotę. Zależało jej, żeby zaprezentować się z najlepszej strony i uważała na każde słowo, które wypowiadała, aby nie strzelić jakiejś gafy. Tego dnia planowaliśmy z ukochaną wpaść do mojej matki na obiad. To miał być pierwszy raz, kiedy te dwie kobiety się spotkają. Nie miałem wątpliwości, że mama nie polubi mojej wybranki.

Bardzo się przejmowała

Wcale nie chodziło o to, że moja dziewczyna miała jakieś wady. Rzecz w tym, że zdaniem mojej mamy powinienem się umawiać z jakąś arystokratką, ewentualnie córką prezesa wielkiej firmy. Ekspedientka z lumpeksu była dla niej nie do przyjęcia.

Mało istotne, że moja Dorota zaocznie studiuje na dziennikarstwie, pisze teksty do prasy i rewelacyjnie gotuje. Jakoś nie sądzę, by te atuty zrobiły na mojej mamie jakieś wrażenie. No cóż, prędzej czy później i tak będą musiały się ze sobą zapoznać.

Kiedy Dorota pakowała się do samochodu, widać było po niej spore zdenerwowanie. Ledwo powstrzymywałem śmiech, ponieważ jej strój – biała koszula i czarna spódniczka sięgająca kolan – przypominał mi ubiór uczennicy idącej pierwszego dnia do szkoły.

– Wspaniale wyglądasz – powiedziałem z uznaniem.

– Jak sądzisz, czy przypadnę do gustu twojej mamie? – spytała z niepokojem w głosie. – Zależy mi na tym, żeby wyrobiła sobie o mnie dobre zdanie…

– Olśniewająco wyglądasz i idealnie dobrałaś strój – stwierdziłem, chcąc ją uspokoić.

Chciała zdobyć jej sympatię

– A jak myślisz, spodoba jej się ten bukiet? – dopytywała Dorota. – Zawsze sądziłam, że lilie to kwiaty, które przypadają każdemu do gustu, ale w tej chwili zaczynam mieć wątpliwości…

– Jestem przekonany, że będzie nimi oczarowana.

Przez całą podróż moja ukochana zasypywała mnie pytaniami co lubi, a czego nie lubi moja mama, żeby przypadkiem, jak to powiedziała, nie „strzelić jakiejś wtopy”. Oszczędziłem jej strachu i nie mówiłem, że według mnie to i tak nic nie da. Jeśli mamusia będzie miała ochotę się do czegoś doczepić, to i tak wykombinuje jakiś pretekst.

Mamuśka wyszła nam na spotkanie już przy furtce. Mnie ściskała tak mocno, jakbym właśnie wrócił z jakiejś długiej batalii. Natomiast Dorocie posłała tylko przelotnego całusa gdzieś obok twarzy.
Moje serce stanęło, kiedy zobaczyłem, jak moja ukochana, z widocznym zdenerwowaniem, daje mamie bukiet kwiatów.

– Liczę, że przypadną pani do gustu – powiedziała dość cicho i niepewnie.

Matka obdarzyła ją uśmiechem, który ewidentnie był wymuszony. Później odparła przymilnym tonem:

– Tak, tak, oczywiście. Mimo że nie przepadam za tymi kwiatami od czasu, gdy moja kuzynka złapała na nie alergię. Wyobraź sobie, że stało się to akurat w dniu jej zamążpójścia! Biedaczka, cała w wysypce, a tu trzeba składać przysięgę małżeńską… Ale co ja tam wiem, nie mnie to oceniać.

Nic jej nie pasowało

Moja dziewczyna zbladła jak ściana, a ja miałem wrażenie, że matka zmyśliła tę opowieść na poczekaniu, ponieważ nigdy wcześniej nie wspominała o jakiejkolwiek krewnej uczulonej na lilie. Chwyciłem dłoń Doroty i poprowadziłem ją do pokoju gościnnego.

Usiadła niepewnie na skraju sofy, nerwowo poprawiając swoje ubranie. Matka wróciła z miską sałatki i nałożyła każdemu z nas porcję na talerzyk. Zdawałem sobie sprawę, że moja ukochana nie przepada za zielonym groszkiem, jednak dzielnie go przełykała.

– Ale śliczna spódniczka, naprawdę ci w niej do twarzy – skomentowała mama, przyglądając się jej uważnie od góry do dołu. – Nie powiesz mi chyba, że kupiłaś ją w tym butiku, gdzie pracujesz? – rzuciła kolejną uszczypliwą uwagę.

