„Mam męża, dwójkę dzieci i piękny dom. Wciąż jednak kocham do szaleństwa moją przyjaciółkę z liceum”

Zakochane w sobie kobiety fot. Adobe Stock
Przez piętnaście lat oszukiwałam się. Wyszłam za mąż, urodziłam dzieci. Jednak wystarczyło, że pojawiła się ona i wszystkie uczucia natychmiast odżyły.
/ 26.04.2021 11:06
Zakochane w sobie kobiety fot. Adobe Stock

Wydawało mi się, że o niej zapomniałam, że ta zakazana miłość sprzed lat była tylko zauroczeniem nastolatki, chwilowym kryzysem tożsamości. Miałam pełno prawo tak sądzić, ponieważ ani wcześniej, ani później nie interesowałam się osobami tej samej płci.

Starsza siostra, psycholog z wykształcenia, powiedziała mi kiedyś, że to normalne, i że w czułej przyjaźni nastolatek nie ma niczego złego. Dziewczyny lubią się całować, przytulać, trzymać za rękę. Zdarza się czasem, że ta bliskość przemienia się w krótkotrwałą fascynację.

Anka chodziła do klasy o innym profilu i znałam ją tylko z widzenia. Na miesiąc przed maturą matematyk uznał, że potrzebuję korepetycji. W domu nam się nie przelewało, więc musiałam poszukać darmowej pomocy u rówieśników. Padło na Ankę i tak to wszystko się zaczęło.

Nie, to niemożliwe! Mnie przecież kręcą faceci!

Słowa siostry podniosły mnie na duchu i utwierdziły w przekonaniu, że nie jestem lesbijką. Zresztą, nigdy się nią nie czułam: marzyłam o przystojnym facecie u boku, o ślubie w kościele i o dzieciach. A potem się zakochałam w Ance. Nie ukrywam, że nasze rozstanie złamało mi serce. Przez długie miesiące wyłam z tęsknoty i nie chciało mi się żyć… Jednak zacisnęłam zęby i przetrwałam, a później było już tylko lepiej.

Mam mocną psychikę. Zawsze miałam. I jestem do bólu rozsądna. Ktoś taki jak ja nie ulega emocjom, nie popełnia szaleństw i pod żadnym pozorem nie pakuje w związki bez przyszłości. W moim świecie nie było miejsca na sentymenty i rozdrapywanie ran. Skończyłam studia, znalazłam dobrą posadę, wyszłam za odpowiedzialnego faceta i urodziłam mu dwoje dzieci. Czułam się szczęśliwa i spełniona. W najczarniejszych snach nie przypuszczałam, że ten mój wspaniały świat runie kiedyś w gruzy.

Było pogodne letnie popołudnie. Wracając z pracy, w pobliżu parku Staromiejskiego kupiłam porcję lodów i przysiadłam na pierwszej z brzegu ławce.
– Wygląda na to, że ciągle lubisz bakaliowe – nagle usłyszałam znajomy głos.
– Anka! – wyjąkałam bez entuzjazmu, bo poczułam bolesne ukłucie.

Byłam w niej zakochana do szaleństwa

Czas okazał się dla niej łaskawy. Wciąż była piękna. Nie widziałyśmy się od 15 lat, od tamtej magicznej lipcowej nocy, kiedy robiłyśmy rzeczy, o których wstydziłam się wcześniej myśleć… I nie chodzi o to, że krępowały mnie więzy cnoty, bo straciłam ją dawno temu, tylko o to, co czułam. Przeraziłam się tego. Pogubiłam. Wiedziałam, że nie mogę kochać Anki.

– To koniec. Przespałam się z tobą z ciekawości. Żadna rewelacja. W przeciwieństwie do ciebie jestem normalna – poinformowałam ją rano oschle. Nie uwierzyła – zwłaszcza w to ostatnie, bo łgałam jak z nut. Noc z nią była dla mnie objawieniem, lecz nie próbowała mnie zatrzymać. A ja świadomie ją zraniłam i upokorzyłam. I przez cały ten czas tkwiłam w głębokim przekonaniu, że postąpiłam słusznie.

