„Mam pakt z narzeczonym córki. Nie pisnę słówka, że ma dziunię na boku, jeśli zaciągnie przed ołtarz tę starą pannę”

załamana matka fot. iStock, lucentius
„Ta prosta scena rodzicielskiego zakłopotania uświadomiła mi, że tych dwoje to nie byli partnerzy, którzy spotykają się tylko ze względu na dziecko”.
/ 03.07.2024 14:45
załamana matka fot. iStock, lucentius

Czy kryjąc prawdę, rzeczywiście chronię swoją córkę? Może kiedyś będzie miała o to milczenie do mnie pretensje? Na razie po prostu nie widzę innego wyjścia.

Mamo, w niedzielę przyprowadzę Adama. Proszę, bądźcie dla niego mili!

– Ula zrobiła jedną z tych swoim minek, które zawsze rozbrajały mnie i męża.

– Przecież zawsze jesteśmy mili dla chłopaków, których nam przedstawiasz – odezwał się Kostek.

– Jasne! – prychnęła. – Ty pytasz na przykład, czy ślub kościelny jest dla nich ważny, a mama od razu chce poznać ich genealogię do siódmego pokolenia wstecz. Proszę, żebyście tym razem zachowywali się normalnie – podkreśliła ostatnie słowo gestem dłoni. – Adam naprawdę jest dla mnie kimś wyjątkowym.

Powstrzymałam się od znaczącego spojrzenia, bo poznałam już przynajmniej sześciu „wyjątkowych” młodych mężczyzn. Starałam się jednak jej nie zniechęcać, bo nasza jedynaczka za pół roku kończyła trzydziestkę, a wciąż nie poznaliśmy nikogo, kto choć trochę zbliżyłby się do miana „przyszłego zięcia”. W niedzielę zrobiłam czerwone curry z kaczką i ananasem, żeby przełamać rutynę. Od kiedy przeszłam na emeryturę, bawiłam się w gotowanie coraz bardziej egzotycznych potraw. 

– Dzień dobry, to dla pani – nowy chłopak córki wyciągnął przed siebie bukiet fioletowych kwiatów. – I jeszcze wino do obiadu. „No, przynajmniej ten potrafi się zachować” – pomyślałam. Na twarzy Kostka również znalazłam błysk aprobaty. Usiedliśmy do stołu i przez dobrą godzinę rozmawialiśmy na neutralne tematy. W końcu jednak nie wytrzymałam.

– Jest pan z naszego miasta? Może znam pana rodzinę? – rzuciłam niby mimochodem, ale we wzroku Uli natychmiast pojawiło się napięcie.

– Nie, nie jestem stąd – Adam nie wydawał się zdziwiony pytaniem. – Przyjechałem do kuzyna, do pracy. Ma tu warsztat naprawy sprzętów AGD, a ja kiedyś studiowałem na politechnice, więc znam się na tym.

Ślub dopiero po porodzie? Trudno

Już miałam zapytać, czy ukończył studia, ale powstrzymało mnie ostrzegawcze spojrzenie córki. Przeszłam więc gładko do użalania się nad swoją starą pralką, a Adam zaproponował, że po obiedzie rzuci na nią okiem. Ula nieznacznie pokręciła głową, lecz widziałam, że jej ulżyło. Po wyjściu młodych zapytałam męża, co sądzi o chłopaku córki.

– Czy ja wiem? – podniósł wzrok znad książki. – Wydaje się w porządku. A co ty myślisz? Ja? Ja byłam zachwycona, że Adam od ręki naprawił mi programator w pralce i nawet obiecał wpaść, żeby przyjrzeć się mikrofalówce. Dla mnie był ideałem zięcia! Bardzo kibicowałam temu związkowi, więc kiedy osiem miesięcy później Ula oznajmiła, że ona i Adam zamierzają zamieszkać razem, nawet się nie skrzywiłam.

Oczywiście według mnie kolejność powinna być taka: oświadczyny, ślub, wspólne mieszkanie, pierwsze dziecko – jednak zdawałam sobie sprawę, że dzisiaj młodzi żyją nieco inaczej niż my w latach siedemdziesiątych. Chyba pomyślałam to w złą godzinę, bo kilka tygodni później Ula z dość niepewną miną wyznała, że zaszła w ciążę.

– Myślimy o ślubie – wytrzymała moje spojrzenie. – Ale chcemy zaczekać, aż urodzę.

