„Maciek naprawdę zawrócił mi w głowie. Gdyby nie Marzena, już dawno próbowałabym go poderwać. Na szczęście łączą nas studia”

zamyślona zakochana kobieta fot. Adobe Stock, savage ultralight
„Może ten sweterek z dekoltem w łódkę? Do tego koszulka i legginsy. Tak, to będzie idealne połączenie. Od lustra odrywa mnie dźwięk domofonu. Wpuszczam Maćka i idę wstawić wodę w czajniku. Żeby tylko chciał wejść, żeby nie przyszło mu do głowy podać mi książkę w progu! No i mam nadzieję, że będzie sam, bez Marzeny...”.
Listy od Czytelniczek / 29.04.2023 09:15
zamyślona zakochana kobieta fot. Adobe Stock, savage ultralight

Marta patrzyła na mnie z niesmakiem. Trochę ją rozumiałam, bo rzeczywiście – gdyby trzeźwym okiem spojrzeć na to, co wyprawiam, nikt by się nie dopatrzył ani krztyny logiki.

– Coś ty się tak na niego uparła? – spytała z pretensją. – Dziewczyno, zejdź na ziemię! Kochasz się w nim beznadziejnie od pół roku, a on świata nie widzi poza tą swoją Marzenką. Przecież jej nie zostawi, mowy nie ma. Ogarnij się i rozejrzyj dokoła. Mało towaru chodzi po świecie? Kręci się wokół ciebie ten Adam, Wojtek też jest teraz do wzięcia, a zawsze cię lubił. A ty ciągle wzdychasz do Maćka i więdniesz jak ten kwiat lilii.

– Ale to jest silniejsze ode mnie – westchnęłam, parząc aromatyczną herbatę z nutką wanilii, do której zawsze dodaję odrobinę skórki pomarańczowej. – Myślisz, że to jest w zasięgu rozumu, że można coś sobie nakazać. A serce nie sługa.

– Frazesy – Marta wzruszyła ramionami. – Oni się wreszcie pobiorą, a ty zostaniesz sama i będziesz co wieczór ryczeć w poduszkę. Teoretycznie mogłabyś go jej odbić, ale ty się do tego nie nadajesz. Chodząca dobroć i uczciwość, w życiu nie pokusisz o złamanie podstawowych zasad. A na twoje wzdychanie i ziołowe herbatki to on przecież nie poleci.

Przyjaciółka poszła, a ja wzięłam się do porządków

Staram się zagospodarować każdą wolną chwilę, żeby jak najmniej myśleć i marzyć. Wycieram kurze, szoruję szafki, czytam. A ostatnio zafascynowałam się ziołami. Zawsze lubiłam rośliny i eksperymentowałam w kuchni. Dwa lata temu poszłam na kurs robienia świec i teraz w moim mieszkaniu pełno jest takich zrobionych własnoręcznie, pachnących lawendą, miętą, pomarańczą, kawą. Jestem z nich dumna.

Lubię wieczorem ustawić w moim małym pokoiku kilka świeczek i z filiżanką aromatycznej herbatki zapaść się w fotel, otulić pledem i marzyć. Marta się ze mnie śmieje, że jestem niedzisiejsza. No to co? Lubię siebie taką, jaka jestem.

Znowu westchnęłam ciężko, podlewając ziołowy ogródek na parapecie. Mam tam bazylię o silnym zapachu, tymianek i rozmaryn do mięsa, oregano do sałatek. Ostatnio doszedł jeszcze lubczyk. Nigdy nie dodawałam go do potraw, podobno ma ciekawy smak. Ale, szczerze mówiąc, mam zamiar skorzystać z jego mocy w innej sprawie... Przepis już znalazłam.

W kuchennej szafce już od dawna stoi kordiał – nalewka na ziarnach lubczyku. W słoiczku mam starty korzeń, w drugim liście tego ziela. Będę z tego parzyła herbatkę! Klasyczną słodzi się miodem, ja dodaję jeszcze kilka kropel soku z pomarańczy. Cytryna jest za kwaśna, a napar ma być słodki, kojący, odurzający.

