– Zakochałam się – mówi moja przyjaciółka.
Ma rozmarzony wzrok, wyraźnie schudła, zmieniła kolor włosów… Jednym słowem, wszystkie znane objawy zakochania występują u Krysi i świadczą o tym, że do jej serca wkradła się nowa miłość!
– Znowu? – pytam trochę złośliwie. – Który to już raz?
– Może setny! – odpowiada. – I co z tego? Tym razem to na poważnie!
Nie chcę się kłócić, więc nie dodam, że poprzednie zakochanie też miało być serio i na zawsze, i jeszcze poprzednie także, nie wspominając o wszystkich, które pamiętam, a było ich naprawdę sporo. Nie będę oczywiście dodawać, że Krysia skończyła sześćdziesiątkę, bo kochać można w każdym wieku, ani nie powiem o jej dwóch rozwiedzionych mężach, którzy szaleli z rozpaczy, kiedy Krysia odchodziła, bo właśnie spotkała nowego „mężczyznę swego życia”.
Nie będę też wracała do tych naszych rozmów, podczas których Krysia przysięgała, że wszystko, co było, jest nieważne, i że ona dopiero teraz zrozumiała, czym jest prawdziwy związek dusz i ciał! Jeszcze przed jej wyjazdem do sanatorium byłam pewna, że zmądrzała, ale gdzie tam! Kiedy po dwóch dniach zadzwoniła, żeby oznajmić, jak jest cudownie i jak się fantastycznie bawi, wiedziałam, że na horyzoncie pojawił się nowy pan… No i oczywiście miałam rację.
Fakt, ten Misio to całkiem miły facet
– Ty wiesz, Tereniu – mówi Krysia po powrocie, sadowiąc się wygodnie w fotelu – właściwie, to on jest jeszcze w związku, ale to fikcja. Od dawna nic ich nie łączy, po prostu razem mieszkają, bo mają wspólny biznes. Gdyby nie to, wrócilibyśmy razem i już bylibyśmy oficjalnie parą… No ale co robić, musimy poczekać. Ta jego baba jest okropna, na pewno puściłaby go z torbami po tylu latach harówy. To jakiś maszkaron po prostu, jędza!
– Znasz tę kobietę? – pytam niewinnie. – Bo tak o niej gadasz, jakbyś ją dobrze znała!
– Osobiście nie, ale co z tego – Krysia wzrusza ramionami. – Misio mi o wszystkim opowiedział.
– Mówisz do niego Misio? To ile on ma lat? – zaciekawiłam się.
– Jesteśmy w tym samym wieku, ale co to dla mężczyzny! A on jest jak misiek, taki puchaty i okrąglutki! – To znaczy, że jest po prostu gruby, tak? Spaślak z dużym brzuchem? A twierdziłaś, że nienawidzisz grubasów! – wypomniałam jej ze śmiechem.
Krysia się nie obraża. Ma tę cudowną cechę charakteru, że nie jest obrażalska i lubi się śmiać. Więc i teraz wybucha śmiechem.
– No, tak mówiłam, ale Misio, to Misio. Nic mi w nim nie przeszkadza. To naprawdę wielka miłość!
– i opowiada, jaki Misio jest cudowny, i ile dla niego może znieść i poświęcić. – Wyobraź sobie, że nawet flaki zjadłam! – oznajmia Krysia na koniec.
– Ty?! Niemożliwe!
– A tak, zjadłam… Namówił mnie, bo on bardzo flaki lubi, więc żeby mu nie robić przykrości, zjadłam.
– Zwymiotowałaś oczywiście?
– Nawet nie, chociaż to duże poświęcenie jednak było.
– I jak zwykle ty się poświęcasz dla faceta, nie facet dla ciebie!
– Na co dzień – nigdy, ale kiedy jestem zakochana, mogę wszystko! I tak się kończyły nasze rozmowy o Misiu.
Zauroczenie Krysi nie mijało, wysyłała do niego SMS-y i dzwoniła bez przerwy, aż wreszcie osiągnęła, co chciała. Po paru tygodniach od rozstania po sanatoryjnym turnusie, zakochani mieli się znowu spotkać. Misio przyjeżdżał do naszego miasta! Do Krysi! Krysia opłaciła panią do sprzątania, kupiła nową pościel i ręczniki. Całe mieszkanie zastawiła bukietami kwiatów! Na Misia czekały markowe kosmetyki, dobry koniak i oczywiście gar flaczków ugotowanych przez naszą wspólną znajomą – mistrzynię kuchni.
