Zawsze chciałam mieć coś swojego. Marzenie o kawiarni towarzyszyło mi odkąd pamiętam. Wiele razy wyobrażałam sobie zapach świeżo mielonej kawy, spokój, z jakim ludzie będą przychodzić do mojego miejsca. Kiedy w końcu nadszedł moment otwarcia, czułam dumę. Włożyłam w to całe swoje serce, całą siebie.
Obiecał, że mi pomoże
Leszek od początku mnie wspierał, ale od jakiegoś czasu atmosfera między nami stała się napięta. Dla niego najważniejsze były chwile spędzone razem. Dla mnie – kawiarnia. Wiedziałam, że w końcu przyjdzie moment, kiedy będę musiała zdecydować, co jest dla mnie naprawdę ważne.
Wracałam do domu późnym wieczorem. Właściwie to już noc, bo zegar na korytarzu wybijał dwudziestą trzecią. Zmęczenie dawało mi o sobie znać – dzisiaj były trzy duże dostawy, jeden z piekarzy odwołał zamówienie, a jeszcze trzeba było pomóc Magdzie z kasą, bo nie mogła doliczyć się w raportach. Otworzyłam drzwi, a w mieszkaniu cicho.
Na stole czekała kolacja – zimna już, ale widać, że Leszek się postarał. Spojrzałam na talerz pełen spaghetti i poczułam, jak w gardle rośnie mi gula. To nie pierwsza taka noc.
– Znowu wracasz po dwunastu godzinach w pracy. Czy my w ogóle jeszcze jesteśmy razem, czy już tylko dzielimy mieszkanie?
Zamarłam na moment. Z jednej strony miałam ochotę wstać i rzucić talerzem, bo czy on nie rozumie, że teraz jest mój czas? Ale nie, wzięłam oddech.
– Przecież wiesz, że to jest teraz dla mnie najważniejsze. Kawiarnia wymaga czasu, jestem na początku. Obiecałeś, że mnie zrozumiesz.
– Obiecałem, że cię będę wspierał, ale nie w takim stopniu, że zapominasz o naszym życiu. Gdzie są wspólne wieczory, rozmowy? Czy w ogóle jeszcze mnie kochasz?
Nie rozumiał mnie
Wiedziałam, że ma rację, ale nie mogłam zrezygnować z kawiarni. Czułam, jak dłonie zaczynają mi drżeć pod stołem. Tyle lat razem, a teraz nagle mam wybierać między marzeniem a miłością?
– Leszek, to nie jest takie proste… – zaczęłam, ale on już odszedł, kiwając głową z rezygnacją. Znowu poczułam się sama.
Minęło kilka dni, a atmosfera w mieszkaniu gęstniała. Rozmawialiśmy coraz mniej, a kiedy już to robiliśmy, zawsze kończyło się kłótnią. Tamtego dnia, gdy wróciłam do domu, wiedziałam, że coś się wydarzy. Leszek siedział na kanapie z surowym wyrazem twarzy, jakby czekał, by coś z siebie wyrzucić. Miałam ochotę od razu wyjść, ale usiadłam naprzeciw niego.
– Musisz zdecydować. Albo ja, albo kawiarnia – powiedział, patrząc mi prosto w oczy.
Serce na chwilę przestało mi bić. Otworzyłam usta, ale nie wiedziałam, co powiedzieć. Czy on naprawdę postawił mi właśnie takie ultimatum?
– Co?! Nie możesz kazać mi wybierać. To mój biznes, moja pasja! Zawsze wiedziałeś, że to marzenie mojego życia.
– Ale w tym wszystkim zapomniałaś o mnie – jego głos zadrżał, choć widać było, że starał się zachować spokój. – Ja już dłużej nie chcę być na drugim planie. Zastanów się czy chcesz tak żyć. Ja nie potrafię.
Myślałam, że się przesłyszałam
Cisza zapanowała między nami, jakby czas nagle się zatrzymał. Próbowałam zebrać myśli, ale jego słowa krążyły mi w głowie, uderzając coraz mocniej. Leszek patrzył na mnie, a ja nie mogłam znieść tego spojrzenia – pełnego bólu, żalu i rozczarowania.
– Pomyśl nad tym. Bo ja już dłużej nie chcę walczyć – powiedział, a potem wyszedł z pokoju.