Wcale mnie to nie ucieszyło. Byłam zdania, że naprawdę nie ma na co czekać. Do tego wciąż chodziły mi po głowie te wszystkie zasłyszane historie o tym, jak to chłopak rozmyślił się i zwiał przed odpowiedzialnością, zostawiając ciężarną dziewczynę. Urszula jednak nie chciała o tym rozmawiać, ona podjęła decyzję.

Była w ósmym miesiącu ciąży, kiedy postanowiłam zrobić jej niespodziankę i pojechać po wózek dla maleństwa. Wiedziałam, jaki jej się marzy, i już go zamówiłam w sklepie w najbliższym dużym mieście. – Muszę jechać posprzątać grób dziadków – skłamałam córce z lekkim poczuciem winy; nie lubię kłamać, ale bez tego Ula nie miałaby niespodzianki.

– Nie będzie mnie cały dzień. Uważaj na siebie.

– Kurczę, Adam też musi wyjechać na dwa dni do Niemiec po części – mruknęła, gładząc się po wydatnym brzuchu. – Mam nadzieję, że nie zacznę przedwcześnie rodzić, bo tata na pewno spanikuje. Zapewniłam ją, że nie ma powodu, by zaczęła rodzić miesiąc przed terminem, bo przecież ciąża rozwija się wręcz modelowo, i o świcie wsiadłam w pekaes.

Scena jak z filmu familijnego…

Duże miasta zawsze mnie lekko przerażały – ta anonimowość na ulicach, pośpiech i tysiące twarzy mijanych w ciągu kwadransa… Zawsze miałam wrażenie, że mimo takiego tłumu, gdyby coś mi się stało, nikt by mi nie pomógł. Właśnie dlatego kochałam swoje malutkie miasteczko, gdzie co kilkadziesiąt metrów na ulicy ktoś mówił mi „dzień dobry”, gdzie burmistrzem był mój kolega z liceum, a w swojskiej przychodni pracowały dwie dawne przyjaciółki.

Nagle jednak okazało się, że i w wielkim mieście można zobaczyć znajomą twarz. Tylko że tej twarzy akurat tutaj nie spodziewałam się zobaczyć. Niespodziewanie bowiem po drugiej stronie ulicy dostrzegłam Adama, choć przecież niby był w Niemczech! Już miałam go zawołać, kiedy zorientowałam się, że nie jest sam.

Kilka metrów przed nim biegła może trzyletnia dziewczynka. Właśnie w tej chwili z nagła zawróciła, po czym zawołała głośno:

– Tato, kupa! „Tato?!”. Poczułam, jak nogi wrastają mi w chodnik. „To musi być jakaś pomyłka – myślałam z rosnącym przerażeniem. – Może to tylko podobny facet… A może on ma brata bliźniaka?” – łudziłam się jeszcze, lecz w tej chwili usłyszałam czyjeś wołanie:

– Adam! – i już wiedziałam, że moje nadzieje są płonne.

Ze sklepu obok wyszła bowiem bardzo szykowna młoda kobieta i przystanęła obok chłopaka Uli. Widziałam ich zbliżone do siebie głowy, kiedy zaglądali małej w spodenki, wyraz kapitulacji na jej twarzy, i mieszaninę rozbawienia i zażenowania na jego. Potem oboje wzięli dziewczynkę za ręce, kierując się w stronę najbliższej restauracji. Ta prosta scena rodzicielskiego zakłopotania uświadomiła mi, że tych dwoje to nie byli partnerzy, którzy spotykają się tylko ze względu na dziecko.

Widziałam wyraźnie więź między nimi, porozumiewali się bez słów i najwyraźniej nie pierwszy raz znaleźli się w takiej sytuacji. Nie wiedząc, co zrobić, ukryłam się w cieniu sklepowej markizy i zadzwoniłam do Uli.

– Wszystko w porządku? – zapytałam, czując, jak w gardle rośnie mi dziwna gula.

– Adam się odzywał z Niemiec?

– Tak, dojechał przed godziną do Berlina – ton córki był swobodny i radosny. – Kazałam mu kupić piętnaście kilo proszku do prania dla niemowląt, tam mają o połowę tańszy. Może i tobie ma przywieźć coś z chemii?

