„Kupiłam domek nad morzem. W wakacje odwiedzały mnie pielgrzymki, bo rodzinie przecież nie odmówię”

zamyślona kobieta fot. Adobe Stock, olly
„– Kuzyn Andrzej? – zdziwiłam się. – Prawie cię nie poznałam. Ile to już lat? Osiem? – No, chyba tak. Jakoś tak się złożyło, że wcześniej nie wpadaliśmy na siebie, ale teraz będziemy widywać się częściej – oznajmił, jakby to on decydował o tym”.
/ 09.08.2024 19:30
zamyślona kobieta fot. Adobe Stock, olly

Każdy człowiek ma jakieś marzenia. Moim było posiadanie małego domku nad morzem. Odkładałam grosz do grosza, aż w końcu udało mi się kupić wymarzoną daczę. Było idealnie, aż do momentu, gdy diabeł mnie podkusił, żeby pochwalić się krewnym. Bliższa i dalsza rodzina postanowiła zmienić moją oazę spokoju w darmowy pensjonat, bo przecież „na pewno nie odmówię”.

Bałtyk skradł moje serce

Doskonale pamiętam moje pierwsze wczasy nad morzem. Miałam siedem lat. Ojciec pracował wtedy w odlewni, która dysponowała sporym ośrodkiem wypoczynkowym w Łebie. Na wygrodzonym terenie mieściło się kilkanaście niewielkich domków letniskowych oraz duża świetlica połączona z kuchnią, stołówką i zapleczem sanitarnym.

Mimo że w tamtych czasach ruch na drogach był niewielki, jechaliśmy cały dzień. Czteroosobowa rodzina zamknięta w małym fiacie, który uginał się pod ciężarem walizek przymocowanych do bagażnika dachowego. Żadnych wygód, żadnej klimatyzacji. Dziś niewiele osób zdecydowałoby się na podróż w takich warunkach, ale wtedy nikt nie narzekał. Przeciwnie, humory nam dopisywały, odkąd tylko opuściliśmy Śląsk. Przez całą drogę piosenka nie schodziła nam z ust, a na postojach zajadaliśmy się kanapkami ze schabowym i delektowaliśmy się herbatą z termosu.

Zakochałam się w Bałtyku od pierwszego wejrzenia. Rześkie słone powietrze sprawiło, że pierwszy raz w życiu mogłam odetchnąć pełną piersią. No i ten widok – morski bezkres, za którym nieśmiało skrywała się tarcza słońca. Właśnie wtedy obiecałam sobie, że gdy dorosnę, będę tam spędzać każde wakacje.

Wakacje słono nas kosztowały

Każdej obietnicy należy dotrzymać, zwłaszcza tej, którą złożyło się sobie. Jako nastolatka regularnie wyjeżdżałam nad polskie morze. Nie potrzebowałam wiele do szczęścia. Wystarczył mi namiot, gitara, bilet kolejowy i grupa przyjaciół. Właśnie tak spędzaliśmy każde wakacje, z których do dziś mam piękne wspomnienia.

Przychodzi jednak taki czas, gdy człowiek potrzebuje więcej wygód. W końcu spanie na karimacie przestało mi służyć. Ostatnie wczasy pod namiotem spędziłam jako trzydziestoczterolatka. Byłam już wtedy mężatką. Oboje z Mariuszem wróciliśmy do domu obolali jak po trekkingu w Himalajach. Właśnie wtedy postanowiliśmy, że następne wakacje spędzimy w wygodnym pensjonacie.

To był jeszcze czas, kiedy paragony nie straszyły aż tak bardzo, jak dzisiaj, ale i tak było drogo. Wciąż jeszcze byliśmy na dorobku, więc musieliśmy się liczyć się z każdym groszem. Urlop upłynął nam pod znakiem oszczędności, a i tak wróciliśmy do domu z niemal pustymi portfelami.

Postanowiliśmy odłożyć pieniądze 

– A może powinniśmy się zastanowić nad kupnem małego domku nad morzem? – zaproponowałam, gdy po powrocie podsumowaliśmy wszystkie wydatki.