Siedziałam tak dłuższą chwilę, patrząc na puste miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą siedział. Czułam, jak coś we mnie pęka, ale nadal nie mogłam wybrać. Kawiarnia to nie tylko mój biznes – to moje życie. Myślałam, że rzucenie się w wir obowiązków pomoże, że zapomnę o jego ultimatum, ale myliłam się. Jego słowa nie dawały mi spokoju.
Po zamknięciu kawiarni siedziałam przy oknie i patrzyłam, jak ludzie powoli wracają do domu. Zegarek pokazywał dziewiętnastą, a ja nadal nie mogłam zebrać się na odwagę, by wrócić. Każdy dźwięk, każdy krok przypominał mi o Leszku i jego oczekiwaniu. W końcu sięgnęłam po telefon.
Chciałam zadzwonić
Wybrałam jego numer, ale po chwili zawahałam się. Co mogłam mu powiedzieć? Że wybieram kawiarnię? Że jego wsparcie było dla mnie ważne, ale nie tak bardzo, jak moje marzenie? Wróciłam do domu późno i znalazłam wiadomość: „Muszę się zastanowić. To wszystko mnie przerosło. Wrócę za tydzień”.
Opadłam na kanapę i poczułam ciężar, jakby ktoś przygwoździł mnie do ziemi. Przez kolejne dni próbowałam skupić się na pracy. Kawiarnia była wszystkim, co mi zostało, więc robiłam co mogłam, żeby przynosiła coraz większe zyski. Rozkręcałam nowe promocje, organizowałam wydarzenia, pisałam do lokalnych gazet, by o nas wspomniały.
Leszek wrócił tydzień później, ale nie było już tak samo. Patrzył na mnie obojętnie, jak na kogoś, kto przegrał najważniejszą walkę.
– Wybrałaś, Asiu – powiedział cicho, choć nie było w jego głosie gniewu, raczej smutek. – Teraz ja muszę odejść.
Stałam w miejscu, czując, jak świat kruszy się pod moimi stopami. Patrzyłam na niego, a słowa utkwiły mi w gardle. To już koniec. Leszek nie czekał na moją odpowiedź. Spakował swoje rzeczy i wyszedł.
Zdecydował za mnie
Od rozstania minęło kilka tygodni, a ja nie potrafiłam odnaleźć spokoju. Kawiarnia, choć wypełniała moje dni, przestała mnie cieszyć. Właśnie skończyłam liczyć miesięczne wpływy, kiedy dotarło do mnie, że po raz kolejny jestem na minusie. Prowadzenie biznesu to nie było tylko parzenie kawy i uśmiechanie się do klientów.
To były faktury, problemy z dostawcami, pracownicy, którzy czasem nie przychodzili na zmianę… Bez Leszka obok wszystko było trudniejsze. Zawsze potrafił mnie uspokoić, wesprzeć, przypomnieć, że dam sobie radę. Teraz każda decyzja była tylko moja, a w głowie miałam tysiące myśli, z którymi nie umiałam sobie poradzić.
Zastanawiałam się, czy powinnam do niego zadzwonić. Przecież wciąż mogłam to naprawić. Może gdybyśmy usiedli i porozmawiali, byłby gotów mi pomóc.
– Nie, to głupie – wymamrotałam do siebie, wstając gwałtownie od stołu. – Nie mogę się tak po prostu do niego zwrócić. Jakie to by było żałosne.
Z każdym spojrzeniem na puste mieszkanie, uświadamiałam sobie, jak bardzo brakuje mi jego wsparcia. Nie tylko finansowego. Brakowało mi jego bliskości, obecności, tego, że po prostu był.
Czy naprawdę musiałam teraz tak cierpieć? Strach przed odrzuceniem paraliżował mnie bardziej, niż byłam gotowa przyznać.
Podjęłam decyzję
Tego samego wieczoru wysłałam mu wiadomość, prosząc o spotkanie. Zgodził się, choć ton jego odpowiedzi był chłodny. Czułam, że nie będzie łatwo. Leszek otworzył drzwi, ale nie zaprosił mnie od razu do środka. Stał w progu, patrząc na mnie, a ja, choć chciałam coś powiedzieć, czułam, że nie wiem, jak zacząć.
– Leszek… Chcę porozmawiać – zaczęłam niepewnie, starając się ukryć drżenie w głosie. – Kawiarnia nie idzie tak, jak myślałam. Potrzebuję wsparcia, potrzebuję ciebie. Wiem, że popełniłam błąd.
