– A jak wam się podoba ta sukienka? – zawołałam, wychodząc z przymierzalni i brnąc przez morze materiału i falbanek.
– Wyglądasz przepięknie – odezwała się mama, starając się zabrzmieć entuzjastycznie.
Było widać, że ma już dość. W końcu to już ósma kreacja, którą dziś na siebie włożyłam. Spojrzałam pytająco w stronę Danki.
– Lepiej to zdejmij – burknęła cicho moja siostra.
Myślałam dokładnie tak samo. Wcale nie chciałam ani wielkiej, napuszonej kreacji, ani czegoś, co przypominałoby strój mniszki. Zależało mi na czymś wyjątkowym.
– Chyba będę musiała iść do ślubu w zwykłej sukience – narzekałam podczas drogi powrotnej.
– Spokojnie, coś wymyślimy – uspokoiła mnie siostra.
Byłam kompletnie załamana
Nikt mnie nie rozumiał. Miałam wrażenie, że zwiedziłyśmy już każdy salon sukien ślubnych w okolicy. Problem był zawsze ten sam – albo rozmiary nie pasowały, albo fason zupełnie do mnie nie przystawał. Wyglądało na to, że nic z tego nie będzie.
Moje ponure rozmyślania przerwał dźwięk przychodzącego SMS-a. Spojrzałam na telefon i zobaczyłam, że to wiadomość od Janka. Zrobiłam się niespokojna. Może stało się coś złego? Następnego dnia miał wracać ze służbowego wyjazdu, a bardzo potrzebowałam jego wsparcia.
– Jestem pewna, że wysyła ci miłosne wyznania – moja siostra zajrzała mi przez ramię z ciekawością.
– Daj spokój, nic przez ciebie nie widzę!
Ekran wyświetlił przepiękną sukienkę – dokładnie taką, której od miesięcy nie mogłam nigdzie znaleźć.
To było niczym uderzenie pioruna albo wstrząs sejsmiczny, można by powiedzieć. Od pierwszego spojrzenia przepadłam, nie zastanawiając się ani przez moment.
„Podoba ci się?” – przeczytałam krótki tekst na ekranie.
W charakterystyczny dla Jasia sposób – krótko i na temat.
– Mamo, zobacz to! – krzyknęłam tak głośno, że przechodnie się oglądali. – Dokładnie taka mi się marzyła!
– Sprawdź, czy ma dobry rozmiar – westchnęła Danka głosem osoby, która ma już wszystkiego dość.
Na szczęście rozmiarowo trafił w dziesiątkę. Mój narzeczony znalazł ją w sąsiednim miasteczku. Musieliśmy prosić tatę, żeby urwał się z pracy i nas tam zawiózł. Opłaciło się – nareszcie mam moją wymarzoną sukienkę do ślubu. Założyłam ją w domu, obracałam się powoli przed lustrem i podziwiałam śnieżnobiały materiał. Leżała perfekcyjnie.
Babci zaszkliły się oczy
– Babciu, to tylko ślub, nie koniec świata – próbowałam ją uspokoić, przysiadając się, ale szybko wstałam, by nie zniszczyć kreacji.
– Skąd możesz wiedzieć, co cię czeka po ceremonii? – chlipała babcia. – Mówią, że to nieszczęście, gdy narzeczony zobaczy wcześniej suknię.
– Przestań, mamo, co ty wymyślasz – zdenerwował się ojciec, a wokół zrobił się rwetes, bo rodzina starała się załagodzić niezręczną sytuację.
– Chodzi o to, że pan młody nie może zobaczyć swojej wybranki w sukni, a nie samej sukienki – wołała Danka ponad innymi głosami.
– To różnica.
– Oczywiście – żywo potwierdził tata, zamykając dyskusję.
Na szczęście nikt nie skomentował krótkiego czasu naszego narzeczeństwa, bo byłoby mi naprawdę trudno to znieść. Tak naprawdę z Jankiem tworzyliśmy związek zaledwie pół roku.
