Ludzie plotkują o mnie, że mam trójkę dzieci z trzema różnymi facetami. Ale czy to moja wina, że żaden ze związków mi nie wyszedł? Przecież chciałam dobrze. Tylko każdy z tatusiów okazał się niedojrzały do tej roli.
Nie mogą znieść, że żyję lepiej niż one
Ostatnio byłam na rodzinnej imprezie z okazji osiemdziesiątych urodzin babci i podsłuchałam rozmowę swoich dwóch kuzynek. Ela i Monika nigdy za mną nie przepadały, dlatego nie zdziwiłam się, że mnie obgadują. Akurat poszłam do kuchni po dodatkowe talerzyki na sałatkę, gdy w drzwiach usłyszałam charakterystyczny głos Eli, który od dzieciństwa kojarzył mi się ze skrzeczeniem żaby.
– Ta Olka to niezła cwaniara. Od lat nie pracuje, ale całkiem wygodnie sobie żyje. Widziałaś, jak się dzisiaj ubrała? Ja cały dzień w biegu, haruję na dwie zmiany i nie stać mnie na takie ciuchy, bo wciąż są pilniejsze wydatki. Przecież to wszystko z dobrymi metkami. Ta jej sukienka na pewno nie pochodzi z wyprzedaży – skrzeczała.
– Tak. Jak nic kosztowała pięć stów. Ostatnio widziałam podobną w tym butiku w centrum. Ale tam wchodzę jedynie czasami pooglądać wieszaki, bo na zakupy w takich sklepach to przecież mnie nie stać – w głosie Moniki wyraźnie wyczułam pretensję.
– A ta bez pracy, na wiecznym macierzyńskim i wystrojona jak jakaś modelka. Ciekawe skąd na to w ogóle bierze kasę? Pewnie ten nowy facet jej funduje, bo ciotka wspominała, że spotyka się z jakimś Markiem czy Arkiem, który prowadzi własną firmę – Elka dalej obgadywała mnie w najlepsze zupełnie nieświadoma, że stoję tuż za drzwiami i słyszę każde ich słowo.
– Jasne, że to ten facet płaci za jej zakupy. Pewnie poluje na dzianego tatusia dla tej swojej gromadki – syczała kuzynka. – Kto to widział takie obyczaje? Trójka dzieci, a każde z innym gościem. Aż wstyd się na mieście przyznać, że to rodzina. Przecież to malutka mieścina, niemal każdy każdego zna. Ludzie patrzą i biorą na języki. Ja to się dziwię, że babcia Helenka w ogóle zaprosiła ją na te urodziny. Przecież to kobieta wierząca, praktykująca, a tu takie coś pod nosem.
W tym momencie nie wytrzymałam, głośno otworzyłam drzwi i weszłam do kuchni, stukając obcasami.
– Co tam dziewczyny? Kogo dzisiaj obgadujecie? Jakaś koleżanka z pracy, matka z przedszkola czy ktoś z rodziny trafił na tapet? – gdyby spojrzenia mogły zabijać, już leżałabym martwa na płytkach. Na szczęście kuzynki niewiele mogły mi zrobić, oprócz obrzucenia mnie nienawistnym wzrokiem i sztucznego uśmiechu.
– Nie, no co ty. Nikogo nie obgadujemy. Tak sobie opowiadamy o naszym życiu, bo problemów człowiek ma coraz więcej – Monika pierwsza odzyskała głos.
– Jasne, jasne. To dzielcie się dalej swoimi przemyśleniami, ja idę do salonu – wyciągnęłam talerzyki z szafki i odmaszerowałam do gości, niemal czując na plecach zimny wzrok swoich kuzynek.
Pierwsze dziecko urodziłam w technikum
Czy zabolało mnie to, co o sobie usłyszałam? Skądże znowu. Niech sobie gadają, jak to przynosi im ulgę. Zupełnie mnie nie obchodzi, co sądzą te dwie plotkary. Rzeczywiście, mam trójkę dzieci, a każde z nich ma innego ojca. Ale co z tego?
