„Lubiłem tylko starsze kobiety. Najlepiej o co najmniej kilkanaście lat. Ale z takimi trudno założyć rodzinę”

mężczyzna, który interesuje się tylko dużo starszymi kobietami fot. Adobe Stock, paolese
Mam 40 lat i ciągle nie założyłem rodziny. Moje kobiety zawsze były albo mężatkami, albo rozwódkami, albo zatwardziałymi singielkami. Moja mama już się pogodziła z tym, że wnuków nie będzie. Ma trzy psy i kota. Ale czy ja sam się z tym pogodziłem...?
/ 30.08.2021 11:40
mężczyzna, który interesuje się tylko dużo starszymi kobietami fot. Adobe Stock, paolese

Zawsze wolałem starsze kobiety. Moje rówieśnice wydawały mi się głupie i puste. Ten pierwszy raz przeżyłem z przyjaciółką mamy, „ciotką” Lidką. Do dziś nie powiedzieliśmy mojej mamie o naszym trwającym prawie dwa lata romansie.

Ciągle czuję jakieś wibracje, nie umiem tego nazwać

Dla mnie jest ciągle ideałem kobiety, choć kilka lat temu stuknęła jej sześćdziesiątka. Mam czterdzieści lat i ciągle nie założyłem rodziny. Moje kobiety zawsze były albo mężatkami, albo rozwódkami, albo zatwardziałymi singielkami. Moja mama już się pogodziła z tym, że wnuków nie będzie. Ma trzy psy i kota. Opieka nad tą trzódką zajmuje jej w tej chwili większość czasu. Pozostałe wolne chwile spędza na graniu w brydża z przyjaciółkami. Kilka miesięcy temu mój przyjaciel Marek poprosił mnie o przysługę.

– Wiesz, Inga, moja przyrodnia siostra, postanowiła wrócić z Londynu do Polski. Ale zamiast szukać pracy jako architekt, wbiła sobie do głowy, że zrobi uprawnienia i będzie pracować jako kierownik budowy. Sam wiesz, że to nie jest robota dla młodej dziewczyny. Proszę, pogadaj z nią, spróbuj jakoś jej wybić z głowy ten pomysł.

Wcale nie byłem przekonany, że Marek ma rację. Ale mogłem z dziewczyną pogadać, czemu nie. Pracuję jako kierownik budów od 15 lat, mogę spróbować jej pomóc. Marek umówił nas w kawiarni niedaleko mojego biura. Poszedłem tam kwadrans wcześniej. Nie miałem nic lepszego do roboty, więc uznałem, że mogę wypić kawę na spokojnie, jeszcze przed spotkaniem. Sączyłem latte i dla zabicia czasu próbowałem się domyślić, która z wchodzących kobiet jest siostrą Marka. Tleniona blondynka ze złotą torebką? Nie ma mowy. Hipiska z dredami? Też nie.

Gdy tylko Inga otworzyła drzwi – wiedziałem, że to ona

Wyglądała jak kobieta, która może marzyć o zostaniu kierownikiem budowy. Wysoka, szczupła, ale wysportowana. Obcisłe dżinsy, sztyblety i marynarka. Weszła, rozejrzała się i skierowała prosto do mnie.

– Robert, prawda? Nie, nie jestem jasnowidzem. Marek pokazał mi twoje zdjęcie. Inga – dziewczyna uśmiechnęła się i wyciągnęła do mnie rękę.

Miała zdecydowany, mocny uścisk.

– Przepraszam, że ja tak na ty, ale nie jestem przyzwyczajona do tego „panowania”. Ostatnich pięć lat życia spędziłam w Anglii.

Zapewniłem ją, że nie ma problemu, też wolę zwracać się do ludzi po imieniu.

– Choć w sumie to może powinnaś mi mówić „proszę pana”, w końcu mógłbym być twoim ojcem – zażartowałem.

Zmierzyła mnie wzrokiem od stóp do głów.

– Z całym szacunkiem, ale nie wierzę, że aż tak wcześnie zacząłeś – zripostowała.

Rozmowa na tematy zawodowe była konkretna. Dziewczyna doskonale wiedziała, na co się decyduje. I jak wygląda ta praca.

– W Anglii miałam praktyki na budowie. I świetnie sobie radziłam. Jasne, że robotnicy próbowali różnych sztuczek. Ale nie wymyślili niczego, z czym bym sobie nie poradziła. A po tygodniu było już tylko: „yes, madame”, „sure, madame” – opowiadała.

