Myślę, że byłem dobrym mężem. Troszczyłem się o żonę najlepiej, jak potrafiłem. Pomagałem jej we wszystkim. Mówiłem miłe słówka, dbałem, by wciąż czuła się pożądana. W zamian chciałem tylko trochę czułości. Czy naprawdę na to nie zasługuję?
Odchodzę od żony
Nie ma się czym chwalić, ale czuję, że powinien opowiedzieć tę historię na swoją obronę. Robię to chyba też dlatego, by upewnić się, że nie popełniam błędu. A może popełniam?
Punktem zwrotnym w historii mojego małżeństwa były narodziny pierwszego dziecka. Wtedy się wszystko zmieniło. Często mężczyźni tracą zainteresowanie żonami, bo one tyją, zaniedbują się, tracą dziewczęcą urodę. U nas było inaczej. To żona przestała interesować się mną. Ewelina zawsze była dość chłodną kobietą – nieco mniej skłonną do romantycznych uniesień, praktyczną i twardo stąpającą po ziemi.
Ale ujęła mnie innymi zaletami. Nie tylko urodą, lecz także błyskotliwością, poczuciem humoru, pewnością siebie i lojalnością. Poza tym za młodu, raz na jakiś czas, udawało mi się ją namówić na kolację przy świecach. Zasiadaliśmy do niej zawsze z rozbawieniem i dystansem, ale jednak się zdarzało.
Podobnie było z seksem. Ewelina nigdy sama nie ciągnęła mnie do łóżka, ale też nie było mi jakoś specjalnie trudno zachęcić jej do małżeńskich figli. To wystarczało.
Kiedy jednak żona zaszła w ciążę, nasze pożycie przestało istnieć. Mimo że starałem się, jak mogłem, by wciąż czuła się kobieco i atrakcyjnie, ona nigdy nie była w nastroju. Rozumiałem to i nie naciskałem. Cierpliwie czekałem, aż urodzi i wróci jej apetyt na małżeńskie czułości. Przyszło mi jednak czekać znacznie dłużej, niż się spodziewałem.
Gdy urodził się Jaś, było nam naprawdę ciężko
Mały był bardzo absorbujący. Męczyły go kolki, nie chciał przybierać na wadze, mało spał i cały czas domagał się noszenia na rękach. Ewelina znów nie miała siły i ochoty na seks. No cóż, nie pozostało mi nic innego, jak kolejny raz uzbroić się w cierpliwość.
Odmiana przyszła, gdy Jasiek skończył rok i nie wymagał aż tak dużo zaangażowania. Poprawiły nam się nastroje, a żona zapragnęła drugiego dziecka. Staranie o kolejnego potomka ożywiły nasze życie małżeńskie, ale tylko na kilka miesięcy. Po pół roku Ewelina znów zaszła w ciążę. I tak jak się spodziewałem, znów straciła apetyt na seks. Tym razem na stałe.
Choć drugi syn był spokojnym dzieckiem – dużo spał, nie grymasił, przybierał na wadze i nie rwał się na ręce, jak jego starszy brat, Ewelina zapomniała o naszych wspólnych potrzebach. Koncentrowała się na pracy zawodowej i obowiązkach domowych. Mijały kolejne miesiące, a ja ciągle próbowałem zwrócić jej uwagę na nasze małżeństwo. Na to, że powinniśmy zadbać o siebie nawzajem.
Ona jednak tego nie rozumiała.
Nigdy nie miała dla mnie czasu
Nawet na rozmowę, flirt, ciepłe słowo.
– Ale ładnie dzisiaj wyglądasz… – prawiłem jej komplementy.
– Dziękuję – rzucała w przelocie między sprzątaniem ze stołu a szykowaniem kąpieli dla synów.
– Może jak położymy chłopaków, obejrzelibyśmy jakiś film razem w łóżku? – przytulałem ją i próbowałem pocałować w szyję.
