„Matka kazała mi ożenić się z pierwszym lepszy, żebym nie została panną z dzieckiem. Wstydziła się mnie i nieślubnego wnuka”

smutna panna młoda fot. Matka kazała mi wyjść za mąż, żebym nie została panną z dzieckiem / Adobe Stock, boykovi1991
„Mój ślub z Piotrem zbliżał się wielkimi krokami, a ja coraz bardziej czułam, że utknęłam w życiu, którego nie chciałam. Ale co mogłam zrobić? Piotr był dla mnie dobry. Kochał Filipa jak własnego syna”.
/ 19.03.2025 16:00
smutna panna młoda fot. Matka kazała mi wyjść za mąż, żebym nie została panną z dzieckiem / Adobe Stock, boykovi1991

Wpatrywałam się w swoje odbicie w lustrze, czując dziwną pustkę. Sukienka, którą wybrałam na ten wieczór, była elegancka – głęboka czerń, asymetryczny krój, przód odsłaniał kolana, tył sięgał połowy łydki. Na ramieniu przypięta bordowa róża, a na stopach fioletowe szpilki. Mama i starsza siostra zachwycały się moim wyglądem, ale ja tylko wzruszałam ramionami.

W młodości popełniałam błędy

– No co jest? Wyglądasz obłędnie! – ekscytowała się Agata, kręcąc loki na palcu.

– Może i tak – mruknęłam.

Nie chodziło o sukienkę. Chodziło o mojego narzeczonego, Piotra. Za kilka tygodni mieliśmy stanąć przed ołtarzem, ale na samą myśl o tym czułam mdłości. Czy to normalne, że przyszła panna młoda rozważa ucieczkę, zamiast cieszyć się przygotowaniami?

Piotr miał 42 lata, był drobnej budowy i sprawiał wrażenie niepozornego. W rzeczywistości był rekinem biznesu – zaczynał od handlu na bazarku, teraz miał sieć ekskluzywnych delikatesów. Moja matka była nim zachwycona, traktowała go jak bóstwo. „Daria, to twoja szansa na dobre życie” – powtarzała. Szansa? A może wyrok? Nie miałam odwagi powiedzieć im prawdy – że myśl o życiu u boku Piotra sprawia, że czuję się jak w pułapce.

Nie byłam święta. Po maturze pojechałam pod namiot z koleżankami, a tam zakochałam się w Pawle. Przynajmniej tak myślałam. Był moim pierwszym chłopakiem. Kiedy dowiedział się, że jestem w ciąży, uciekł szybciej, niż zdążyłam powiedzieć „zostań”. Teraz mój synek, Filip, miał rok. Kochałam go nad życie, ale było nam ciężko.

Piotr pomógł mi znaleźć Pawła i zmusić go do płacenia alimentów. Wtedy myślałam, że robi to bezinteresownie, ale teraz zaczynam rozumieć – to była inwestycja. Chciał mnie mieć na własność.

– Każde dziecko ma prawo znać swojego ojca – powiedział, gdy zapytałam, po co tak mu na tym zależy.

– Co ty się tak tym przejmujesz? – odburknęłam.

– Bo sam nigdy nie miałem ojca. Wychowałem się w domu dziecka. Wiem, co to znaczy nie mieć nikogo – odpowiedział.

To mnie ruszyło. Może jednak był dobrym człowiekiem? Może to ja się myliłam?

Kolejna miłość, kolejny błąd

Piotr był stabilny, ale nie budził we mnie żadnych emocji. Za to Aleks… On był huraganem. Spotkałam go przypadkiem, w kawiarni. Miał 30 lat, jasne włosy i oczy, w których odbijało się życie. Spotkaliśmy się kilka razy, a potem… Pewnego wieczoru wylądowałam u niego. Był pijany, a ja naiwna. To było szybkie, mechaniczne, pozbawione bliskości. Rano wymknęłam się z jego mieszkania z poczuciem, że właśnie zrobiłam najgorszy błąd w życiu.
Ale to nie koniec.

Zadzwoniłam do niego kilka dni później, wymyślając pretekst, żeby się spotkać. Odprawił mnie pod drzwiami, udając, że mnie nie zna.

– Aleks, nie udawaj. Wiesz, kim jestem. Spaliśmy razem – powiedziałam prosto z mostu.

Zaśmiał się szyderczo.

Coś ci się pomyliło, księżniczko. Nie mam czasu na takie dramy.

Zostawił mnie tam, na klatce schodowej, z poczuciem, że na własne życzenie właśnie rozwaliłam swoje życie. Wróciłam do domu i zrobiłam test ciążowy. Pozytywny. Tego wieczoru mama przycisnęła mnie do ściany:

– Wyjdziesz za Piotra. To dla twojego dobra. Dla Filipa.

– Mamo, ale ja…

– Nie masz już wyboru.

Miała rację. Nie miałam. W sylwestra Piotr zabrał mnie na elegancki bal. Sprawdzał, czy zapięłam płaszcz, czy nie jest mi zimno. W jego oczach zobaczyłam zachwyt.

– Jesteś piękna – powiedział.

Taniec. Światło odbijające się w kieliszkach. A potem rozmowa.

Może nie pij – zauważył, kiedy sięgnęłam po wino.

– Czemu?

– Bo wiem.

– O czym ty…

– O dziecku.

Małżeństwo z rozsądku

Zamarłam.