Będę musiał rozczarować Marka. Nie tylko nie udało mi się wybić jej z głowy pomysłu na dalszą karierę, ale nawet doszedłem do wniosku, że Inga świetnie się do tego nadaje.

– Wpadnij do mnie do biura. Dam ci różne materiały, które ci się przydadzą, żeby się przygotować do egzaminu. A jak masz trochę czasu – to w poniedziałek zaczynam nową robotę. Dom całoroczny pod Olsztynkiem. Możesz mi potowarzyszyć, zobaczysz, jak wygląda budowa w Polsce – zaproponowałem. – Pewnie pojadę tam na dwa, trzy dni na początek.
– Naprawdę? Super, bardzo dziękuję. Daj mi swój adres, w poniedziałek stawię się z walizką.

Spodobało mi się, że nie uważa, że to ja mam przyjechać po nią. W końcu miałem być jej mentorem, nie adoratorem.

– Nie wiem dokładnie, o której będę ruszać, muszę jeszcze pozałatwiać parę rzeczy. Więc może ja przyjadę do ciebie. Mieszkasz u Marka, tak? Po prostu zadzwonię kwadrans wcześniej, żebyś zeszła na dół – zaproponowałem.

Uznałem, że jednak mogę być dżentelmenem. W drodze do Olsztynka, gdy wyczerpały nam się już tematy zawodowe, zaczęliśmy rozmawiać o innych sprawach. Inga opowiadała mi o swoim życiu w Londynie, o studiach. I o tym, dlaczego postanowiła wrócić do Polski.

– Pewnie okaże się, że tu jest tak samo, nie wiem. Ale moi rówieśnicy w Anglii to idioci. Naprawdę. Oni wszystko dostawali od początku na talerzu i jedyne, co ich obchodzi, to się zabawić. Widzą tylko czubek własnego nosa. A o świecie tuż za rogiem nie mają pojęcia. Byłam raz na randce z chłopakiem, który zapytał mnie, czy ta „Poland” to jest w Europie. A inny bardzo mi współczuł, że musiałam uciekać z kraju przed komunizmem. Koleżanki nie były lepsze. Naprawdę, młodzi Anglicy to jest coś bez nazwy.

Roześmiałem się. „Coś bez nazwy” to także ulubione powiedzonko Marka. Widać, że są z siostrą, choć dużo młodszą, całkiem blisko.

Przez następne trzy dni pracowaliśmy

I bardzo szybko się uczyła. Pomimo młodego wieku potrafiła zyskać szacunek nawet starych budowlanych wyjadaczy, którym ciągle się wydawało, że kobieta na budowie to pewnie osobista sekretarka inwestora. Po powrocie do Warszawy nie miałem od Ingi wieści. Marek, który już mi wybaczył, że moja rozmowa z jego siostrą przyniosła efekt odwrotny, niż oczekiwał, mówił, że szykuje się do egzaminu.

– No i chyba się zakochała, ciągle pisze esemesy i gdzieś znika wieczorami – zdradził mi.

Po tym, co powiedziała na temat młodych Anglików, byłem ciekaw, jak jej pójdzie z polskim chłopakiem. Na relację nie musiałem długo czekać.

– Cześć, masz chwilę, żeby iść na kawę? Muszę ci coś opowiedzieć – Inga zadzwoniła do mnie jakieś dwa tygodnie później. Spotkaliśmy się wieczorem w pubie. – Wiesz, chciałam komuś o tym opowiedzieć. Jakoś mi głupio rozmawiać o seksie z bratem. A na razie nie znam tu zbyt wielu osób. Więc padło na ciebie – uśmiechnęła się.

Pomyślałem, że w ogóle nie mam nic przeciwko temu.

