„Kupiłem domek letniskowy w Tatrach. Gdy dowiedziała się o tym rodzina, moje marzenia o ciszy obrócili w pogorzelisko”

facet fot. iStock by Getty Images, RicardoImagen
„Gośka przyjechała z mężem oraz z dziećmi i przez kilka dni siedziała mi na głowie. Domek traktowała jak swoją własność i robiła w nim wszystko co chciała. W takich warunkach nie dało się odpocząć”.
/ 14.09.2024 11:15
facet fot. iStock by Getty Images, RicardoImagen

Góry od zawsze mnie fascynowały. I chociaż na co dzień mieszkałem w dużym mieście, to gdy tylko miałem chwilę wolnego czasu, wyjeżdżałem w polskie Tatry. To właśnie tam odpoczywałem od problemów, zgiełku i nadmiernych bodźców. To właśnie tam czułem się wolny i szczęśliwy.

Tatry były moją pasją

Dlatego gdy znalazłem atrakcyjne ogłoszenie zakupu małego domku pod Tatrami, nie wahałem się ani chwili. Już sobie wyobrażałem, jak będę spędzać tam wszystkie urlopy i wolne dni, delektując się ciszą, spokojem i pięknem przyrody. Niestety, o domku dowiedziała się także rodzina.

Doskonale pamiętam dzień, kiedy pierwszy raz stanąłem u podnóża polskich Tatr. Miałem wtedy niecałe siedem lat, a moi rodzice właśnie zabrali mnie do Zakopanego. I to właśnie wtedy mój tata pokazał mi coś, co już na zawsze miało się stać moją pasją.

– Góry są piękne – powtarzał każdego dnia, gdy przemierzaliśmy niezliczone kilometry szlaków. – Sam się przekonasz, że gdy raz się w nich zakochasz, to będzie miłość do grobowej deski – zapewniał mnie.

I wcale się nie pomylił. Góry zawładnęły całym moim sercem i już nie potrafiłem bez nich żyć. A gdy patrzyłem na szczyty wznoszące się nad miastem, to miałem poczucie, że jestem dokładnie w tym miejscu, w którym zawsze chciałem być.

Ciągle tam jeździłem

Skończyłem szkołę podstawową, a potem liceum i studia. I przez te wszystkie lata regularnie jeździłem w Tatry, aby chociaż przez chwilę poczuć ich siłę, piękno i monumentalność. To właśnie tam podejmowałem najważniejsze decyzje w życiu i mierzyłem się ze swoimi wątpliwościami i lękami. I to także tam rozwiązywałem wszystkie problemy, które na nizinach wydawały się nie do rozwiązania. Byłem związany z górami już na zawsze.

Wielokrotnie rozważałem przeprowadzkę na południe Polski. Ale rzeczywistość szybko sprowadzała mnie na ziemię. Musiałem przecież zarabiać, a Zakopane nie gwarantowało takich zarobków jak stolica. Dlatego zdecydowałem się na kompromis. Postanowiłem, że będę żyć i pracować w stolicy, a we wszystkie wolne dni będę uciekał w góry. Jednak miało to swoje koszty.

– Pożyczysz mi trochę kasy do wypłaty? – zapytałem kumpla któregoś dnia. Właśnie zapłaciłem za nocleg w Tatrach i na moim koncie niewiele już zostało. A jeszcze musiałem zatankować auto na drogę i zaopatrzyć się w podstawowy prowiant.

– Znowu wyjeżdżasz w góry? – zapytał Marek. On doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jakie mam hobby. Co więcej – kilka razy wyjeżdżał ze mną, ale na dłuższą metę nie przypadło mu to do gustu.

– Dokładnie – odparłem. – To ostatni moment, aby pochodzić po górach przed nadejściem zimy – dodałem. I od razu zacząłem opowiadać, jakie szlaki zamierzałem odwiedzić. Marek tylko machnął ręką i sięgnął po portfel.

Jego rada była słuszna

– Na twoim miejscu zastanowiłbym się nad jakimś domkiem w górach – powiedział.

Spojrzałem na niego z niedowierzaniem.

– Nigdy nie będzie mnie na niego stać – odparłem. I chociaż zarabiałem całkiem niezłe pieniądze, to jednak zdawałem sobie sprawę z tego, ile taki domek mógłby kosztować.

– Niekoniecznie – powiedział kumpel. – Policz, ile wydajesz na noclegi w Tatrach. Myślę, że za tą samą kwotę spokojnie mógłbyś spłacać kredyt – dodał. A potem powiedział, że naprawdę powinienem to przemyśleć.

Podziękowałem mu za radę i stwierdziłem, że raczej z niej nie skorzystam. Ale myśl o własnym domku w Tatrach nie dawała mi spokoju. Przez całą drogę na południe zastanawiałem się, czy jednak nie mógłbym rozważyć takiego scenariusza. A gdy tylko dotarłem do Zakopanego, to od razu sprawdziłem lokalne ogłoszenia. I ku mojemu zdziwieniu okazało się, że takich domków na sprzedaż jest naprawdę sporo. A ich ceny wcale nie zwalały z nóg.

W mojej głowie zaczął kiełkować pewien pomysł. Gdy tylko wracałem z górskich szlaków, to umawiałem się z potencjalnymi sprzedającymi. I w ciągu zaledwie kilku dni znalazłem bardzo atrakcyjne oferty. A gdy okazało się, że w wielu przypadkach istnieje możliwość negocjacji ceny, to nie wahałam się już ani chwili.

