„Marzyłam, by zostać artystką, a wylądowałam w biurze z szefem-furiatem. Gdybym wygrała w totka, rzuciłabym to w diabły”

kobieta, która ma dość swojej pracy fot. Adobe Stock, leszekglasner
„Patrzyłam na kupon i przez głowę przelatywały mi rozkoszne obrazy: ja i Wojtek na leżakach w cieniu palm nad ciepłym morzem… na nartach w alpejskim kurorcie… w luksusowym spa na zabiegu dla dwojga… Nigdy więcej marudzących szefów, kredytów i oszczędzania!”.
/ 05.06.2022 12:15
kobieta, która ma dość swojej pracy fot. Adobe Stock, leszekglasner

Jeden, sześć, trzynaście, dwadzieścia pięć… Zrobiło mi się gorąco. Trafiłam czwórkę w totka! Na razie, bo do sprawdzenia zostały mi jeszcze dwie cyferki. Zamknęłam oczy, w duchu zaklinając los, po czym odważnie spojrzałam na ekran komputera. Dwie pozostałe cyfry, które wylosowano, to trzydzieści i czterdzieści jeden. Porównałam je ze swoim kuponem…

Trafiłam szóstkę! Trafiłam szóstkę! – zaczęłam wydzierać się tak, że chyba postawiłam na nogi całą kamienicę. – Jestem bogata! Hurraaa!

Przez głowę przelatywały mi rozkoszne obrazy: ja i Wojtek na leżakach w cieniu palm nad ciepłym, egzotycznym morzem… na nartach w alpejskim kurorcie… w luksusowym spa na zabiegu dla dwojga… Nie musimy wstawać co rano do pracy, ja mogę malować do woli, Wojtek naprawiać bez końca swój ukochany motor. Mieszkamy w okazałym, wygodnym domu, obżeramy się sushi, kiedy tylko mamy na nie ochotę; podróżujemy po świecie, obsypujemy prezentami rodzinę… Już nigdy więcej marudzących szefów, kredytów do spłacania, oszczędzania! Będziemy żyć ze wszystkich sił!

– Boże, dziękuję, że mnie wysłuchałeś! – popatrzyłam z wdzięcznością w niebo za oknem. – Nareszcie…

Musiałam wrócić i pomóc rodzicom

Zastanawiałam się, jaki plan działania obrać. Od razu zadzwonić do rodziców i do narzeczonego, który z delegacji miał wrócić dopiero za dwa dni? „Nie! – zdecydowałam. – Zrobię im niespodziankę i powiem wtedy, kiedy te miliony będą już na moim koncie. Gdy będę już mogła dać bliskim wszystko, o czym tylko zamarzą!”. 

Teraz najważniejsza wydała mi się inna sprawa: zamierzałam jak najszybciej zwolnić się z pracy. Ach, jak ja nie znosiłam tego biura! Tego bezsensownego siedzenia przez osiem godzin, plotek, a przede wszystkim właściciela firmy, który ledwo skończył zawodówkę, a zachowywał się, jakby wszystkie rozumy pozjadał. Wkurzał mnie! A praca wpędzała mnie w depresję.

Od dziecka miałam talent plastyczny: ładnie malowałam, ładnie rzeźbiłam. Po liceum plastycznym udało mi się dostać na wymarzoną Akademię Sztuk Pięknych. Myślałam, że jestem wybranką losu. Byłam na drugim roku studiów, gdy naszą rodzinę spotkała ta straszna tragedia – mój młodszy brat zginął w wypadku samochodowym. Rodzice załamali się kompletnie. Ja studiowałam w stolicy odległej od rodzinnego domu o pięćset kilometrów, ale po śmierci Pawła nie wyobrażałam sobie, że mogłabym zostawić rodziców. Potrzebowali mnie.

