„Marzyłem o ślubie, a ukochana nie chciała się ustatkować. By utrzeć jej nosa, związałem się z inną, a ona... zaszła w ciążę”

para z dzieckiem fot. Adobe Stock, fizkes
„Oprzytomniałem i… nie miałem pojęcia, co zrobić. Zerwać z Anetą? Nie kochałem jej, nie tak jak kochałem Mariannę. Lepiej rozstać się teraz, zanim Michasia bardziej się do mnie przyzwyczai, zanim ja pokocham ją bardziej, zanim Aneta… Ależ ją rozczaruję i zawiodę! Znowu trafiła na dupka. Taka prawda. Wykorzystałem ją, by coś udowodnić Mariannie”.
/ 02.01.2023 07:15
para z dzieckiem fot. Adobe Stock, fizkes

Mariannę poznałem na studiach. Barwna dziewczyna, inna niż wszystkie. Miała zdanie na każdy temat i wydawała się nieustraszona. Kochała podróże, łazęgi z plecakiem i łapanie podwózki, a nie zorganizowane wycieczki i zwiedzanie na gwizdek. Oczytana i elokwentna, imponowała mi swoją wiedzą. Motywowała mnie, bym i ja się rozwijał. Do tego miała najpiękniejsze oczy pod słońcem i najsłodszy uśmiech. Byłem szczęściarzem, że zwróciła na mnie uwagę. Na takiego zwykłego mnie. Poukładanego, nudnego kujona, o którym własna matka mówiła, że urodziłem się stary.

Notabene mama była zachwycona Marianną.

– Nareszcie ktoś wprowadzi trochę koloru do twojego życia! Ta dziewczyna to żywa iskra. Trzymaj się jej! – powtarzała.

Trzymałem się i starałem zasłużyć na tak wspaniałą istotę. Gdy oficjalnie zostałem magistrem inżynierem, wykorzystałem zakupiony na obronę garnitur i oświadczyłem się. Wykosztowałem się na pierścionek, zamówiłem kwiaty, zapaliłem świece.

Kocha mnie, ale nie jest jeszcze gotowa

Miałem nadzieję, że Marianna powie „tak” i zaczniemy planować ślub oraz wesele. Jak okrzepniemy w dorosłości, wyprowadzimy się z wynajmowanej kawalerki, kupimy mieszkanie albo zbudujemy dom, w którym będziemy wychowywać dzieci, co najmniej dwójkę. Taki był mój plan na życie. Jej niekoniecznie.

– Rafał, kocham cię, ale… dla mnie to za wcześnie. Poczekajmy z tym jeszcze. Spieszy nam się gdzieś?

Poczułem się dziwacznie. Nawet nie umiem tego opisać. Uraza, rozczarowanie, złość, jednocześnie nadzieja i wdzięczność. Byłem wzburzony i poruszony. Cholera, dała mi kosza! Zraniła mojego męskie ego i… pierwszy raz powiedziała na głos, że mnie kocha. To dodało mi skrzydeł i uczyniło rekuzę łatwiejszą do przełknięcia. Nie odmówiła definitywnie, poprosiła o czas, a skoro mnie kocha, mogę poczekać. Aż się wyszumi. Jeszcze jakiś wyjazd lub dwa, do Maroka albo na Kilimandżaro, a później zaczniemy wieść bardziej ustatkowane życie.

Wcześniej zaś Marianna powinna znaleźć jakąś stałą pracę, bo na razie imała się różnych dorywczych zajęć. Udzielała korepetycji z angielskiego, bywała koordynatorką jakichś kulturalnych wydarzeń, zatrudniła się w szkole jako pomoc w świetlicy… Jeden wielki chaos, żadnych znamion trwałości. Przecież tak się nie da żyć. Prosiłem, by znalazła pracę na etat, ze składkami, świadczeniami…

– Daj spokój, dopiero szukam pomysłu na siebie – ucinała moje „trucie”. – Zresztą… brakuje nam kasy?