– Miło cię widzieć – uśmiechnęła się i przysiadła obok.
– Mnie też miło – bąknęłam, a serce zaczęło mi się tłuc jak oszalałe.
– Co słychać? – spytała.
– Wspaniale. Mam męża, dzieci, własną firmę. A ty?
– Mam kota, Bazylego, i gorący romans – odparła.
– Ten romans ma jakieś imię? – zapytałam.
– Izabela – zniżyła głos do szeptu i przywołała wspomnienia. Mijały dni, a ja nie mogłam przestać o niej myśleć Przypomniałam sobie, jak pachnie jej skóra, jak smakują usta, jak delikatne są jej dłonie, i co czułam, kiedy mnie dotykały – uczucie, które z nikim się potem nie powtórzyło. Wróciłam pamięcią do chwil, gdy leżałam oszołomiona, i ni z tego, ni z owego, zaczęłam się czerwienić.
– Cudowne są te twoje rumieńce – powiedziała i natychmiast zamilkła.
– Znaczy, ty dalej z kobietami… – podjęłam po chwili, niezbyt dyplomatycznie.
– Cóż, natury nie da się oszukać. Choć znam takie, które usilnie próbują to robić.

Nie bardzo wiedziałam, czy pije do mnie, czy to ogólna refleksja, więc zbyłam jej słowa milczeniem.
– No dobrze. Fajnie było cię zobaczyć, ale komu w drogę… – zawiesiła głos i spojrzała na zegarek.
To spotkanie wyprowadziło mnie z równowagi i pragnęłam, by jak najszybciej dobiegło końca, lecz kiedy ten moment nastąpił, kiedy puściła moją dłoń, uświadomiłam sobie, że wcale tego nie chcę.
– Słuchaj, może byśmy się zdzwoniły? – zaproponowałam nieśmiało i usłyszałam w swoim głosie nutkę desperacji.

W odpowiedzi pogrzebała w torebce, znalazła długopis, nagryzmoliła mi na dłoni numer swojej komórki i ruszyła aleją w stronę bloków, a ja przez kolejny kwadrans próbowałam uspokoić gonitwę myśli. Czułam gniew, radość, żal, podniecenie... Byłam wzburzona i zachwycona jednocześnie. Miałam ochotę zmazać z ręki rząd cyferek, a jednocześnie wpatrywałam się w nie jak urzeczona.

Moje rozchwiane emocje uspokoiły dopiero domowa krzątanina, wspólny posiłek z mężem i dziećmi oraz pogodne rozmowy o niczym. „Wszystko jest tak, jak być powinno. Mam dom, rodzinę i udane życie” – powtarzałam sobie, kiedy wieczorem brałam prysznic.

Sądziłam, że za tydzień lub dwa zapomnę o niej. Zrobiłam wszystko, żeby tak się stało: tyrałam jak koń, częściej kochałam się z mężem, biegałam na basen i kurs francuskiego. Nie pomogło. Widziałam ją w każdej mijanej kobiecie i łapałam na tym, że bardzo za nią tęsknię.

Liczyłam, że da mi szansę

W końcu poddałam się i zadzwoniłam.
– Co powiesz na kawę albo spacer? – spytałam bez wstępnych uprzejmości.
– Dobrze – zgodziła się pospiesznie – Może jutro o jedenastej. W parku, przy te tej samej ławce. Pasuje ci? I przerwała połączenie, nim zdążyłam się zastanowić i odpowiedzieć. 

Wystroiłam się na to spotkanie jak na pierwszą randkę. Ona przyszła w dżinsach i koszulce, nieumalowana, z rozwianymi włosami, opalona, seksowna i dziewczęca – jak tamtej lipcowej nocy.
– Przepraszam za mój strój – mruknęła na dzień dobry. – Źle spałam.
Ja ubiegłej nocy nie spałam w ogóle. Nie byłam w stanie. Na myśl, że znów ją zobaczę, serce skakało do gardła.
– Zawsze było ci dobrze w sportowych ciuchach – wyznałam szczerze. – Za rogiem jest knajpka, może tam zajrzymy?
– Nie, dzięki – odmówiła grzecznie, ale stanowczo i usiadła na brzegu ławki.

