W sztukę kulinarną trzeba włożyć całe serce. Jako szefowa kuchni wiem, o czym mówię. Gdybym swoich dań nie doprawiała odrobiną miłości, żadne nie smakowałoby, jak powinno. Gotowanie jest jak dbanie o dobre relacje ze swoją drugą połówką. Związek najpierw jest kawałkiem surowego mięsa. Czymś kompletnie niestrawnym.
Dowiózł mi podroby i skradł moje serce
Surowiznę wystarczy zamarynować uczuciem, a następnie podpiekać ogniem namiętności, by wyszedł z niej smakowity kąsek. Trzeba jednak uważać. Jeżeli przesadzimy, z pysznego dania zostanie zwęglony skwarek. Dotyczy to tak samo kuchni, jak życia we dwójkę. Po tym, czego doświadczyłam, nie mam już ochoty na steki z karkówki. Raczej przejdę na dietę wegetariańską.
Gdy pierwszy raz zobaczyłam Tomka, od razu wpadł mi w oko. Był kierowcą w hurtowni zaopatrującej restaurację, w której pracowałam. Potrzebowałam pilnie gęsich wątróbek, a on stanął na wysokości zadania i zdążył na czas.
– Pan chyba jest nowy? – zagadałam.
– Tak, zastąpiłem Sławka. Staruszek przeszedł już na emeryturę.
– To będzie pana stały rewir? – zapytałam i uśmiechnęłam się zalotnie.
– To nie zależy ode mnie.
– Mam nadzieję, że tak będzie.
– Dlaczego? – zaciekawił się.
– Potrzebuję inspiracji do deserów, a takie ciacho, jak pan, może mnie natchnąć – powiedziałam i puściłam do niego oczko.
Kierowca zalał się rumieńcem, jakby pierwszy raz w życiu usłyszał komplement od kobiety.
– Dział zamówień dośle fakturę – powiedział i niemal pobiegł do samochodu.
Spodobało mi się to. Takiego przystojniaka, jak on, raczej trudno jest zawstydzić. Tymczasem moje słowa spłoszyły go jak wystrzał płoszy jelenia. „Dobry znak. Gdyby był babiarzem, pociągnąłby moją bajerę” – pomyślałam.
Zaprosiłam go na kolację
Na moje szczęście (a przynajmniej wtedy tak myślałam) hurtownia na stałe przydzieliła Tomka do obsługi restauracji, w której gotowałam. Dzięki temu mogłam codziennie patrzeć na niego... i go podrywać.
– A może wpadniesz na kolację? Przygotuję coś, co lubisz.
– Bardzo chciałbym spróbować twojej kuchni, ale obawiam się, że ceny w tej restauracji są dla mnie za wysokie – wzruszył ramionami. – Jestem tylko kierowcą i nie zarabiam kokosów.
– A kto mówi o restauracji? Zapraszam cię do siebie.
Nie, nie poszliśmy wtedy do łóżka. Pod tym względem jestem dość konserwatywna. Uważam, że lepiej budować związek na uczuciu niż na seksie. A naprawdę zależało mi na Tomku. Podobał mi się fizycznie i pociągał mnie emocjonalnie. Z takich składników można upichcić smakowite danie, więc nie chciałam tego zepsuć.
Kolacja wypadła fantastycznie. Oboje świetnie się bawiliśmy, więc umówiliśmy się na kolejne spotkanie. Tym razem na mieście. Rozpoczął się pierwszy etap – marynowanie w miłości. Tomek okazał się świetnym facetem. Miał na siebie pomysł i poważnie podchodził do życia.
– Nie mam zamiaru przez całe życie rozwozić podrobów. Nie po to kończyłem studia informatyczne.
– A dlaczego od razu nie zacząłeś pracować w zawodzie?
– Z dwóch powodów. Po pierwsze, nie chcę, żeby moja kreatywność była nieadekwatnie wynagradzana. Programiści dobrze zarabiają, ale na swoim można zgarnąć o wiele więcej. Po drugie, muszę mieć czas na skończenie swojego programu. Pracując w korporacji, nie miałbym na to szans.
– Ale twoja obecna praca ma też dobre strony.
– Oczywiście. Inaczej nie poznałbym takiej fantastycznej dziewczyny.
Spotykaliśmy się niemal sześć miesięcy, gdy w końcu byłam pewna, że jestem w nim zakochana. Nie mogłam dłużej czekać. Poszliśmy do łóżka i było wspaniale. Rozpoczął się etap drugi – przypiekanie ogniem namiętności.
Po ślubie wszystko zaczęło się psuć
„Pichciliśmy nasz związek” przez trzy lata, aż w końcu stanęliśmy przed ołtarzem. Wtedy byłam już szefową kuchni w prestiżowej restauracji. A Tomek? Jego program, który miał wynieść go na sam szczyt, okazał się wielkim niewypałem. Firmy, które zakupiły od niego to narzędzie, poniosły straty finansowe. Rozpoczęły się pozwy o odszkodowanie. Całe szczęście, że zdołaliśmy się z tym uporać, ale po tej wpadce nie chciało zatrudnić go żadne studio deweloperskie. W rezultacie musiał wrócić do pracy na hurtowni. Nie szkodzi. I tak go kochałam. Liczyło się dla mnie to, kim jest, a nie ile zarabia.