Wzięłam więc urlop dziekański i wróciłam do odziedziczonej po babci kawalerki. Planowałam przez rok zająć się rodzicami, a potem – wraz z nowym rokiem akademickim – wrócić do Warszawy na studia. Życie napisało jednak dla mnie inny scenariusz. Tato poważnie rozchorował się na serce i musiał przejść na rentę. Od zawsze to on utrzymywał dom, mama nie pracowała. Tymczasem okazało się, że z jego renty nie bardzo da się wyżyć. I tak rodzice zostali nie dość, że zdruzgotani śmiercią syna, to w dodatku bez pieniędzy. Zrozumiałe, że nie mogłam już pozwolić sobie na kontynuowanie studiów.

Schowawszy artystyczne ambicje do kieszeni, znalazłam zatrudnienie w biurze. Męczyłam się tam okropnie, natury człowieka nie da się bowiem oszukać – ciągnęło mnie do malowania, do wernisaży, do atmosfery warszawskich galerii. Ale każdego dnia powtarzałam sobie, że powinnam o tym zapomnieć. Dla dobra rodziców.

Szczęście w nieszczęściu, że poznałam Wojtka. Zakochaliśmy się, zaręczyliśmy. Narzeczony dobrze mnie rozumiał i wspierał. Tyrał jak szalony, żeby piąć się po szczeblach kariery.

– Kiedy awansuję i będę więcej zarabiał, zwolnisz się z tego biura. Otworzymy dla ciebie malutką galerię. Będziesz szczęśliwa! – mówił, co ogromnie mnie wzruszało.

Teraz to ja ci dam wszystko, o czym marzysz, żebyś był szczęśliwy, kochany” – uśmiechnęłam się w myślach do narzeczonego, po czym wybrałam na komórce prywatny numer szefa.

– No? – rzucił niekulturalnie – Po kiego diabła wydzwaniasz do mnie po godzinach pracy? – dodał wkurzony.

– Zwalniam się! – powiedziałam lekko. – Świadectwo proszę mi wysłać pocztą. Żegnam! – krzyknęłam na koniec i wyłączyłam telefon.

Wreszcie poczułam się wolnym człowiekiem!

Nic z tego nie rozumiałam

Następnego ranka ubrałam się elegancko i pojechałam do sąsiedniego miasta, gdzie totalizator ma swoje biuro.

– Dzień dobry, chciałam odebrać wygraną. Trafiłam szóstkę – oznajmiłam, wchodząc do pokoju pierwszego przy wejściu.

Czułam się lekka jak balonik napompowany szczęściem.

Sympatyczna brunetka siedząca za biurkiem poprosiła, żebym usiadła. Wzięła ode mnie kupon i włożyła go do jakiejś maszyny. Coś zapipczało i kupon wyfrunął jak wypluty. Kobieta zrobiła dziwną minę. Powtórzyła operację. Znów to samo.

– Hmm, eee… – chrząknęła i popatrzyła mi prosto w oczy. – Wygląda na to, szanowna pani, że tu nie ma żadnej wygranej!

– To niemożliwe! – wyrwało mi się z głębi serca.

Od biurek oderwali się dwaj  mężczyźni, podeszli do brunetki. Raz jeden, raz drugi wkładali mój kupon do maszyny, sprawdzali coś w komputerach, dyskutowali. Siedziałam jak na szpilkach, z trudem łapiąc oddech.

– Już wszystko jasne – jeden z mężczyzn popatrzył na mnie smutno. – Pani sprawdzała kupon na stronie w Internecie, prawda? – spytał.

– Tak – odparłam.

– A wczoraj był poniedziałek – wyjaśnił mężczyzna. – W poniedziałki nie ma losowań. Pani może kupić kupon w poniedziałek, ale najbliższe losowanie jest dopiero we wtorek. Tymczasem na stronie widać numery z poprzedniego, w tym wypadku sobotniego losowania. I to są dokładnie te numery, które znajdują się na pani kuponie.

