– Daj spokój, mamo, czemu tak tkwisz w miejscu? Zbieraj manatki i ruszaj… – córka nie dawała mi spokoju. – Chyba nie zamierzasz teraz, tuż przed samym wyjazdem, zmieniać decyzji?
Nie byłby to najmądrzejszy pomysł, bo przecież miejsc w sanatoriach nie przydzielają ot tak sobie, za darmo. A mnie przydałoby się trochę podreperować kręgosłup, który coraz bardziej mi doskwierał. To samo dotyczyło moich kolan. Przed wyjazdem dopadła mnie trema, bo… jak dotąd nigdzie się nie wyjeżdżałam. Najdalej to chyba jednie na ogródek działkowy.
W czasach PRL-u przeciętni obywatele nie podróżowali po świecie jak obecnie, a i na wyjazd gdzieś w kraju nas nie było tak naprawdę stać. Mój mąż dostawał uczciwe wynagrodzenie, czyli mówiąc wprost, zarabiał mało. Nie zaburzało to mojego szczęścia, kochałam go mocno, liczyło się tylko to, że opiekował się mną i dzieciakami. Jednak teraz, kiedy go nie ma, czułam się bardziej osamotniona… Może ten pobyt w sanatorium nie tylko dobrze zrobi schorowanemu ciału, ale także pomoże na tęsknoty i smutki na duszy?
– Spokojnie, w razie potrzeby po ciebie podjadę. Naprawdę, nie martw się, mamuś, jak tylko zechcesz, to cię zabiorę do domu. Ale daj sobie tę szansę… Na pewno ci się tam spodoba. Wypoczniesz trochę, podleczysz się, poznasz fajnych ludzi. W końcu coś ci się od życia należy. No i od ZUS-u też, w końcu tyle lat składki płaciłaś! – parsknęła śmiechem. – I koniecznie zabierz tę chustkę, świetnie pasuje do koloru twoich oczu. Kto wie, może kogoś nią oczarujesz… – zrobiła wymowną minę.
– Nie mam zamiaru szukać tam żadnych romansów, jadę tylko po to, żeby podreperować zdrowie! – zrugałam córkę. – Tata... – dodałam, ale nie zdążyłam powiedzieć nic więcej.
– Tata był wspaniałym człowiekiem. Niestety odszedł od nas siedem lat temu, a ty masz przed sobą jeszcze wiele lat życia. Z pewnością dociągniesz do setki, a to oznacza jeszcze trzydzieści lat.
– Kto by ze mną wytrzymał tak długo... – westchnęłam z rezygnacją.
– No jak to kto? My oczywiście! A teraz leć się spakować, nie ma czasu do stracenia.
Szczawnica oczarowała mnie swoim pięknem. Z każdą chwilą promienie słońca przygrzewały coraz intensywniej, a wiosna rozkwitała w pełni, nadając temu historycznemu zakątkowi świeży blask i energię. Przechadzałam się deptakiem, przysiadałam na ławeczce i wsłuchiwałam się w kojący szmer rzeki Grajcarek... Od pierwszej chwili czułam się tu dobrze.
Córka wiedziała, że spodoba mi się tam
Podczas kuracji poprawiałam swoją kondycję fizyczną, a i psychicznie odetchnęłam, oddając się przyjemnościom w towarzystwie nowo poznanych osób. Zaskakująco szybko mnie zaakceptowali. Wspólnie jedliśmy posiłki, chodziliśmy na spacery, delektowaliśmy się kawą w lokalnej kafejce, rozkoszując się przy okazji pysznym sernikiem. Po raz pierwszy miałam wrażenie, że faktycznie regeneruję siły.
Nie musiałam się martwić o sprawy codzienne, takie jak opieka nad wnukami, porządki w domu czy gotowanie. Co więcej, w ogóle za tym nie tęskniłam. Bez cienia poczucia winy cieszyłam się lenistwem, niczym kot wylegujący się w słońcu. Jedyne, co musiałam robić, to chodzić na zabiegi, a resztę dnia miałam tylko dla siebie.