– Nie wiem, czy dam radę. Mam robotę, a poza tym trzeba wynieść śmieci i powyciągać naczynia ze zmywarki. Mógłbyś…? – odsuwała się ode mnie.
– Jasne, nie ma sprawy – odpowiadałem i szedłem robić swoje.
Żeby było jasne – zaczepiałem ją nie tylko w takich chwilach. Robiłem to też wtedy, gdy leżeliśmy już spokojnie w sypialni i Ewelina czytała książkę. Przybliżałem się do niej ze znaczącym uśmieszkiem, żeby wiedziała, jakie mam zamiary, a ona natychmiast ciężko wzdychała:
„Przepraszam cię, ale narobiłam się w ciągu dnia, nie mam już siły”.
Starałem się pomagać jej w obowiązkach domowych. Wracałem wcześniej z pracy, bo prowadzę firmę i mogę sobie na to pozwolić. Odkurzałem mieszkanie, myłem łazienkę, ścierałem podłogi. Szykowałem albo kupowałem coś do jedzenia. Myślałem, że wtedy będzie miała czas dla mnie. Nie tylko na seks.
Chciałem, żebyśmy pobyli razem, pogadali. Niestety, gdy w końcu nadarzała się okazja, zawsze znajdowała sobie jakieś inne zajęcia. A to zabierała się za pracę, a to szła na fitness i tak dawała sobie w kość, że nie miała siły na nic oprócz długiej kąpieli. Wychodziła też do koleżanki, prosząc, bym został z dziećmi.
– Przejdę się do Ali. Dawno się nie widziałyśmy. Będę po dziesiątej.
– My też dawno ze sobą nie byliśmy…
– Spędzamy ze sobą całe dnie.
– Nie w taki sposób, w jaki bym chciał.
– A co byś chciał?
– Choćby pogadać…
– Pogadamy jutro. Dobrze?
Oczywiście, następnego dnia znów znajdowała coś do roboty. Znów nie miała czasu. I tak wyglądało nasze życie. Na wszystkie moje propozycje, zaczepki, czułe gesty, słowa czy kwiaty reagowała podobnie. „Oj, misiek, po co”, „Jacek, daj spokój”, „To dziecinne, przestań”, „Następnym razem, obiecuję”, „Ty zawsze nie w porę z tymi czułościami”.
Tak, zawsze było nie w porę, zawsze nie tak, jak trzeba.
Powoli traciłem cierpliwość
Tym bardziej że Ewelina przestała zwracać na mnie uwagę. Nawet gdy ubrałem się dla niej elegancko czy gdy zacząłem ćwiczyć i pojawiły się pierwsze efekty, nie komentowała mojego wyglądu. Nigdy nie mówiła mi nic miłego.
Możecie się ze mnie śmiać, ale nie jestem typem faceta obojętnego na takie rzeczy. Też lubię czuć się przystojnym, a czasem nawet adorowanym.
W takim stanie psychicznym – czułem się odrzucony i niekochany – zastała mnie Ania. Dziewczyna dziesięć lat młodsza ode mnie, którą przyjąłem do pracy jako sekretarkę. Tak, wiem, to banalne. Ale życie pisze takie scenariusze. To była bardzo ładna dziewczyna i chyba zatrudniłem ją również po to, by zobaczyć w oczach mojej żony zazdrość – jakiś tam dowód miłości. Nic z tego.
Gdy pokazałem jej zdjęcia Ani na portalu społecznościowym, pozostała obojętna, tak jak zawsze.
– Całkiem zgrabna. Nieźle się urządziłeś – zaśmiała się tylko.
– Jest przede wszystkim bystra – odpowiedziałem, ale ona już nie słuchała.
Przełykałem te gorzkie uwagi i nawet próbowałem Ewelinie otwarcie mówić o moich uczuciach. O tym, że czuję się zaniedbywany. Co wtedy odpowiadała?