Wszyscy się dowiedzieli

Od razu po powrocie udałem się do banku i złożyłem wniosek o kredyt. A gdy tylko pieniądze wpłynęły na moje konto, podpisałem umowę  z jednym ze sprzedających i wpłaciłem zaliczkę. I w ten oto sposób stałem się właścicielem niewielkiego domku w swoich ukochanych górach. Od tej pory zamierzałem spędzać tam jak najwięcej czasu. Nie przewidziałem jednego – że mojej rodzinie także spodoba się domek w górach.

Już kilka dni po finalizacji transakcji wyjechałem do swojego miejsca na ziemi. I gdy tylko przekroczyłem próg domku i spojrzałem przez okno na rozpościerające się wokół góry, poczułem się najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Postanowiłem zadzwonić do Marka.

– Dzięki, że mnie do tego namówiłeś – powiedziałem, gdy tylko odebrał telefon. – Wiesz, że jesteś tu zawsze mile widziany – dodałem. 

Marek tylko się roześmiał i powiedział, że kiedyś na pewno skorzysta z okazji. A ja bardzo na to liczyłem, bo miałem nadzieję, że mój kumpel jednak przekona się do gór i górskich wycieczek. Jednak to nie Marek był pierwszym gościem w moim skromnym domku. Kilka dni później zadzwoniła do mnie siostra, z którą nie utrzymywałem zbyt bliskich kontaktów.

– Rodzice mówili, że masz domek w górach – usłyszałem niemal od razu po przywitaniu się. – Czy mogłabym przyjechać na kilka dni? Ostatnio mam ciężki okres w pracy i taki odpoczynek bardzo dobrze by mi zrobił.

Czułem się jak w hotelu

Tak szczerze powiedziawszy, to nie bardzo miałem ochotę gościć u siebie Gośkę. Moja siostra nigdy nie przepadała za Tatrami, więc jej prośba była zupełnie niezrozumiała. Ale co miałem zrobić? Zgodziłem się.I to był najgorszy tydzień w moim życiu.

Gośka przyjechała z mężem oraz z dziećmi i przez kilka dni siedziała mi na głowie. Domek traktowała jak swoją własność i robiła w nim wszystko co chciała – od oglądania telewizji przez pół nocy, poprzez głośne kolacje ze swoim mężem, aż po szaleńcze wygłupianie się ze swoimi dzieciakami. W takich warunkach nie dało się odpocząć. Nic więc dziwnego, że miałem już tego serdecznie dosyć.

Gdy w końcu wyjechała, to odetchnąłem z ulgą. Nie potrwało to długo. Kilka dni później zadzwoniła ciotka i powiedziała, że chciałaby przyjechać na kilka dni.

– U ciebie zawsze taniej niż w pensjonacie – wypaliła prosto z mostu. A gdy chciałem się wymigać od tej wizyty, to zakomunikowała, że jest już w trakcie pakowania. Nie miałem serca jej odmówić.

W tym przypadku wizyta członka rodziny też nie należała do najprzyjemniejszych. Ciotce wydawało się, że jest na wczasach i za nic  nie chciała zrozumieć, że nie będę jej usługiwać. Gdy obrażona wyjechała po kilku dniach, to także odetchnąłem z ulgą.

Sam byłem sobie winien

Kolejne miesiące były coraz gorsze. O moim domku dowiadywali się kolejni członkowie rodziny, którzy nagle postanowili odnowić więzy rodzinne. Nagle każdy z nich zakochiwał się w górach i marzył o spędzeniu tutaj chociaż kilku dni. A ponieważ ja miałem  domek, to podejmowali decyzję o skorzystaniu z mojej gościny. I zupełnie ich nie obchodziło, że ja wcale nie mam na to ochoty.

Jednak muszę przyznać, że było w tym sporo mojej winy. Nikomu nie potrafiłem odmówić. I gdy przez mój domek przewijał się tabun ludzi, to zaciskałem zęby i nie wyrażałem swojego sprzeciwu.

– Dziwisz się, że traktują to miejsce jak hotel? – zapytał mnie Marek, który w końcu postanowił mnie odwiedzić. – Przecież nikomu z nich nie powiedziałeś, że nie życzysz sobie ich wizyt. A oni to wykorzystują – dodał.

W pierwszym odruchu chciałem wszystkiemu zaprzeczyć. Ale sam przed sobą musiałem przyznać, że Marek ma rację. Za każdym razem byłem niezadowolony z wizyty siostry, ciotki, kuzyna, stryjka i całej reszty bliższej lub dalszej rodziny. Ale nigdy nie zaprotestowałem i nie wyraziłem swojego sprzeciwu. I chociaż wewnętrznie się we mnie gotowało, to na zewnątrz nie dawałem nic po sobie poznać.

– Masz rację – powiedziałem. – Ale dosyć z tym.

Jak postanowiłem, tak zrobiłem. Każda osoba dzwoniąca w sprawie przyjazdu spotykała się z moją odmową. A gdy pytała o powód mojej decyzji, to mówiłem zgodnie z prawdą, że po prostu sobie tego nie życzę. Byłem nieugięty.

To wszystko przyniosło oczekiwany rezultat. Mój domek przestał być hotelem dla całej rodziny, a stał się tym, czym miał być od samego początku – moim azylem.

Tomasz, 38 lat

Czytaj także:
„Lista składek klasowych na zebraniu szkolnym nie miała końca. Jak to wszystko opłacę, nie będę miała na chleb i kaszę”
„Przyjaciółka oskarżyła mnie o romans ze swoim mężem. Przekonałam się, jak jedna plotka może zniszczyć życie”
„Córka na 16-te rodziny chciała imprezę za 5 tysięcy. Gdy odmówiłam, nazwała nas biedakami i kazała wziąć pożyczkę”

Redakcja poleca

REKLAMA