Kamilka ma już 13 lat. Urodziłam ją jeszcze w klasie maturalnej. Ja chodziłam do technikum fryzjerskiego, a Hubert do pobliskiego mechanika. Był bratem mojej koleżanki z klasy. Poznaliśmy się już na początku szkoły i przez te kilka lat byliśmy parą. Świetnie go wspominam. Jako pierwszy w naszym towarzystwie zrobił prawo jazdy, rodzice dali mu samochód, dlatego zawsze podwoził wszystkich na imprezy.
Doskonale się razem bawiliśmy i dotąd z sentymentem myślę o ogniskach, wypadach na dyskoteki czy na zakupy do miasta wojewódzkiego. Czasami udało się nam urwać ze szkoły i jechaliśmy na wagary do galerii handlowej W. czy K. Szliśmy na film do kina, siedzieliśmy w knajpce, łaziliśmy po sklepach. Moje koleżanki mogły tylko o tym pomarzyć.
Zostawały im co najwyżej wagary w naszym miasteczku i ciągła obawa, żeby jakaś nauczycielka albo koleżanka rodziców nie zauważyły ich włóczących się przed południem po niewielkim centrum. A to składało się z parku, przystanku autobusowego, budki z hot dogami, kilku sklepów i krzyżujących się ze sobą ulic.
W ostatniej klasie dowiedziałam się o ciąży. W pierwszym momencie spanikowałam, ale rodzice stanęli na wysokości zadania i powiedzieli, że będą mnie wspierać. Niedoszli teściowie również zachowali się w porządku. Próbowali nawet przekonać syna do ślubu ze mną, ale wspólne mieszkanie w ogóle nam nie wyszło. Byliśmy młodzi, niecierpliwi i spragnieni zabawy, a płaszczące dziecko zupełnie nie wpisywało się w ten schemat.
W końcu Hubert wyjechał do pracy za granicę, obiecując solennie, że będzie płacić alimenty na Kamilę. Dotrzymał słowa. Przelew trafia na moje konto zawsze przed terminem. Często ojciec dorzuci także coś ekstra dla córeczki. Teraz już założył własną rodzinę, ale trzeba mu przyznać, że pamięta o najstarszym dziecku i nie szczędzi pieniędzy na jej wychowanie. Podobnie dziadkowie, którzy od zawsze kochają małą i przynoszą jej prezenty z każdej możliwej okazji.
– To nasza najstarsza wnusia. To, że twój związek z naszym synem nie wyszedł, nie znaczy, że my nie poczuwamy się jako dziadkowie – często powtarza mama Huberta, wciskając dziewczynce kolejną paczkę czy banknot na drobne przyjemności.
Praca u fryzjera okazała się niewypałem
Po wyjeździe Huberta małą zaopiekowała się moja mama, a ja zaczęłam pracę w salonie fryzjerskim w naszym miasteczku. Jednak zupełnie nie tak wyobrażałam sobie swoją przyszłą karierę. Marzyło mi się tworzenie eleganckich stylizacji i modnych upięć dla gwiazd, a tymczasem wylądowałam w niewielkim zakładzie, gdzie stosowało się metody sprzed wieków.
Ciasne pomieszczenia, brzydkie meble, stare techniki, brak szkoleń i profesjonalnych kosmetyków doprowadzały mnie do szału. Zwłaszcza, że stałymi klientkami były przede wszystkim emerytki, które przychodziły na przycinanie, trwałą albo przykrywanie siwych odrostów. Żadnego pola do pokazania swojej kreatywności. Na moje nieśmiałe prośby o odświeżenie oferty i wprowadzenie nowych zabiegów, szefowa patrzyła ze złością.
– Ty jesteś tutaj od pracy, a nie od przeprowadzania metamorfozy mojego salonu. Weź się lepiej za sprzątanie, bo w całym salonie bajzel, kosmetyki na półce nieułożone, a klientka przed chwilą zwróciła mi uwagę, że widać smugi ma witrynie – mówiła i wręczała mi szczotkę, gdy tylko próbowałam cokolwiek tam zmienić.