– Skarbie, bądź realistką. Ceny nad Bałtykiem są zaporowe. Nie stać nas na taki luksus.

– Nie mówię, że teraz, ale może w przyszłości. Pomyśl tylko, oszczędzaliśmy na czym tylko się dało, a i tak wróciliśmy spłukani. Gdybyśmy odmawiali sobie wczasów przez kilka lat i odkładali każdy wolny grosz, mogłoby się udać. Teraz, póki jeszcze nie mamy dzieci, jest na to najlepszy czas.

– Sam nie wiem. To by oznaczało sporo wyrzeczeń.

– Wolę poświęcić kilka lat i później cieszyć się wypoczynkiem w wymarzonej daczy, niż co roku trzymać się za kieszeń. Ceny będą rosnąć z sezonu na sezon. To nieuniknione.

– Jest w tym sporo sensu. Dobrze, spróbujmy.

Udało nam się kupić mały domek

Zajęło nam to dziewięć lat, ale w końcu dopięliśmy swego. Bez kredytów i niczyjej pomocy. W marcu staliśmy się posiadaczami domku letniskowego położonego w małej wsi niedaleko Jastrzębiej Góry. To żadna luksusowa rezydencja. Ot, zwykła drewniana chatka z niewielką sypialnią, kuchnią połączoną z pokojem dziennym i małą łazienką. Ale dla mnie to spełnienie marzeń. Do plaży mamy około 700 metrów, a turyści prawie tam nie docierają. Właśnie o czymś takim marzyłam – o miejscu, w którym będę mogła wypoczywać w niezmąconej ciszy, napawając się szumem fal.

Oboje wzięliśmy bezpłatny urlop, by wykonać niezbędne prace remontowe. Chcieliśmy doprowadzić nasz domek do porządku jeszcze przed nastaniem sezonu, a nie mieliśmy zamiaru uszczuplać przysługującego nam wolnego. Inauguracyjne wakacje miły być długie i po prostu idealne. Na szczęście nie było tego dużo i ze wszystkim poradziliśmy sobie bez zatrudniania fachowców.

Pochwaliłam się siostrze 

Nastał czerwiec – czas zasłużonych wakacji. Wyjechaliśmy w nocy, by nie zmarnować nawet jednej chwili. Dotarliśmy na miejsce i nie mogliśmy wyjść z podziwu dla samych siebie, że tego dokonaliśmy.

– To naprawdę jest nasze – powiedziałam do męża, stojąc przed domkiem.

– Aż trudno uwierzyć, prawda?

– Tak długo czekaliśmy na ten moment.

– Wejdźmy do środka i rozpakujmy się.

– Zaczekaj, wyślę MMS-a do Anety. Szczęka jej opadnie, gdy to zobaczy.

Ustawiliśmy się na tle domku. Mariusz objął mnie ramieniem, a ja pstryknęłam fotkę i wysłałam ją do siostry. Kilka chwil później rozdzwonił się mój telefon.

– Dlaczego nic nie powiedziałaś, że kupiliście domek nad morzem? – zapytała z pretensją w głosie.

– Przecież właśnie to zrobiłam.

– Ale jak? – nie mogła się nadziwić.

Lata wyrzeczeń i w końcu się udało.

– Zazdroszczę ci. Też chciałabym mieć coś takiego.

Nie powiedziałam tego na głos, ale pomyślałam, że rzeczywiście ma nam czego zazdrościć. Jeszcze raz zmierzyłam wzrokiem naszą skromną posiadłość, jakbym chciała się upewnić, że to nie sen.

– Domek ciasny, ale własny – skwitowałam z fałszywą skromnością.

Zjawili się następnego dnia

Pierwsza noc była niesamowita. Obudził mnie klangor mew i zapach kawy. Spojrzałam na zegarek. Była siódma.

– Nie wstałeś za wcześnie? – zapytałam męża.

– A skąd! Wyspałem się jak nigdy. Mam nadzieję, że ty też dobrze spałaś?

