Poznaliśmy się w knajpie. Od razu wpadł mi w oko. Niezbyt wysoki, ale dobrze zbudowany szatyn z niebieskimi oczami. Wpatrywał się we mnie przenikliwym wzrokiem, a ja nie potrafiłam zbyt długo udawać, że nie widzę jego zainteresowania, więc w końcu uśmiechnęłam się lekko, a wtedy podszedł.
– Zatańczymy? – zapytał.
Taniec zmysłów
Wstałam od stolika zadowolona, że mimo czterdziestki na karku ciągle mam powodzenie, i poddałam się muzyce. Tańczyło nam się bardzo dobrze. Równie miło rozmawiało. Damian, bo tak miał na imię mój nowy znajomy, prowadził małe biuro architektoniczne w mojej dzielnicy. Kiedy powiedziałam, że myślę o zmodernizowaniu kuchni, od razu zaproponował pomoc. Ucieszyłam się, że podpowie mi jakieś fachowe rozwiązania. Poprosił więc o mój numer telefonu i obiecał zadzwonić już następnego dnia w celu dogadania szczegółów.
Kiedy po którymś kolejnym wolnym tańcu zapytał o mój stan cywilny i dowiedział się, że jestem rozwódką, sam powiedział, że ma żonę i dwoje dzieci. Udałam, że nie zrobiło to na mnie wrażenia. W głębi duszy poczułam jednak rozczarowanie, bo miałam nadzieję, że los w końcu postawił na mojej drodze kogoś, kto jak ja szuka swojej połówki. Niestety, zwykle kiedy spotykałam ciekawego faceta, najczęściej był już zajęty. Właśnie tak jak Damian. No cóż… widać jestem skazana na taki scenariusz.
Remont
Dobrze po północy mój towarzysz pożegnał się, tłumacząc, że następnego dnia ma klienta, któremu aranżuje łazienkę. Myślałam, że właśnie w tej chwili moja znajomość z tym panem się skończyła. Zupełnie zapomniałam, że przecież obiecał mi pomoc w remoncie kuchni. Dlatego w pierwszej chwili się zdziwiłam, gdy następnego dnia zadzwonił.
– Tak, to ten wysoki wieżowiec. Siódme piętro – odpowiedziałam, kiedy zapytał, czy dobrze kojarzy mój adres.
Przyszedł punktualnie i szybko wziął się do mierzenia. Zaproponował kilka ciekawych rozwiązań, ale zapowiedział, że nim pokaże mi ostateczny efekt, chwilę to potrwa i pewnie parę razy do mnie wpadnie.
– Dla mnie to żaden kłopot, i tak tędy wracam do domu – wyjaśnił, kiedy powiedziałam, że nie chcę go fatygować i mogę po prostu przyjechać do jego biura.
Prawdę mówiąc, nie chciałam, żeby odwiedzał mnie w mieszkaniu. To wydawało mi się niewłaściwe. Damian jednak nie dawał za wygraną, więc zgodziłam się. W końcu to ja więcej zyskiwałam. Jako że jestem nauczycielką i pensję mam niezbyt wysoką, liczę się z każdym groszem. Normalnie nigdy nie byłoby mnie stać na skorzystanie z porady fachowca. Dwa lata odkładałam na sam remont, który zaplanowałam na wiosnę. A Damian obiecał zrobić mi projekt praktycznie za darmo. To była niezła okazja…
– Może napijesz się kawy? – zaproponowałam, bo z natury jestem gościnna.
Przytaknął i usiadł na kanapie.
– Bardzo fajnie mi się z tobą wczoraj tańczyło – powiedział, najwyraźniej zapominając, że mieliśmy rozmawiać o remoncie. – Może powtórzymy to jeszcze? Co powiesz na piątek wieczór?
Nie od razu zrozumiałam, co właściwie proponuje. A kiedy do mnie dotarło, że facet najwyraźniej szuka kochanki, poczułam się mocno zmieszana.
– Nie wiem jeszcze, co będę robiła w piątek – odparłam wymijająco. „Nie tak! – zganiłam się w myślach. – Powiedz to wprost!”. Nie chciałam się wiązać ani nawet tylko spotykać z zajętym mężczyzną. To było nie w porządku. Poza tym jeszcze bym się zaangażowała i tylko przysporzyła sobie cierpienia. Musiałam więc jasno dać mu do zrozumienia, że nie interesuje mnie żaden romans.
– Jestem wolna i szukam dla siebie kogoś, kto również nie ma żadnych zobowiązań – powiedziałam stanowczo.
Damian twierdził, że rozumie
Wstał i szybko się pożegnał. Wychodząc, nie próbował już żadnej ze swoich uwodzicielskich sztuczek. Nie mrużył oczu, nie uśmiechał się znacząco. Powiedział po prostu „do widzenia” i zbiegł do windy.
Nie spotkałam się z nim nigdy więcej. Nie zadzwonił, żeby omówić zmiany w mojej kuchni. Zrozumiałam, że jego porada miała być tylko pretekstem do nawiązania ze mną bliższej znajomości. Bycie kochanką mnie jednak nie kręci.
Jolanta, 40 lat
Czytaj także:
„Po ślubie z oczu spadły mi różowe okulary. Zamiast troskliwego męża, zobaczyłam śmierdzącego lenia”
„Marzę o egzotycznych wakacjach, a stać mnie co najwyżej na weekend w Radomiu. Moja wypłata to ponury żart”
„Koleżanka wparowała na babskie spotkanie z dzieciakiem. Zamiast od plotek, uszy puchły mi od płaczu i wrzasków”