– Jacuś, ty mój wrażliwcze… – głaskała mnie po policzku.
To był jedyny gest czułości jaki wobec mnie stosowała. Czułem się po nim jak odrzucony nastolatek.
– Przecież ja cię wciąż kocham, głuptasie. Tylko wiesz, jak jest. Nie mamy już dziewiętnastu lat, ciągle się gdzieś spieszymy…
– Ale przecież możemy od czasu do czasu znaleźć dla siebie chwilę, Ewelina! To przestaje być zabawne.
– Wiem, wiem. Obiecuję ci, że będę zwracać na ciebie uwagę, że pobędziemy razem. Już wkrótce…
– Moglibyśmy się w końcu pokochać. Nie czujesz potrzeby, nie masz ochoty na mnie? – dodałem z wyrzutem.
Powiedziałem to na głos i w tym momencie poczułem się jak ostatnia oferma. Nie jak mężczyzna, a jak gówniarz, który prosi o seks. Właśnie wtedy, w tamtej chwili, coś we mnie pękło.
Usłyszałem sam siebie. Byłem żałosny
Jakby tego było mało, jakbym sam nie dość się upokorzył, Ewelina dołożyła swoje. Jej odpowiedź odebrała mi ochotę nie tylko na figle, ale w ogóle na ratowanie naszego małżeństwa.
– Oczywiście, że mam ochotę na ciebie, misiaczku. Tylko nie wtedy, kiedy tak rozpaczliwie prosisz… – zaśmiała się.
To miał być żart. Chyba chciała rozładować napięcie, rozśmieszyć mnie. Zdarzały się chwile, w których sobie ze mnie pokpiwała. Zazwyczaj znosiłem je dzielnie, ale tym razem poczułem, jakbym dostał w twarz. Poczułem się mały, nieważny, naiwny i beznadziejny. Nie powiedziałem jej tego. Uznałem, że dosyć zwierzania, że już nigdy się przed nią tak nie otworzę. Że zachowam swoje uwagi na temat naszego małżeństwa tylko dla siebie. Że po prostu poczekam, co będzie.
Nie było innego wyjścia, skoro nie rozumiała, że ja to wszystko mówię na poważnie…
Nie miałem zamiaru zdradzić Eweliny. Jestem, a raczej byłem, bardzo lojalny i wierny. Nawet w tamtej chwili upokorzenia nie pomyślałem, że mógłbym poszukać sobie kogoś innego. Ale moja nowa sekretarka sama mnie znalazła.
Ona dała mi to, czego nie dawała żona
Poczucie własnej wartości. Dzięki niej znów poczułem się mężczyzną. To była rezolutna, miła i pracowita dziewczyna. Szybko wdrożyła się do pracy i po dwóch miesiącach już nic nie trzeba jej było tłumaczyć.
Po czterech zauważyłem, że z sekretarki jakoś tak naturalnie awansowała na moją asystentkę. Wiedziała o moim życiu zawodowym niemal wszystko i świetnie je aranżowała. Właśnie wtedy zaczęła się nasza... przygoda.
Pamiętam pierwszy flirt. Tego dnia spławiła pewnego nachalnego kontrahenta, który nękał mnie od dłuższego czasu.
– O matko, dzięki… – powiedziałem po wyjściu ze swojego biura.
– Nie ma za co.
– Skąd wiedziałaś, że nie chcę widzieć tego typka? Przecież nic nie mówiłem – uśmiechnąłem się.
– Czytam w twoich myślach – uśmiechnęła się przyjaźnie.
– No proszę. Jesteś tu niecałe cztery miesiące, a już rozumiemy się bez słów – palnąłem bez podtekstów.
Byłem z tej dziewczyny naprawdę zadowolony.
– A co by było, gdybyśmy zostali… parą? – spojrzała na mnie zalotnie.