– Poznałam chłopaka. Przedstawiła mi go kuzynka. W sumie to już nie chłopak, ma prawie trzydziechę. Prawnik. Wydawało mi się, że bystry i ogarnięty. Na pierwszej randce rozmawiało nam się całkiem przyjemnie. Trochę mnie zaniepokoiło, gdy oświadczył, że nie chodzi na wybory, bo polityka go nudzi. Gdy zrobiłam wielkie oczy, wyjaśnił, że przecież politycy i tak nie mają wpływu na jego życie, więc o co ten wrzask? Gdy już mieliśmy wychodzić, poprosił o rachunek. Chwilę później zniknął w toalecie. Wrócił dopiero, gdy zapłaciłam. I udawał, że w ogóle nie wie, co się stało. Przemilczałam to.
Miałam sobie dać spokój, ale gdy zadzwonił kilka dni później i zaprosił na kolację, uznałam, że dam mu jeszcze jedną szansę. Tak naprawdę to i tak nie szukam nikogo na stałe, po prostu bardzo brakuje mi seksu. Więc pomyślałam, że skorzystam z okazji. Jak mnie zaprasza do domu, to chyba też ma to na myśli? Okazało się, że kolacją Dominik nazywa kanapki ze stacji benzynowej i piwo z puszki. Powiedziałam, że nie jestem głodna. Chciałam jak najszybciej przejść do dalszej części. Poszłam na chwilę do łazienki. Gdy wróciłam, Dominik miał na kolanach laptopa i coś na nim oglądał. Podeszłam, zabrałam mu komputer i odstawiłam na stolik. Usiadłam mu na kolanach i zaczęłam go całować. Przez chwilę się zaangażował. Poczułam, że nawet bardzo. Nagle się zorientowałam, że nie bardzo wiem, gdzie są jego ręce. Otworzyłam oczy, a on jedną ręką powoli podnosił klapę laptopa. Całując mnie w szyję, jednocześnie zerkał na odcinek „Top Gear”! Zbaraniałam. Zerwałam się i zaczęłam zapinać bluzkę. Próbował mnie zatrzymać, tłumacząc, że tylko dokończy ten odcinek i już jest cały mój. Popukałam się w czoło i poszłam do domu. Kurczę, Robert, co jest nie tak z tymi facetami? To jest jakaś globalna choroba? Mózgi się wam rozwijają dopiero po czterdziestce?

Powinienem poczuć się dotknięty, ale od kilku minut śmiałem się jak szalony. Biedna Inga. Próbowałem sobie wyobrazić tę scenę.

– Zastanawiam się tylko, czy ten biedny chłopak przeżył. Trochę cię już znam, mam nadzieję że nie wyszłaś od niego z żadnym trofeum – powiedziałem.

Inga przez chwilę nie załapała, o co mi chodzi. W końcu rzuciła we mnie serwetką.

– Ty, widzę, nie jesteś mądrzejszy – zawołała, ale cały czas się śmiała.

Tego wieczoru dużo wypiliśmy. Świetnie się bawiłem

Sam musiałem przed sobą przyznać, że to pierwsza w moim życiu kobieta poniżej czterdziestki, w której towarzystwie dobrze się czułem. Zacząłem się nawet zastanawiać, czy między nami coś może się zdarzyć… Inga chyba jednak nie patrzyła na mnie w taki sposób. Ciągle traktowała mnie jak starszego brata czy wujka. Spotykała się ze mną tylko po to, żeby opowiedzieć o kolejnych sercowych porażkach. Albo porozmawiać o egzaminie, który miała zdawać już za dwa tygodnie. Pogodziłem się z tym, że jestem dla niej tylko mentorem. Dobre i to.

– Zdałam! Mam uprawnienia budowlane. Musimy to oblać! – usłyszałem jej krzyk w słuchawce dwa tygodnie temu. – Ja stawiam. Chcę się jakoś odwdzięczyć za pomoc. Wybierz lokal. Będę tam o dwudziestej pierwszej.

Odkąd się znamy, po raz pierwszy zobaczyłem Ingę w sukience. I na szpilkach. Wyglądała szałowo. Tak bardzo, że nawet jej to po kilku kieliszkach powiedziałem. Wyglądała na zaskoczoną. Po jeszcze kilku drinkach Inga wyciągnęła mnie na parkiet. Nie jestem zbyt utalentowanym tancerzem, ale leciał wolny kawałek i uznałem, że dam radę. Po kilku taktach Inga przylgnęła do mnie całym ciałem. Objąłem ją mocno. To była bardzo romantyczna piosenka i dałem się ponieść. Zacząłem całować dziewczynę po szyi. Poczułem, że jej ręka wędruje gdzieś w okolice moich pośladków. Nagle Inga podniosła głowę i zaczęła całować mnie w usta.

Nie sprzeciwiałem się. Wróciłem do stolika i zawołałem kelnera. Pomimo protestów mocno już zmęczonej Ingi to ja zapłaciłem rachunek. Wsiedliśmy do taksówki. Podałem swój adres. W połowie drogi zorientowałem się, że Inga śpi.

– Wie pan co, zajedziemy po drodze pod inny adres. Odwieziemy najpierw panią do domu – poprosiłem taksówkarza.