Może to po prostu prawdziwa miłość nas połączyła? Uczucie pojawiło się niespodziewanie i kompletnie nas zaskoczyło. Janek nie był wtedy z nikim związany, w przeciwieństwie do mnie. Moja relacja z Mateuszem miała swoje wzloty i upadki, ale była dla mnie bardzo ważna.
Wszystko się zmieniło, kiedy spotkałam Janka. To było jak grom z jasnego nieba – kompletnie przewróciło mój świat do góry nogami. Od razu między nami zaiskrzyło, bez żadnych wątpliwości wiedziałam, że to ten jedyny. Czuliśmy oboje w głębi serca, że los nas połączył nieprzypadkowo. Po co więc tracić czas, skoro pragnęliśmy spędzić ze sobą całe życie? Kiedy Janek założył mi pierścionek na palec, oznajmiliśmy wszystkim nasze zaręczyny. Minęły raptem cztery miesiące i gdy tylko wybraliśmy termin ślubu, rodzina zaczęła plotkować na potęgę.
– Jesteś w ciąży, prawda? To dlatego tak wam się spieszy do ślubu...? – dopytywała mama, która była pewna, że pośpiech z weselem to efekt nieplanowanej ciąży.
– Po co takie insynuacje? – złościłam się. – Czy to coś nienormalnego, że dwoje zakochanych chce być razem? Ślub bierzemy z miłości, nikt nas do niczego nie zmusza!
– Może rzeczywiście stworzą szczęśliwą rodzinę... – powiedziała mama do taty, myśląc, że nie usłyszę z łazienki ich rozmowy.
– Najważniejsze jest przecież ich uczucie.
Nie wszystkim się to podobało
Były chłopak patrzył na sprawę zupełnie inaczej. Dręczyło mnie poczucie winy, lecz gdy dotarły do mnie wiadomości o jego planach, poczułam prawdziwy lęk.
– Ludzie mówią, że Mateusz zamierza zniszczyć ceremonię. Podobno planuje wejść do świątyni i zaprotestować w momencie, kiedy duchowny zapyta, czy ktoś widzi przeciwwskazania do tego małżeństwa – przekazała mi znajoma to, co usłyszała. – Mówi, że nie pozwoli ci podjąć decyzji, której będziesz później żałować przez resztę swojego życia.
Byłam świadoma, że obecność Mateusza podczas oficjalnych ceremonii może być problematyczna. Co prawda nie sądzę, żeby zdołał popsuć nasze plany weselne, ale istnieje szansa, że zepsuje tę szczególną chwilę... Los sprawił, że spotkaliśmy się przypadkiem w osiedlowym sklepie. Po krótkiej rozmowie zostało mi bardzo niemiłe wrażenie. Wydawało mi się, że jego problem to nie tyle złamane serce, ile raczej urażona męska duma.
Postanowiłam zostawić to wszystko za sobą i skoncentrować się na tym, co przyniesie mi radość. Do zorganizowania pozostawało jeszcze wiele rzeczy, a termin ceremonii był coraz bliżej.
Krocząc z ojcem przez kościół, miałam wrażenie, jakby ta droga między rzędami kościelnych ławek nigdy się nie skończy. Na końcu stał mój przyszły mąż – równie zestresowany jak ja, co zdradzały jego zmęczone spojrzenie i nerwowy tik oka.
Rodzina i przyjaciele, którzy licznie zgromadzili się w starym kościele, emanowali radością w oczekiwaniu na początek uroczystości. Po tym jak przestały grać organy i ustały wszystkie rozmowy, ksiądz proboszcz powitał nas przed ołtarzem. Chciałam się skoncentrować na przemówieniu, ale nie mogłam przez głośne bicie własnego serca, które waliło jak szalone. Zerknęłam nerwowo na Janka, a on spojrzał na mnie równie przestraszony. Widać było, że denerwuje się tak samo jak ja.
W jego oczach widziałam paraliżujący strach, więc poczułam, że muszę go jakoś wesprzeć i dodać mu odwagi.