Dariusz przyjechał tu aż ze Szczecina i dzielił się z nami historiami o życiu blisko morza. Prezentował się elegancko. Witał panie, całując je w dłoń, przytrzymywał krzesło i podnosił się, gdy któraś z nas wstawała od stołu. Zdawało się, że mnie obdarza szczególną uwagą… W każdym razie moje nowe znajome zaczęły żartować, że mam wielbiciela.
Koleżanki chyba trochę mi zazdrościły
Muszę przyznać, że Darek lubił spędzać ze mną czas sam na sam, zapraszał mnie czy to na jakiś spacerek, czy na kolacyjkę poza tym całym sanatorium. Gdy o czymś mówiłam, to zawsze mnie słuchał z prawdziwą uwagą. Podawał mi swoje ramię, żebym mogła się o nie oprzeć, kiedy szliśmy. Patrzył na mnie takim wzrokiem, jakim już od dawna nikt na mnie nie patrzył...
Muszę się przyznać, że to było całkiem przyjemne doświadczenie. Bez względu na to, czy jest się wdową na emeryturze, czy też nie, naprawdę cudownie jest poczuć się znowu atrakcyjną kobietą, nawet mając siedemdziesiąt lat na karku. Dariusz przez lata był kawalerem. Jakoś nie udało mu się stworzyć własnej rodziny. Na początku nie spieszył się do tego, jak sam mawiał „miodku”, ciągle przekładając ślub na późniejszy termin, aż w końcu osiągnął wiek, w którym nie chciał już być tatą, bo nie zamierzał zostać dziadkiem dla swoich potencjalnych dzieci. Przyzwyczaił się do samotności, nikogo nie potrzebował do życia. Miał swoje nawyki i zwyczaje, chodził własnymi ścieżkami.
– Wiesz co, chyba dopiero teraz poczułem się gotowy na poważny związek. Taki, w którym jest miejsce na kompromisy, kłótnie i godzenie się. Do tej pory to nie było dla mnie. Ale teraz... Nie wyobrażam sobie, żebyśmy mieli się rozstać. – Złapał mnie za dłoń. – Wiesiu, zrobiłabyś mi tę przyjemność i została moją dziewczyną? Mogę nawet przeprowadzić się do Sandomierza, jeśli chcesz. W Szczecinie i tak nic mnie już nie trzyma. A do ciebie ciągnie mnie jak nigdy... Ludzie gadali, że jak trafię na tę właściwą osobę, to od razu to poczuję. I widzisz, mieli rację... Tylko szkoda, że nie spotkaliśmy się wcześniej. Nie mamy zbyt wiele czasu, więc tym bardziej nie chcę go marnować.
Kompletnie mnie zszokował
Nie chodziło mu o przelotny flirt, który znika wraz z końcem pobytu. Sugerował, że mógłby to być stabilny, dojrzały związek! Czy tego pragnęłam, czy byłam na to przygotowana? Słusznie zauważył, że czas odgrywa tu istotną rolę. Dwadzieścia jeden dni to zdecydowanie za mało, żeby zbudować solidną, mocną więź, ale w zupełności wystarcza, aby zdecydować, czy ma się ochotę bliżej poznać drugą osobę, wpuścić ją do swojego świata, pozwolić jej zajrzeć w głąb siebie...
Po powrocie do domu pisaliśmy do siebie listy i spędzaliśmy godziny na rozmowach telefonicznych. Darek dwukrotnie zjawił się u mnie, dzierżąc okazały bukiet kwiatów, by ponownie zapewnić mnie o sile swoich uczuć. Kiedy odjechał...
– Mamo, zachowujesz się jak jakaś nastolatka! Cóż ta miłość wyczynia z człowiekiem i to z wdową w twoim wieku... – przekomarzała się ze mną łagodnie córka.
Nie ukrywam, że poczułam się wtedy trochę nieswojo, ale nie brałam tego do siebie. Choć może nie wyglądałam, w duszy czułam się jak nastolatka. Ufarbowałam włosy. Zrobiłam sobie bardzo jasny blond na moich siwych włosach, który jeszcze bardziej podkreślił błękit moich oczu. Sylwetki nigdy nie miałam złej, a teraz zachciało mi się przebieranek. Zaczęłam delikatnie się malować i sięgać po perfumy zamiast zwykłych dezodorantów. Robiłam to dla Darka, żeby mu się spodobać, ale również dla siebie, by moja aparycja odzwierciedlała moje odnowione, odmłodzone „ja”.