– Mamo, daj spokój… – mruknąłem z dezaprobatą, delikatnie trącając ją stopą pod stołem.

– Skąd, nie tam ją kupiłam – odparła Dorota z godnością w głosie. – Chociaż przyznaję, że zdarza mi się czasem coś ładnego tam kupić. Można tam czasem wyszperać naprawdę fajne perełki.

Matka delikatnie poruszyła głową na boki, a następnie przybliżyła się do blatu kuchennego i z przesadną opiekuńczością położyła dłoń na przedramieniu mojej dziewczyny.

Chciała ją zniechęcić

– Doszły mnie słuchy od pani z naprzeciwka, że to strasznie ryzykowne! Rzekomo jej koleżanka założyła kieckę z ciucholandu, która, jak wyszło na jaw, należała wcześniej do dziewczyny cierpiącej na ptasią grypę. Złapała tego wirusa i w efekcie zmarła!

– Wszystkie przywiezione ubrania przechodzą proces dezynfekcji – odparła Dorota zaciskając zęby. – A zresztą zdrowy rozsądek podpowiada, żeby przeprać ubranie przed noszeniem…

Obiad u mojej mamy, mający być okazją do lepszego poznania, przebiegał w specyficzny sposób. Ilekroć Dorota powiedziała coś o sobie, matka natychmiast serwowała opowieść o swoich znajomych, których życie naznaczone było jakimś dramatem.

Gdy skończyliśmy jeść wspólny posiłek, moja dziewczyna chciała wesprzeć mamę przy zmywaniu. Niestety, gdy brała do ręki półmisek, ten wyślizgnął się z jej dłoni, spadając na podłogę i rozpadając się na niezliczone kawałeczki. Na ten widok mama złapała się za serce, jakby przeżywała zawał.

– Patera odziedziczona po prababci! – wrzasnęła, a Dorotka prawie straciła przytomność.

– Mamuś – warknąłem z pretensją. – Przecież to talerz ze sklepu, ten babciny wyciągasz tylko w święta.

– Ach… Faktycznie – wymamrotała pod nosem.

Zaraz po tym, jak wyszliśmy za bramę, Dorota wybuchnęła płaczem.

Mocno przesadziła

– Co za koszmar! Wiem, że ja i ona nigdy nie znajdziemy wspólnego języka! – łkała dziewczyna.

– Dajcie sobie trochę czasu, żeby się do siebie przekonać… – próbowałem ją jakoś podnieść na duchu.

Późnym wieczorem odebrałem telefon od mamy.

– Nie mogłaś się powstrzymać od złośliwości? – rzuciłem z wyrzutem. – Przecież to kiedyś będzie twoja synowa!

– Dobrze by było, jakbyś to jeszcze przemyślał – odparła z niezadowoleniem. – Ona sprawia wrażenie takiej… niezaradnej. Zasługujesz na kogoś bardziej odpowiedniego!

Późnym popołudniem, żeby się uspokoić, wybrałem się do knajpy na browara. Kiedy rozglądałem się za jakimś pustym miejscem, usłyszałem nagle, że ktoś nawołuje moje imię. Popatrzyłem na salę i zauważyłem Monikę, znajomą z uczelni.

– Usiądź tutaj! – rzekła. – Jak tam u ciebie? Bo masz nienajlepszą minę.

Opowiedziałem jej historię, jak moja dziewczyna po raz pierwszy poznała moją matkę. Przytaknęła, dając znak, że doskonale rozumie sytuację.

– Znam takie babki, one zawsze są najmądrzejsze. Ale da się je przechytrzyć… – nachyliła się w moją stronę.

Łyknęła naszą intrygę

Cudownie jest mieć sprytne kumpele, na których można polegać! Po dwóch tygodniach zadzwoniłem do matki i z satysfakcją oświadczyłem:

– Wiesz, przemyślałem sprawę i doszedłem do wniosku, że masz rację. Zasługuję na kogoś lepszego…

– Serio? – mama nie posiadała się z radości. – A kto to taki? Kiedy ją zobaczę?

– Przyjadę z nią do ciebie na obiadek.

Kiedy zaparkowałem przy klatce Moni, niemal parsknąłem śmiechem na jej widok. Miała na sobie sukienkę tak króciutką, że nie wiedziałem, że takie w ogóle istnieją. Do tego jaskraworóżową. A jakby tego było mało, to jeszcze makijaż gruby na centymetr, paznokcie długie jak moje przedramię i opalenizna, która, jak wyjawiła Monia, była efektem dziesięciu minut spędzonych na solarium.