Na szczęście szybko poznałam Tomka, który naprawdę dobrze zarabiał jako przedstawiciel handlowy. Po kilku miesiącach wprowadziłam się do niego i postanowiłam, że wreszcie odejdę z tej pracy. Mojemu chłopakowi nie przeszkadzało, że mam córeczkę.
– Lubię dzieci. Moja siostra ma dwójkę i to ja jestem ich ulubionym wujkiem. Zawsze jak przyjeżdżają w odwiedziny, bawimy się w wojnę, układamy puzzle albo gramy na konsoli.
Z czasem okazało się jednak, że gra na konsoli i świetna zabawa z dużymi już dziećmi to jednak nie to samo, co samodzielne wychowywanie malucha. Między nami coraz częściej dochodziło do zgrzytów. Gdy okazało się, że jestem w drugiej ciąży, próbowaliśmy posklejać nasz związek.
Na szczęście nie zdążyłam jeszcze odejść z tego salonu, dlatego mogłam od razu przejść na płatne zwolnienie. Po porodzie, poszłam na urlop macierzyński i utknęłam z maluchami w domu. Coraz częściej byłam rozczarowana Tomkiem. W niczym mi nie pomagał, twierdząc, że ja i tak siedzę, więc trudno, żeby on jeszcze zajmował się dziećmi czy gotował obiad.
Nasz związek nie wyszedł
Pomęczyłam się tak kilka miesięcy, spakowałam walizki i przeniosłam się do mamy.
– Nie ma sensu, córcia, żebyś męczyła się z tym Tomkiem. Ja od razu wiedziałam, że on nie nadaje się na ojca. Jest taki dziecinny i nieodpowiedzialny. Jakby miał 18, a nie 28 lat. Pomożemy ci z ojcem – obiecała.
– Dzięki, mamuś. Naprawdę nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła – wtuliłam się w nią dokładnie tak, jak w dzieciństwie.
– A komu mamy pomagać jak nie tobie? Marcin jest starszy, ma rodzinę, mieszkanie, dobrą pracę, radzi sobie i nie potrzebuje naszego wsparcia.
Przeprowadziłam się do rodziców, którzy urządzili mi wygodne mieszkanie na piętrze naszego rodzinnego domu. Z oddzielnym wejściem, dużym balkonem, nowoczesną kuchnią i łazienką, pokoikami dla maluchów i salonem, który pełnił jednocześnie funkcję mojej sypialni.
Szybko przyzwyczaiłam się do swojego nowego życia. Dzieci zawsze mogłam podrzucić rodzicom, a sama miałam dużo czasu dla siebie. Alimenty na dwójkę, do tego 500 plus i inne dodatki oraz wsparcie dziadków tworzyło całkiem pokaźny budżet. Zwłaszcza że nie płaciłam czynszu, ogrzewania i żadnych rachunków, bo tata pokrywał koszty związane z utrzymaniem domu. Tylko nieco dorzucałam się do zakupów, ale mama najczęściej twierdziła, żebym lepiej odkładała sobie oszczędności.
Na siłowni poznałam Pawła, który układał mi plan ćwiczeń. Szybko dowiedziałam się, że jest synem lekarza przyjmującego w naszej regionalnej przychodni i dentystki prowadzącej gabinet w miasteczku obok. Nie będę kłamać, że pieniądze jego rodziny nie miały dla mnie znaczenia. W końcu miałam dwójkę dzieci i już nie chciałam wiązać się z kimś, kto nie jest w stanie zapewnić im utrzymania. Kolejna ciąża wcale mnie nie zaskoczyła. Myślałam, że będzie dla mnie przepustką. Paweł jednak wcale mi się nie oświadczył.