Minęło sześć miesięcy, podczas których kilkukrotnie odwiedziłam go w Szczecinie, a on mnie w Sandomierzu. Wtedy Darek wpadł na pomysł, żeby sprzedać swoje mieszkanie i poszukać czegoś na wynajem w mojej okolicy. Nie miałam nic przeciwko temu, choć nie zaproponowałam mu przeprowadzki do mnie.
Wolałam dmuchać na zimne
Jedno to cieszyć się każdym momentem spędzonym razem i nie marnować czasu na niepewność, a drugie to porywać się z motyką na słońce. Mocno zdziwiłabym się, gdyby Darek okazał się zwykłym naciągaczem, który chce dobrać się do mojego niewielkiego dobytku, ale jak to mówią – przezorny zawsze ubezpieczony...
Darek faktycznie pozbył się swojego lokum i przeniósł się do miasta nad Wisłą. Co więcej, zamieszkał w jednopokojowym mieszkanku niedaleko mnie. Taki dowód uczucia sprawił, że postanowiłam, iż nadszedł czas na spotkanie rodzinne. Zaproponowałam mu, aby wpadł do mnie na niedzielny obiad i przedstawiłam go swojej córce, zięciowi oraz wnuczętom... Miałam nadzieję, że przypadnie im do gustu, że go polubią, bo gdyby wyrazili aprobatę, byłoby mi prościej i Darek naturalnie wszedłby do naszej rodziny. Oczywiście ich brak akceptacji nie byłby dla mnie wiążący, ale chciałam, by ze mną cieszyli się z tej znajomości.
Mój nieżyjący już ukochany na zawsze pozostanie wyjątkową częścią mojego serca. Razem przebyliśmy długą, ponad czterdziestoletnią drogę, na której nie brakowało niezapomnianych chwil i silnych uczuć. Nie zamierzałam jednak spędzić reszty swoich dni w osamotnieniu, bez towarzystwa drugiej osoby, licząc jedynie na to, że wnuczęta wygospodarują dla mnie trochę czasu pomiędzy zajęciami w szkole i treningami sztuk walki. Nie chciałam czekać, aż moja córka wpadnie sprawdzić, czy aby na pewno jeszcze oddycham, a jeżeli tak, to czy czegoś mi nie potrzeba. Swoją drogą, gdy wszystko miałam, od razu zaczynała się spieszyć do swoich spraw.
Nie miałam ochoty prosić ich o zainteresowanie ani stanowić dla nich ciężaru. Młodzież miała własne sprawy i życie, własne tempo, a my, para staruszków – własne. Bez pośpiechu i nacisku mogliśmy zapraszać się wzajemnie na posiłki i podwieczorki, spacerować i chodzić do kina, iść pod rękę, spoglądać sobie w oczy, milczeć lub rozmawiać…
Mogliśmy również zamieszkać ze sobą, co było naszym dojrzałym pragnieniem. Nie było sensu w tym, by Darek płacił za kawalerkę, skoro wiedzieliśmy już, że pragniemy spędzić razem te ostatnie lata. Porwaliśmy się nawet na odnowienie mojego mieszkania za pieniądze Darka uzyskane ze sprzedaży jego lokum w Szczecinie. Ponownie chciał z wdziękiem udowodnić szczerość swoich zamiarów wobec mnie.
– I tak nie mam żadnych spadkobierców. Jednak dzięki tobie, kochana Wiesiu, jednocześnie wzbogaciłem się o fantastyczną córcię, równie śliczną i bystrą, co jej mamusia, przystojnego i zaradnego zięcia, a na dodatek o wspaniałe wnuczęta, które wprost ubóstwiam. Gdyby po mojej śmierci cokolwiek ocalało, byłbym przeszczęśliwy, jeśliby zgodziły się przyjąć spadek po przybranym dziadziusiu.
Co ludzie powiedzą?
Darek oświadczył mi się po roku znajomości, a ja przyjęłam jego propozycję. Zignorowałam wtedy swoje wątpliwości odnośnie tego, czy w moim wieku wypada brać ślub i co sobie inni ludzie o tym pomyślą. Wyszło na to, że nie dość, że wypada, to wręcz jest to konieczne. Każdy ma przecież prawo do miłości i szczęścia, niezależnie od tego, ile ma lat. Ciągle mi to powtarza moja córka, która została moją świadkową.