Nie wiedziałem, jak się zachować. Czy poprosić ją, by tak nie żartowała, czy podjąć flirt. Czy się uśmiechnąć, czy zmarszczyć brwi. Dlatego nie zrobiłem nic. Odwróciłem się na pięcie i poszedłem do siebie. A potem… Przyznaję, że do końca dnia myślałem o jej reakcji, o jej słowach i… moich pragnieniach.
Od tego dnia Ania coraz bardziej ośmielała się w tych dwuznacznych zaczepkach, a ja przyjmowałem je z coraz większą swobodą. Chciałbym powiedzieć, że się opierałem, że walczyłem ze sobą. Ale tak nie było. Od tak dawna nie interesowała się mną żadna kobieta, że byłem po prostu szczęśliwy.
Nie chciałem tego przerywać.
Nie myślałem jednak o romansie
Ponosiła mnie czasem wyobraźnia i snułem marzenia, jakby to było z taką młodą, piękną kobietą. Ale to były tylko fantazje. Nie traktowałem tych myśli serio. Po prostu bawiłem się flirtem. Pokrzepiałem nim, bo w domu byłem lekceważony i odpychany.
Mój romans z Anką zaczął się równie banalnie jak podchody, które do niego doprowadziły. Pojechaliśmy w delegację. No i na tym wyjeździe, po kilku drinkach w hotelowej restauracji, poszliśmy razem do łóżka. Nie będę opowiadał szczegółów, bo nie wypada. Ważne, że było nam razem dobrze.
Ale jeszcze ważniejsze jest to, co stało się potem, kiedy wszystko wyszło na jaw. Po kilku dniach od tego wyjazdu powiedziałem żonie, że mam romans. Że przyszedł na nas czas, by się rozstać. Muszę przyznać, że zadziwiłem sam siebie. Byłem zdecydowany, butny i chyba nawet nie bardzo skruszony.
Nie wiem, czy wpłynęły tak na mnie wdzięki Ani, czy fakt, że tak długo dojrzewałem do tej decyzji. W odpowiedzi Ewelina wpadła w rozpacz.
– Ja nie mogę w to uwierzyć, ja nie mogę w to uwierzyć… Nie, nie, nie! To się nie dzieje! – powtarzała w kółko z twarzą schowaną w dłoniach.
Siedziała tak w fotelu i kiwała się w przód i w tył.
– To nie może mnie spotkać, to się nie dzieje…
– Uspokój się. Przecież już dawno między nami nic nie ma… Dlaczego tak reagujesz? – pytałem z autentycznym zdziwieniem.
Spodziewałem się wielkiej awantury, spodziewałem, że będzie ze mnie kpiła, że na mnie nawrzeszczy, że będzie mi grozić. A tu taka histeria?! To było do niej niepodobne.
– Co ty mówisz, Jacek!? Co ty w ogóle mówisz? Kim ty jesteś, gdzie jest mój mąż? Gdzie jest mój mąż!? – zaczęła krzyczeć.
– Ja jestem twoim mężem – próbowałem zachować spokój. – A właściwie to starałem się nim być, ale robiłaś wszystko, żeby mi to utrudnić. Przecież my już od dawna nie jesteśmy razem!
– Czy ty siebie słyszysz? Znalazłeś sobie młodą siksę i teraz szukasz usprawiedliwienia!
– Więc ty naprawdę uważasz, że wszystko między nami było w porządku? Naprawdę?
– A nie!? – zdziwiła się.
– Powiedz mi w takim razie, kiedy ostatni raz się kochaliśmy!?
– Nie pamiętam…
– No widzisz!
– Dwa miesiące temu. Jak przyszliśmy z przyjęcia od tego twojego dziwnego kolegi – przypomniała sobie.
– No właśnie, dwa miesiące. Dwa miesiące! A i tak musiałem wtedy wyprosić tę chwilę czułości jak jakiś szczeniak…
– Jacek, na jakim świecie ty żyjesz? Małżeństwa tak mają. Czego ty byś chciał? Kochać się codziennie?
