„Mam 41 lat, nie mam i nie szukam partnera. Nie jestem dziwolągiem, po prostu nie potrzebuję faceta do szczęścia”

Kobieta, która jest sama fot. Adobe Stock, contrastwerkstatt
„Tak jestem po czterdziestce, tak jestem sama, ale jest mi z tym dobrze. Nie wariuję z powodu >>braku chłopa<<, jak sugerowały moje koleżanki. I nie stoi za tym żadna trauma z dzieciństwa ani dramat z młodości. Ja po prostu jestem jedną z tych osób, które lubią życie w pojedynkę”.
/ 04.03.2022 08:24
Kobieta, która jest sama fot. Adobe Stock, contrastwerkstatt

Kiedy Marzenka kwitowała listonoszowi odbiór przesyłki, zza chmur nagle wyszło słońce i opromieniło ich jasnym blaskiem, jakby dla podkreślenia wagi sytuacji. Beata i ja udawałyśmy, że zajmujemy się klientkami, ale zerkałyśmy z ciekawością, czy koleżanka dopnie swego.

– Załatwione! – szepnęła, mijając mnie, gdy przystojny listonosz poszedł. – Ma mój numer, zadzwoni dzisiaj.

Ucieszyłam się. Marzena kokietowała pana Mikołaja od dobrych kilku miesięcy, w końcu doradziłyśmy jej, żeby zadziałała wprost, bo biedny chłop pewnie nie domyślał się, jak gorącym uczuciem ona go darzy. Tydzień później Marzenka i listonosz byli już po dwóch randkach, a dziewczyny w zakładzie jak jeden mąż, a raczej jedna żona, rzuciły się na mnie, że teraz moja kolej.

– Tylko ty nikogo nie masz – powtarzały jedna przez drugą. – Może chcesz poznać mojego brata ciotecznego? Jest handlowcem i tańczy salsę!

– Nie, nie! Ja mam dla Ilony świetnego kandydata! Byłam z synem u optyka i on po prostu idealnie by do ciebie pasował, kochana! – to była kolejna propozycja dla mnie.

– Czekajcie, nie swatajcie jej na siłę – zmitygowała się któraś. – Może ona już ma kogoś na oku? No? Przyznaj się, Ilusia! – popędziła mnie.

Było mi niezmiernie głupio, bo nikogo sobie nie upatrzyłam. Mało tego, nawet nie szukałam kandydata na chłopaka. Uważałam, że jeśli kiedyś zdarzy mi się spotkać kogoś, kto mnie zaintryguje, to chętnie się z nim umówię, ale nie szukałam nikogo na siłę.

Co jeden, to gorszy...

Dziewczyny uważały, że w byciu singielką jest coś rozpaczliwego, smutnego i ogólnie szkodliwego dla zdrowia. Na sześć kobiet pracujących w naszym zakładzie fryzjersko-kosmetycznym tylko ja nie miałam męża, narzeczonego ani chłopaka.

Bardziej przeszkadzało to moim koleżankom niż mnie, ale nie dało się w nieskończoność unikać tematu. W końcu zgodziłam się umówić na randkę z jakimś kolegą męża Beaty. Spotkaliśmy się w kawiarni. Koleżanka zachwalała Adriana, że chociaż nie jest superprzystojny, to nadrabia poczuciem humoru i fajnymi pasjami.

Rzeczywiście, na ulicy bym się za nim nie obejrzała. Facet był mojego wzrostu, z zakolami, szczupły. To ostatnie trochę mnie zaniepokoiło, bo mam raczej pełną figurę i przy chudych mężczyznach czuję się wielka.

– Dobra, to co zamawiamy? Dla ciebie pewnie jakieś ciacho? Czy od razu wziąć ci dwa? – rzucił, przywitawszy się i nim zdążyłam zareagować, roześmiał się. – Ej no, żartowałem z tymi dwoma! Pewnie jesteś na diecie, co nie? To ci wezmę wodę light, hehe.

Dobra, a zatem to było jego wychwalane przez Beatę poczucie humoru. Postanowiłam przejść do owych pasji.

– A, no! Jeżdżę na offroadzie – pochwalił się, oczekując chyba mojego podziwu. – Offroad. Wiesz, co to jest?

– Tak, mój brat ma wóz z napędem cztery na cztery i w weekendy jeździ po jakichś piachach i bagnach – odpowiedziałam i dowiedziałam się, że on jest lepszy niż mój brat, bo ma samochód przystosowany do przepraw przez rzekę. Nie polemizowałam.

Drugą jego pasją było nurkowanie. Kiedy chwilę drążyłam temat okazało się, że nurkował dwa razy w życiu. Jego opowieść o tym trwała pewnie dłużej niż oba zejścia pod wodę… Ostatecznie wyszłam z tej kawiarni zła, że straciłam czas. Adrian z kolei był praktycznie zszokowany, że nie chcę się z nim spotkać jeszcze raz.

– Jak to „nie widzisz tego”? – powtórzył moje słowa z dezaprobatą. – Serio myślisz, że znajdziesz kogoś lepszego? Z twoją wagą? No bez jaj! – na koniec zostałam jeszcze upokorzona.

Nie ma co, cudowna randka!

W poniedziałek musiałam odpowiadać na pytania dziewczyn.

– Jak było?

– I co? Spotkacie się znowu?

– Coś z tego będzie? – ledwie weszłam do zakładu z miejsca zasypały mnie pytaniami.