– Wybacz, ale nie jestem gotowy na małżeństwo. Czy ja pisałem się na bycie tatusiem? Jestem jeszcze na to za młody. Dopiero zacząłem dobrą pracę, chcę się rozwijać, podróżować, poznawać świat. Zwłaszcza, że mam takie możliwości, bo ojciec wspomaga mnie finansowo. A nie bawić się w przykładnego ojca rodziny, który grzecznie wraca do domu o 17 – powiedział mi na pożegnanie.
Bogaci dziadkowie pokochali wnuka
Kolejny raz miałam jednak szczęście, bo dziadkowie stanęli na wysokości zadania.
– Mój syn to jeszcze rozpieszczony dzieciak, mimo trzydziestki na karku. Ale to chyba moja wina, bo zawsze miał to, czego chciał. Oboje z mężem dużo pracowaliśmy, dokształcaliśmy się, poświęcaliśmy czas na rozwój kariery, a dla dziecka go już brakowało – niedoszła teściowa otworzyła się przede mną podczas chrzcin małego Franciszka.
Pokiwałam głową, a ona kontynuowała swoją opowieść.
– Drogimi prezentami i pieniędzmi staraliśmy się wynagrodzić mu naszą ciągłą nieobecność. Teraz wiemy, że nie tędy droga. Ale nie damy skrzywdzić naszego wnuka.
Trzeba jej przyznać, że dotrzymała słowa. Na synka dostaję pokaźne alimenty, a dziadkowie nie szczędzą mu zarówno drogich prezentów, jak i uwagi.
Ludzie rzeczywiście nieco plotkują o mnie, że mam trójkę dzieci z trzema różnymi facetami. Ale czy to moja wina, że żaden ze związków mi nie wyszedł? Przecież chciałam dobrze. To każdy z tatusiów okazał się niedojrzały do tej roli. Zresztą, niczego nie żałuję. Nadal mieszkam na piętrze domu rodziców. Niedawno zrobiłam generalny remont i wszystko odnowiłam. Na finanse nie narzekam. Zwłaszcza teraz, gdy dostaję 800 plus na trójkę. Do tego dochodzą naprawdę pokaźne alimenty i inne dodatki od państwa.
Nie zdradzę mojego miesięcznego budżetu, ale z najniższą krajową ma on niewiele wspólnego. I po co mam męczyć się i wracać do pracy w salonie fryzjerskim? Żeby znosić fochy niezadowolonych klientek za grosze? Nie jestem taka głupia. Przez lata poznałam już życie i reguły, które nim rządzą. Trzeba być zaradnym i potrafić wykorzystać szanse, które przynosi los.
Ja swoje szanse wykorzystałam najlepiej jak potrafię. A kuzynki plotkują, bo zwyczajnie mi zazdroszczą. Jedna pracuje w sklepie na zmiany, druga na poczcie. Biegają wciąż zmęczone, wiecznie brakuje im czasu i sił, żeby o siebie zadbać. O po co to wszystko? W imię źle rozumianego honoru i głupiego gadania o kobiecej niezależności? Też mi niezależność, gdy trzeba cały czas uśmiechać się do naburmuszonych klientów za kasą i układać całe palety ciężkich towarów.
Sto razy wolę swoje życie. Mam pomoc rodziców w opiece nad dziećmi, dlatego mogę pozwolić sobie na drobne rozrywki. Do tego do mojej dyspozycji pozostają aż trzy pary dziadków, którzy chętnie zabierają wnuki na weekendy. Często im je podrzucam, aby mieć czas na spotkania z Markiem, wyjazdy do spa czy rajdy po sklepach z przyjaciółkami. A innym ludziom nic do tego. Niech każdy pilnuje swojego nosa. Zwłaszcza moje zawistne kuzynki.
Czytaj także:
„Maciek miał kochanek na pęczki, a mnie z żalu pękało serce. Libido odebrało mu wzrok i nie widział, co ukrywam”
„Po 15 latach małżeństwa przyłapałam męża na zdradzie. Postanowił zdjąć spodnie u sąsiadki z kiepską reputacją”
„Ja harowałem na obczyźnie, a żona martwiła się hybrydą na paznokciach. Wygodnie jej było, póki miała co do garnka włożyć”