– I co teraz? – zapytałam.

– Nic. Wychowamy je razem.

– Piotr, ale…

– Nie mogę mieć dzieci. Filip i to maleństwo to jedyne, co mogę mieć.

Patrzyłam na niego i nagle zobaczyłam w nim coś więcej. Nie więzienie, nie pułapkę. Może po prostu człowieka, który chce mieć rodzinę. Tuż przed północą uniósł kieliszek.

– Za co pijemy? – zapytał.

Uśmiechnęłam się lekko.

– Za nową miłość.

Minęło kilka tygodni. Mój ślub z Piotrem zbliżał się wielkimi krokami, a ja coraz bardziej czułam, że utknęłam w życiu, którego nie chciałam. Ale co mogłam zrobić? Piotr był dla mnie dobry. Kochał Filipa jak własnego syna. Gdy tylko powiedziałam mu o ciąży, zareagował jak mężczyzna, który całe życie czekał na taką szansę. Zaczął szukać większego mieszkania, planował, jak urządzi pokój dla dziecka. Był pełen nadziei – nadziei, której ja nie umiałam odwzajemnić.

Mama patrzyła na mnie z satysfakcją.

– Widzisz, kochanie? Życie ci się układa. Masz mężczyznę, który cię szanuje, który się tobą zaopiekuje. Nie każda dziewczyna w twojej sytuacji ma tyle szczęścia.

To nie było szczęście. To była transakcja. Ja dawałam Piotrowi rodzinę, a on mi stabilizację. Tylko dlaczego, gdy patrzyłam na niego, czułam, że tonę?

Przeszłość do mnie dopadła

Nie widziałam Aleksa od tamtej nocy, gdy wyrzucił mnie za drzwi. Nie dzwonił, nie szukał kontaktu. I dobrze. Ale los bywa perfidny. Spotkałam go w najgorszym możliwym momencie – dwa tygodnie przed ślubem, kiedy wracałam od lekarza. Był z jakąś dziewczyną. Piękną, ubraną w drogą sukienkę, roześmianą. Przechodzili obok mnie, trzymając się za ręce.

Nie mogłam oderwać od niego wzroku. Może dlatego, że wyglądał tak beztrosko. Tak… szczęśliwie. Aleks spojrzał na mnie, zmarszczył brwi i… przystanął.

– Daria?

Nie wiem, co we mnie wstąpiło, ale odparłam:

– Myślałam, że nie pamiętasz mojego imienia.

Jego towarzyszka spojrzała na niego pytająco. Aleks skrzywił się lekko.

– Znamy się skądś?

Krew odpłynęła mi z twarzy. On… on naprawdę nie pamiętał?

– Nieważne – rzuciłam chłodno i odwróciłam się na pięcie.

Serce waliło mi jak oszalałe. To był ojciec mojego dziecka. Człowiek, przez którego zmieniałam całe swoje życie. A dla niego byłam niczym więcej niż mglistym wspomnieniem jakiejś przypadkowej nocy. Tego wieczoru długo siedziałam przy kuchennym stole, wpatrując się w plik zaproszeń ślubnych. Czułam, jak coś we mnie pęka.

Wszystko się ułoży

Piotr zauważył, że coś jest nie tak.

– Co się dzieje, Daria? Ostatnio prawie się do mnie nie odzywasz.

– Nic – skłamałam, ale nawet nie brzmiało to przekonująco.

– Powiedz mi prawdę.

Popatrzyłam na niego. Na mężczyznę, który chciał być ojcem dla mojego dziecka, który chciał stworzyć mi dom. Zasługiwał na uczciwość.

– Widziałam ojca tego dziecka – powiedziałam w końcu.

Piotr zesztywniał.

– I?

– Nic. Przeszedł obok, jakby mnie nie znał.

Nie powiedział nic przez długą chwilę, a potem podszedł do mnie i ujął moją dłoń.

– Wiesz… To może i lepiej.

Spojrzałam na niego zaskoczona.

– Dlaczego?

– Bo to znaczy, że nie muszę się z nim bić o ciebie.

To było miłe. To było właściwe. Ale nadal nie wystarczyło, żebym poczuła cokolwiek poza wdzięcznością.

Dzień przed ślubem leżałam w łóżku i nie mogłam zasnąć. Moja suknia wisiała na wieszaku, gotowa. Goście byli zaproszeni. Mama już rozpowiadała wszystkim, jakiego mam wspaniałego męża. A ja… ja nie czułam nic. Po raz pierwszy od dawna poczułam się naprawdę przerażona.
Wyszłam na balkon i wciągnęłam głęboko powietrze. Czy naprawdę miałam przed sobą tylko jedną drogę?

Rano, gdy wszyscy jeszcze spali, spakowałam torbę. Zostawiłam tylko krótki list.

Przepraszam, Piotrze. Nie potrafię.

I wyszłam z domu, nie oglądając się za siebie.

Daria, 27 lat

Czytaj także:
„Mąż kazał mi oszczędzać na wszystkim. Kupowałam jedzenie z krótkim terminem, a po masło jeździłam do innego sklepu”
„Siostra zawsze żyła na garnuszku rodziców. Gdy potrzebowali opieki, zostawiła wszystko na mojej głowie”
„Mąż nie potrafił mnie rozpieszczać. Zamiast bielizny lub perfum dostawałam od niego kolejny zestaw garnków”

Redakcja poleca

REKLAMA