„Matka biadoliła, że znajdę żony, bo wiecznie siedzę przed komputerem. A to właśnie tam spotkałem miłość życia”

mężczyzna przy komputerze fot. Getty Images, Westend61
„Jej zdaniem miałem wychodzić do miasta, a tam rozglądać się za prawdziwą miłością. Tyle że mnie nie bawiły ani dyskoteki, ani bary, ani nawet imprezy organizowane przez kolegów z pracy. Wolałem spędzić wieczór spokojnie, poświęcając się ulubionej grze”.
/ 27.01.2024 07:15
mężczyzna przy komputerze fot. Getty Images, Westend61

Według mojej matki facet w moim wieku powinien mieć już obrączkę na palcu i gromadkę dzieci biegającą po domu. Nie rozumiała, że mnie się do tego nie śpieszy i nie chce mi się szukać jakiejś kobiety. Strasznie mnie męczyła, bo wolałem wolny czas spędzać przed komputerem.

Szukanie miłości nie było dla mnie

Rodzice nigdy nie mieli powodu, by na mnie narzekać. Uczyłem się nie najgorzej, choć prymusem nie byłem, nie sprawiałem też za wielu problemów wychowawczych. Zawsze lubiłem gry komputerowe i to nimi zwykle zajmowałem się w wolnym czasie. Nie biegałem więc co chwila do kolegów, nie łaziłem po żadnych imprezach, w ogóle nie wychodziłem z domu po dwudziestej. Potem poszedłem na studia i dość szybko dostałem pracę na pół etatu w banku. Sprawdzałem się, więc potem przeszedłem na pracę w pełnym wymiarze godzin, a z czasem doczekałem się awansu.

Zarabiałem nieźle, miałem też dość sporu czasu wolnego. Kiedy jednak skończyłem dwadzieścia osiem lat i trzydziestka zaczęła się zbliżać wielkimi krokami, matka postanowiła mi trochę zatruć życie.

– Boguś, czemu ty dziewczyny nie masz? – dopytywała, kiedy tylko zjawiałem się w domu rodziców. – W twoim wieku to już by się żona przydała, dzieci…

Wzruszałem zwykle ramionami i starałem się nie kontynuować rozmowy. Czasem jednak się nie dało, zwłaszcza gdy zanadto się nakręciła. Byłbym wdzięczny ojcu, gdyby mnie bronił, ale on wolał siedzieć cicho i unikać wszelkich kłótni. No i to ja musiałem się tłumaczyć z tego, że nie rozglądam się za drugą połówką. A wiedziałem, że takie coś w ogóle nie miałoby w moim przypadku sensu. Nie umiałem gadać z kobietami. W pracy raczej ich unikałem, a gdy jakaś mnie zaczepiła albo próbowała pociągnąć rozmowę, zupełnie nie wiedziałem, co odpowiedzieć i jak się zachować. Zdecydowanie dobrze mi było samemu.

Wolałem siedzieć w domu i grać

Matka niestety nie rozumiała, co to znaczy „być szczęśliwym singlem”. Dla niej mężczyzna, żeby być mężczyzną, musiał mieć żonę i dzieci. Najlepiej co najmniej trójkę.

– Masz prawie trzydzieści lat! – rzuciła z przekąsem. – Ja w twoim wieku byłam już w ciąży z twoim młodszym bratem!

Znowu szalała. Nie słyszałem wszystkich jej wyrzutów, bo wyłączyłem się jakoś zaraz po pierwszym „Ty nigdy sobie nikogo nie znajdziesz” i „Z tym komputerem będziesz, wspomnisz moje słowa, dziecko!” , ale chodziło jak zwykle o to samo. Jej zdaniem miałem wychodzić do miasta, a tam rozglądać się za prawdziwą miłością. Tyle że mnie nie bawiły ani dyskoteki, ani bary, ani nawet imprezy organizowane przez kolegów z pracy. Wolałem spędzić wieczór spokojnie, poświęcając się ulubionej grze.

Nie byłem duszą towarzystwa. Nigdy. Nie umiałem się dogadywać z rówieśnikami, a rozmowy prowadzone na przerwie w pracy zupełnie mi wystarczały. Nie wiem, czy inni traktowali mnie jak odludka. Jeśli tak, w żadnym momencie nie dali mi tego odczuć. Dobrze czułem się więc ze sobą i moim życiem. Pieniędzy mi nie brakowało, robiłem, co chciałem, bez problemu realizując wszystkie swoje plany. I nie rozumiałem, czemu miałbym to zmieniać tylko przez fanaberie mojej matki.

Anita też dużo grała

Któregoś wieczora do mojej gry dołączyła Anita. To była ciekawa rozgrywka i oboje się w nią wciągnęliśmy. Pamiętam, że skończyliśmy dopiero o czwartej nad ranem. Z tego wszystkiego pierwszy raz spóźniłem się do pracy. Chociaż nie był to w żadnym wypadku powód do radości, trochę chciało mi się śmiać. I jak najbardziej powtórzyć naszą rozgrywkę. No, może tylko w bardziej sprzyjających okolicznościach.

