„Lubię kobiety, a kobiety lubią mnie. Ale nigdy nie chciałem zdradzić żony, kochałem ją. To ona mnie do tego zmusiła”

mężczyzna, który zdradza żonę fot. Adobe Stock, luckybusiness
„Kochałem wyłącznie moją żonę. Była wspaniałą kobietą, cudowną matką. Stworzyła mi prawdziwy dom. Starałem się na każdym kroku zapewniać ją o swojej miłości, a mimo to była strasznie zazdrosna. Robiła mi naloty w pracy, na treningach, sprawdzała, czy rzeczywiście umówiłem się z kolegą a nie z koleżanką na kawę”.
/ 30.09.2022 09:15
mężczyzna, który zdradza żonę fot. Adobe Stock, luckybusiness

Czy może być coś gorszego niż organizowanie zajęć dla kilkudziesięciu spragnionych rozrywek mam? Nie miałem jednak wyboru. W przedszkolu Zuzi urządzano babską imprezę integracyjną pod hasłem „Mamy bawią się razem”.

Oprócz pizzy, wina i rozmów w ogródku, zaplanowano różne zajęcia: taniec brzucha, salsę, jogę, naukę samoobrony. W ostatniej chwili nawalił mistrz krav magi i na gwałt szukano kogoś, kto by go zastąpił. Tak się składało, że od roku uprawiałem boks tajski. Daleko mi było do mistrza, ale mogłem poprowadzić zajęcia dla początkujących.

Beata kręciła na to nosem

– Ciągnie cię do bab, przyznaj.

Nie ciągnęło. Kochałem wyłącznie moją żonę. Była wspaniałą kobietą, cudowną matką. Stworzyła mi prawdziwy dom. Dom, którego nigdy nie miałem, bo moi rodzice szybko się rozwiedli i do dziś pozostawali w niezbyt przyjaznych stosunkach.

Z Beatą pobraliśmy się cztery lata temu. Starałem się na każdym kroku zapewniać ją o swojej miłości, a mimo to była strasznie zazdrosna. Robiła mi naloty w pracy, odwiedzała na treningach, sprawdzała, czy rzeczywiście umówiłem się z kolegą a nie z koleżanką na piwo. Nim ją poznałem, byłem dość rozrywkowy. Podobałem się kobietom i… wykorzystywałem to. Ale po ślubie, a tym bardziej po narodzinach Zuzi uspokoiłem się. Inne kobiety kompletnie mnie nie interesowały. Miałem nadzieję, że Beata z czasem zacznie mi ufać.

– Możesz jeszcze zrezygnować – patrzyła na mnie, gdy się ubierałem.

Spojrzenie zawodowego oficera śledczego. Brakowało tylko, żeby skierowała na mnie światło lampy.

– Nie mogę zostawić ich na lodzie. Właściwie was, bo też będziesz na tej imprezie – odciąłem zirytowany.

W jej oczach pojawiły się łzy. Przytuliłem ją i mocno pocałowałem. Udało mi się ją trochę udobruchać. Wyszliśmy z domu przytuleni. Beata poszła zaprowadzić Zuzię do babci, a ja pognałem spóźniony do przedszkola. Musiałem sprawdzić, jak wygląda miejsce, gdzie miałem poprowadzić zajęcia.

Zapamiętałem ją, bo miała czerwone usta

Przydzielono mi salę tygrysków, czyli czterolatków. Regały pełne zabawek, o jakich mi się nawet nie śniło w dzieciństwie. Na ścianach rysunki przedstawiające rodzinę. Wszystkie mamusie miały sukienki, a niektóre z nich nawet korony, oczywiście, złote. Na niewielu byli tatusiowie. Nawet w pracach dzieci, które wychowywały się w pełnych rodzinach. Na rysunku Zuzi owszem byłem, ale poza domem. Kopałem coś w ogródku. Ciekawe. Mieszkaliśmy w bloku, a ja pracowałem jako rehabilitant, skąd jej ten ogródek przyszedł do głowy?

Czekały mnie piętnastominutowe zajęcia z czterema grupami. Jedyne, czego mogłem nauczyć w tak krótkim czasie, to charakterystycznego dla boksu tajskiego kopnięcia w udo. Dobrze wykonane powala przeciwnika na tyle skutecznie, że nie ma on ochoty na dalszą walkę. Kopie się goleniem, więc można cios wyprowadzić nawet wtedy, gdy napastnik nas zaskoczył i jest bardzo blisko.

