Najpierw rodzice postanowili się rozstać. No cóż, to nic fajnego, ale chyba po tylu wspólnych latach mieli już siebie po dziurki w nosie, a my z siostrą byłyśmy już duże i jakoś dało się tę wiadomość przełknąć spokojnie. Niespodziewanie jednak u boku mamy zjawił się pewien wielbiciel. Taki wspaniały i czarujący facet…
Wkrótce miało się okazać, że ma jakiś problem
– W pierwszy marcowy weekend wpada moja mama – rzuciłam w kierunku Irka, wsypując jednocześnie jedzenie psom. – Chyba zabiera ze sobą tego nowego kolesia – uzupełniłam informację po chwili, na co mój mąż zareagował zaskoczonym spojrzeniem.
Muszę przyznać, że mnie także trochę to zdziwiło. Nie spodziewałam się, że mama zacznie umawiać się na randki po tym, jak rozwiodła się z ojcem.
Kiedy podzielili majątek i sprzedali dom, w którym dorastałam, mama pojechała do swojej siostry mieszkającej w dużym mieście. Nie byłam zadowolona z tej decyzji, ponieważ myślałam, że zawsze będę ją mieć blisko siebie.
Razem z Irkiem zbudowaliśmy dom w tej samej miejscowości, w której żyli moi rodzice. Przypominam sobie, jak podczas naszego przyjęcia weselnego obiecywali, że w każdej chwili możemy na nich liczyć, a kiedy pojawią się wnuki, to u dziadków będą miały swoje własne pokoiki.
Jakiś czas potem przekazali bliskim informację o swoim rozwodzie i obydwoje opuścili naszą okolicę, przenosząc się w inne miejsca.
– Masz jakieś informacje na temat tego nowego gościa od mamy? – spytała moja siostra, gdy tylko podzieliłam się z nią tą zaskakującą nowiną. Dałam jej słowo, że opowiem jej wszystko ze szczegółami, gdy tylko będę miała okazję go poznać.
Przyjechał na wieś ubrany w krawat i szykowne półbuty. Gdy zasiedliśmy przy stole, zagadnęłam go o pracę, a on przez następne minuty opowiadał nam o sobie i o tym, czym się trudni.
– Pracuje w handlu instrumentami finansowymi – mama weszła mu w słowo, ewidentnie zadowolona, że poznała tę informację jako pierwsza z nas.
Dariusz, który na dzień dobry z naciskiem zaznaczył, żeby nie mówić do niego „Darek”, oprócz tego grał squasha, przepadał za kuchnią koreańską i uczęszczał na zajęcia pilatesu. Krótko mówiąc: był stuprocentowym mieszczuchem.
Był młodszy od mojej mamy
Przyjechał do nas z kwiatami i ekskluzywną bombonierką dla mnie, a Irkowi podarował butelkę wina. W stosunku do mamy zachowywał się niezwykle elegancko, odsuwał jej krzesło przy stole i asystował przy zdejmowaniu okrycia wierzchniego. Gdy kończyliśmy jeść, zaoferował pomoc w sprzątaniu naczyń ze stołu i pochwalił wystrój mojego domu.
Zauważyłam, że wkładał w to sporo wysiłku i z całego serca pragnęłam dać mu możliwość sprawdzenia się w roli potencjalnego przyszłego ojczyma, ale niestety, z trudem przychodziło mi polubienie go. W drugim dniu ich wizyty zasugerowaliśmy naszym gościom pójście nad pobliskie jezioro, ponieważ byłoby prawdziwym grzechem nie skorzystać z tak cudownej aury.
– On nie ma czegoś lepszego na taką okazję? – spytałam po cichu mamę, gdy Dariusz zszedł po schodach w swoich wypolerowanych półbutach i odświętnych spodniach.
Polne ścieżki to nie jakieś wygodne deptaki. Jest pełno kurzu, a czasem nawet trzeba przebrnąć przez błocko. Trzymałam Irka za rękę i słyszałam, jak Darek narzeka.
– Chyba jednak się wycofam – stwierdził w końcu zniechęconym tonem, kiedy przedzieraliśmy się wąziutką dróżką, a krzaczory zahaczały o jego piękny płaszcz, który pewnie kosztował majątek.
– Z tego co widzę, w pobliżu raczej nie ma żadnej kawiarni, gdzie mógłbym na was poczekać i wypić kawę?
Kawiarnia? Tutaj, pośród warmińskich łąk?