– No i widzisz? Ja ci przecież mówiłam: ruszaj w drogę, na bank poznasz jakąś fajną osobę... No i proszę! Wiedziałam, co mówię! – chichotała, mocując w moich włosach fantazyjną wsuwkę, którą wybrałam zamiast welonu. Prezentowała się obłędnie w tej swojej śmietankowej kreacji, zupełnie jak z bajki.
– Faktycznie, miałaś rację. Od dzisiaj już zawsze będę cię słuchać, dokładnie tak samo, jak ty kiedyś słuchałaś mnie. No chyba że mój małżonek będzie miał coś przeciwko temu!
– Daj spokój, mamuś, bo zaraz popsujesz mi cały makijaż. Zresztą sobie też. Koniec tego chichotu. Ale bez przesady, nie musisz od razu płakać… Oj, mamo… Już w porządku, wyglądasz olśniewająco. Dariusz oniemieje z wrażenia na twój widok, mimo że i tak dla niego jesteś ósmym cudem świata…
– Jesteś kochana, że tak mówisz.
– Ty też jesteś kochana…
Od pamiętnego momentu upłynęły już trzy lata, a nasza rodzina powiększyła się o kolejnego słodkiego wnusia, którego możemy obsypywać miłością. Widać gołym okiem, że młodzi darzą się uczuciem, wspierają w trudnych chwilach i pragną wspólnie wychowywać swoją pociechę. Mam głęboką nadzieję, że odnajdą prawdziwe szczęście, podobnie jak ja miałam to szczęście najpierw z pierwszym ukochanym mężem, a teraz z obecnym partnerem. Póki co nic nie wskazuje na to, aby cokolwiek miało popsuć ich sielankę, więc trzymam kciuki za powodzenie ich związku, jak i za pomyślność nas wszystkich.
Ostatnio to właśnie Darek zaskoczył mnie, dzieląc się ze mną dość zaskakującym dylematem.
– Słuchaj skarbie, co się z nami stanie, gdy już wylądujemy w tym całym raju po zejściu z tego padołu? – zagaił pewnego wieczoru, kiedy oboje już wyciągnęliśmy się wygodnie pod kołdrą.
– Po prostu będziemy wniebowzięci, że nie trafiliśmy do piekła czy czyśćca – zripostowałam z przekornym uśmiechem. – A w ogóle dlaczego poruszasz ten temat? Coś nie tak? Gorzej się czujesz?
– Kochanie, jest mi tu wspaniale, gdy mogę z tobą być, a noc jeszcze młoda. Ale chodzi mi o coś poważnego. Co zrobimy, gdy tam na górze trafię na twojego byłego? Myślisz, że mnie zleje? A może będziemy sobie żyli razem po wsze czasy, jakby to była jakaś niebiańska komuna? Albo coś jak opieka naprzemienna: trochę u jednego, trochę u drugiego?
Skwitowałam to wszystko szczerym, donośnym chichotem, zamiast okazać oburzenie. Nagle odezwała się we mnie złośliwość, która jakoś nie dawała o sobie znać, gdy byłam młodsza.
– No to w zaświatach radźcie sobie sami i pocieszajcie się wzajemnie, bo ja tam poszukam sobie kogoś nowego! Jakiegoś żwawego, młodziutkiego i przystojnego cherubinka – pogroziłam mu figlarnie, a potem jeszcze długo chichotałam, wyobrażając sobie tę scenę i widząc przestraszoną minę małżonka.
Wiesława, 74 lata
Czytaj także:
„Teściowa skinie palcem, a mój mąż rzuca wszystko, by ratować mamusię. Jej brudne gierki zniszczą nasze małżeństwo”
„Zostawiłam męża i rocznego synka, sama pojechałam do pracy za granicą. Teraz syn mnie nie poznaje, a mąż ma kochankę”
„Ukochany wciskał mi kit o babci, o którą się troszczy. Odkryłam, że ta staruszka ma smukłe ciało i zabawia go w łóżku”