Dopiero po wszystkim Jaś powiedział, że też miał podobne odczucia. Widać, gdy przestajesz myśleć tylko o swoich lękach i zaczynasz przejmować się kimś innym, własne troski robią się jakby mniejsze... Na szczęście oboje wróciliśmy do rzeczywistości w odpowiednim momencie i usłyszeliśmy, jak ksiądz wypowiada słowa:
– Jeżeli ktokolwiek spośród zgromadzonych zna powody, dla których ten związek małżeński nie powinien zostać zawarty, niech zabierze głos teraz...
– Nieee! – zagrzmiało pod wysokim sklepieniem kościoła, po czym dźwięk ten nagle zamarł, jakby coś magicznego go wyciszyło.
Zamarłam w osłupieniu
Odwróciliśmy się i zauważyliśmy, że wszyscy członkowie rodziny tkwili bez ruchu w ławach. Wydawało się, że jeszcze przed chwilą ktoś z nich przygarnął tego śmiałka, ale teraz nie widziałam Mateusza nigdzie w kościele.
– Czy ktoś chce coś powiedzieć? – odezwał się ksiądz.
Ksiądz lekko się zawahał podczas prowadzenia ceremonii, jakby nie był do końca przekonany o słuszności swojej decyzji. Po wypowiedzeniu słów przysięgi małżeńskiej przyszła pora na wymianę obrączek. Najpierw Janek wsunął złoty krążek na mój palec, potem ja zrobiłam to samo. Oboje byliśmy tak wzruszeni, że aż łzy napłynęły nam do oczu... Majestatyczne dźwięki organów ogłosiły, że uroczystość dobiegła końca. Wreszcie to się stało – oficjalnie staliśmy się małżeństwem.
W świątyni ciągnęła się długa kolejka przyjaciół i krewnych, którzy pragnęli przekazać nam gratulacje – sięgała od wejścia do samego prezbiterium. Mam liczną familię. W powietrzu unosiły się wesołe rozmowy, co jakiś czas przerywane chichotami i okrzykami najmłodszych.
– Może dokończylibyście składanie życzeń przed świątynią? – zaproponował proboszcz. Całe towarzystwo wraz z rodziną przeniosło się więc na zewnątrz.
– Życzę wam szczęścia, moi drodzy – powiedziała ciotka z szerokim uśmiechem, zatrzymując nas w drodze na plac. – I wybaczcie zachowanie tego mojego urwisa. Już ja mu w domu przemówię do rozsądku. O mały włos nie spaliłam się ze wstydu przez niego.
– Nie przejmuj się tym za bardzo, w końcu to małe dziecko – powiedział Janek, broniąc mojego ośmioletniego kuzyna.
– Jesteś taki wyrozumiały, Janku – wzruszyła się ciotka. – Mały zepsuł wam ceremonię, a ty wcale się nie złościsz.
– Moment – przerwałam. – Czy to Oleś wykrzyknął to „nie” w trakcie składania przysięgi?
Ciotka zawstydzona spuściła wzrok.
– Masz rację, Tamarko, gniewając się na mnie, bardzo przepraszam... – wymamrotała.
Uściskałam ją serdecznie i dałam jej buziaki w policzek. Od razu poczułam, jak uchodzi ze mnie stres.
– Jestem taka szczęśliwa! – powiedziałam z entuzjazmem.
– Martwiłam się, że... To był ktoś inny – wyjąkałam niepewnie.
Ludzie często powtarzają, że szybkie wesele to nie najlepszy pomysł (bo po co się spieszyć, skoro nic nie zmusza?), a jak narzeczony podejrzy suknię przed ceremonią, to podobno przynosi pecha. W naszym przypadku wszystko potoczyło się zupełnie inaczej. Kiedy jednak dwójka ludzi darzy się prawdziwym uczuciem, to poradzi sobie z każdym problemem.
Tamara, 26 lat
Czytaj także:
„Wodzirej zrobił ze mnie pośmiewisko na własnym weselu. Zamiast wirować na parkiecie, spiekłam buraka i miałam ochotę wiać”
„W Święta dzwoniłam pod obce numery, bo chciałam usłyszeć czyjś głos. Jeden telefon okazał się prezentem od losu”
„Przez własną głupotę zmieniłam męża w leniwego pasożyta. Naiwnie liczyłam, że ciąża coś zmieni”