„Marzyłam o pensjonacie w górach. Wieszczyli, że stracę majątek, a ja zarobiłam i wymieniłam męża”

szczęśliwa kobieta fot. Getty Images, OLEKSANDRA TROIAN
„– Czyś ty zwariowała? Jakie masz doświadczenie? Nie poradzisz sobie i wtopisz taką ilość kasy. Trzeba spłacić kredyt, zrobić remont, a resztę wpłacić na procent. Myśl przyszłościowo – mówił energicznie, jednocześnie pukając się palcem w czoło”.
/ 08.08.2024 07:15
szczęśliwa kobieta fot. Getty Images, OLEKSANDRA TROIAN

Wszyscy twierdzili, że oszalałam, kiedy zdecydowałam o kupnie starego domu. A ja postanowiłam rzucić wszystko i zamieszkać w górach. Nie żałuję, bo wreszcie jestem szczęśliwa.

Na wszelkie powroty było jednak za późno

Mieszkamy z mężem w dużym mieście, jakim jest Warszawa. Przyznam, że kiedy się tu przeprowadziliśmy z Koluszek kilka lat temu, byłam zachwycona. Ogromna metropolia. Wszędzie łatwo dotrzeć, wszystko na wyciągnięcie ręki. Nie trzeba jechać do większego miasta z niektórymi sprawami, bo wszystko można załatwić tu i teraz.

Po kilku latach, a w zasadzie to już po kilkunastu, zaczęłam zauważać także minusy całej sytuacji. Zgiełk i hałas to coś, czego nie zauważałam na początku – albo nie chciałam widzieć. Klaksony, tramwaje, korki, wrzeszcząca młodzież wracająca w weekendy z klubów nocnych… doszłam do wniosku, że to jednak nie dla mnie i tęsknię do spokoju małego miasta.

Tu mieliśmy mieszkanie, które udało nam się kupić w dobrej cenie – zwłaszcza biorąc pod uwagę galopujące ceny na rynku nieruchomości. Oboje mieliśmy tutaj pracę, znajomych, a nasza córka poszła do pierwszej klasy podstawówki.

Ha – no i mój Tadeusz nie podzielał mojego zdania. On był Warszawą w dalszym ciągu niezwykle zachwycony. Pracował w korporacji i mocno wkręcił się w klimaty miejskie. Odpowiadało mu takie życie i ani myślał wracać do mniejszej miejscowości. Nie mieliśmy też zresztą na to środków pieniężnych. Do spłaty kredytu zostało nam jeszcze kilkanaście tysięcy złotych.

Źle się czułam w mieście

Niestety moja frustracja rosła z dnia na dzień. Nie mogłam się pogodzić z tym, że w sumie jestem zmuszona do tego, by tkwić w jakimś miejscu na świecie, które jednak mi nie odpowiada. Próbowałam znaleźć sobie jakieś hobby czy zajęcia – chodzić na zumbę, jeździć na rowerze, ale gdzie bym się nie ruszyła, musiałam mierzyć się z problemami dużej aglomeracji. Przedostać się przez korki, stać w kolejkach, być w dużych grupach uczestników na zajęciach. To nie poprawiało mojego samopoczucia, a wręcz przeciwnie – wprawiało mnie w większą irytację.

W któryś piątek zadzwoniła moja mama, że nie żyje moja chrzestna i że pogrzeb jest we wtorek. Wiadomość ta strasznie mnie przybiła, bo chociaż nie widziałyśmy się od roku, zawsze byłyśmy ze sobą blisko i często rozmawiałyśmy przez telefon. Nie mówiła nic, że gorzej się czuje albo że choruje – powiedziałam do mamy.

– Nikt się tego nie spodziewał kochanie – powiedziała mama. – Zmarła we śnie, nie wiadomo czemu. Wujek po prostu rano nie mógł jej obudzić i wtedy się zorientował.

Nie poprawiło mi to humoru, a wręcz przeciwnie. Pokazało jeszcze bardziej słabość ludzkiej natury, która zmierza nieuchronnie ku końcowi. Tym bardziej nie miałam ochoty tkwić w czymś, co jednak nie daje mi szczęścia.

