„Marzyłam o byciu lekarzem. Zamiast tego, rodzice i mąż zagonili mnie do rodzenia dzieci, których nie chciałam”

Wiadomość o ciąży mnie załamała fot. Adobe Stock, ProstoSvet
„Była najlepszą uczennicą, ale gdy była w drugiej klasie, rodzice zażądali, aby rzuciła szkołę na rzecz zawodówki i natychmiast poszła do pracy. Mierziła ich ta dziwna córka odstająca od otoczenia. Irytowały porozkładane na stole w kuchni zeszyty i czytane po nocach książki. – Jeszcze od tego oślepniesz – gderali. – Ileż to trzeba płacić za prąd!”.
/ 24.04.2023 14:30
Wiadomość o ciąży mnie załamała fot. Adobe Stock, ProstoSvet

– Wiesz, nie powinnam mieć dzieci – powiedziała.

Z zaskoczenia aż przysiadłam na kanapie i otworzyłam szeroko usta. Rodzina, gromadka biegających po pokojach maluchów, ten wesoły harmider panujący w domu – to wszystko zawsze było moim marzeniem, a ona nagle wyznała mi coś takiego! Minęła długa chwila nim odwróciła głowę i zobaczyła moją minę.

– Są kobiety stworzone do macierzyństwa i takie, które nie czują się matkami, należę do tych drugich – uśmiechnęła się smutno. – Ale gdybym kiedyś powiedziała to głośno, zostałabym wyklęta przez męża, koleżanki, rodzinę... Nie zrozumiesz mnie, dzisiaj są inne czasy. Jesteście wolne, nawet jeśli nie w tym kraju, to możecie wyjechać do innego. A ja? Co mogłam zrobić? Musiałam urodzić, chociaż czułam, że nie podołam macierzyństwu.

W oczach cioci Joasi pojawiły się łzy

Zrobiło mi się jej żal. Podniosłam się, żeby ją przytulić, ale powstrzymała mnie.

– Marzyłam, żeby ratować ludzi – zaczęła, a ja zrozumiałam, że musi to wreszcie z siebie wyrzucić. – Chciałam zostać lekarką, w dodatku chirurgiem. Kiedyś, jako dziecko, trafiałam do szpitala ze złamaną ręką i zakochałam się w tym zawodzie. Ale w moich czasach chirurgia uchodziła za bardzo trudną specjalizację. Wiesz, taką nie dla kobiet. Kiedy więc zdradziłam swoje marzenie prowadzącemu mnie lekarzowi, ten tylko się zaśmiał i pogłaskał po głowie, dając do zrozumienia jakaż jestem naiwna. Ale ja jeszcze długie lata marzyłam.

Uczyła się na samych piątkach, chociaż nikomu oprócz niej nie zależało na ocenach. Rodzice uważali, że powinna jak najszybciej skończyć szkołę i wziąć się do pracy. Zacząć przynosić do domu pieniądze i w ten sposób spłacić dług wobec nich. Bo przecież sporo się wykosztowali na jej naukę przez te wszystkie lata. Jednak Joasia obstawała przy swoim. Dorabiała, pomagając w polu w czasie sezonowych prac, i uczyła się dalej. Zdała do liceum. Była najlepszą uczennicą w szkole. Dyrektor, pełen podziwu dla jej wytrwałości, postarał się o stypendium. W końcu na wsi tak ambitne dzieci nie zdarzały się codziennie. Ale i te drobne pieniądze nie wystarczały dziadkom. Gdy Joasia była w drugiej klasie zażądali, aby rzuciła szkołę na rzecz zawodówki i natychmiast poszła do pracy. Mierziła ich ta dziwna córka odstająca od otoczenia. Irytowały porozkładane na stole w kuchni zeszyty i czytane po nocach książki.

– Jeszcze od tego oślepniesz – gderali. – Ileż to trzeba płacić za prąd!

Joasia zaciskała zęby, udając, że nie słyszy ich kąśliwych uwag i uczyła się dalej.

Wytrzymała do matury

Miała już plan, jak uciec z domu do dużego miasta i zdawać na studia, kiedy rodzice poznali ją z Heńkiem. Synem najbogatszych gospodarzy we wsi. Wujek nie był ani zbyt urodziwy, ani tym bardziej lotny, ale wydawało się, że ma dobre serce i na swój sposób rozumie Joasię. Obiecał jej nawet podobno, że po ślubie będzie mogła skończyć zaocznie szkołę pielęgniarską.

Ale ja nie chciałam być pielęgniarką, tylko lekarzem! Droczyłam się z nim o to, aż w końcu obiecał mi studia. Czemu z nim nie zerwałam? – ciocia zamyśliła się na chwilę. – Dziecko, już i tak byłam w rodzinie odmieńcem. Miałam swoje marzenia, ale pragnęłam też akceptacji, miłości i zrozumienia. Czegoś, czego nigdy w moim rodzinnym domu nie zaznałam. Myślałam, że Henryk stanie się moją bratnią duszą, ochroni mnie, wesprze i srodze się rozczarowałam.

Po ślubie mąż zapowiedział, że nie zamierza dokładać do fanaberii. Kiedy zdesperowana Joasia wsiadła w pociąg i pojechała zdawać egzaminy wstępne, odnalazł ją na uczelni i zagroził rozwodem. A przy tym publicznie ośmieszył.