Fakt, kasy nam nie brakowało. Marianna zarabiała na siebie i nawet potrafiła oszczędzać. Tyle że wszystko, co odłożyła, zaraz topiła w kolejnym szalonym projekcie, jak wyprawa nad Niagarę w długi weekend. Nie rozumiałem tego. Uwielbiałem ją, ale chciałem, żeby trochę spoważniała, zauważyła, że studenckie czasy już minęły.

– Skarbie, sama mnie wybrałaś, więc się teraz nie dziw. Więcej, mówiłaś, że skoro ty jesteś jak piórko na wietrze, potrzebujesz kogoś, kto cię złapie i przytrzyma przy ziemi.

– Tak, wiem, dopełniamy się, magia przyciągania nadal działa, ale… nie jestem po prostu gotowa…

– A kiedyś w ogóle będziesz?

Kocham cię. Czy to mało?

Znowu zrobiła unik, swój ulubiony, którym zamykała mi usta. Czekałem rok, dwa, pięć… Ile można? Nie młodniałem. Co jakiś czas ponawiałem oświadczyny, a ona ciągle prosiła o kolejne miesiące cierpliwości, które zmieniały się w lata. Nawet moja mama już tak nie piała z zachwytu nad Marianną, bo chciała mieć wnuki, a nie miała nawet synowej.

Gdy wkroczyłem w wiek chrystusowy, moja cierpliwość się wyczerpała.

– Mam dość. Kocham cię, ale nie zamierzam czekać w nieskończoność, aż dorośniesz i zaczniesz zachowywać się jak kobieta, a nie rozkapryszona gówniara! – powiedziałem ostro podczas ostatnich odrzuconych oświadczyn.

Mam 33 lata. Kiedy mam zostać ojcem?!

Byłem potwornie rozżalony i upokorzony jej kolejną odmową, tym razem w tonie żartobliwym. Mnie to nie bawiło ani trochę.

– To nie czekaj! – krzyknęła. – Znajdź sobie taką, której szczytem marzeń jest małżeństwo i rodzenie ci bachorów!

– Może powinienem…

– Jakiś pewny! – prychnęła kpiąco. – No to powodzenia! Przyślij mi zaproszenie na ślub.

Ten ton niedowierzania, niemal lekceważenia, ta złośliwość… Zabolało. Mocno. Wiem, że po prostu chciała mieć ostatnie słowo, jak zawsze, ale tym razem przesadziła. Uraziła mają męską dumą, choć sądziłem, że już jej nie mam. Zawsze jej ustępowałem, zgadzałem się czekać… A ona co? Sądzi, że robi mi łaskę, bo żadna inna mnie nie zechce? Że gdyby nie ona, byłbym samotny i żałosny? No to jeszcze zobaczymy. Też potrafię być uparty.

Zawziąłem się. Złość i ambicja mnie nakręcały. Niech sobie nie myśli, że jest moją jedyną opcją, że trafiła mi się jak ślepej kurze ziarno. Do szewskiej pasji doprowadzała mnie świadomość, że tak postrzega nasz związek. 

Wyprowadziłem się ze wspólnego mieszkania i zarejestrowałem na portalu randkowym. Dość konkretnie sprecyzowałem swoje oczekiwania. Wyjaśniłem, że szukam żony, bo nie interesują mnie przelotne znajomości ani szybkie, jednorazowe numerki. Szukam kobiety myślącej poważnie o przyszłości. Chcę kogoś, kto twardo stąpa po ziemi i ma sprecyzowany plan na siebie, w którym są dom, rodzina, dzieci.

Pisałem jak natchniony, bo szczerze mówiąc, właśnie tego tak naprawdę chciałem. Na Boga, miałem trzydzieści trzy lata! Kiedy mam zostać ojcem? Po czterdziestce? Pięćdziesiątce? Kiedy moi rówieśnicy będą wnuki niańczyć? Czy Marianna w ogóle chciała mieć dzieci? Nie pytałem, założyłem, że jak się zgodzi na ślub, to także na ciążę. A jeśli nigdy się nie zgodzi? Jeśli od lat mnie zwodzi, wiedząc, że nie da mi rodziny? Bo nie chce, bo nie może…? I co wtedy? Nasza miłość mi wystarczy? Wypełni pustkę, którą zwykle zapełniają dzieci, rodzinny rozgardiasz?

