„Mamę porzucono w ciąży, babcia całe życie była bita, a ciocia zdradzana. Nienawiść do mężczyzn wyssałam z mlekiem”

Mama i babcia wpoiły mi nienawiść do mężczyzn fot. Adobe Stock, Goffkein
„Kiedy się zakochałam, wpadły w histerię. Krzyczały, że się na mnie zawiodły i nie po to mnie chowały i posyłały na studia, żeby teraz mnie oddawać parszywcowi, który na pewno mnie skrzywdzi. – Nie pozwolę, żebyś zmarnowała sobie życie, smarkulo”.
/ 16.05.2022 05:50
Mama i babcia wpoiły mi nienawiść do mężczyzn fot. Adobe Stock, Goffkein

Odkąd pamiętam, w naszym domu nigdy nie było żadnego mężczyzny. Wychowywały mnie mama, babcia i ciocia. Nie widziałam w tym nic niezwykłego. To przekonanie wystarczyło mi na pierwsze lata życia.

Potem było gorzej

Gdy poszłam do szkoły, zorientowałam się, że coś jest nie tak. Inne dzieci miały kochających tatusiów. Dlaczego ja takiego nie miałam? Zaintrygowana zapytałam o to mamę. Zbyła mnie. Stwierdziła, że jestem jeszcze za mała, by to zrozumieć i gdy dorosnę, wszystkiego się dowiem. Nie spodobała mi się ta odpowiedź, ale mama nie chciała powiedzieć nic więcej. Babcia i ciocia milczały jak zaklęte. Mimo to się nie poddawałam. Co jakiś czas wracałam do tematu. Im byłam starsza, tym częściej.

Niestety, ciągle słyszałam same wykręty. Im było ich więcej, tym moja ciekawość rosła. Zaczęłam wypytywać sąsiadów i znajomych. Uśmiechali się dziwnie, ale też milczeli.

W końcu jedna z sąsiadek puściła parę. Powiedziała mi w wielkiej tajemnicy, że mój tatuś wziął nogi za pas i że przed kobietami z mojej rodziny wszyscy mężczyźni uciekają. Ta wiadomość tak mną wstrząsnęła, że aż się popłakałam. Godzinę siedziałam na ławce i ryczałam jak bóbr. Gdy się w końcu uspokoiłam pobiegłam do domu i opowiedziałam, co usłyszałam od sąsiadki. Ciotka, mama i babcia były oburzone tym, co zaszło. Jedna przez drugą przekonywały, że ta kobieta plecie bzdury i że nie powinnam w ogóle zawracać sobie głowy jej głupim gadaniem. Ja jednak nie zamierzałam odpuścić.

Miałam dość tych wykrętów

– Uprzedzam, nie dam się zbyć. Jeśli nie dowiem się, czy to prawda, ucieknę z domu – zagroziłam.

Spojrzały na siebie przerażone.

– Tak, to prawda. Twój ojciec to łajdak bez honoru i serca. Tak jak wszyscy mężczyźni, których spotkałyśmy w swoim życiu – wyznała w końcu mama.

Przez następne dwie godziny słuchałam opowieści trzech kobiet zranionych przez mężczyzn. Najpierw mamy, którą ojciec zostawił, gdy tylko dowiedział się, że jest w ciąży. Potem cioci, która przyłapała narzeczonego w łóżku z… innym facetem. I wreszcie babci, którą dziadek najpierw bił do nieprzytomności, a po kilku latach porzucił dla innej. Ona jako jedyna kilka razy próbowała ułożyć sobie życie, ale kolejne związki tylko ją utwierdziły w przekonaniu, że lepiej żyć w samotności.

– Teraz już wiesz, dlaczego w naszym domu nie ma żadnego mężczyzny. To parszywcy, oszuści i sadyści! Wykorzystują kobiety, poniżają, znęcają się się nad nimi, a gdy im się to wszystko znudzi, porzucają. Dlatego pamiętaj, trzymaj się do nich z daleka! – krzyknęła na koniec mama.

Zapamiętałam

I to bardzo dobrze. Zwłaszcza że podobne ostrzeżenia słyszałam potem jeszcze nie raz. Imieniny u koleżanki – uważaj. Wyjazd na obóz żeglarski – uważaj. Wycieczka szkolna – uważaj. I tak dalej, i tak dalej…

Dorastałam w nienawiści do całego męskiego rodu, przekonana, że każdy facet to podły truteń. Przez pewien czas naprawdę w to wierzyłam. Przecież na własne oczy widziałam, że najbliższe mi kobiety świetnie sobie radziły bez męskiego towarzystwa i wyglądały na zadowolone z życia. Dzisiaj myślę, że to były tylko pozory, że każda z nich w głębi duszy marzyła o udanym związku, ale wtedy sądziłam, że naprawdę są szczęśliwe. Kiedy zaczęły mnie ogarniać wątpliwości? Chyba w liceum.

