Moja mama nie wygląda na swoje 80 lat i wciąż jest bardzo samodzielna. Niestety, część spraw będziemy musieli zdjąć z jej barków. Mamy z mężem to szczęście, że znamy się od podstawówki, i przez całe dzieciństwo mieszkaliśmy zaledwie dwie ulice od siebie. Dlatego, kiedy moja mama stała się zbyt niedołężna, aby schodzić z wyższego piętra, szybko podjęliśmy decyzję, aby przeprowadziła się do mieszkania po nieżyjących rodzicach Rafała, które mieści się na parterze.
– Tam ci będzie wygodniej – argumentowałam. – A kontaktu z koleżankami nie stracisz, bo to przecież bliziutko.
Mama nieco się opierała
Jednak doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że to dobry pomysł. Po śmierci taty pomagała jej wprawdzie pani z opieki społecznej, ale przecież musiała wychodzić do sklepu, na spacer, w ogóle do ludzi.
– Tylko że ja bym tam chciała mieć żółte ściany, tak jak u siebie – zaznaczyła.
– Nie ma sprawy, mamo – uśmiechnął się mój mąż i kiedy tylko ostatecznie powiedziała „tak”, wziął w pracy kilkudniowy urlop, aby odmalować mieszkanko i pomóc jej w przeprowadzce.
– Mam nadzieję, że będzie jej w nim wygodnie – zatroszczył się po powrocie.
Oboje mieliśmy te obawy. Niestety, mama mimo swoich 80 lat, nie chciała przenieść się do nas, do innego miasta. Przez pierwszy rok mieszkanie stało puste, potem jednak zaczęliśmy się zastanawiać, co z nim zrobić. Znajomy prawnik doradził nam uregulowanie najpierw spraw własnościowych.
– Niech mama zrobi darowiznę na rzecz wnuka. Po kilku latach Marcin będzie mógł je sprzedać, biorąc na siebie wszystkie zawiłe sprawy urzędowe. Wtedy bez zbędnych podatków kupi sobie nowe mieszkanie tam, gdzie będzie chciał – powiedział Karol, wiedząc, że nasz syn, który rozpoczął studia w szkole morskiej, pewnie i tak osiądzie na Wybrzeżu.
Wszystko poszło gładko
Marcin przejął mieszkanie babci i od razu je wynajął, aby przynajmniej mieć z czego przez najbliższe lata zapłacić czynsz. Mama zaś została zameldowana w mieszkaniu po teściach, które formalnie należało do mojego męża, i była z tego faktu bardzo zadowolona. O zmianie miejsca jej zameldowania poinformowaliśmy ZUS, więc miałam wrażenie, że wszystko jest w porządku.
Najemcy Marcina zadeklarowali, że czynsz będą mu przesyłali na konto, a on ureguluje z tego wszelkie stałe opłaty. Jako osoba zajęta, lecz dobrze zorganizowana, syn zrobił sobie stałe zlecenie z konta i tylko monitorował, czy schodzą określone kwoty za energię, wodę czy gaz.
– A inne listy, które jeszcze przyjdą na ten adres? Co z nimi zrobić? – zaciekawili się, słusznie zresztą, nowi lokatorzy.
– Najlepiej, żebyście zanosili je do mojej babci. Ona mi przeczyta te, które będą do mnie – zadecydował Marcin.
Odwiedzałam mamę regularnie i cieszyłam się z rozwiązania, które nam przyszło do głowy. Dzięki mieszkaniu na parterze mogła wreszcie swobodnie wychodzić. Odniosłam nawet wrażenie, że dzięki częstym spacerom poprawiła się jej kondycja.
Nie przeczuwałam kłopotów…
W lutym, rok od sprzedaży mieszkania, akurat byłam u mamy. W kopercie od lokatorów Marcina zobaczyłam także awizo z poczty wystawione na nazwisko mamy. Była na nim wyraźna adnotacja, że list polecony pochodzi z urzędu skarbowego.
– Trzeba to szybko odebrać! – powiedziałam. – To już drugie wezwanie.
– Oj, dobrze, dobrze – odparła mama dziwnie spłoszona; miała taką minę jak dziecko przyłapane na czymś zakazanym.
Zastanowiło mnie to, więc postanowiłam sprawę monitorować. Niestety, musiałam w poniedziałek być w pracy, dlatego tylko do mamy zadzwoniłam.
– I co, mamo, odebrałaś list z urzędu skarbowego? – zapytałam.
– Odebrałam – burknęła.
– No i co w nim było?
– Aaaa… nic ważnego – odparła.
– Takie listy zawsze są ważne – zaprotestowałam. – Przeczytaj, proszę.
– Nie mogę, już go wyrzuciłam! – oznajmiła i już wiedziałam, że dzieje się coś niedobrego; mama zachowywała się dziwnie.
Zawsze miała tendencję do ukrywania przede mną swoich urzędowych spraw. Jakbym wciąż była małym dzieckiem. Czasami otwierała się przed moim mężem. Jak wtedy, kiedy przyznała się, że jakiś „doradca inwestycyjny” namówił ją na wykupienie akcji giełdowych pewnej firmy. Zrobiła to otwierając w banku rachunek maklerski zamiast lokaty. Potem się zaczęła bać, że straci swoje oszczędności, bo nic nie rozumiała z zasad, które rządzą giełdą. Tylko dzięki przytomności umysłu Rafała udało się sprzedać jej akcje z zyskiem, kiedy giełda nieco podskoczyła po miesiącach bessy. Mąż wtedy uprosił mamę, aby nigdy już nie podpisywała niczego bez konsultacji z nim. Czy posłuchała?