Miał przyjechać na trzy dni. Krysia obiecała, że mi go pokaże… Okazał się miłym i rozumnym facetem, istotnie grubawym i brzuchatym, ale sympatycznym i kontaktowym. Niestety, miał jedną podstawową wadę: traktował Krysię jak znajomą z kuracji, a nie jak przyszłą żonę albo partnerkę. Odwiedził ją, bo się najwyraźniej tego dopominała, więc przez wzgląd na przelotny (według Misia) sanatoryjny romans, uznał, że coś się Krysi od niego należy.
O żadnych wspólnych planach nie było mowy!
Okazało się, że oboje z żoną myślą o przebranżowieniu biznesu, co się wiązało z przeprowadzką na drugi koniec Polski, gdzie jest lepszy rynek zbytu dla ich produkcji. Opowiadał o tym z zapałem, więc w którymś momencie, korzystając z tego, że Krysia wyszła do łazienki, zapytałam:
– To pan się nie rozwodzi? Przepraszam za szczerość, ale myślałam, że pan i Krysia zaczynacie nowe życie…
– Skąd taki pomysł? – prawie się oburzył. – Co też pani przyszło do głowy? Ani myślę się rozwodzić! Ja wiem, że Krysia być może na to liczyła, ale ja jej niczego nie obiecywałem… Naprawdę niczego! Z mojej strony to była przelotna znajomość bez zobowiązań, ot, radosny seks sześćdziesięciolatków… No, trochę wina, spacery pod rączkę, pocałunki przy księżycu… No, wie pani – wczasowy standard!
Mówił to spokojnie i tak głośno, że Krysia, która właśnie wychodziła z łazienki, słyszała każde słowo. Nie rozpłakała się, nie zrobiła awantury, nie wpadła do pokoju z pretensjami; nic z tych rzeczy! Cichutko, na paluszkach poszła do kuchni, zdjęła z gazu gar podgrzewających się (na szczęście jeszcze niegorących) flaków i z tym garem weszła do salonu. Stanęła za fotelem Misia i z góry, wolno, spokojniutko wylała na niego te flaczki upojnie pachnące liściem laurowym, majerankiem i czosnkiem.
Po wykonaniu tej operacji zdjęła z ramienia Misia jeden flaczek. Wzięła go w dwa palce i włożyła w szeroko otwarte usta swojego kochanka, który w zdumionym grymasie pokazywał plomby na ósemkach.
– Smaczne? – zapytała z uśmiechem. – Byłoby mi przykro, gdyby ci nie smakowały, bo bardzo się starałam…
Odpowiedzi nie usłyszała.
Znowu gdzieś jedzie „na łowy”
Biedny Misio, nie miał czasu nawet na to, żeby się umyć i przebrać, bo słodka, grzeczna i przymilna Krysia nagle zmieniła się w rozwścieczoną Krystynę i wywaliła go na klatkę schodową razem z bagażem. Trochę się szamotał za drzwiami, ale w końcu wszystko ucichło. Zresztą Krysia nie okazała żadnego zainteresowania tym, co się tam dzieje. Jak sobie poradził, nie mam pojęcia, ponieważ dalsze losy nieszczęsnego Misia nie są mi znane. A Krysia?
Otrzepała ręce, pokiwała głową nad brudnym fotelem, nalała sobie i mnie po koniaczku, wypiła, usiadła na kanapie, westchnęła i powiedziała:
– No i po balu… Tylko mi nie mów, że to przewidywałaś, bo nie lubię, jak masz rację. Trudno, nacięłam się, mam same straty, chociaż może niekoniecznie, bo świat się przecież nie kończy, i te męskie kosmetyki mogą mi się jeszcze przydać, tym bardziej że za miesiąc jadę na zagraniczną wycieczkę. Miało być zwiedzanie z Misiem, ale nie wyszło… Nie szkodzi. On był jednak beznadziejny!
– Ty się nigdy niczego nie nauczysz? Masz pustą głowę i tak już zostanie… – zaczęłam, ale Krysia mi przerwała.
– Lepsza pusta głowa niż puste serce, wiesz? – oświadczyła. – Lepiej mi powiedz, jak wyczyścić ten fotel. Kto wie, czy po powrocie kogoś tu nie zaproszę, więc nie chciałabym, żeby pomyślał, że jestem fleja!
– Znowu się pakujesz w jakiś kanał? – przeraziłam się. – Mało ci?
– Mało. I w nic się nie pakuję, tylko szukam swojej połówki pomarańczy. Wiem, że gdzieś jest, więc nie zrezygnuję, dopóki jej nie spotkam. A że te dotychczasowe były kwaśne albo gorzkie – trudno. Z pomarańczami tak bywa; nie wyczujesz, co jest pod skórką, musisz spróbować!
Czytaj także:
Zamiast spadku po ojcu, dostałam jego długi. Wszystko przez jego głupotę
Wymyśliłam sobie chłopaka, żeby zabłysnąć przed znajomymi w pracy
To, że jestem wdową, nie znaczy że umarłam za życia