Ostatecznie mama postanowiła odprowadzić go z powrotem, na wypadek gdyby zabłądził po drodze. Skoro nasi goście zrezygnowali z dalszej wędrówki, my także, choć bez entuzjazmu, porzuciliśmy plany pójścia nad jezioro. Gdy zasiedliśmy do posiłku, wyszło na jaw, że Dariusz nie jada mięsa. Jakoś wczoraj mi to umknęło, pewnie dlatego, że w piątki z reguły mamy bezmięsne menu.
Ogarnęła mnie panika
– W takim razie co zjesz, Dariuszu? – zapytałam go tonem matki. – Myślisz, że usmażenie jajka to dobry pomysł?
Grymas na jego obliczu wyrażał coś pomiędzy rozbawieniem a irytacją, co tylko spotęgowało moje zakłopotanie. Gdy skończyliśmy jeść – a pochłonęliśmy i kurczaka, i jajka – matka rzuciła pomysł, aby zaparzyć herbatę. Irek błyskawicznie poderwał się z miejsca, by zagotować wodę, podczas gdy ja zaczęłam grzebać w wiszącej nad blatem szafce.
– A czy to nie jakieś robale? – krzyknął Darek, gdy jeden mały mól wyleciał z kredensu.
– No niestety… – miałam ochotę zapaść się pod ziemię ze wstydu. – Ciężko z nimi całkiem wygrać. Choćbyś wywalił wszystko, to i tak przyniesiesz je ze sobą z kaszą czy mąką ze spożywczaka…
Obrzydzenie, które pojawiło się na jego twarzy, momentalnie przykrył grzecznym uśmiechem.
– Całe szczęście, że wziąłem naszą yerba mate – powiedział do mamy. – Poczekajcie chwilkę, już po nią idę.
Po jednym łyku byłam stuprocentowo przekonana, że nigdy w życiu nie skosztuję ponownie tego paskudztwa. Smak przywodził na myśl napar z przeleżałej w wilgoci przez tydzień skoszonej trawy, a zapach był równie obrzydliwy. Mimo to musiałam udawać, że mi to nie przeszkadza i wysłuchiwać peanów na cześć rzekomo zbawiennych właściwości tego specyfiku.
– Serio ci to podchodzi? – zagadnęłam mamę, gdy Darek poszedł do toalety. – Mamo, szczerze, jak ty dajesz radę w tej relacji? Przecież wy jesteście jak ogień i woda!
Spojrzała na mnie z lekkim zakłopotaniem, jakby nie potrafiła znaleźć odpowiednich słów. W końcu cicho powiedziała:
– Wiesz, on naprawdę jest w porządku i troszczy się o mnie… Fakt, może bywa odrobinę ekscentryczny, ale przecież nikt nie jest doskonały. Jakoś się przestawię na tę yerba mate i wegańskie kotleciki. W końcu to samo zdrowie, zupełnie jak pilates czy nordic walking.
Facet mojej mamy to snob, jakich mało…
Kiedy zapytałam, co to takiego ten cały nordic walking, wytłumaczyła mi, że to zwykłe chodzenie, tylko że ma się w rękach kijki przypominające narciarskie. Gdy już sobie pojechali, doszłam do wniosku, że Dariusz w całości przypominał mi ten nordic walking. Cokolwiek robił, czymkolwiek się zajadał i cokolwiek popijał, zawsze musiało mieć jakieś wyszukane określenia, żeby w żadnym wypadku nie wyszło na oklepane i zwyczajne.
– Podoba się mamie? – dopytywała siostra, a ja kompletnie nie wiedziałam, co mam jej powiedzieć.
– Chyba doszła do wniosku, że lepszego nie znajdzie – odparłam po chwili wahania. – Pewnie ma radochę, że w ogóle jakiś gość zwrócił na nią uwagę. Ale przy nim jest taka zestresowana, jakby non stop miała obawy, że coś mu nie podejdzie, coś go zdenerwuje.
Dobrą nowiną okazał się fakt, że kolejną wizytę u nas złoży tylko mama, bez towarzystwa. Ponoć Dariusz był zawalony robotą i nie dał rady wygospodarować czasu na przyjazd. Robiłam co w mojej mocy, żeby nie pokazywać przesadnie radości z takiego obrotu spraw.
Moja siostra Karina też miała wpaść. Jej wizyta kryła w sobie pewien sprytny zamysł.