Tylko Beata milczała. Nie odezwała się nawet słowem… Zapewne kolega męża już przedstawił im swoją wersję. Dziewczyny się nie poddawały. Kiedy jeden z klientów zaczął mnie wyraźnie adorować, były podekscytowane jak gimnazjalistki.

Pan Leszek był bardzo wesoły, lubił się droczyć z dziewczynami i kiedy rzucił, że jestem jego ideałem kobiety, te dosłownie straciły głowę.

– O, a ona jest wolna i czeka na księcia z bajki! – odpowiedziała natychmiast Marzenka, obecnie szczęśliwa pani listonoszowa. – I zdradzę panu, panie Lesiu, że Aga kończy dzisiaj równo o szesnastej trzydzieści – tu mrugnęła do niego porozumiewawczo, a on natychmiast skorzystał z okazji i zapytał, czy może po mnie przyjechać po pracy, żeby mnie porwać na obiad.

Co miałam powiedzieć? To był nasz stały klient. Nie miałam, jak się wykręcić od tej zaaranżowanej na siłę randki. Mogłam jedynie się zgodzić, iść, a potem uciec po dwudziestu minutach, ukrywając złość, że zostałam tak perfidnie wrobiona.

Dokładnie tak zrobiłam, bo pan Leszek, chociaż naprawdę go lubiłam, nie miał u mnie szans. Był po prostu miłym facetem, ale nie było między nami ani grama chemii. Przynajmniej z mojej strony, bo on usiłował rozniecić iskrę dwuznacznymi żartami i niby mimowolnymi muśnięciami.

Wyglądał na ogromnie rozczarowanego, kiedy zaczęłam się zbierać, tłumacząc, że mam umówioną wizytę u dentysty i muszę uciekać. Następnego dnia się odważyłam i zrobiłam dziewczynom awanturę.

– Przestańcie mnie na siłę swatać! – po przyjściu do pracy przypuściłam na dziewczyny frontalny atak. Coś w końcu we mnie pękło. – Jestem sama i dobrze mi z tym – przyznałam. – Fajnie, że wszystkie macie już facetów, ale mnie naprawdę jest dobrze, tak jak jest! Odczepcie się wreszcie od mojego życia prywatnego! – zażądałam.

Atmosfera w salonie zrobiła się ciężka. Wiedziałam, że dziewczyny nie chciały źle. Były moimi dobrymi koleżankami. Wiele razy słuchały o moich problemach, a ja o ich. Naprawdę się przyjaźniłyśmy.

Moje słowa je zabolały. Widziałam, że zjednoczyły się przeciwko mnie. Nagle plotkowały tylko między sobą, a kiedy ja się zjawiałam, milkły. Było mi przykro z powodu tego wykluczenia, ponieważ nie czułam, żebym zrobiłam coś złego. Ja po prostu broniłam swojej prywatności.

Niby można pracować, nie przyjaźniąc się ze współpracownikami. Wiele osób tak żyje. Ale mnie było z tym trudno. Dziewczyny czuły się urażone i nie pomogły ani domowe babeczki, ani próby rozładowania sytuacji.

Jest mi dobrze samej, to tak trudno zrozumieć?

W końcu stwierdziłam, że dość tego i rozpoczęłam poszukiwania nowej pracy. Cieszę się, bo dostałam pracę w renomowanym salonie należącym do dużej sieci. Zapewniają pakiet szkoleń i mogę się rozwijać. W salonie pracuje dwadzieścia dwie osoby, ale prywatne rozmowy pomiędzy pracownikami są źle widziane przez menedżera. Mamy zabawiać rozmowami wyłącznie klientki i klientów, a życie towarzyskie realizować w czasie wolnym.

Czasami brakuje mi tej zażyłości, jaka łączyła mnie z dziewczynami z poprzedniego zakładu, ale tu przynajmniej jestem anonimowa. Nikogo nie interesuje, czy się z kimś spotykam i jak spędzam czas wolny. Cieszę się z tego, wreszcie nie czuję tej presji, że muszę kogoś mieć.

Mam czterdzieści jeden lat, jestem sama i jest mi z tym dobrze. Nie wariuję z powodu „braku chłopa”, jak sugerowały moje koleżanki. I nie stoi za tym żadna trauma z dzieciństwa ani dramat z młodości. Ja po prostu jestem jedną z tych osób, które lubią życie w pojedynkę.

Nie szukam drugiej połówki, bo czuję się kompletna. Mam swoje zainteresowania, codzienne radości i wyzwania, dokładnie tak samo jak osoby żyjące w związkach. Czy to tak trudno zrozumieć? Ciekawe, że ludziom łatwiej jest zaakceptować czyjś rozwód, a nawet zdradę niż to, że kobieta nie ma partnera i go desperacko nie szuka.

Zapisałam się na zajęcia jogi i kurs niemieckiego. Myślę, że będę miała z kim się zaprzyjaźnić, bo naprawdę lubię ludzi. A singielką jestem z wyboru, bo uważam, że kobieta nigdy nie jest tak samotna jak wtedy, gdy jest z niewłaściwym mężczyzną.

Czytaj także:
„Teściowie ukryli przede mną prawdę na temat choroby mojego męża. Dopiero po ślubie wszystko wyszło na jaw”
„Miałam męża, ale po latach spotkałam miłość z młodości. Zdradziłam ślubnego i zaszłam w ciążę, czekałam na to całe życie”
„Partner porzucił mnie, bo nie chciałam usunąć ciąży. Uciekł do innego miasta i nigdy nie interesował się synem”

Redakcja poleca

REKLAMA