– Samoobrona to tutaj? – do sali weszła jedna z mam.

Już się spotkaliśmy kilka razy. Miała synka w grupie Zuzi. Zapadła mi w pamięć jej charakterystyczna czerwona szminka. Mało która kobieta maluje usta na tak intensywny kolor. Teraz też jej wargi lśniły czerwienią. Strój natomiast miała odpowiedni: tenisówki, leginsy i za duży podkoszulek. Doskonale przygotowała się do zajęć, czego nie mogłem powiedzieć o innych mamach. Większość przyszła na zajęcia w za ciasnych sukienkach, butach na obcasie. Bez sensu…

– To nie jest najlepszy strój na zajęcia z samoobrony – zauważyłem.

– Ale właśnie tak możemy być ubrane, gdy ktoś nas zaatakuje – odparły.

Zajęcia w tej grupie poszły sprawnie

Pod koniec treningu w drzwiach sali pojawiła się Beata, ale tylko zajrzała i poszła. Pomyślałem, że może przemyślała swoje zachowanie i doszła do wniosku, że nie musi mnie pilnować. Poczułem ulgę. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, jak ciężko mi się żyło z tymi jej ciągłymi podejrzeniami.

W ostatniej grupie wyróżniała się mama, która była modelką. Wysoka blondynka o idealnej figurze. Z trudem odrywałem wzrok od jej piersi, talii, bioder. Jej ciało było gibkie i naprężone. Idealnie wykonywała każde ćwiczenie. Oczywiście parę razy łapałem się na myśli, że chciałbym wiedzieć, jaka jest w łóżku. Po zajęciach podeszła do mnie. Stanęła tak blisko, że jej biust prawie dotknął mojej koszuli. Poczułem zapach jej perfum.

– Dziękuję za zajęcia. Świetnie je prowadziłeś – miała zmysłowy głos.

– Dziękuję – uśmiechnąłem się. – Ty chyba też coś ćwiczysz, prawda?

– Tak – intensywnie wpatrywała się we mnie dużymi ciemnymi oczami.

– A co? – dopytywałem.

– Zgadnij… Podpowiem, że do tego trzeba dwóch dobrych zawodników.

Przeciągnęła się lekko, a we mnie wszystko się napięło. Niektóre kobiety mają niesamowitą zmysłowość. Na przykład ona. W dodatku wyraźnie na mnie leciała. Pomyślałem o jeżach idących bardzo powoli długim, szarym chodnikiem. To był obraz, który zawsze mnie uspokajał. Gdy byłem wiecznie podnieconym nastolatkiem, jeże stale maszerowały przez mój rozgorączkowany mózg.

– Przepraszam – minąłem ją. – Muszę… eee… muszę znaleźć żonę.

Wyszedłem z sali, sam nie wierząc, że oparłem się takiej pokusie. Minąłem salę biedronek, w której tańczono salsę. W sali myszek kilkanaście pań ćwiczyło jogę. Tu też nie było Beaty. Pozostawała sala żabek, gdzie mamy uczyły się tańca brzucha. Ku mojemu zdziwieniu prowadząca była bardzo… atrakcyjna.

– Taniec brzucha jest idealny dla tych, którzy nie lubią biegać, chodzić na siłownię, męczyć się. Jest dla tych, którzy chcą się zrelaksować – zauważyła mnie w drzwiach. – Zapraszamy.

– Nie, nie. Ja lubię biegać, chodzić na siłownię i męczyć się – odparłem.

Grupa roześmiała się głośno, a prowadząca kontynuowała zajęcia. Szedłem korytarzem, mijając rozgadane mamy. Impreza wyglądała na udaną. Beatę znalazłem dopiero w ogrodzie, w towarzystwie kilku kobiet pijących wino. Widziałem je po raz pierwszy w życiu. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że nie znam koleżanek Beaty.

Miała je, dzwoniły do siebie, spotykały się, ale zawsze na mieście, nigdy w naszym domu. Bała się? Ale czego? Była piękną, wysoką szatynką o niebieskich oczach. Absolutnie mój typ. Do tego inteligentną i dowcipną. Przyspieszyłem kroku, ale po chwili zwolniłem.

Nie mogłem uwierzyć własnym uszom!