– Co? Nie, nie trzeba – wykrztusiłam, obserwując drzwi restauracji. Śledziłam tych dwoje jeszcze przez kilkanaście minut po ich wyjściu. Adam wziął małą na barana, a kobietę za rękę. Potem weszli do sali zabaw. Przed drzwiami Adam pocałował kobietę w skroń i z czułością odgarnął jej włosy z karku. Poczułam, że coś we mnie kamienieje… Cudem nie zapomniałam o wózku. Ula na jego widok dosłownie zaświeciła własnym blaskiem. Taki właśnie chciała, o takim marzyła!

– Rany, jest idealny! – oglądała go ze wszystkich stron. – Zaraz zadzwonię do Adama – wyciągnęła komórkę. – Kochanie, nie zgadniesz, co mama nam kupiła! Wózek dla dziecka! Co…? Jeszcze dwa dni? No dobrze, tylko nie zapomnij o tych proszkach! Kocham cię, pa, skarbie… Musi zostać dwa dni dłużej, bo sprowadzają dopiero jakieś części – rzuciła, wciąż chodząc wokół wózka.

– Kurczę, mam nadzieję, że jak urodzę, nie będzie tyle wyjeżdżał.

Zawsze chciał mieć córkę. Dobre sobie

To właśnie wtedy dowiedziałam się, że te „wyjazdy do Niemiec” zdarzały się Adamowi średnio raz, dwa w miesiącu. Ula nie wspominała o tym wcześniej, bo uznawała je za normalne. Jej chłopak wyjeżdżał tak jeszcze zanim się poznali. Była pewna, że jeździ po części. Ja jednak znałam prawdę…

– Myśleliście już o dacie ślubu? – zmieniłam temat, omal nie przygryzając sobie języka.

– Wstępnie chcemy się pobrać w marcu – spojrzała na mnie z rozjaśnioną twarzą. – Jak już odstawię Klaudię od piersi. To miała być córka, już to wiedzieliśmy. Na własne oczy widziałam, jak Adam składa gorący pocałunek na wydruku z badania usg, słyszałam, jak zapewnia Ulę, że zawsze chciał mieć córkę. „On już ją ma – przemknęło mi przez głowę. – I ma też kobietę, z którą ją wychowuje, przynajmniej przez kilka dni w miesiącu…”.

Nie wiedziałam, co zrobić. Bałam się powiedzieć Uli, co widziałam. Miała termin za kilkanaście dni, to nie był moment na denerwowanie jej. Z drugiej strony, nie mogłam wytrzymać, widząc, jak Adam ją oszukuje. Proszków oczywiście nie przywiózł. Miał kupić po drodze, tuż przed granicą, ale „w supermarkecie była awaria prądu i się nie udało”. Aż mną rzuciło, kiedy Ula powtórzyła mi to marne kłamstwo.

– Córcia, czy ty jesteś szczęśliwa z Adamem? – zapytałam raz. – Bardzo! – od jej uśmiechu w pokoju zaświeciło słońce. – Wiesz, właściwie to cieszę się, że „wpadliśmy”. Gdyby nie ciąża, pewnie dalej byśmy tylko się spotykali, a tak bierzemy ślub! Będę mieć męża i córeczkę!

Trudno opisać, jak ciężko było mi tego słuchać. Prawdę zdradziłam tylko Kostkowi i on także gryzł się nią wraz ze mną. Nie mieliśmy jednak odwagi powiedzieć Uli. Mam nadzieję, że ona mu wybaczy W dniu porodu, kiedy córka została w sali z maleńką Klaudusią, wpadłam w korytarzu na Adama. Byłam w stresie z powodu długiego porodu Uli, trzęsły mną emocje wywołane widokiem wnuczki i ogólnie słabo nad sobą panowałam.

– Widziałam cię! – wypaliłam do niego bez zastanowienia. – Widziałam cię z dzieckiem i tamtą kobietą! Oszukujesz Ulę, ty draniu! Zobaczyłam tylko przerażone oczy Adama, po czym zostałam przez niego wepchnięta do windy.

– Ona nie może się dowiedzieć! – złapał mnie rozpaczliwie za rękę. – Rozumie pani? Jeśli się dowie, będzie cierpieć! Tego pani chce? Dopiero co urodziła dziecko, chce jej pani zrobić coś takiego?!

– Ja? – wyrwałam mu ramię. – To ty zapłodniłeś dwie kobiety! Czy tamta wie o Uli? O twojej drugiej córce? Nie odpowiedział, ale z jego twarzy wyczytałam odpowiedź.