Próbowałam różnych wariantów i ten wydaje mi się najbardziej odpowiedni

Więc wszystko jest już gotowe i teraz tylko czekam. Musi przyjść, musi się u mnie pojawić. Pożyczał ode mnie książkę, a wie, że jest mi potrzebna przed sesją. Maciek jest solidny, nie nawali. Przyjdzie.
Moja intuicja mnie nie zawodzi. Komórka dzwoni, a ja, zanim zerknę na wyświetlacz, już wiem, że to on.

– Cześć, Majka, to ja! – prawie krzyczy do słuchawki, w tle słyszę straszny hałas. – Słuchaj, jestem teraz na starówce, tu jest jakiś festyn, słabo cię słyszę, ale chcę ci oddać książkę. Będziesz w domu?

– Jasne, wpadaj – odpowiadam spokojnie, chociaż wszystko we mnie śpiewa.

Pewnie, że będę! Nawet gdybym miała jakieś plany, to i tak bym je odwołała…

Odkładam telefon i zastanawiam się, od czego zacząć. Najpierw muszę umyć głowę, bo to najważniejsze. Mieszkanie sprzątnięte, tylko trzeba zapalić świeczkę, żeby aromat zdążył otulić każdy kąt. Jaką wybrać? Po namyśle decyduję się na tę z ziarenkami kawy i odrobiną cynamonu. To zapach ciepła, na zimę jak znalazł.

Przecieram filiżanki, na tacy kładę małe ciasteczka 

Z nutką imbiru i miodu, będą idealnie pasować do mojego lubczykowego naparu. Wszystko jest już gotowe, więc robię delikatny makijaż, wybieram ciuch. Coś niezobowiązującego, lecz szykownego. Może ten sweterek z dekoltem w łódkę? Do tego koszulka i legginsy. Tak, to będzie idealne połączenie.

Od lustra odrywa mnie dźwięk domofonu. Wpuszczam Maćka i idę wstawić wodę w czajniku. Żeby tylko chciał wejść, żeby nie przyszło mu do głowy podać mi książkę w progu! No i mam nadzieję, że będzie sam, bez Marzeny...

– Hej – Maciek na powitanie całuje mnie w policzek. – Ale ty jesteś ciepła! Zmarzłem jak diabli. Mogę na chwilę?

– Pewnie, właź – silę się na luz, z trudem powstrzymuję radość. – Dam ci coś na rozgrzanie, chcesz? Domowej roboty.

– Pewnie – Maciek rozbiera się, rozciera zziębnięte ręce. – Ale tu u ciebie przytulnie… Wiesz, lubię twoje mieszkanko. Małe i takie cieplutkie. I te zapachy!

– Kawa z cynamonem – informuję, idąc do kuchni. – Sama robię świeczki, chodziłam na kurs. To nie jest trudne, a lubię eksperymentować z zapachami. A może ty głodny jesteś, co?

– Nie, dzięki, objadłem się na tym festynie – Maciek idzie za mną do kuchni, siada przy stole, a ja podsuwam talerz z ciasteczkami i filiżankę. – Jakieś regionalne przysmaki dawali, Marzena chciała spróbować wszystkiego, a ja jadłem razem z nią. Omal nie pękłem.

– A nie chciała przyjść z tobą? – pytam, chociaż właściwie nic mnie to nie obchodzi, lecz trzeba zachować pozory.

– Nie, dzisiaj ma imieniny ciotki – odpowiada, w jego oczach widzę żal i moja euforia nieco przygasa. – W sumie może i dobrze, bo chciałem cię podpytać o parę rzeczy. Czarno widzę tę sesję.

Radość znowu we mnie wybucha ze zdwojoną siłą

Czyli spędzimy razem cały wieczór, tylko we dwoje! Cudownie!