No a teraz ten Urząd Skarbowy…
Wiem, że jeśli świadomie się go nie oszukuje, to w wezwaniach chodzi zwykle o przedstawienie jakichś dokumentów czy uzupełnienie drobnych braków. Jednak czego mogli chcieć urzędnicy od 80-letniej emerytki? Na wszelki wypadek zadzwoniłam do jej urzędu, przedstawiając się jako córka.
– Moja mama przebywa w szpitalu – skłamałam urzędniczce. – Wiem, że dostała od was jakieś powiadomienia, chciałabym wiedzieć, o co chodzi. Czy może mi pani udzielić informacji?
– Nie udzielamy informacji osobom postronnym, tym bardziej przez telefon. Ale tyle mogę pani powiedzieć, że pani mama już nam nie podlega – usłyszałam.
Na moją prośbę kobieta wyjaśniła:
– Przeprowadziła się 2 lata temu, prawda? No to zmienił się jej urząd.
– Ale przecież przeniosła się tylko o 2 ulice dalej! – wykrzyknęłam.
– To bez znaczenia. Po przeprowadzce zmieniła się dzielnica – urzędniczka podała mi nowy urząd.
Chwilę później dzwoniłam do mamy.
– Wiedziałaś, że ci się zmienił urząd podatkowy? – zagadnęłam.
– A co mnie to obchodzi? – rzuciła. – Mnie i tak od lat rozlicza ZUS!
– Ale może chcą od ciebie czegoś ważnego w związku z tą zmianą? – próbowałam ją podejść. – Przyjadę, pójdziemy tam razem – perswadowałam, lecz czułam, że nie da się zaprowadzić do nowego urzędu.
Wzięłam więc wolne w robocie i sama pojechałam na zwiady.
– Mama jest ubezwłasnowolniona? Nie? No to nic nie mogę pani powiedzieć – urzędniczka był twarda.
Czułam jednak, że jest niedobrze
Zanim ruszyłam do mamy, musiałam trochę się uspokoić. Zatrzymałam się na papierosa. Stanęłam więc pod urzędem, w wyznaczonym do tego miejscu… Po chwili pojawiła się także urzędniczka, z którą rozmawiałam. Widząc mnie zawahała się, ale podeszła z paczką papierosów. Wyciągnęła jednego i pstrykając zapalniczką, rzuciła w przestrzeń:
– Pani Janina nie złożyła w ubiegłym roku PIT-u.
– Ale jak to możliwe? Przecież ją rozlicza ZUS! – przestraszyłam się.
– Pani mama zmieniła adres zamieszkania i urząd skarbowy, prawda? W takim wypadku ZUS nie rozlicza, tylko zostawia to płatnikowi – wyjaśniła mi.
– Ale dlaczego mamy nikt o tym nie poinformował? – byłam zdruzgotana.
– Może poinformował, ale nie zrozumiała lub zapomniała o tym? – kobieta zaciągnęła się i zerknęła przez ramię, czy aby nikt nas nie słucha. – Na pewno dostała rozliczenie z ZUS-u na nowy adres. Wzywaliśmy ją dwukrotnie do złożenia deklaracji, bo z podatkiem na szczęście nam nie zalega. Ma nawet niewielki zwrot. Ale teraz należy jej się ustawowa kara grzywny za wykroczenie skarbowe…
– Kara? Jak duża? – straciłam oddech.
– Niewielka. W jej wypadku to będzie około 200 złotych.
„Nieduża? Mama dostaje nieco ponad 800 złotych emerytury” – pomyślałam.
– Niech pani jak najszybciej powie mamie, że ma złożyć tego zaległego PIT-a – upomniała mnie urzędniczka.
Kwadrans później, ledwo mama otworzyła mi drzwi, napadłam na nią:
– Mamo, dlaczego nie otwierałaś listów z urzędu? Tak przecież nie można! – byłam na nią naprawdę wściekła.
Jednak widok jej wystraszonej miny powiedział mi wszystko. Ją te urzędowe sprawy zaczęły zwyczajnie przerastać…
– Pójdę do więzienia? – przeraziła się.
– Ależ skąd! – zapewniłam. – Nie za takie sumy. Żaden z ciebie Al Capone – zażartowałam, przytulając ją mocno.
Kiedy mama pozbierała się psychicznie, odnalazła wreszcie list z ZUS-u z naliczonym podatkiem. Na spokojnie wypełniłam jej więc PIT na formularzu, który przytomnie wzięłam z urzędu. Na szczęście nie miała do zapłacenia podatku, więc nie naliczono jej karnych odsetek.
Okazało się, że kara za niezłożenie zeznania podatkowego w terminie wyniesie 138 złotych i60 groszy. Ale miła pani naczelnik powiedziała nam, że zgodnie z art. 16 Kodeksu karnego skarbowego mama powinna złożyć wraz z zaległą deklaracją tak zwany „czynny żal”. To dokument powiadamiający organ podatkowy o popełnieniu przez nią czynu zabronionego, w którym przedstawi istotne okoliczności i wyjaśni, z jakich przyczyn nastąpiło uchybienie.
Natychmiast napisałyśmy, że mama jako osoba starsza nie miała świadomości, iż deklaracja nie została złożona przez ZUS, który robił to zawsze. Odwołanie rozpatrzono pozytywnie, karę anulowano. Cóż, muszę lepiej pilnować wszelkich urzędowych spraw mamy. Ona już sobie z nimi kompletnie nie radzi…
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”