Zauważyłem już z daleka, że Beata jest zdenerwowana. Zaciskała pięści tak, że kości jej dłoni były prawie białe. Jedna z mam coś do niej mówiła, ale ona nie słuchała. Czyżby jednak widziała, jak rozmawiałem z modelką? Do niczego nie doszło, czy jednak uwierzy, że oparłem się takiej lasce?

Już chciałem do niej podejść, gdy coś zauważyła. Podążyłem za jej wzrokiem. Patrzyła na altanę za placem zabaw, po czym ruszyła w tamtą stronę. Ja za nią. Nie ukrywałem się, ale mnie nie widziała.
Minęliśmy kilka mam palących papierosy, które wyraźnie się speszyły, że ktoś złapał je na gorącym uczynku.

Pokazałem na migi, że zamykam usta kluczykiem a kluczyk wyrzucam, więc ich tajemnica będzie bezpieczna. Altana miała ściany porośnięte bluszczem, nie było więc widać, kto w niej jest. Gdy się do niej zbliżyłem, dobiegły mnie kobiece głosy.

– Po raz kolejny ci mówię, że nic… – skądś znałem ten głos.

– Nie oszukuj mnie – jęknęła Beata.

– Ty i te twoje podejrzenia. Mówię ci, że mnie olał. Masz cudownego, wiernego męża – wreszcie zdałem sobie sprawę, że Beata rozmawia z modelką. – Żałuję, że dałam ci się namówić na tę grę. Wyszłam na idiotkę.

– Aż tak ci zależy, żeby nie miał cię za idiotkę? – spojrzała na nią dziwnie.

– No nie, przegięłaś! Mam tego serdecznie dość. Powinnaś się leczyć. Idę! – modelka wyszła z altany.
Ukryłem się za krzakiem.

– Przepraszam – Beata pobiegła za wspólniczką. – Ja po prostu bardzo go kocham i dlatego boję się, że…

Już nie usłyszałem, czego boi się moja żona. Było mi ogromnie przykro. Beata nie dosyć, że nie zaczęła mi ufać, to jeszcze zastawiła na mnie podłą pułapkę. Potraktowała mnie jak najgorszego pętaka. Poszedłem do stolika z winem. Musiałem się napić.

– Wszystko w porządku? – usłyszałem za sobą czyjś głos.

– Tak, tak – mruknąłem.

Coś we mnie pękło...

Wziąłem porządny łyk wina, po czym oddaliłem się szybkim krokiem. Kilka minut mi zajęło, nim doszedłem do siebie. Znalazłem Beatę, rozmawiała z wychowawczynią Zuzi.

– Mój kochany mąż – przytuliła się.

– Idę do domu.

– Dlaczego? – spytała.

– Za dużo, przepraszam za wyrażenie, bab – warknąłem.

Beata bardzo zadowolona pociągnęła mnie ku wyjściu, wychowawczyni zaś jeszcze raz mi podziękowała, że zastąpiłem mistrza. Szliśmy do furtki. Impreza rozkręcała się. Mamy z kieliszkami wina krążyły po przedszkolnym ogrodzie, niektóre bawiły się na placu zabaw. Dowiedziałem się później, że o północy przyjechała policja. Nakazała skończyć imprezę, bo mieszkańcy okolicznych domów nie mogli spać. Chciałem zobaczyć miny policjantów widzących kilkadziesiąt pijanych mam. Doszliśmy do wyjścia.

– Przepraszam cię za te podejrzenia – powiedziała nagle Beata. – To musiało być dla ciebie przykre.

– Tak. Było przykre.

– Teraz będzie już inaczej.

– Będzie – uśmiechnąłem się.

Nie zamierzałem iść do domu. W kieszeni ściskałem kartkę z telefonem mamy o pięknych czerwonych ustach. Gdyby nie dzisiejsza pułapka, poradziłbym sobie ze wszystkimi pokusami świata. A tak, coś we mnie pękło.

Czytaj także:
„Lubię swoją pracę, choć zarabiam grosze. U konkurencji miałabym wyższą pensję, ale tutaj czuję się jak pączek w maśle”
„Mamy z żoną wymarzony dom, pozycję, pieniądze, brakuje tylko dziecka. Ja bym chciał, ale ona ma w głowie karierę i kasę”
„Po śmierci męża żałoba stała się moją pasją i sposobem na życie. Zanurzałam się w niej, aż padłam ofiarą sekty”

Redakcja poleca

REKLAMA