Graliśmy razem jeszcze wielokrotnie. Jakoś tak się składało, że oboje byliśmy przy komputerze mniej więcej w tych samych godzinach, więc siłą rzeczy często na siebie wpadaliśmy w sieci. Z czasem zaczęliśmy też wymieniać różne spostrzeżenia, a z chatu przeszliśmy na Messenger. Z nikim dotąd tak dobrze mi się nie rozmawiało. Miałem wrażenie, że to dlatego, że przy Anicie czułem się sobą. Nie musiałam też ukrywać swoich zainteresowań ani o co mi chodzi, gdy mówiłem o internetowych rozgrywkach.

Poza tym nie miałem jej przed sobą i ona nie widziała, co robię ani jak się zachowuję. To pozwalało mi zachować maksymalną swobodę. Z czasem jednak złapałem się na tym, że bardziej niż na kolejne rozgrywki czekam na rozmowy z Anitą. A kiedy okazało się, że jesteśmy z tego samego miasta, padła propozycja, że powinniśmy też pogadać na żywo.

W końcu się spotkaliśmy

Anita podesłała mi swoje zdjęcie, a ja wysłałem jej swoje. Trochę nie dowierzałem, że naprawdę tak wygląda – bo była wyjątkowo śliczna, a ja wiedziałem, że ludzie w sieci nie zawsze są ze sobą szczerzy. No i trochę się martwiłem, bo ja już tak super nie wyglądałem. Ale ona nie zrezygnowała i dalej chciała się spotkać.

No i tak też wylądowaliśmy razem w lokalnej kawiarni. Chociaż okazało się, że Anita rzeczywiście podesłała swoje prawdziwe zdjęcie, rozmawiało nam się tak samo dobrze, jak przez Internet. Co prawda ja się trochę speszyłem, ale ona tylko się roześmiała i kazała mi natychmiast przestać.

– Przecież mnie znasz, Bogdan – stwierdziła spokojnie. – Więc nie zachowuj się jak na pierwszej randce.

Zastanawiałem się, czy to nie jest przypadkiem właśnie taka pierwsza randka, ale ten fakt przemilczałem. Zwłaszcza że naszych spotkań było więcej. I z każdym kolejnym Anita podobała mi się coraz bardziej. No, a skoro nie uciekała, uznałem, że i ja nie jestem jej obojętny.

Mama była w szoku

W końcu uznałem, że wypadałoby przedstawić Anitę rodzicom. Nie uprzedziłem ich jednak tylko przywiozłem ją ze sobą na sobotni obiad. Oboje byli wyraźnie w szoku, ale mina matki szczególnie mnie rozbawiła.

– No Boguś, nareszcie! – aż klasnęła w dłonie. – W końcu jakaś dziewczyna!

Uśmiechnąłem się tylko w odpowiedzi, a Anita rzuciła:

– Wiem, wiem. Mnie rodzice też ciągle wypominają, że jeszcze nikogo nie poznałam.

– Ale dobrze, że wreszcie wyszedłeś z domu, synuś! – trajkotała dalej matka.

Wymieniliśmy spojrzenia z Anitą, bardzo starając się nie roześmiać.

– Właściwie to nie wyszedłem, mamo.

Zamrugała.

– Jak to?

– Poznaliśmy się w sieci – pośpieszyła z wyjaśnieniem Anita, a kiedy moja matka popatrzyła na nią w zdumieniu, dodała: – Graliśmy w tę samą grę.

– No i widzisz, mamo – mruknąłem, pełen satysfakcji, którą zobaczyłem też w szerokim uśmiechu ojca. – Nie muszę być wcale z komputerem, bo mam Anitę!

I tak się ustatkowałem

Anita okazała się tą jedyną. Miłością mojego życia. Chociaż matka z początku kręciła nosem, przekonana, że kobieta grająca w gry komputerowe musi być dziwna, po paru tygodniach stała się jej najlepszą przyjaciółką. Nie powiem, żeby mi to przeszkadzało. W końcu chciałem, żebyśmy się wszyscy między sobą dogadywali.

Najwyższy czas zresztą, bo za trzy miesiące bierzemy ślub. Anita nie jest taka nakręcona na wesele i inne tego typu pierdoły, jak na przykład była moja siostra czy jej koleżanki. Podchodzimy do wszystkiego na spokojnie, bez większego stresu. Zdecydowaliśmy się zresztą na kameralną uroczystość – przecież ani ja nie mam wielu znajomych, ani ona. No a wiadomo, że najlepiej zaprosić tylko najbliższą rodzinę. No i wszystko wskazuje, że już wkrótce zamieszkamy razem. I wspólnie będziemy szukać nowych gier do przerobienia w wolnym czasie.

Czytaj także:
„Jestem masażystką i mam dystans do ludzkiego ciała. Ale temu boskiemu adonisowi nie mogłam się oprzeć”
„Rodzice nie zgodzili się na ślub z sąsiadką. Myślałem, że żyję w XXI wieku, a okazało się, że nadal mamy średniowiecze”
„Misją mojej matki jest znalezienie mi męża. Przesadziła, gdy do domu sprowadziła chłopa oderwanego od pługa”

Redakcja poleca

REKLAMA