Nagle zauważyłam, że moje koleżanki z klasy oglądają się za chłopakami, umawiają się na randki, zakochują. Nie potrafiłam tego zrozumieć. Skoro to takie złe, to dlaczego pchają się w ramiona tych drani? Tak mnie to zaintrygowało, że aż zapytałam o to w domu, przy obiedzie. Mama, babcia i ciocia tylko uśmiechnęły się złośliwie.

Bo to idiotki! – prychnęła mama.

– Wszystkie? Prawdę mówiąc, tylko ja jedna w klasie nie uganiam się za chłopakami. Niektórzy podejrzewają, że jestem lesbijką – westchnęłam.

– W ogóle się tym nie przejmuj! Jak twoje przyjaciółki chcą cierpieć przez facetów, to ich sprawa. Bądź mądrzejsza! Przecież wiesz, co nas wszystkie spotkało ze strony tych drani – dodała ciocia.

– No tak, ale nawet w książkach piszą, że miłość to najpiękniejsze uczucie na świecie – nie odpuszczałam.

– Bzdury, Irciu! – ucięła babcia. – Miłość to tylko cierpienie. Lepiej zajmij się nauką, pomyśl o przyszłości. Studia, potem dobra praca, niezależność. Tylko to się w życiu liczy – przekonywała.

Nie zamierzałam ich słuchać

Nie tym razem. Zakazany owoc kusił. Chciałam wzorem koleżanek choć raz się zakochać, przekonać na własnej skórze, jakie to uczucie. Dziewczyny wyglądały na szczęśliwe, więc może to nie było takie złe? No i te opisy miłosnych uniesień w książkach. Gdy je czytałam, robiło mi się tak jakoś dziwnie przyjemnie i ciepło…

W tajemnicy zaczęłam umawiać się na randki. Niestety wielkie uczucie nie przychodziło. Pomna nauk wyniesionych z domu, wietrzyłam podstęp i zdradę. Pamiętam Piotrka, chłopaka z mojego osiedla. Łaził za mną krok w krok. Mówił, że jestem dziewczyną jego marzeń, że śni o mnie po nocach. Chciałam mu uwierzyć, ale nie potrafiłam. Byłam przekonana, że za chwilę mnie porzuci i zrani. Uprzedziłam więc jego ruch i sprowokowałam rozstanie. Potem pożegnałam się w ten sposób z dwoma innymi chłopakami.

W każdym z nich widziałam drani, którzy złamali serce najbliższym mi kobietom. Po tych nieudanym próbach przestałam uganiać się za miłością. Doszłam do wniosku, że mama, babcia i ciocią mają rację. Szkoda na nią czasu i muszę zadbać o swoją przyszłość. Ostro wzięłam się do nauki. Świetnie zdałam maturę, dostałam się na najlepszą uczelnię. Nie interesowało mnie studenckie życie. Nigdzie nie wychodziłam, z nikim się nie umawiałam. Po zajęciach wracałam prosto do domu i wsadzałam nos w książki.

I pewnie spędziłabym tak kolejne lata na studiach, gdyby nie Igor. Poznaliśmy prawie półtora roku temu, tuż przed lenią sesją. Dokładnie pamiętam dzień, w którym spotkaliśmy się po raz pierwszy. Byłam potwornie zmęczona, bo całą noc siedziałam nad referatem, który musiałam przygotować na zaliczenie. Miałam zdrzemnąć się tylko na chwilę i oczywiście zaspałam. Jak szalona pędziłam na uczelnię. Otworzyłam drzwi do budynku i z impetem wpadłam na jakiegoś chłopaka. Zderzenie było tak silne, że omal się nie runęłam na podłogę.

– O Boże przepraszam! Nic ci się nie stało? – zapytał z troską.

– Nic. Uważaj, jak łazisz! Jeżeli spóźnię się przez ciebie, to zabiję! – warknęłam, gramoląc się z ziemi.

Miałam wrażenie, że chciał coś powiedzieć, ale nie miałam czasu słuchać. Nie oglądając się za siebie, pognałam do sali wykładowej. Modliłam się, żeby profesor nie wyrzucił mnie za drzwi. Nie lubił, jak studenci przychodzili po czasie. Zdążyłam. W ostatniej chwili, ale się udało. Na dodatek mój referat wykładowca ocenił bardzo wysoko. Dumna z siebie wyszłam na korytarz.

– To, co teraz ze mną będzie? Umrę czy przeżyję? – usłyszałam za plecami wesoły męski głos.

Odwróciłam się

Przede mną stał chłopak z którym zderzyłam się w drzwiach.

– Masz szczęście. Przeżyjesz – burknęłam.

– To może uczcisz to ze mną filiżanką kawy? – zaproponował z uśmiechem.