– Rany, laska, jak ty dajesz radę w tym chodzić? – chwyciłem się za głowę, gapiąc się na jej szpilki.

– Musiałam trochę poćwiczyć – wyznała. – Nie było łatwo.

Monika opuściła samochód i natychmiast podbiegła do mojej mamy, obsypując ją pocałunkami.

– Dzień dobry, dzień dobry – mówiła mamcia, usiłując uwolnić się z uścisku.

Zajęliśmy miejsca przy stole.

– Nie znoszę zielonego groszku – oświadczyła lekkim tonem moja przyjaciółka, a następnie wypluwała każdą kuleczkę na osobny talerzyk, głośno przy tym prychając.

Była zniesmaczona

Zaciekawiony przyglądałem się, jak na twarzy mojej mamy maluje się niesmak.

– Przepraszam, a jaki zawód pani wykonuje? – moja mama w końcu zadała to pytanie. – Marek jeszcze nic o tym nie mówił…

– No bo i za bardzo nie miał co – Monika niedbale uniosła ramionami. – Raz pracuję tu, raz tam, często mnie wywalają, bo nie znoszę porannego wstawania. Poza tym i tak mam nadzieję, że mój przyszły mężuś będzie mnie utrzymywał – dorzuciła, posyłając mi kokieteryjne spojrzenie.

– Znałaś Dorotę, byłą dziewczynę Marka? Ona uczyła się na uczelni i jednocześnie pracowała w sklepie. Naprawdę fajna z niej dziewczyna! – te słowa sprawiły, że zakrztusiłem się kawałkiem mięsa z sałatki. Teraz nagle zaczęła ją uważać za fajną?

Monika nie skomentowała tej wypowiedzi ani słowem, zamiast tego wsadziła do ust gumę do żucia i od razu zrobiła z niej balonik, który głośno strzelił.

– A co robią zawodowo pani rodzice? – drążyła temat mama.

– Ach, to artyści – odpowiedziała Monika. Zerknąłem na nią zaskoczony, a mama z pewną nadzieją. – Tak u nas na osiedlu nazywa się osoby, co sporo piją – tłumaczyła. – Jak ktoś często zagląda do kieliszka, to musi mieć artystyczną duszę – zachichotała pod nosem.

Doceniła Dorotkę

Po chwili zrzuciła szklankę ze stołu i z rozbawieniem rzuciła:

– Kto by się przejmował potłuczonymi naczyniami, skoro i tak niczego w środku nie ma.

Matka zinterpretowała to jako aluzję odnośnie do skromnej porcji posiłku. Dostrzegłem, że poczuła się dotknięta tą uwagą. Tuż po skończeniu obiadu zaczęła symulować ból głowy. Zignorowała sugestię Moniki, która zaproponowała przykładanie zimnego okładu i taktownie dała nam do zrozumienia, że pora się zbierać. Ledwo zniknęliśmy za rogiem, a już przystanęliśmy, aby przybić sobie piątaka i od serca pośmiać się z całej tej szopki.

– Hej, tylko nie zapomnij, że za pomoc w tej sprawie stawiasz mi browara! – stwierdziła z uśmiechem Monika.

Dorotka wpadła do mnie tego samego dnia pod wieczór.

– Słuchaj, nie zgadniesz co się wydarzyło – wyznała cała w skowronkach. – Zadzwoniła do mnie twoja mamusia! Chce wpaść do mojego butiku, abym doradziła jej przy zakupach! Nie mam pojęcia o co chodzi, ale była wyjątkowo uprzejma!

Wiadomo, że ja znam prawdę, ale zostawię to dla siebie. Fajnie jest mieć kreatywne przyjaciółki! Zwłaszcza takie, które mają talent aktorski.

Marek, 24 lata

Czytaj także:
„W spadku po ojcu siostry dostały domy, a ja stare książki. Czułem się oszukany, ale dostałem więcej niż sądziłem”
„Synowa wyrzuciła z domu mojego syna, bo zapomniał, że ma dziecko. Zachowała się jak głupia, facet ma prawo do zabawy”
„Gdy dowiedziałem się o zdradzie żony, pocieszyłem się w ramionach szwagierki. Najwyraźniej wcześniej wziąłem złą siostrę”

Redakcja poleca

REKLAMA