Po mniej więcej roku stwierdził, że nie ma zamiaru dłużej dowozić mięsa. Z dnia na dzień zwolnił się z pracy.
– I co zamierzasz? – zapytałam.
– Jestem informatykiem. Muszę znaleźć coś w swoim zawodzie.
– Tomek, przecież wiesz, że po tej aferze nikt cię nie zatrudni.
– Nie muszę być programistą. Znajdę coś innego. Na pewno szukają gdzieś administratora sieci. Wolę robić to, niż prowadzić ciężarówkę.
– Jesteś moim mężem i zamierzam wspierać każdą twoją decyzję. Ale z jednej wypłaty ciężko będzie nam się utrzymać. Pamiętaj, że jeszcze przez długi czas będziemy spłacać kredyty, które zaciągnęliśmy na wypłatę odszkodowań.
– Zaufaj mi. Wiem, co robię.
Byłam cierpliwa, ale kiedy zorientowałam się, że w ciągu sześciu miesięcy nie wysłał ani jednej aplikacji, musiałam coś z tym zrobić.
– Tomek, to nie może trwać w nieskończoność. Minęło pół roku, a ty dalej całymi dniami leżysz na kanapie z laptopem na brzuchu. Powiedz mi, ile aplikacji wysłałeś? Ani jednej, prawda?
– Daj mi spokój – odburknął. – Moje marzenia legły w gruzach, a ty nie masz dla mnie nawet odrobiny współczucia.
– Mam dla ciebie bardzo dużo współczucia. Dlatego tak długo znoszę twoją bierność. Ale ile można? Rusz się wreszcie, bo sama ledwo już wyrabiam.
Wolny czas spędzał z kochanką u boku
Musiałam wziąć drugą pracę, żebyśmy wiązali koniec z końcem. Brakowało mi już sił. Z tym większą ulgą przyjęłam informację o awarii zasilania w restauracji. „Przykro mi, ale wygląda na to, że na dziś musimy już skończyć. Dzwoniłem do zakładu energetycznego. Odpowiedzieli mi, że to coś poważnego. Kończymy pracę i widzimy się jutro” – oznajmił menedżer. Całe szczęście. Tamtego dnia naprawdę padałam już na twarz.
Gdy przekręcałam klucz w zamku, spodziewałam się zastać Tomka na kanapie. Jakież było moje zdziwienie, gdy zobaczyłam, że światło w salonie jest zgaszone. „Czyżby mój mąż wreszcie wziął się w garść?” – zastanawiałam się. W tym samym momencie z sypialni usłyszałam odgłosy, które jednoznacznie wskazywały, co robi. Przez chwilę łudziłam się nadzieją, że może ogląda na komputerze film dla dorosłych. Otworzyłam drzwi i nadzieja prysła jak bańka mydlana.
W naszym łóżku zabawiał się z jakąś cycatą brunetką. Gdy mnie zobaczył, poderwał się jak poparzony.
– Zuza, to nie tak – próbował się tłumaczyć.
– Nie? Całe szczęście, bo wydawało mi się, że zdradzasz mnie z jakąś lafiryndą.
– Hola! Nie jestem żadną lafiryndą – zaprotestowała jego kochanka.
– Nie odzywaj się, tylko wyjdź z mojego mieszkania. Masz dziesięć sekund. Inaczej nie ręczę za siebie. A ty wynoś się razem z nią.
– Ale jak to? Nie możesz mi tego zrobić – prosił błagalnym tonem.
– Oczywiście, że mogę. To moje mieszkanie.
Wydaje się, że nie ma nic prostszego w przygotowaniu niż karkówka z grilla. Nic bardziej mylnego. Jeżeli przesadzi się z miodem w marynacie, mięso wyjdzie mdłe. Jeżeli spędzi zbyt dużo czasu na ruszcie, przypali się. Byłam dla Tomka zbyt wyrozumiała. Otoczyłam go miłością i zapewniłam mu wsparcie, a on to wykorzystał. W dodatku rozpaliłam w nim żar namiętności, aż zapragnął „wrzucić na ruszt świeży kawałek mięsa”. Po tej nauczce dałam sobie spokój z facetami. „Żadnych dań mięsnych. Przechodzę na wegetarianizm” – postanowiłam.
Zuza, 34 lata
Czytaj także:
„Córka myślała, że po 70. położę się i będę czekała na anioła śmierci. A ja się spakowałam i ruszyłam na podbój Paryża”
„Teściowa udawała moją przyjaciółkę, ale niezbyt długo. Po tym, czego się dowiedziała, została moim największym wrogiem”
„Moja sąsiadka cierpiała na deficyt męskiej ręki. Naprawiłem jej kran, wywierciłem dziury i skotłowałem pościel”