– Mówiłem ci, że mi źle. Że chcę, byśmy byli bliżej siebie…
– Ale ja cię kocham. Nie rozumiesz tego? Tylko to się liczy, tylko to… Jacek, nie zostawiaj mnie – znów siadła na fotelu i znów schowała twarz w dłoniach, a ja nie wiedziałem, co zrobić.
Wyszedłem z domu i pojechałem do Anki. Do dziś okropnie się z tym czuję, ale miałem już dość. Przez tyle miesięcy, a nawet lat walczyłem o uwagę mojej żony i wyczerpała się moja cierpliwość. Wiedziałem, że ona chce, żebym został, że pragnie rozmowy, ale zignorowałem to. Tego wieczora wybrałem kochankę.
Pewnie wyobrażacie sobie, że nazajutrz odszedłem od żony i zacząłem życie z dużo młodszą sekretarką. Tak się nie stało. Życie dyktuje przedziwne scenariusze i w moim przypadku też było dziwnie. Na pewno niebanalnie. Kiedy jeszcze tego samego wieczora wróciłem do domu, Ewelina ciągle siedziała w fotelu.
Dzieci spędzały ferie u dziadków, więc nie miał kto jej zmobilizować, by wstała. Było po północy. Na początku wystraszyłem się, że coś jej dolega, bo zastygła w tej pozie. Ale kiedy podszedłem bliżej, poruszyła się. Nie odsłoniła jednak twarzy. Przyklęknąłem wtedy przy niej i zobaczyłem, że ciągle płacze.
– Ewelina… – powiedziałem tylko, a wtedy ona wpadła mi w ramiona.
Wtuliła się we mnie i siedzieliśmy tak razem na podłodze
Ona łkała, a ja nie wiedziałem, co powiedzieć. Czułem się podle. Dopiero co wróciłem od kochanki,, a żona nie robiła mi żadnych wyrzutów, tylko tuliła się do mnie. Tak długo czekałem na taką bliskość i doczekałem się, gdy było już za późno. Potem długo rozmawialiśmy.
Ewelina wysłuchała wszystkich moich żali i przedstawiła swoją perspektywę. Możecie się śmiać, ale wyglądało na to, że doszło między nami do jakiegoś koszmarnego nieporozumienia. Ona nie wiedziała, że ja naprawdę czuję się zaniedbywany, a mnie wydawało się, że ona mnie nie kocha.
A kochała, bo mimo tego, że ją zdradziłem, gotowa była wybaczyć mi wszystko w tej jednej chwili. Tam na miejscu zaproponowała, byśmy spróbowali jeszcze raz.
Spróbowaliśmy. Na początku było dobrze. Ewelina zaczęła zwracać uwagę na moje potrzeby i emocje. Po jakimś czasie, gdy już całkiem wybaczyła mi romans, zaczęliśmy się nawet znów kochać. Rozmawialiśmy ze sobą, spędzaliśmy razem czas, chodziliśmy na wspólne kolacje do miasta, do kina.
Wyznawaliśmy sobie miłość. W takiej atmosferze minął nam rok. Było naprawdę przyjemnie. Było tak, jak sobie zawsze wyobrażałem, że powinno być. Niestety, kolejny rok był już mniej romantyczny, a następny… Szkoda gadać.
Dziś wróciliśmy do punktu wyjścia. Ewelina znów nie ma dla mnie czasu i nie ma na mnie ochoty. Ja. nie potrafię domagać się swego. Wstydzę się i nie chcę tego robić. Nie mam na to siły. Przecież nie o to chodzi w związku, by cały czas walczyć o bliskość, prawda? Zbieram więc odwagę, żeby powiedzieć żonie, że odchodzę. Tym razem nie mam nikogo. Sam zacznę wszystko od nowa. Czekam tylko na dobry moment.
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”