„Kuzyn bez mojej wiedzy wynajął mój dom, a pieniądze brał do kieszeni. Ten drań zrobił ze mnie przestępcę skarbowego”

mężczyzna, którego oszukał kuzyn fot. Adobe Stock, Kirsten Davis/peopleimages.com
„W kraju pożyczyłem samochód od szwagra i pojechałem w rodzinne strony. Stanąłem przed domem rodziców i… aż oczy mi wyszły z orbit ze zdumienia. Na płocie wisiało kilka kolorowych banerów, ale żaden z nich nie mówił o tym, że dom jest na sprzedaż! Wszystkie za to coś reklamowały: sklep elektryczny, biuro rachunkowe… W dodatku na bramie zobaczyłem tabliczkę >>Szkoła językowa<<”.
/ 04.03.2023 10:30
mężczyzna, którego oszukał kuzyn fot. Adobe Stock, Kirsten Davis/peopleimages.com

Kiedy wyjeżdżaliśmy z żoną za granicę, byliśmy pewni, że na emeryturę wrócimy do Polski. Niestety, plany te zmieniły się z bardzo prostego powodu. Nasze dzieci nie zamierzają z nami wracać, bo tutaj założyły rodziny, powrót do kraju oznaczałby więc dla nas tęsknotę za nimi i naszymi ukochanymi wnukami. Na obczyźnie, która stała się naszą drugą ojczyzną, mamy już także wspaniałych sąsiadów, przyjaciół i, co tu kryć, także dobrą opiekę lekarską.

Nasze polskie mieszkanie sprzedaliśmy już dawno, został nam tylko niewielki domek na przedmieściach, w którym mieszkali moi rodzice. To właśnie w nim planowaliśmy niegdyś z żoną spędzić ostatnie lata naszego życia. Domek był pod dobrą opieką, bo po śmierci mamy od pięciu lat doglądał go mój kuzyn mieszkający za płotem. Dom stał pusty, ale regularnie przesyłałem Kaziowi pieniądze, aby płacił za wszystkie media; dorzucałem też wcale niemałą kwotę „za fatygę”. Trzeba było przecież domek ogrzewać zimą, żeby ściany nie poprzemarzały, i kosić trawę w ogrodzie, aby nie wyglądał na zapuszczony.

Przyznam, że nie pojawiałem się tam za często, w zasadzie… wcale. Kiedy z małżonką przyjeżdżaliśmy do Polski, mieliśmy do odwiedzenia bliższą rodzinę i wielu przyjaciół. Wystarczyło mi więc zapewnienie Kazia, że „wszystko jest w porządku”. 

Pojadę, zobaczę, jak chałupka wygląda

Teraz, gdy podjęliśmy z Jadzią decyzję, że nie wracamy do Polski, utrzymywanie tego domku tylko przez sentyment stało się kompletnie bez sensu. No i nie ma co ukrywać, że nawet na „zagranicznej emeryturze” zwyczajnie nas nie było na to stać. Zadzwoniłem więc do Kazia, żeby mu powiedzieć, że chcę tę nieruchomość sprzedać.

– Ale nie możesz! – wykrzyknął, co mnie bardzo zaskoczyło.

– A to niby dlaczego? – zapytałem więc kuzyna.

– No bo… – Kazio wyraźnie nie wiedział, co powiedzieć, ale zaraz odzyskał rezon. – A kto ci to teraz kupi? W okolicy lepsze domy są wystawione na sprzedaż już trzeci rok i co? I nic! – odparł.

– Trudno, mogę poczekać i cztery lata, kiedyś przecież dom się sprzeda – zdecydowałem.

– Za grosze pójdzie, za grosze! – straszył Kazio.

Ale ja do niego teraz dokładam! – uświadomiłem kuzynowi to, co sam przecież powinien wiedzieć najlepiej.

Kazio jeszcze pomarudził, ale w końcu się poddał.

– Zgłoszę ten dom do agencji nieruchomości, wywieszę też baner na płocie – obiecał.