Przycupnęłam obok i wbiłam w nią roziskrzony wzrok. Drżały mi kolana, w ustach czułam dziwną suchość.
– Dziękuję, że przyszłaś – zaczęłam. – Długo biłam się z myślami, czy do ciebie zadzwonić… Nasza przyjaźń…
– Przyszłam, ponieważ o pewnych sprawach nie można rozmawiać przez telefon – rzuciła Anka zniecierpliwiona. – Powiem wprost: kochałam cię, a ty tę miłość zniszczyłaś. Dlatego wybacz, ale nie chcę umawiać się z tobą na plotki czy zakupy, bywać u ciebie na imieninach i siedzieć przy stole obok twojego męża i dzieci. Nie chcę też…
– Minęło tyle lat – tym razem ja weszłam jej w słowo. – Nie sądziłam, że ciągle żywisz do mnie urazę.
– Nie żywię, wyleczyłam się z ciebie – odparła. – Zapomniałam. Mam swoje sprawy, pasje, znajomych, a ty rodzinę. Żałuję, że zatrzymałam się miesiąc temu przy tej ławce i że dałam ci swój telefon – powiedziała oschłym tonem.
– Byłam młoda i głupia. Przestraszyłam się. Nie wiedziałam, że takie rzeczy się zdarzają – zaczęłam się tłumaczyć.
– Jakie rzeczy? – nie zrozumiała.
– Że heteryczka może zakochać się w innej kobiecie. I że ta miłość może okazać się tą jedyną, niezapomnianą.
Zaskoczyłam ją tym wyznaniem.
– Jeśli więc nie jest za późno… – spojrzałam na nią z nadzieją.

Wtedy pokazała poorane bliznami nadgarstki

Wtedy Anka zdjęła z rąk zegarek i bransoletki i podsunęła mi pod nos opalone, naznaczone bliznami nadgarstki.
Jest za późno. Drugi raz nie dam się skrzywdzić – oznajmiła mi i zanim zdałam sobie sprawę z tego, co zobaczyłam, cofnęła dłonie, podniosła się i odeszła.

Niewykluczone, że powinnam była ją zatrzymać i błagać o przebaczenie, jednak nie mogłam się ruszyć. To, co zobaczyłam, sparaliżowało mi umysł i ciało. Zostawiłam ją kiedyś w rozkopanej pościeli. Przestałam o niej myśleć, nie dzwoniłam, unikałam miejsc, w których mogłabym ją spotkać, zerwałam z naszymi wspólnymi znajomymi.

W sierpniu wyjechałam na wakacje, we wrześniu – na studia. Byłam tak zajęta swoim cierpieniem, że na troskę o uczucia innych, w tym Ani, nie starczyło mi już siły, a ona nie szukała zapomnienia w pięknych krajobrazach, tylko… podcięła sobie żyły.

Nie wiem, jak mam żyć ze świadomością, że ktoś chciał się przeze mnie zabić. Po prostu tego nie wiem. Natomiast jestem pewna, że 15 lat temu straciłam coś bardzo ważnego – szansę na wielką miłość. I nie odzyskam jej już nigdy, za żadne pieniądze świata. naprawdę Na zawsze już pozostanę rozdarta między prawdziwą miłością a tym, co słuszne…

Czytaj także:
„Przez dwa lata oszukiwał mnie i zdradzał. A ja niczego nawet nie zauważyłam, bo tak bałam się bycia skrzywdzoną”
„Zakochałem się w Ukraince. Ona kochała przemocowego narzeczonego, który próbował ją zabić, gdy chciała odejść”
„Moje życie zmieniło się w koszmar. Narzeczony mnie zostawił, przyjaciele się odwrócili… Nikt nie chce potwora w peruce”

Redakcja poleca

REKLAMA