Gdy powiedziałam mężowi o spływie kajakowym, skrzywił się i stwierdził, że wiosłowanie jest męczące. Ja przypomniałam, że lekarz zalecił mu ostatnio więcej ruchu, bo ciągle siedzi przed tym kompem, a poza tym nie po to przyjechałam na wakacje, żeby gnić w ośrodku. Wieprza nie jest rwącą rzeką pełną niespodzianek, to raczej leniwa struga płynąca przez rozległe leśne tereny i łąki. Widziałam już oczami wyobraźni, jak sobie siedzimy z Karolkiem w kajaczku, robimy zdjęcia gapiącym się z brzegu jelonkom… Bajka!
Mąż tymczasem obleciał wszystkie domki: może jednak jest więcej malkontentów i zyska sprzymierzeńca w torpedowaniu pomysłu?
Wkrótce woda zaroiła się od kajaków
– Mówią, że ten spływ to główna atrakcja każdego turnusu – poinformował po powrocie.– Są warianty o różnym stopniu trudności, to zależy od odcinka rzeki, który zdecydujemy się przepłynąć.
„Zdecydujemy”? Dobra nasza!
– Zgadałem się z tymi z Radomia, jakże im jest? Krzysiek i Ola? Oni są drugi raz, wiedzą już, czym to się je. Ustaliliśmy, że ja popłynę z nim, a ty z jego żoną… Żebyśmy nie byli całkiem zieloni w te klocki, kapujesz?
– Zaraz, zaraz, Karolku – przystopowałam go. – Wyobrażałam sobie ten spływ jako romantyczną wyprawę. Sądzisz, że wstawię potem w socjalmediach foty z obcą babą?
– Heloł – postukał mnie palcem w głowę. – Jest tam ktoś? Z naszym brakiem doświadczenia wstawisz co najwyżej fotkę mojego mózgu rozbryźniętego na zwalonym pniu. Ale jak ci tak zależy na romantyczności, to możesz płynąć z Krzyśkiem, a ja z Olą! – zarechotał zadowolony z dowcipu.
Fotka jego mózgu, też coś! Czy mu się wydaje, że zabiorę ze sobą mikroskop?!
Zwołano zebranie chętnych, wybrano trasę: cztery godziny minimum, niska skala trudności.
– Będzie fajnie – zapewniła Ola. – Podobno na tym kawałku nie ma przenosek, super. Nie zapomnij kremu z filtrem, Basia. I czegoś na głowę.
Miła z niej była dziewczyna i nawet zaczęłam dostrzegać dobre strony faktu, że Karol popłynie osobno. Przynajmniej nikt nie będzie mnie obwiniał o wszystkie niepowodzenia na trasie. A zdjęć i tak nie zrobię – Ola mówi, że lepiej nie zabierać smartfonów. Ktoś tam ma wodoodporne etui, to weźmie, porobi foty i się podzieli.
– I zadzwoni po busa, gdy dopłyniemy do mety – uśmiechnęła się.
– Albo po pogotowie jakby co, tak? – upewniła się już nad rzeką starsza pani, która też płynęła pierwszy raz, zaproszona przez dorosłego wnuka.
– Tak – stwierdziła Ola. – Ale proszę się nie martwić na zapas.
Oj, znam ja ten uśmieszek...
Płynęliśmy w dziesięć kajaków, dwójkami. Zgubić się nie było gdzie, więc każdy płynął swoim tempem, jednak pilnując, by nie zostać w izolacji.
– Względy bezpieczeństwa – wyjaśniła Ola. – Nikt nie może zostać sam w potrzebie. Uważaj, Basia, zwalone drzewo, omijaj z prawej!
Po pokonaniu trudniejszych kawałków, spływałyśmy do brzegu, aby zaczekać na resztę. Była okazja, by się napić, coś przekąsić czy pogadać z innymi. Zdumiewające, przez te kilka godzin poznałam więcej mieszkańców naszego ośrodka niż przez tydzień wczasów. Ciekawe, czy Karol też? Zaraz, ale gdzie on właściwie jest?
– Ola – zwróciłam uwagę partnerki. – Czemu nasze chłopy ciągną się wciąż na końcu?
O, akurat się pojawili. Myślałam, że chwilę pogadamy, ale przemknęli bokiem jak torpeda.
– Dajesz, Baśka! – zawołał Karol, i tyle go widziałam.
Oj, znam ten głupkowaty uśmieszek…
– Oni nie są trzeźwi! – oburzyłam się.
Ola wzruszyła ramionami.
– Piwko lub dwa jeszcze nikomu nie zaszkodziły, luz.
Że niby Karolowi nie zaszkodzi? On ma jakieś skandynawskie geny: zimą alkohol nie robi mu nic, ale niech no tylko podniesie się temperatura… Traci rozum od samych oparów! To dlatego się zmówili z Krzyśkiem, teraz wszystko jasne! Jeszcze mi oczy mydlił, że to dla mojego dobra!
Po prostu będę udawać, że nie mam z nim nic wspólnego – zdecydowałam i teraz, gdy chłopaki wysforowały się do przodu, my trzymałyśmy się z tyłu.
Trochę obciach, ale żeby zaraz zbrodnia?
– Zbliżamy się do mety – w którymś momencie Ola pokazała mi znaki stojące nad wodą. – Musimy wysiąść przed przepławką. Miałaś dobry pomysł, żeby płynąć na końcu, przynajmniej ktoś nam pomoże wyciągnąć kajak.
Dopływamy i co widzę? Mój małżonek w rzece!
– Pijany jak bela – poinformowała starsza pani czekająca wraz z wnukiem, aż mój chłop zakończy występy i zrobi miejsce przy brzegu.
– Ta woda jest taka cieplutka! – wydzierał się Karol.– Wskakuj, Basia!
Teraz sobie przypomniał, że ma żonę?
– Pijany człowiek nad wodą jest zagrożeniem dla siebie i innych – starsza pani nie odpuszczała. – Gdyby coś mu się stało na trasie, wszyscy mielibyśmy kłopoty. Policja, służby medyczne, zeznania…
– Ale przecież nic się nie stało – Ola przewróciła oczami i westchnęła. – Niechże pani da spokój, wszyscy tu jesteśmy dorośli.
– Naprawdę? – prychnęła tamta. – Kto by pomyślał! Tyle się mówi, że woda i alkohol to niebezpieczna para, ale taki musi, bo się udusi!
– Już dobrze – westchnęła Ola. – Wszyscy widzimy, że pani jest ponad trywialne rozrywki. Krzychu! – zawołała do męża. – Pomóż koledze wyjść, ludzie czekają.
– A co, pożar? – jej chłop wzruszył ramionami i sam zsunął się do wody.
– Trochę luzu, wszyscy jesteśmy na urlopie, nie? Faktycznie, ciepła!
Starsza pani spojrzała na nas z politowaniem. Już może niech nie przegina, nic takiego się nie dzieje. Pewnie, że trochę obciach, ale czy zaraz taka zbrodnia?!
Czytaj także:
„Związek oznaczał dla mnie wyprasowane koszule i ciepły obiad na stole. Gdy Basia odeszła, nie umiałem ogarnąć życia”
„Przymykałam oko na kochanki męża, bo lubiłam życie żony prezesa. Gdy wymienił mnie na młodszy model, znalazłam nowego sponsora”
„Żona wyjechała do pracy, a ja zostałem sam z córką. Dobrze się czułem jako >>kogut domowy<<. Do czasu...”