Nagle poczułam, że coś się może zmienić!

Kilka dni później spadła na mnie kolejna niewiarygodna wiadomość. Nie wiem nawet, czy nie bardziej niewiarygodna niż śmierć mojej ukochanej ciotki. Mama zadzwoniła z informacją, że zostawiła testament i jak się okazuje, miała duże oszczędności, które zapisała mi.

– Jaka to kwota? – zapytałam i pomyślałam, że może uda się chociaż spłacić hipotekę do końca.

– Z tego co mówił notariusz, to jest to kwota ośmiuset tysięcy złotych.

– Ile?! – usiadłam z wrażenia i pociemniało mi przed oczyma. – To musi być jakiś błąd!

– Niestety nie jest – powiedziała z przekąsem moja mama. – Moja siostra zwariowała, dając tobie całe swoje oszczędności, a mnie jakieś marne mieszkanie w kamienicy – prychnęła wzgardliwie.

Nie miałam ochoty na kontynuowanie tej dyskusji. Relacje pomiędzy moją mamą i jej majętną siostrą nigdy nie były rewelacyjne – zdarzały się lata, że nie rozmawiały ze sobą wcale, a nawet jak potem podejmowały próby, to nigdy nie były to ciepłe uczucia. Dziwiło mnie więc, że mama jest zaskoczona, że nie dostała wszystkiego. Przyznać jednak muszę, że ja też się nie spodziewałam, że dostanę taką kwotę. Ciotka nie miała dzieci, no ale dalej… nie mogłam w to uwierzyć…

Powiedziałam mężowi, jak tylko wrócił z pracy, o czym się dowiedziałam. Pobladł z zaskoczenia i powiedział oczywiście to, o czym ja pomyślałam od razu – uda się spłacić hipotekę i może zrobimy remont? Muszę jednak przyznać, że jak zaczął wypowiadać się na temat moich pieniędzy, których jeszcze fizycznie nie dostałam, to już nie czułam się taka pewna, czy chcę je właśnie na takie cele, przeznaczyć.

Stwierdził, że zwariowałam

Nadchodząca noc była dla mnie bezsenna. Mój mózg próbował objąć myślą to, co zostało mi obwieszczone. I wtedy na to wpadłam. Od razu wiedziałam, że to dobra decyzja. Poczułam wręcz mrowienie i ekscytację jak nastolatka. Dłonie spociły mi się z napięcia. Gdy tylko Tadeusz się obudził, obwieściłam mu, co wymyśliłam.

– Słuchaj, poszukam jakiegoś dobrego ogłoszenia w górach i chciałabym poprowadzić tam pensjonat. Zawsze chciałam mieć coś takiego, a to idealna okazja.

– Czyś ty zwariowała? Jakie masz doświadczenie? Nie poradzisz sobie i wtopisz taką ilość kasy. Trzeba spłacić kredyt, zrobić remont, a resztę wpłacić na procent. Myśl przyszłościowo – mówił energicznie, jednocześnie pukając się palcem w czoło.

– Wiesz dobrze, że pracowałam na studiach w pensjonacie jako manager, teraz zajmuję się nieruchomościami, poradzę sobie – powiedziałam urażona.

– Tak, na studiach, ponad dziesięć lat temu. Przestań gadać bzdury! – niemal krzyknął i poszedł robić kawę do kuchni. Czułam się zraniona. Byłam bowiem pewna swojego pomysłu jak niewielu rzeczy w życiu.

Wieczorem miała wpaść moja przyjaciółka, która zawsze mnie wspierała w najtrudniejszych momentach mojego życia. Pomyślałam, że wtedy poruszę temat po raz drugi i może uda mi się przekonać męża. I tym razem jednak zostałam niemile zaskoczona przebiegiem rozmowy.

– Lena, wiesz, że zawsze jestem po twojej stronie, ale teraz to cię poniosła fantazja… – mówiła moja przyjaciółka Kasia, gdy usłyszała mój plan. Mąż otworzył szeroko oczy i usta – wyglądał jak ryba w akwarium.