Inga nie bardzo trzymała się na nogach. Znalazłem w jej torebce klucze, po ciemku weszliśmy do salonu. Modliłem się, żeby Marek się nie obudził. Udało się. Położyłem dziewczynę na kanapie, przykryłem pledem. I czmychnąłem do taksówki. Następnego dnia rano dostałem esemesa. „Przepraszam”. Nie byłem pewien, co ma na myśli, więc nic nie odpisałem.

W następny poniedziałek miałem jechać na tę budowę pod Olsztynkiem

Pomyślałem, że może Inga będzie chciała mi towarzyszyć, zobaczyć, jak postępują prace.

– Naprawdę chcesz, żebym z tobą pojechała? – zapytała wyraźnie zdziwiona, że dzwonię.
– Jasne. Miałaś wtedy parę pytań i uwag, teraz będziesz mogła zobaczyć na własne oczy, jak się sprawy mają.

Przez pierwszą godzinę podróży prawie się nie odzywaliśmy. Cisza w pewnej chwili stała się już bardzo krępująca. Nie wytrzymałem.

– Słuchaj – zacząłem w tym samym momencie, w którym Inga powiedziała:
– Wiesz, Robert…

Oboje zamilkliśmy.

– OK, ty pierwsza – zaproponowałem.
– Nie, nie, ty mów.

– OK. Wiesz, bo po tamtym wieczorze w knajpie przysłałaś mi dziwnego esemesa. Przepraszałaś. Nie mam pojęcia za co – powiedziałem. – Nie wiem, co pamiętałaś, ale nic się nie stało. Nic nie zrobiłaś. Zacząłem się zastanawiać, czy przepraszasz, że nie poszłaś ze mną do łóżka. Że może myślisz, że tego oczekiwałem? W ramach podziękowań. Wiesz, naprawdę, to nie w moim stylu…

– To nie tak – przerwała mi Inga. – Było mi głupio, że cię prowokowałam, jak szczeniara. Marek mi mówił, że nie lubisz młodych kobiet. „Siks” – tak podobno mówisz. A ja po kilku kieliszkach uznałam, że sprawdzę, czy to prawda. Uznałam, że będę pierwszą siksą, która cię uwiedzie. Że mi się nie oprzesz. To było głupie i dziecinne. I za to przepraszałam. Wiem, że mi pomagasz, bo się przyjaźnisz z Markiem. Głupio mi, że wszystko mogłam popsuć.

Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Zacząłem mówić o budowie, o tym, czego musimy dopilnować i co sprawdzić. Inga przyjęła to z wyraźną ulgą. Cały dzień pracowaliśmy. Wieczorem poszliśmy do hotelu. Inga powiedziała, że jest zmęczona i idzie się położyć. Po kwadransie uznałem, że jednak nie mam ochoty spędzać wieczoru samotnie. „Jeśli nie śpisz, to może drink w barze? Na zgodę”. Odpowiedź przyszła po kilku sekundach: „Będę na dole za pięć minut”.

Inga najwyraźniej nie planowała wcale snu. Na pewno w kilka minut nie dałaby rady przebrać się z piżamy i zrobić makijażu.

Chyba czekała na to zaproszenie… Zamówiliśmy drinki

Rozmawialiśmy o jakichś duperelach, ale oboje chyba czuliśmy, że to tematy zastępcze. W pewnej chwili nie wytrzymałem i wziąłem jej dłoń w swoją. Zamilkła. Siedzieliśmy tak w ciszy i patrzyliśmy sobie w oczy.

– Inga. Wygrałaś. Jesteś tą pierwszą siksą, z którą bardzo chcę iść do łóżka. Ale nie wiem, czy jesteś gotowa na to, że ten starszy pan, na którego patrzysz, jest w tobie do szaleństwa zakochany. I że właśnie zdał sobie sprawę, że jeżeli miałby z kimś spędzić resztę życia, wychować dzieci i wnuki – to tylko z tobą.

Inga przetrzymała mnie dłuższą chwilę. Gdy już byłem pewien, że się wygłupiłem, uśmiechnęła się i wyszeptała:

– Ja też cię kocham.

Zanim zdążyłem się zdziwić, siedziała już na moich kolanach i całowaliśmy się jak szaleni. 

Czytaj także:
Uratowałam czyjeś dziecko, ale straciłam własne. Zapłaciłam najwyższą cenę
O mały włos doszłoby do kazirodztwa. Przed ślubem okazało się, że mój ukochany to kuzyn
Beata w 7 dni wakacji miała 8 facetów. Jej narzeczony nie uwierzył i wziął z nią ślub

Redakcja poleca

REKLAMA