Baner kosztował mnie kilka stówek, tyle podobno Kazio za niego zapłacił. Nie sprawdzałem tego, wierząc w uczciwość kuzyna. W ogóle generalnie wierzyłem, że jest uczciwy pod każdym względem. Nigdy go nie kontrolowałem, nawet nie żądałem do wglądu rachunków za gaz czy prąd. Po co, skoro nie brał ode mnie na opłaty wysokich kwot. Do końca nie powziąłem żadnych podejrzeń, chociaż domem przez długi czas nie zainteresował się pies z kulawą nogą. Ale zimą, gdy moja żona musiała nagle pojechać do kraju załatwić jakieś sprawy urzędowe, postanowiłem jednak jej towarzyszyć i odwiedzić kuzyna Kazia, a także zobaczyć dom.

„Może coś się da z nim zrobić, żeby był bardziej atrakcyjny dla kupujących… Może trzeba odnowić fasadę?” – kombinowałem.

W kraju pożyczyłem samochód od szwagra i pojechałem w rodzinne strony. Stanąłem przed domem rodziców i… aż oczy mi wyszły z orbit ze zdumienia. Na płocie wisiało kilka kolorowych banerów, ale żaden z nich nie mówił o tym, że dom jest na sprzedaż! Wszystkie za to coś reklamowały: sklep elektryczny, biuro rachunkowe… W dodatku na bramie zobaczyłem tabliczkę „Szkoła językowa”

Kiedy tak stałem zbaraniały, jak na zamówienie drzwi domu się otworzyły i wypadała z nich czereda rozgadanych dzieci. Pewnie właśnie skończyły zajęcia. Wybiegły na ulicę, a ja wszedłem do środka. Dom nie wyglądał jak dom moich rodziców. Stare meble zostały gdzieś zabrane, w pokojach porozstawiano proste stoliki i krzesła.

– Pan czegoś szuka? Chce pan zapisać dziecko na zajęcia? – zainteresowała się jakaś kobieta.

– Ja? Nie!  – odparłem odruchowo, po czym zapytałem: – Co się stało z jadalną, która była w tym pomieszczeniu?

Kobieta wzruszyła ramionami.

– Nie wiem, o czym pan mówi, ja tutaj tylko uczę angielskiego, nie jestem właścicielką.

– Właścicielką czego?

– Szkoły językowej! A jeśli pan szuka właściciela tego domu, to mieszka o tam, za płotem!

Doprawdy? A to ciekawostka!

– Długo państwo wynajmują ten budynek? – zapytałem.

– Nie wiem dokładnie… Ja tutaj pracuję dwa lata, ale szkoła istnieje dłużej – usłyszałem.

Aha…

Kazio mało zawału na mój widok nie dostał

Pożegnałem się z nią grzecznie i wyszedłem. Nabrałem kilka oddechów, żeby uspokoić mocno bijące serce, po czym ruszyłem w kierunku domu kuzyna. Kiedy Kazik zobaczył mnie na swoim progu, myślałem, że dostanie zawału. Poczerwieniał gwałtownie, cały spiął się w sobie i zaczął sapać jak lokomotywa.

– Mogłeś uprzedzić mnie, że przyjedziesz! – stwierdził.

– A po co? – zapytałem. – Zarządziłbyś wtedy ewakuację szkoły, pozrywałbyś banery?

Stary, to nie tak! – zaczął sapać jeszcze bardziej, nadal trzymając mnie na progu.

– Skoro nie tak, to może mnie wpuścisz do środka i wszystko wytłumaczysz? – zaproponowałem lodowatym tonem.

Chyba go zmylił ten mój pozorny spokój, bo kiedy już wszedłem i nawet zaproponowano mi herbatę, kuzyn zaczął się nagle przedstawiać jako mój… dobroczyńca! Ktoś, kto chronił moje interesy, bo przecież media w Polsce bardzo ostatnio podrożały, a on, żebym mógł płacić ciągle niewiele, postanowił wykorzystać dom i „nieco dorobić”.

Patrzyłem zimnym wzrokiem, jak się wije przede mną niczym piskorz, po czym zażądałem dokumentów dotyczących wynajmowania mojego domu.