– Wspaniale. Przygotuję śniadanie.

Zajadaliśmy jajecznicę przed domem, gdy pod bramę podjechał samochód.

– Czy to przypadkiem nie jest auto Anety?

– Chyba tak – odpowiedziałam, choć wcale nie musiałam, bo sekundę później wyskoczyła z niego moja siostra.

– Witaj, skarbie! – wrzasnęła, choć zawsze była raczej powściągliwa w okazywaniu uczuć.

– A co wy tu robicie? – zdziwiłam się.

– Pomyślałam, że dotrzymamy wam towarzystwa przez kilka dni. Sami przecież będziecie się tu nudzić.

– Nuda nam nie grozi, ale miło że wpadliście. Chyba damy radę ulokować was w pokoju dziennym.

Nie mówiłam szczerze. Wcale nie było mi miło, a po minie męża wywnioskowałam, że on też nie cieszy się z niezapowiedzianej wizyty szwagierki. Ale skoro już przyjechali, nie mogłam ich wygonić.

Gości ciągle przybywało

Kilka godzin później Mariusz spostrzegł kolejny samochód kierujący się w stronę naszego domku.

– Aneta, komu jeszcze powiedziałaś, że kupiliśmy dom? – zapytał moją siostrę.

– Kilku najbliższym osobom. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego trzymacie to cudo w tajemnicy przed wszystkimi.

– Właśnie dlatego – wysyczałam przez zaciśnięte zęby.

Przyjechał brat szwagra ze swoją dziewczyną, chyba już trzecią w tym roku. Znałam ich dość dobrze, ale nie byli mi na tyle bliscy, bym chciała spędzać z nimi urlop.

– Aneta, przecież domek jest za mały na tyle osób – skarciłam siostrę.

– Oj, nie przesadzaj. Ulokujesz ich na podłodze. Przecież nie odmówisz rodzinie. Zostaniemy tylko do niedzieli.

Odliczałam godziny do ich wyjazdu. Gdy wreszcie łaskawie się wynieśli, odetchnęliśmy. Jednak niebawem okazało się, że w te wakacje nie będzie dane nam cieszyć się spokojem.

Rodzina sobie o nas przypomniała

– Witaj, kuzynko! – wykrzyczał radosnym głosem mężczyzna, który podjechał pod naszą bramę.

– Kuzyn Andrzej? – zdziwiłam się. – Prawie cię nie poznałam. Ile to już lat? Osiem?

– No, chyba tak. Jakoś tak się złożyło, że wcześniej nie wpadaliśmy na siebie, ale teraz będziemy widywać się częściej – oznajmił, jakby to on decydował o tym.

– Niech zgadnę. Aneta powiedziała ci, że kupiliśmy dom?

– A jak! Przesłała mi zdjęcie i adres, więc wpadliśmy w odwiedziny. Muszę przyznać, kuzynko, że zaimponowałaś mi. Szarpnąć się na coś takiego... no, no! – wyraził aprobatę.

W te wakacje mieliśmy jeszcze dwie niezapowiedziane wizyty. Ludzie zachowują się, jakby zwariowali. Kupiliśmy ten dom dla siebie. Nasza wymarzona dacza nie jest azylem dla krewnych, którzy liczą na darmowe wakacje. Pluję sobie w brodę, że nie wygoniłam ich od razu. Byłam za miękka, ale koniec z tym. W przyszłym roku nie chcę widzieć u siebie nikogo i nie omieszkam poinformować wszystkich o tym.

Kinga, 43 lata

Czytaj także: „Sądziłam, że w pracy zdobyłam przyjaciół na śmierć i życie. Gdy wyleciałam na bruk, pokazali swoje prawdziwe oblicze”
„Chwaliłam się koleżankom, jaką mam zaradną córkę. Kaprys losu sprawił, że moja duma przerodziła się w zażenowanie”
„Eks uważał, że mam za małe ambicje jako księgowa. Wzięłam się w garść i teraz to on będzie nosił mi kawę do gabinetu”

 

 

Redakcja poleca

REKLAMA