Aneta napisała jako pierwsza. Była parę lat młodsza ode mnie. Skończyła technikum gastronomiczne i nie ukrywała, że ma dziecko. Zaprosiłem ją na randkę. Jedną, drugą, trzecią. Sam nie wiem, czemu to ciągnąłem. Aneta nie miała tej bystrości umysłu co Marianna. Nie miała wielu pasji, szerokich zainteresowań. Za to była samotną matką. Nie powinienem komuś takiemu zawracać głowy, dawać płonnych nadziei, składać obietnic bez pokrycia, ale… Aneta miała w oczach coś, czego nie widziałem u Marianny. Podziw. I tęsknotę za bliskością, za przynależeniem do kogoś.

Tymczasem moja „była” dziewczyna nie dawała znaku życia. Liczyłem, że przeprosi, wyciągnie rękę na zgodę. Czemu zawsze ja musiałem robić pierwszy krok?

Z Anetą… relacja rozwijała się samoistnie. Czułem się przy niej inaczej. Spokojnie. Zero presji. Nie stawiała mi wyzwań, niczego nie żądała, nie musiałem na nią zasłużyć. Była uległa i krucha, w taki łapiący za serce sposób. Chciałem się nią zaopiekować.

Zrozumiałem, że zabrnąłem za daleko

Pierwsza mnie pocałowała. Wtedy powinienem się wycofać, ale… Podobała mi się, pocałunek też był przyjemny. Była ładna, miła, miękka, miała poczucie humoru i nie użalała się nad sobą, tylko pracowała, by zapewnić sobie i swojej córce byt. Miała też marzenia. Chciała kiedyś otworzyć własną niewielką cukiernię. Wzruszyła mnie tym wyznaniem i jakoś tak… wylądowaliśmy w łóżku.

Nie było trzęsienia ziemi. Trochę się krępowaliśmy, bo ona dawno tego nie robiła, a ja czułem się, jakbym zdradzał Mariannę. Rumieńce Anety, jej prośba, by zgasić światło, rozbroiły mnie i rozczuliły. Nie miała idealnego ciała, urodziła dziecko, ale jej miękkość obudziła we mnie inny rodzaj pożądania. Chciałem, by te białe uda, pełne piersi, falujący brzuch należały tylko do mnie. Jak nigdy zrobiłem się zazdrosny. I za drugim razem ziemia jednak zadrżała…

Już po fakcie miałem kaca moralnego. Przekroczyłem granicę. Aneta zaś rozkwitła, dla niej staliśmy się wreszcie oficjalnie parą. Uwierzyła w nas i postanowiła przedstawić mnie swojej córce. Przepadłem i zrozumiałem, że zabrnąłem za daleko. Mała skradła mi serce, gdy wdrapała mi się na kolana i spytała, czy będę jej tatą.

Moja rodzina była w lekkim szoku, gdy na niedzielny obiad przyprowadziłem Anetę z Michalinką. Przyjęli je ciepło, ale widziałem po ich minach, że nie rozumieją, co się właściwie stało w moim życiu. W ciągu raptem dwóch miesięcy. Sam nie wiedziałem. Chciałem udowodnić Mariannie, że jestem w stanie stworzyć związek z kimś innym niż ona, dla kogo to ja będę najważniejszy, kto nie będzie miał tych wszystkich wątpliwości, kto nie każe mi wiecznie czekać…

A teraz przedstawiłem rodzicom Anetę niemal jako moją narzeczoną. Michasia czepiała się mnie jak mały miś koala, co wyglądało rozkosznie, a zarazem piekielnie poważnie. Porządny człowiek nie rozkochuje w sobie samotnej matki i jej dziecka. Nie łamie im serc, bo chciał dowieść czegoś swojej byłej. Porządny mężczyzna bierze odpowiedzialność.

– Wiesz, co robisz? – spytała mnie mama, gdy przydybała mnie, jak wychodziłem z łazienki. – Kochasz ją?