Dzieci rodzić, a nie uciekać przed mężem – stwierdził jeden z profesorów, który widział całe zajście i oddał jej dokumenty.

Wróciła. Przybita i pokonana. Nawet o szkole pielęgniarskiej nie było już mowy, bo czekała na nią gospodarka. Nikt nie powiedział Joasi, jak się zabezpieczać. Nie znalazła na ten temat informacji w swoich mądrych książkach z liceum, a babcia czy siostry stroniły od odmieńca. Nie miała kogo zapytać, rodziła więc dzieci regularnie, co dwa lata, nim przy czwartym dziecku nie zlitowała się nad nią położna i poradziła trwałą antykoncepcję. Wtedy Joasia przestała zachodzić w ciążę. Ale i tak nie radziła sobie jako matka. Nie umiała i nie chciała tulić swoich dzieci, pieszczotliwie rozmawiać z nimi, szybko straciła pokarm, a przy ostatniej córce, chyba w ogóle go nie miała.

Brzydziła się niemowlęcych zapachów

– Chciałam ratować ludzi, a nie umiałam zadbać o własne potomstwo. Każdą ciążę odchorowywałam, gdyby nie ta mądra położna, nie wiem co bym zrobiła, bo nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Dzisiaj wiem, że cierpiałam na depresję poporodową, lecz wtedy nikt nie używał takich słów. Po prostu byłam złą matką – zwiesiła głowę. – Nawet nie masz pojęcia, jak zazdrościłam twojej mamie tego instynktu. Czułości wobec ciebie. Ona była normalna, a ja?

Joasia znowu stała się odmieńcem i pośmiewiskiem rodziny. Nadrabiała miną i surowością. Obudowała się szczelnym pancerzem. Ze wszystkich sił starała się nie nienawidzić swoich dzieci, nie zawsze jednak jej się to udawało. Dopiero gdy podrosły, znalazła z nimi wspólny język. Ale lata wzajemnej nieufności zrobiły swoje. Wyrósł między nimi mur nie do pokonania. Joasia uchodziła za oschłą i nieczułą, a przy tym wymagającą matkę, bo wszystkie z jej czworga dzieci ukończyły średnie szkoły i dostały się na studia. Coś w niej pękło dopiero, kiedy najmłodsza córka wyznała mamie, że marzy o medycynie. Co prawda, chciała zostać pediatrą, ale matce i tak serce zabiło mocniej. Jednak nie powiedziała córce prawdy o sobie. Nie umiała. Jakby każde wspomnienie utraconej szansy wywoływało w niej ból. Wyręczyła ją jak zwykle jej matka. Któregoś razu, odwiedziwszy ich, zobaczyła wnuczkę pochyloną nad książkami. Spojrzała przez ramię na otwarte strony i roześmiała się.

– O! A co to? Też medycyna? Uważaj, bo skończysz jak twoja matka, lepiej byś sobie dobrego męża poszukała – stwierdziła.

Wtedy dopiero najmłodsza z jej latorośli usłyszała opowieść o medycynie, chirurgii i zawiedzionych nadziejach.

– I dobrze ciocia zrobiła, bo Halinka jest dzisiaj wspaniałym lekarzem. Uratowała niejedno dziecko, rodzice ją chwalą, że nie spoczywa na laurach, tylko szuka rozwiązań. Na coś jednak przydał się ten cioci upór – starałam się ją pocieszyć.

– Na pewno... tak, to bardzo pocieszające – przyjrzała mi się uważnie. – A wiesz, że nigdy tak do tego nie podchodziłam? Zazdrościłam Halince możliwości, pasji, ale nie sądziłam, że przecież spełnia moje marzenia? Pamiętam ten dzień, kiedy odwiedziła nas moja matka. Zajrzała do kuchni, chociaż jej mówiłam, żeby nie przeszkadzała dziecku w nauce, a ona podeszła do niej, zajrzała przez ramię w rozłożone książki, na coś tam patrzyła przez dłuższą chwilę, nim wybuchła śmiechem. Śmiała się do rozpuku, że Halina jest taka, jak jej matka i tak samo jak niegdyś ja chce iść na medycynę. Mój Boże, dziecko, a ona nawet nie wiedziała, że kiedyś też marzyłam o tym zawodzie! Tak, Krysiu, masz rację, powinnam się cieszyć, że nie wszystko stracone...

Poderwała się z fotela, nim zdążyłam się odezwać. Uściskała mnie i wyszła. Wyjrzałam za nią przez okno. Szła sprężyście, lekko, pewna siebie. Uśmiechnęłam się, bo nagle w niczym nie przypominała tej ciotki, którą znałam. Przytłoczonej życiem, nieszczęśliwej kobiety. Jakie to wszystko dziwne, nigdy nie chciała mieć dzieci, a jednak to właśnie córka odmieniła jej życie. 

Czytaj także:
„Działałam jak lep na nieudaczników, którzy bawili się moim kosztem. Dopiero, gdy jeden wrobił mnie w dziecko, otrzeźwiałam"
„Zaszłam w ciążę w wieku 15 lat. Liczyłam, że mama pomoże mi wychować dziecko. Jej propozycja mnie przeraziła”
„Niczego nie pragnęłam bardziej niż macierzyństwa. Gdy moja siostra urodziła, uknułam plan, żeby odebrać jej syna”

Redakcja poleca

REKLAMA