Patrzyłam na niego, nic nie rozumiejąc, więc wyjaśniał dalej:

– Pani ma kupon na wtorek, nie na sobotę. Reasumując: kupiła pani kupon i sprawdziła liczby w Internecie, nie patrząc na datę losowania. A to były wyniki losowania z soboty, gdy tymczasem ten kupon jest ważny na losowanie wtorkowe. Przykro mi…

– To niemożliwe – wyszeptałam przerażona, choć wszystko układało się w logiczną całość.

I co teraz? Przecież już się zwolniłam...

Rzeczywiście kupiłam kupon w poniedziałek, lecz tak rzadko grałam w lotto, że po prostu nie wiedziałam, z czym to się je. Potem otworzyłam stronę z wynikami i je przeczytałam, nie sprawdzając żadnych dat. 

Kiedy Wojtek wrócił z delegacji, zastał mnie w strasznym stanie. Rozczochraną, w starym dresie, zapuchniętą od płaczu, obżerającą się chipsami i wpatrującą się bezmyślnie w telewizor. Bo się faktycznie chwilowo załamałam. Na własne życzenie zostałam bez pracy, bez pieniędzy, z pogrzebanymi marzeniami o malarstwie i rzeźbie…

Połykając łzy, wszystko mu opowiedziałam. Myślałam, że Wojtek się przejmie i zdenerwuje, a on zaczął się śmiać! Po prostu rechotał jak na dobrej komedii. Normalnie zgłupiałam.

– Oj, ty moja artystko z głową w chmurach! Naprawdę piękny numer wycięłaś – powiedział czule, gdy już się wyśmiał.

Usiadł naprzeciwko i dodał:

– A teraz posłuchaj, myszko: masz się niczym nie martwić! Po pierwsze, rozmawiałem na twój temat z moim kolegą z urzędu pracy. Wiesz, już nie mogłem patrzeć, jak się męczysz. I wyobraź sobie, jeśli człowiek zarejestruje się jako bezrobotny, można otrzymać dotację z Unii na otworzenie firmy! To nie majątek, jednak na wyposażenie galerii wystarczy. O reszcie pomyślimy – uśmiechnął się Wojtuś. – A po drugie, mam już obiecany ten awans, dostanę podwyżkę, więc damy sobie radę, kiedy będziesz czekała na dotację. Bo jestem przekonany, że ją otrzymasz. Głowa do góry! – i chwycił mnie w objęcia.

Właśnie mija półtora roku od tamtych zdarzeń… Rzeczywiście udało mi się otrzymać dotację unijną. Wojtek dobrał trochę kredytu i otworzyliśmy malutką galerię z pamiątkami w pobliskim miasteczku turystycznym. Rzeźbię lokalne pamiątki, maluję obrazy, robię biżuterię, a moi rodzice zajmują się sprzedażą. Wreszcie czuję się szczęśliwa, bo robię to, co kocham. Moi rodzice dzięki nowemu zajęciu zdecydowanie odżyli, częściej się uśmiechają, wymyślają ciekawe rozwiązania dla naszego „biznesu”. Widzę, że to ich pochłonęło tak samo jak mnie.

A Wojtek przyniósł ostatnio z jednej z pobliskich uczelni ulotkę o zaocznych studiach artystycznych. Niewykluczone więc, że wrócę na studia! I mam wrażenie, że to, co się teraz dzieje, cieszy mnie o wiele bardziej niż tamte niedoszłe miliony.

Czytaj także:
„Miał 2 rodziny. Jednej żonie mówił, że jest agentem wywiadu. Drugiej, że żołnierzem. Dzięki temu długo mu ufały”
„Przed laty mój ojciec miał romans, a ja jestem jego owocem. Teraz już wiem, dlaczego matka nigdy mnie nie kochała”
„Mąż odszedł zaraz po narodzinach naszego syna. Po 23 latach wrócił, żeby go poznać. Niestety, nie zdążył”

Redakcja poleca

REKLAMA