– Kogo?

– No właśnie… – westchnęła. – Ustal to, zanim kogoś zranisz. Bo że ktoś ucierpi, to pewne. Jakiś czas temu Marianna dzwoniła do mnie z lotniska. Płakała. Bała się, że może nie mieć do kogo wracać.

Oprzytomniałem i… nie miałem pojęcia, co zrobić. Zerwać z Anetą? Nie kochałem jej, nie tak jak kochałem Mariannę. Lepiej rozstać się teraz, zanim Michasia bardziej się do mnie przyzwyczai, zanim ja pokocham ją bardziej, zanim Aneta… Ależ ją rozczaruję i zawiodę! Znowu trafiła na dupka. Taka prawda. Wykorzystałem ją, by coś udowodnić Mariannie. Osiągnąłem tyle, że jedna uciekła za granicę, a wobec drugiej miałem potworne wyrzuty sumienia, czułem się jak ostatni bydlak…

Aneta zadzwoniła do mnie i powiedziała, że wpadnie, bo musimy porozmawiać. Jakby coś wyczuła. Zrobię to szybko. Tak jak się zrywa plaster. Nie mam prawa z nią być.

Dowiedziałem się, jak smakuje szczęście

Nie zdążyłem zrobić niczego głupiego.

Jestem w ciąży – powiedziała Aneta.

Nie podskakiwała z radości.

– Ze mną?

Wstała od stołu i chciała wyjśćZłapałem ją za rękę.

– Przepraszam. Co chcesz zrobić?

Spojrzała na mnie przeciągle.

– Ja? Urodzić. To będzie piękne, mądre dziecko.

– Na pewno – uśmiechnąłem się.

I nagle wszystko znalazło swoje miejsce. Jakby rozsypane klocki, z różnych kompletów, ułożyły się w nową, piękną budowlę, której nikt się nie spodziewał. W Anecie rosło moje dziecko. Nie porzucę go. Nie ma takiej opcji.

– Wyjdziesz za mnie? – spytałem, ściskając jej palce.

Znowu to długie, taksujące spojrzenie.

A Marianna?

Nie pytała o detale. Pewnie nasłuchała się od moich znajomych dość historii o Mariannie wspaniałej. Dotąd o nią nie pytała, ale sytuacja się zmieniła i chciała wiedzieć, na czym stoi. Wsłuchałem się w siebie. Chciałem mieć dom i rodzinę, jak moi rodzice, jak mój brat. To pragnienie było silniejsze niż wszystko inne. Myślałem, że tęsknię za Marianną każdą komórką ciała, ale… to nie była tęsknota. Rozstania bolą. Zwłaszcza gdy było się razem tak długo.

Z Anetą ledwie się znaliśmy, a zostaniemy rodzicami. Bez czekania latami. Nie kochałem jej tak jak Marianny. Marianna to moja największa, bo w pewnym sensie niespełniona i nieosiągalna miłość. Anety będę się uczył każdego dnia, będę ją poznawał i kochał każdego dnia bardziej, bo jest moja, jak Marianna nigdy nie była. Może dlatego o Anetę byłem zazdrosny, a o Mariannę nie śmiałem.

– Marianna to przeszłość. Ty, Michasia i nasze dziecko to moje dziś i jutro.

Uśmiech Anety rozpromienił cały pokój. Dowiedziałem się, jak smakuje szczęście, gdy pocałowałem słone od łez usta mojej narzeczonej.

Czytaj także:
„Narzeczony zostawił mnie po 10 latach. Powinnam to przewidzieć, bo nie chciał brać ślubu. Zmarnowałam najlepsze lata życia”
„Czekałem na odpowiedni moment, żeby poderwać przyjaciółkę. Byłem dżentelmenem i przed nosa sprzątnął mi ją jakiś goguś”
„Mąż szybko wrócił do gry po rozwodzie. Najpierw kochanka, później dzidziuś. Chciałam utrzeć mu nosa, ale mężczyźni to porażka”

Redakcja poleca

REKLAMA