– Chętnie – odparłam bez zastanowienia.

Nie zgodziłam się tak ochoczo, dlatego że ujął mnie swoim promiennym uśmiechem albo serce nagle zaczęło mi bić szybciej. Uświadomiłam sobie, że oczy kleją mi się z niewyspania i natychmiast potrzebuję kawy. Kiedy zmierzaliśmy do pobliskiej kafejki, nawet przez myśl mi nie przeszło, że spotkałam miłość swojego życia.

Nie zakochałam się od razu. Nic z tego. Spędziliśmy razem miłe popołudnie i umówiliśmy się na następne spotkanie. A potem na następne. Igor okazał się inteligentnym, sympatycznym i bardzo ciepłym człowiekiem. Fantastycznie czułam się w jego towarzystwie. Mimo to bałam się zaangażować. Broniłam się przed tą miłością rękami i nogami. Jednego dnia byłam w euforii, drugiego, wpadałam w dół. W uszach ciągle brzmiały mi ostrzeżenia mamy, babci i ciotki, że faceci to oszuści i chcą mnie tylko wykorzystać.

Igor się nie poddawał

Ze spokojem znosił moje humorki. Nawet próbę zerwania przetrwał. Kiedy po półrocznej znajomości jak zwykle sprowokowałam rozstanie, nie chciał nawet o tym słyszeć. Nie odszedł jak inni, urażony i wściekły. Został przy mnie.

– Kocham cię i zrobię wszystko, żebyś w to uwierzyła! – powiedział.

No i w końcu mu uwierzyłam. Nie potrafię nawet opisać, jak się wtedy poczułam. Chyba tak jakbym wstała z grobu albo narodziła się na nowo. Nie przyznawałam się mamie, babci i cioci do znajomości z Igorem. Bałam się ich reakcji. Gdy pytały, gdzie tak znikam wieczorami, tłumaczyłam, że mam dużo zajęć i uczę się z koleżankami…

Dopiero kiedy mój ukochany zaproponował, żebyśmy razem zamieszkali, wyznałam im prawdę. Przecież nie mogłam uciec chyłkiem bez słowa wyjaśnienia. Wiedziałam, że nie będzie łatwo. Nie sądziłam jednak, że aż tak źle. Mama, ciocia i babcia wpadły w histerię. Jedna przez drugą krzyczały, że się na mnie zawiodły i nie po to mnie chowały i posyłały na studia, żeby teraz oddawać mnie jakiemuś parszywemu mężczyźnie.

– Nie pozwolę, żebyś zmarnowała sobie życie, smarkulo – krzyczała mama.

Nawet z nimi nie dyskutowałam. Były tak zaślepione wściekłością, że nic by do nich nie dotarło. Postanowiłam to przeczekać. Naiwnie wierzyłam, że jak wszystko przemyślą, przegadają, to przynajmniej spróbują zaakceptować moją decyzję. Przeliczyłam się, było jeszcze gorzej. Gdy tylko pojawiałam się w domu, dopytywały się, gdzie byłam i co robiłam. Wszelkimi sposobami próbowały wybić mi z głowy związek z Igorem. Najsmutniejsze było to, że nawet nie chciały go poznać.

Był mężczyzną, a więc nie zasługiwał na ich uwagę

Byłam rozdarta. Nie bardzo wiedziałam, co zrobić. Z jednej strony marzyłam o tym, by być z ukochanym, ale z drugiej nie chciałam robić przykrości najbliższym mi kobietom. Zwlekałam z przeprowadzką. Miałam jeszcze nadzieję, że wszystko się jakoś ułoży. Ale po tym, co wydarzyło się wczoraj, podjęłam decyzję.

Było wczesne popołudnie. Zwolniłam się z ostatnich zajęć, ponieważ bardzo źle się poczułam. Weszłam do domu cichutko, więc nikt mnie nie zauważył. Mama, ciotka i babcia siedziały w kuchni i zawzięcie dyskutowały o tym, jak pozbyć się Igora. Z ich słów wynikało, że zamierzają wynająć jakiegoś bandziora, który obije mojemu ukochanemu twarz i zagrozi, że jeśli się ode mnie nie odczepi, to wyśle go na tamten świat. Nie mogłam uwierzyć, że snują takie plany. Wściekła wparowałam do kuchni.

Dość tego! Jeszcze dzisiaj się wyprowadzam – krzyknęłam.

Widząc autentyczne przerażenie na ich twarzach, ostrzegłam:

– I nie próbujcie mnie nawet powstrzymywać! To nic nie da! – wrzasnęłam na odchodne.

Potem wrzuciłam do torby kilka najpotrzebniejszych rzeczy i pojechałam do Igora. Może rzeczywiście kiedyś będę przez niego cierpieć. Ale zaryzykuję.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA