– Kaśka, jedziemy do Krakowa! – stwierdziła nagle Ewka, z trzaskiem zamykając książkę, z której uczyła się do egzaminu. Spojrzałam na nią zdziwiona.
– Mamy sesję. A poza tym za co? – zapytałam z przekąsem.
Była połowa miesiąca, pieniądze miałam dokładnie wyliczone, a skromne nadwyżki odkładałam na wakacje. Wprawdzie latem miałam pracować u wujka w pubie – latem było więcej gości i każda para rąk się przydawała – ale chciałam też gdzieś wyjechać. Marzyła mi się dwu-, trzytygodniowa podróż po Europie. Nęciła mnie Francja, ale to drogi kraj, więc każdy grosz był na wagę złota. A tu nagle Ewka wyskakuje z tym Krakowem.
– Ty się lepiej ucz. Jak zawalisz egzamin, to skąd weźmiesz pieniądze na poprawkę? – fuknęłam, ale ona zupełnie się nie przejęła.
– Czuję, że już nie wkuję ani jednej definicji. Za moment przegrzeją mi się zwoje, jeśli nie dam im chwili wypoczynku. Ty sobie rób, co chcesz, ja jadę! – usłyszałam.
– Gdzie zamierzasz spać? Na dworcu czy na plantach? – parsknęłam. – Bo na hostel za stówę dziennie chyba cię nie stać?
– Nie wiem. Ale i tak pojadę!
Mam spać u obcego typa? Nie ma mowy!
Wiedziałam, co to znaczy. Kiedy Ewka się na coś uparła, to nie było zmiłuj. Kiedy następnego dnia wieczorem wróciłam do akademika, moja przyjaciółka rzuciła do mnie radośnie.
– Pakuj się! Mamy lokum za friko! Kupiłam już bilety w obie strony. Wisisz mi sześćdziesiąt złotych!
– Jakim cudem?! – byłam w szoku.
– Ma się te swoje sposoby – wykręcała się, ale w końcu nie wytrzymała i powiedziała, o co chodzi.
– Puściłam informację na fejsie, że studentki szukają chaty na dwie weekendowe noce i zgłosił się jakiś chłopak – usłyszałam.
Zamarłam.
– Zwariowałaś? – zapytałam cicho. – Chcesz powiedzieć, że jedziemy do obcego faceta i będziemy u niego spały? Tak po prostu?
– No, nie tak po prostu, bo mu obiecałam, że jak będzie chciał zwiedzić Toruń, to może przyjechać i spać u nas – Ewka wzruszyła ramionami.
– I on się do tego zapalił? To na bank jest nienormalny! Albo… ma złe zamiary – wzdrygnęłam się.
– Nie przesadzaj. Zobacz, ilu ma znajomych na Facebooku! Nie może być świrem – Ewka spojrzała na mnie jak na wariatkę.
Nie dogadamy się – pomyślałam.
– Nigdzie nie jadę – dodałam głośno.
– Nie wygłupiaj się! Bez ciebie nigdzie się nie ruszę! – oświadczyła Ewa.
I o to chodzi – uśmiechnęłam się w duchu. Moja przyjaciółka kładła się do łóżka naburmuszona. Ale widziałam, że to nie koniec. Na bank liczyła, że jeszcze zmienię zdanie. Zwykle nie miała problemów, by mnie przekonać.
Nie tym razem – pomyślałam.
To była najlepsza możliwa decyzja
– Acha, słuchaj, ten gość powiedział, że w rewanżu za nocleg możemy mu przywieźć jakąś starą płytę. Jest fanem Zauchy – wymamrotała, już zasypiając.
Zauchy?! – ta wiadomość mnie zelektryzowała. Zakochałam się w nim, gdy miałam pięć lat. Babcia miała wszystkie jego płyty i puszczała je na okrągło. Nie znałam do tej pory nikogo w moim wieku, kto by go lubił. Większość rówieśników nawet o nim nie słyszała. Piosenkarz za życia wydał pięć płyt. Szósta wyszła po jego tragicznej śmierci. Miałam wszystkie. I chociaż wiedziałam, że zostały wydane na nowo, to ceniłam sobie moje stare winyle. Wiedziałam, że wcale niełatwo je dostać.
Marzenie ściętej głowy, żeby jakąś kupić. Ten facet pewnie doskonale o tym wie – pomyślałam.
Następnego dnia wstałam przed Ewą, zjadłam szybkie śniadanie i poleciałam na uczelnię, żeby dorwać profesora, który miał mi wpisać zaliczenie. Biegłam akurat ulicą Wysoką, gdy nagle jak wryta zatrzymałam się przed antykwariatem. Sprzedawali w nim głównie książki, ale były też stare mapy, pocztówki, fotografie i płyty winylowe. Do tej pory nie zwracałam na to uwagi, a teraz pierwszą rzeczą, która rzuciła mi się w oczy była kolorowa okładka płyty Zauchy, którą nagrał z zespołem Anawa.
– To niemożliwe! – przebiegło mi przez głowę. Nie była białym krukiem, ale że akurat tego dnia właściciele wystawili ją na wystawie. Z ciekawości zerknęłam. Kosztowała pięćdziesiąt złotych. To niewiele.
Kiedy wracałam z uczelni, nogi same poniosły mnie na Wysoką i po kilku minutach maszerowałam już z winylem pod pachą.
– Gdzie to dostałaś?! A jednak jedziesz ze mną! – ucieszyła się Ewa.
– Wygląda na to, że jadę – potwierdziłam. Chyba mi odbiło, ale… raz kozie śmierć! – pomyślałam.
Poczułam, że w sumie bardzo chcę poznać tego fana Zauchy.
I bardzo dobrze zrobiłam. Natychmiast z Bartkiem się polubiliśmy i przez następne dwa lata szyny kolejowe między Toruniem a Krakowem były rozgrzane do białości, kiedy odwiedzaliśmy się w weekendy. Od tego miesiąca będą miały w końcu trochę wytchnienia, bo zamieszkaliśmy razem w Krakowie. Dwie ulice od Teatru Stu, w którym tuż przed śmiercią Andrzej Zaucha występował w musicalu „Pan Twardowski”.
Czytaj także:
„Po 7 latach moje małżeństwo istniało tylko na papierze. I wtedy Cyganka przepowiedziała mi, że spotkam miłość życia”
„Porzuciłam miłość życia, żeby związać się z byle bawidamkiem. Teraz bardzo tego żałuję, ale mój ukochany właśnie się żeni”
„Mąż zrobił dziecko mojej najlepszej przyjaciółce. Powinnam mu podziękować, bo dzięki temu spotkałam miłość życia”