Patrzył na mnie tak, jakby oczekiwał tej rozmowy, ale jednocześnie już nie chciał jej słuchać.
– Więc teraz, kiedy wszystko się sypie, przypomniałaś sobie o mnie? – rzucił, opierając się o framugę drzwi. – O to chodzi? O pomoc, bo sobie nie radzisz?
Zawstydziłam się. Moje słowa zabrzmiały tak, jakby rzeczywiście chodziło tylko o to, żeby Leszek naprawił moje błędy. Ale przecież to nie była cała prawda. Tęskniłam za nim. Za nami.
– Nie… To nie tak. Kocham cię. Ale kawiarnia to było moje marzenie. Nie potrafiłam z tego zrezygnować. Wiesz, jak to dla mnie ważne.
– Tak, wiem – odparł sucho. – Wiem aż za dobrze. Bo właśnie to wybrałaś. Nawet teraz, gdy przyszłaś tutaj, nie mówisz o nas. Mówisz o kawiarni.
Nie wiedziałam co powiedzieć
Stałam tam, próbując zrozumieć, co Leszek chce mi przekazać. Czy był jeszcze cień szansy, że mnie zrozumie?
– Przepraszam. Powinnam była inaczej podejść do tego wszystkiego. Nie chciałam, żebyś czuł się tak, jakbyś był mniej ważny.
– Ale czułem się właśnie tak – odparł, krzyżując ręce na piersi. – I nie wiem, czy jestem gotów wrócić do tego wszystkiego.
Leszek patrzył na mnie, czekając na coś, co być może nigdy nie nadejdzie. Byłam pewna jednego – cokolwiek się teraz stanie, już nigdy nie będzie tak samo.
– Rozumiem – powiedziałam cicho, nie wiedząc, co jeszcze mogę zrobić. – Nie wiem, co więcej mogę powiedzieć. Nie chciałam tego wszystkiego.
Leszek westchnął, jakby oczekiwał tej odpowiedzi. Opuścił głowę, a ja czułam, że to jest koniec. Jego miłość była warunkowa – potrzebował mojej uwagi, całkowitego poświęcenia. Ale ja też miałam marzenia, których nie chciałam zostawić. I teraz to marzenie stało się murem między nami.
– Chyba oboje wiemy, że to nie ma sensu – powiedział, unosząc wzrok. – Nasze drogi się rozeszły. Ty masz swoje życie, a ja nie chcę być tylko dodatkiem. To mnie wykończyło.
Zostałam sama
Każde jego słowo wbijało mi się w serce. Chciałam coś powiedzieć, naprawić, znaleźć kompromis, ale jednocześnie wiedziałam, że on już dawno podjął decyzję. I może ja też.
– Przykro mi – wykrztusiłam, czując, jak łzy napływają mi do oczu. – Naprawdę mi przykro.
Pokiwał głową, ale nie odpowiedział. Cisza między nami była ostateczna, nie do przerwania. Powoli odwróciłam się i wyszłam z jego mieszkania, zamykając za sobą drzwi, które kiedyś były symbolem naszej wspólnej przyszłości.
Idąc ulicą, poczułam, jak zimny wiatr uderza mnie w twarz, przypominając, że teraz jestem zupełnie sama. Kawiarnia, którą tak kochałam, wciąż była, ale bez Leszka, bez jego wsparcia, każdy sukces smakował gorzko. Czy naprawdę musiałam to wszystko poświęcić?
Zrozumiałam jedno – marzenia są ważne, ale jeszcze ważniejsze są osoby, które pomagają je realizować. Może kawiarnia była moją pasją, ale bez miłości, bez kogoś, kto by mnie wspierał, nie miała tego blasku, który kiedyś w niej widziałam.
I teraz, w tej ciszy samotności, zaczęłam rozumieć, że może nigdy nie powinnam była wybierać. Może mogłam mieć obie te rzeczy, gdybym tylko lepiej zrozumiała, co naprawdę jest w życiu ważne.
Joanna, 32 lata
Czytaj także:
„Z Marcinem połączyła mnie wiertarka, a rozłączyła jego żona. Drań ściemniał, że się rozwodzi, a ja mu wierzyłam”
„Przez kolegów myślałem, że młoda żona jest ze mną tylko dla kasy. Zrobiłem coś głupiego, żeby to sprawdzić”
„Liczyłam na romantyczne oświadczyny, ale nie w chwastach. Narzeczony mnie zaskoczył, ale nie tak jak chciałam”