– Pewnie, że ci pomogę, ale najpierw herbatka i nalewka – uśmiecham się. Maciek próbuje jednego i drugiego.

– Pycha – mówi. – Serio sama robiłaś?

– No. Mówiłam ci, że lubię eksperymentować z zapachami, ze smakami też. A wszelkie zioła to moja pasja.

– Jak czarownica – Maciek znowu się uśmiecha i wypija wszystko. – Mogę dokładkę? Jednego i drugiego.

Dolewam mu naparu, napełniam znowu kieliszek. Ja też piję. Nic mi nie zaszkodzi, już bardziej zakochana być nie mogę. Potem idziemy do pokoju.

Włączam małą lampkę, która daje dużo światła

Reszta pokoju otulona jest mrokiem rozjaśnionym tylko blaskiem świeczek. Romantycznie. Pochylamy się nad książką. Czuję jego zapach, od czasu do czasu muskamy swoje dłonie, przewracając kartki. Tłumaczę mu to, czego nie wie. Jest wspaniale, jednak czas płynie i wiem, że zaraz będzie chciał iść. Wreszcie Maciek prostuje plecy.

– Mózg mi już paruje – wzdycha i patrzy na zegarek. – Późno, trzeba lecieć. Ale nie chce się. Ciepło tu, a tam ziąb.

– To posiedź jeszcze, zaparzę świeżej herbatki. Smakuje ci? – pytam z nadzieją, że jeszcze chwilę zostanie.

– No! Rewelacyjna. Tylko… ty nie masz planów? W sumie się wprosiłem, a w dodatku męczę cię tą nauką.

– E tam – uśmiecham się. – Ja to lubię.

Wracam po chwili ze świeżym naparem. Przynoszę też kanapki, galaretkę z nóżek i sałatkę jarzynową.

– Super! – cieszy się Maciek na ten widok. – Teraz już trochę zgłodniałem. Ale naprawdę ci nie przeszkadzam?

– Naprawdę. Rzadko mam gości, a lubię. Posiedź, jak masz ochotę – mówię.

I wtedy słyszę coś, co przepełnia mnie radością. Maciek wyznaje, że lubi u mnie siedzieć. Czuje się tu trochę jak podróżnik w oazie. Na zewnątrz pośpiech, ziąb, tłum, hałas, a u mnie jest przytulnie...

Robi się przyjemnie. Włączam nastrojową muzykę. Rozmawiamy. Maciek wcale nie patrzy na zegarek, ja też nie. Czas płynie, a ja czuję, że mój plan ma szansę powodzenia. Siedzimy i pijemy napar, jemy kolację. Maciek opowiada.

– Wiesz, z Marzeną nie zawsze znajduję wspólny język. Czasem jesteśmy jakby obok siebie. Staram się, robię wszystko, żeby to się nie rozpadło. Tylko może ja to ciągnę na siłę? A to przecież nie ma przyszłości, jeżeli tylko tak… Ależ się rozgadałem! Chyba przez tę nalewkę.

Mijają minuty, teraz ja opowiadam. Powoli otwieram się, zwierzam. Nie, nie mówię o swoich uczuciach, na to jeszcze za wcześnie. Jednak widzę, że Maciek uważnie słucha, pyta, dopytuje. To już coś.

Wychodzi, a ja sprzątam. Patrzę na lubczyk. Muszę kupić nasiona i posiać nowy. Pewnie będzie mi jeszcze potrzebny, bo jeden wieczór to za mało...

Czytaj także:
„Niedojrzały bawidamek z pracy, stał się moim gorącym kochankiem. Wystarczyło, że na mnie spojrzał, a płonęły mi uda”
„Pojechałem za miasto w poszukiwaniu natchnienia do malowania. Nie spodziewałem się, że zamiast tego znajdę muzę i kochankę”
„Wszyscy zmówili się przeciwko mnie i twierdzili, że powinienem wrócić do Doroty. Szkoda, że zapomnieli zapytać mnie o zdanie”

Redakcja poleca

REKLAMA