– Cześć! – krzyknęła siostra, wysiadając z auta. – Poznajcie pana Radosława, znajomego mojego teścia. Odwiedza tutaj bliskich i zaoferował, że nas przywiezie!
Zachęciłam pana Radosława, żeby wpadł do nas na obiad. Pamiętałam go z kościelnych mszy sprzed kilku lat – wysoka, postawna sylwetka i gęsta broda, przez którą wyglądał jak krzepki drwal. Podczas posiłku wyszło na jaw, że mamy sporo wspólnych znajomych z sąsiedztwa.
– Cztery lata temu przeniosłem się do większej miejscowości, ale marzę o powrocie w rodzinne strony – zwierzył się pan Radosław. – Akurat w najbliższy weekend mam umówione oglądanie domu kilka kilometrów stąd. Szczerze mówiąc nie znam się na nieruchomościach, ale jedno wiem na pewno: zależy mi na posiadłości z widokiem na jezioro.
Nagle dostałam kopa od siostry pod stolikiem i powiedziałam do mamy:
– Mamo, ty widziałaś, jak powstawał wasz dom, więc może wybrałabyś się z panem Radosławem jutro? Na pewno mogłabyś mu coś poradzić.
Mama musiała się zgodzić. W końcu facet podrzucił jej córunię i wnuczka taki kawał drogi, więc nie wypada mu odmówić. Z samego rana razem z Kariną zerkałyśmy ukradkiem przez firankę, jak mama pakuje się do fury pana Radka.
Mam nadzieję, że coś z tego wyjdzie
– Wczoraj chyba coś między nimi zaiskrzyło. Nie pamiętam, żeby mama tak się chichrała przy tacie – rzuciła siostra.
– Przy Darku też raczej nie chichocze – przytaknęłam. – No nic, poczekamy aż wrócą i zobaczymy, co i jak.
Mamusia fantastycznie spędziła czas w towarzystwie nowego kolegi. Okazało się, że chodzili do tej samej podstawówki, tyle że do innych klas. Pan Radosław poprosił, abyśmy mówić do niego „Radek” i razem z nami zasiadł do obiadu. Gdy skończyliśmy jeść, zaproponował wspólny wypad nad pobliskie jezioro.
Dawno nie widziałam u mamy tak radosnych iskierek w oczach jak wtedy, gdy Radek wygłupiał się z nią i przekomarzał. Tego samego dnia, gdy nastał zmrok, spytałam ją, co słychać u niej i Dariusza.
– Słuchaj… – odwróciła wzrok. – Muszę ci się do czegoś przyznać. Nie powiedziałam ci całej prawdy. Chodzi o to, że wcale nie ma nawału obowiązków w pracy, po prostu nie chciało mu się tutaj przyjeżdżać. Stwierdził, że nie ma ochoty włóczyć się po błotnistych bezdrożach. No i się posprzeczaliśmy, chyba tym razem definitywnie.
W tamtym momencie postanowiłam nie poruszać tematu Radka. Zależało mi, aby nie domyśliła się, że razem z Kariną próbujemy ją z nim zeswatać. Chciałyśmy, żeby sama podjęła tę decyzję, a naszym celem było tylko jej szczęście.
Po upływie miesiąca zadzwoniła mama, informując, że wraca w swoje rodzinne strony.
– Radek kupił dom, który trzeba wyremontować i umeblować – powiedziała mama. – Zaproponowałam mu pomoc w tych sprawach. Mogłabym przez jakiś czas pomieszkać u was?
Jasne, że na to przystałam, ale to była krótka przygoda. Obecnie mama i Radek dzielą wspólny dom oddalony o kilka kilometrów od naszego. Kiedyś dla żartu rzuciłam do mamy, że jej latorośle to niezgorsze rajfurki, a ona się aż zjeżyła.
– Chyba ci odbiło! To ja podjęłam decyzję, żeby olać Darka!
Spoko, niech sobie myśli co chce. W końcu ważne, że się udało.
Lidka, 33 lata
Czytaj także:
„Dla rodziców jestem powodem do wstydu, bo nie mam męża, dzieci i sensownej pracy. Mnie jest dobrze tak, jak jest”
„Nikt z rodziny nie chciał opiekować się babcią, ale gdy przepisała na mnie dom, zaczęły się pielgrzymki”
„Matka po 23 latach związku odeszła od ojca do kochanka. Jak mam jej powiedzieć, że kochamy tego samego faceta?”