– Są u księgowej, dostaniesz je w poniedziałek – usłyszałem.

„No, kochany, tak to się nie będziemy bawić!” – pomyślałem i stwierdziłem twardo, że albo dostarczy mi je natychmiast, albo idę prosto na policję. Wtedy dokumenty znalazły się błyskawicznie! Usiadłem przy stole, rozłożyłem wszystko i zacząłem przeglądać. I im więcej cyferek sprawdziłem, tym bardziej lodowaciałem w środku. Bo nagle zdałem sobie sprawę z tego, że nie tylko byłem okradany przez kuzyna. Gorzej! Ten cholerny cwaniaczek zrobił ze mnie przestępcę skarbowego!

Skończyłem robienie interesów z tym oszustem

Tak! Dałem przecież Kazikowi pełnomocnictwo, żeby mógł działać w moim imieniu. Wydawało się to takie oczywiste, inaczej by nie mógł na przykład wyjaśniać w urzędach rozmaitych kwestii. Tak więc, wierząc w jego uczciwość i nie podejrzewając nawet przez moment złych intencji, sam mu dałem broń do ręki! Kuzyn wynajął mój dom w moim imieniu, ale bez mojej wiedzy. Wszystkie pieniądze, które dostał za wynajem, brał sobie do kieszeni. Problem w tym, że widniały one na moim koncie, bo ja byłem właścicielem, i według umowy to ja wynająłem dom – on tylko mnie reprezentował! Nie rozliczałem się z niczego, bo nic o zarobkach nie wiedziałem, zatem według urzędu skarbowego popełniałem przestępstwo skarbowe!

– Dobra. Albo mi oddasz teraz, co do grosza, wszystkie wpływy, albo zgłoszę sprawę do prokuratury – oświadczyłem Kazikowi.

Mój kuzyn oniemiał, po czy oświadczył butnie, że i tak… niczego mu nie udowodnię! A kiedy wstałem i ruszyłem do wyjścia z dokumentami pod pachą, usiłował mi je wyrwać. I tutaj się przeliczył, bo chociaż jest młodszy ode mnie o dobre dziesięć lat, to jednak sięga mi tylko do ramienia, a ciężka fizyczna praca, do której przywykłem przez całe życie, sprawiła, że nadal mam niezłe bicepsy.

Kazimierz poleciał więc na ścianę, odbił się od niej jak piłka i legł na podłodze. Pozbierał się jednak i gdy już wsiadałem do auta, wyjechał z kolejną propozycją. Otóż oświadczył mi, że on kupi ode mnie mój dom!

– Dam ci za niego dobrą cenę! Od nikogo lepszej nie dostaniesz! – wykrzykiwał, podskakując wokół samochodu.

No cóż, nie mam pojęcia, ile mi chciał zaoferować, i guzik mnie to obchodzi. Skończyłem robienie interesów z tym oszustem! Zgłosiłem całą sprawę na policję i do prokuratury. Wyjaśniłem kwestie finansowe z urzędem skarbowym, a dom sprzedałem właścicielce szkółki językowej za całkiem rozsądną cenę. Podobno już dawno pytała Kazika, czy ten dom będzie na sprzedaż, ale on ją zbywał. No cóż, nie zależało mu na tym przecież, abym pozbył się tej nieruchomości, bo wtedy by nie mógł czerpać z niej regularnych korzyści. Jeszcze mi odda wszystko co do grosza, a nawet więcej, bo będę domagał się w sądzie odszkodowania!

Czytaj także:
„Mój własny kuzyn przez chciwość i pazerność prawie doprowadził mnie do ruiny. Nawet rodzinie nie można już ufać...”
„Zatrudniłem się w firmie kuzyna i żałuję. Zamiast dać mi etat i podwyżkę ten chytrus wolał kupić żonie nowiutkie Audi”
„Nie mam dzieci, więc postanowiłam zapisać majątek córce kuzyna. Zmieniłam zdanie gdy wyszło, że to szczwana pijawka”

Redakcja poleca

REKLAMA