Marka poznałam podczas spaceru jakieś 3-4 lata temu. Odziany w garnitur, jak na typowego człowieka sukcesu przystało, przyglądał mi się w parku, aż zaproponował rozmowę i lody. Tak zaczęła się nasza historia...
Od zawsze chciałam mieć rodzinę
Ja lubiłam dzieci. Spotkanie z Markiem dało mi nawet nadzieję, że może w końcu, jak siostra, założę rodzinę. Strzeliła we mnie strzała Amora, a i on patrzył na mnie jakoś tak intensywnie.
Gadało się nam naprawdę super. Obok parku miał swoje biuro jako adwokat, a żeby do niego dojść, musiał przebrnąć obok placu zabaw, narażając się na piski maluchów. Jako przedszkolanka bywałam tam dość regularnie. Gdy dowiedział się, jaki mam zawód, ściągnął usta w geście współczucia.
Spotkania w cukierni były naszą codziennością, co tu dużo mówić, zaczęliśmy regularne randki i zakochaliśmy się w sobie. Po kilku miesiącach zaczęliśmy razem mieszkać, a niedługo potem Marek mi się oświadczył.
Po dwóch latach szczęśliwego związku zaczęłam marzyć o dziecku. Miałam ponad trzydzieści lat, Marek 40. Ja czułam wręcz fizyczną chęć zajścia w ciążę, on tylko oddalał mnie od tego zamiaru.
– Marta, uspokój się – wykrzyknął któregoś wieczoru. – Nie lubię dzieci i nie chcę ich mieć.
– Ale co własne!
– Nie ma opcji! – nie dał mi nawet dokończyć. – Dobrze wiesz co czuję.
Czy to koniec?
Stanęłam przed decyzją, jedną z najtrudniejszych w swoim życiu. Kochałam męża, ale czy to oznaczało koniec moich marzeń?
Uznałam, że znajdę sposób na bycie mamą, mój macierzyński instynkt był tak silny, że nie dawał mi o sobie zapomnieć. Wzruszałam się widząc reklamy z dziećmi, zaglądałam obcym kobietom do wózków.
Myślałam, myślałam i postanowiłam. Niech się dzieje, co chce. Ukradkiem odstawiłam pigułki, które łykałam zawsze przed kolacją. Tym razem były to jednak witaminy plus kwas foliowy.
Kiedy zaczęła spóźniać mi się miesiączka, ręce mi się trzęsły jak szalone. W nocy kręciłam się z boku na bok, bo następnego dnia miałam już umówioną wizytę u ginekologa.
Pan doktor potwierdził: piąty tydzień. Miałam szczęście wypisane na twarzy. Wysłałam Markowi esemesa: „Dziś niespodzianka. Tam, gdzie za pierwszym razem. Godzina 18”.
Spotkaliśmy się w parku, miałam przygotowane urocze pudełko niespodziankę...
– Co ty chcesz mi przez to powiedzieć? – wychrypiał.
– Będziemy rodzicami – próbowałam jeszcze się uśmiechać, choć widziałam, że nie jest dobrze.
– Chyba ty! – wrzasnął.
Płakałam całą drogę
Cała radość się ulotniła, a mąż napisał, że się wyprowadza. Nie wierzyłam, że mój mąż jest tak zimny i okrutny...
Po jakimś czasie uspokoiłam się, pozwoliłam przeżywać tę ciążę, radość. Przyjaciółka obiecała chodzić ze mną na wizyty lekarskie i robić zdrowe jedzenie. Dopóki jeszcze mogłam, chciałam pracować. Zaczęłam nowe życie jako przyszła samotna matka. Aż wreszcie nadszedł ten dzień.
Już nie płakałam za dawnym życiem, choć było mi ciężko samej. Rozwód z Markiem odbył się praktycznie bez komplikacji. Stwierdził, że nie chce uznać dziecka. Już nie walczyłam, bo i po co.
Odnalazłam miłość
Malutka miała pół roku. Uśmiechała się, coś tam gadała, próbowała siadać. Kryśka i Łukasz, moi przyjaciele, odwiedzali mnie prawie codziennie. Łukasz wynosił śmieci, mył za mnie okna, tańczył z Basią. Nie mogłam się na nich napatrzeć. Czy z kolegi stał się kimś więcej?
Pewnego wieczoru Łukasz zjawił się po dziewiętnastej, tym razem z różami i butelką wina.
– Słuchaj… – zaczął.
– Chyba nie zamierzasz mnie porzucić, co? – roześmiałam się.
– Wręcz przeciwnie. Wiesz, że ja ją kocham, no nie? Od samego początku. I tak jak ci mówiłem, zawsze chciałem bym ojcem. Co więcej, wydaje mi się, że kocham nie tylko ją. Rozumiesz? – spojrzał na mnie przeciągle.
– Nie bardzo… – zaskoczona, ledwo wykrztusiłam.
– Marta, kurczę. Ja ciebie kocham!
– Ale… Łukasz, jakim cudem? – wykrztusiłam.
– Zawsze się w tobie podkochiwałem, na mnie patrzyłaś bardziej jak na brata. A teraz chcę byś była moją rodziną. I ty, i Basia. Ja wręcz mam wrażenie, jakby ona była moją córką. I chciałbym być z wami jeszcze bliżej.
– Ja… – ot i cała moja elokwencja.
– Zastanów się, a może po prostu coś poczuj. No, wpadnę pojutrze.
I co teraz? Teraz Basia ma cztery latka, chodzi do mojego przedszkola. Z biologicznym ojcem wciąż nie ma kontaktu. Mieszkamy u Łukasza. Mała mówi do niego „tato”. A ja jestem szczęśliwa, że lata temu zrobiłam tak, jak zrobiłam. Dobrze nam razem.
Czytaj także:
„Kochałem się z sekretarką na biurku mojej żony. Maria uknuła intrygę, by puścić mnie z torbami i wynajęła testerkę wierności”
„Sztuczne rzęsy na dywanie były dowodem, że chłopak mnie zdradza. Uknułam plan, jak go przyłapać na gorącym uczynku”
„By odegrać się na szefie i jego pupilce uknułam intrygę, która miała ich pogrążyć. Niechcący wyświadczyłam im przysługę”