– Nie wierzę, że jeszcze myślisz o tym chorym pomyśle… – postukał się palcem w czoło. – Myślałem, że wybiłem ci te głupoty z głowy.

Czułam się osaczona i nie mogłam uwierzyć, że nie mogę liczyć na żadne wsparcie i to od osób, które są dla mnie najważniejsze. Nawet prawie uwierzyłam w to, że mają rację, ale moja szalona głowa nie dawała mi spokoju.

Postanowiłam nie rezygnować z marzeń

I zapłaciłam za to wysoką cenę. Próbowałam przekonać Tadeusza do swojego pomysłu jeszcze przez pół roku, ale nic z tego nie wychodziło. Pogłębiało to tylko konflikt między nami i sprawiło, że zaczęliśmy się kłócić o wszystko. Oczywiście także o niespłacony kredyt i remont, który on chciał wykonać.

– Jeśli nie przestaniesz opowiadać tych bzdur i nie zainteresujesz się tym, na co te pieniądze mogą się przydać naszej rodzinie, to ja już dłużej tego nie wytrzymam! Jesteś egoistką! – wykrzyczał mi Tadeusz i wtedy już nie wytrzymałam.

Ja egoistką? Przecież od lat nie pasowało mi już mieszkanie w Warszawie, a jednak tu zostałam właśnie ze względu na rodzinę. Teraz jednak widziałam szansę na spełnienie marzeń i rozwój, a przy tym wyprowadzkę z tego miasta. Nie zamierzałam odpuścić.

Znalazłam świetną ofertę i kupiłam stary pensjonat. Niestety, był do remontu, ale miałam plan, jak poradzić sobie z kosztami i jak go stopniowo rozwijać. Chciałam, by było to miejsce dobre zarówno dla osób z rodzinami, jak i dla singli.

Remont okazał się jednak dużo trudniejszy, niż się zapowiadało. Ciągle pojawiały się kolejne problemy. Postanowiłam więc zatrudnić jedną ekipę remontową, która będzie z polecenia, nie oszuka mnie i pomoże doprowadzić pensjonat do jakiegoś dobrego stanu, który pozwoli mi go otworzyć i na nim zarabiać.

– Nie popieram, tego co robisz – powiedziała Kasia przez telefon, gdy po raz kolejny rozmawiałyśmy. – Zawsze jestem za tobą, ale to szaleństwo! Powinnaś wrócić do Tadeusza, a nie posyłać dziecko do nowej szkoły i wywracać całe życie do góry nogami! – oczyma wyobraźni widziałam, jak kręci głową i wywraca oczyma. – Ale polecę ci znajomego, który może pomóc z tym całym remontem.

Podała mi kontakt do Marcina. Firma była mała, ale świetnie sobie radzili. Prace szły sprawnie. Pensjonat był blisko popularnych deptaków w Zakopanem i szlaków górskich, więc okazało się, że bardzo szybko zapełniały się pokoje i mogłam kontynuować remont.

No i Marcin… Okazał się niesamowitym mężczyzną, który znalazł miejsce w moim sercu. Od początku wspierał mnie w moim szaleństwie. Kasia też zaczęła zmieniać zdanie, a Tadeusz tkwił w swoim przekonaniu o błędzie. Dlatego po około roku, jak wyniosłam się z Warszawy, postanowiłam też złożyć pozew o rozwód i ostatecznie zakończyć przygodę ze stolicą.

To wszystko było już kilka lat temu, ale lubię to wspominać, bo dzięki temu spełniłam marzenia i znalazłam miłość mojego życia.

Lena, 39 lat 

Czytaj także:
„Moja matka ma 70 na karku, a zachowuje się jak rycząca 30-tka. Nie nadążam za jej nowymi fantazjami”
„Dla męża byłam tylko nieatrakcyjną pomocą domową. W naszej sypialni było więcej kochanek, niż liści na drzewach”
„Mąż przyjaciółki miał serce na dłoni, a ona je zdeptała. Dopadła ją karma, gdy wreszcie poznał prawdę”

Redakcja poleca

REKLAMA