– To moja była żona, rozwiedliśmy się, zanim się tu przeprowadziłem – szepnął. – Sprawa była skończona, mieliśmy się widywać tylko podczas moich odwiedzin u Zuzi. Potem poznałem Ulę i miałem Adze o tym powiedzieć, ale… Agnieszka poprosiła, żebyśmy spróbowali jeszcze raz… No i znowu się do siebie zbliżyliśmy, a potem Ula zaszła w ciążę…

Winda się zatrzymała, lecz my nie wysiedliśmy

Patrzyłam na Adama z mieszaniną pogardy, nienawiści i współczucia. Biedny dupek, przez dziesięć miesięcy nie zdołał znaleźć czasu ani okazji, by powiedzieć dziewczynie, że jest dzieciatym rozwodnikiem, ani byłej żonie, że jest w nowym związku! A potem nagle okazało się, że wszystko zrobiło się strasznie skomplikowane.

Wiedziałam jednak, że Ula kocha tego tchórzliwego kretyna. Potrzebowała go. Klaudusia również. Na litość boską, wszyscy chcieliśmy, żeby Adam ożenił się z Ulą! Ale on ją zdradzał i okłamywał. Czuł coś do swojej byłej żony, widziałam, jak ją traktuje. Miał starszą córkę, której był coś winien. Nie miałam pojęcia, czy z tej sytuacji jest dobre wyjście…

– Jesteś tchórzem, gardzę tobą – powiedziałam spokojnie. – Ale masz rację, nie mogę powiedzieć tego Uli. Nie zamiast ciebie. To ty musisz rozwiązać swój problem. Ula wróciła z Klaudią do domu, a mnie serce pękało, kiedy patrzyłam jaka jest szczęśliwa w oparach kłamstw ojca swojej córeczki.

– Adam jedzie w przyszłym tygodniu do Wrocławia. Musi tam załatwić jakieś formalności w swoim urzędzie miasta – pewnego razu Ula była wyraźnie podekscytowana. – Potem zamówimy termin ślubu! Przynajmniej nie okłamał jej co do celu swojego wyjazdu… Wiedziałam, że naprawdę pojechał do tego miasta i domyślałam się, po co.

– Powiedziałem Agnieszce, że się już nie zejdziemy – powiedział mi po powrocie, kiedy wyciągnęłam go na rozmowę. – Powiedziałem o Uli i Klaudii… I że ponownie się żenię.

– Naprawdę? – usiłowałam ukryć, jak bardzo mi ulżyło, że nie złamie mojej córce serca.

– Tak. Ale nie chcę, żeby Ula wiedziała, że mam starsze dziecko. Powiem jej, ale jeszcze nie teraz. I to jest mój warunek ślubu z nią – utkwił we mnie znaczące spojrzenie.

Zacisnęłam pięści, ale obiecałam mu to. Nie powiem córce, co przez przypadek odkryłam. To sprawa między nią a jej narzeczonym. Nie wiem, czy w ten sposób ją chronię, czy może jeszcze bardziej krzywdzę, ale nie widzę innego wyjścia.

Czasami bywa tak, że musimy żyć z jakąś prawdą, która zraniłaby naszych bliskich i najlepiej jest pozwalać jej ranić tylko nas. Kostek także nic nie mówi, ale nie chce, by Adam do nas przychodził. Ula wyczuwa, że coś jest nie tak, jednak nie zadaje pytań. Może i ona podświadomie wyczuwa, że lepiej nie pytać, bo odpowiedź mogłaby zrujnować jej życie…

Ja na razie po prostu staram cieszyć się tym, że moja cudowna wnuczka ma tatę, a córka planuje ślub. Mam nadzieję, że kiedy Adam wreszcie wyzna prawdę, Ula zareaguje z wyrozumiałością i mu wybaczy. Codziennie się o to modlę. Bo cóż innego mi pozostało?

Jola, 60 lat

Czytaj także:
„Lekcja biologii pomogła mi rozwikłać rodzinną tajemnicę. Teraz moja mama rozpacza i rwie włosy z głowy”
„Moja młoda żona na urlopie nie miała żadnych hamulców. Zamiast odpoczywać, musiałem jej pilnować”
„Nigdy nie lubiłam teściowej i czułam, że ta stara zołza znowu coś kombinuje. Było mi głupio, gdy poznałam prawdę”

Redakcja poleca

REKLAMA