„Książę z bajki okazał się wybrakowany. Był żonaty. Matka mówiła, że nawet faceta nie umiem sobie znaleźć”

kobieta, która nie ma szczęścia w miłości fot. Adobe Stock, Marina P.
„Matka zawsze powtarzała, że do niczego się nie nadaję. Nawet nie umiem znaleźć sobie faceta, mimo 40-tki na karku. Ciągle dzwoniła z pretensjami. Zawsze ujawniały mi się wtedy wszelkie objawy nerwicy”.
/ 24.12.2021 06:09
kobieta, która nie ma szczęścia w miłości fot. Adobe Stock, Marina P.

– Urlop? No nie wiem, mamy napięte terminy – Mateusz spojrzał na mnie krzywo; nigdy nie wiedziałam, co myśli, i czy zgodzi się na to, co proponowałam.

Z reguły wysuwał dziesiątki kontrargumentów, może dlatego awansowali go na szefa, innych powodów nie było. Owszem, był dobry, ale na poprzednim stanowisku. Na obecnym podejmował kretyńskie decyzje, a potem zwalał winę na współpracowników. Szczególnie upodobał sobie mnie, tępiąc moje projekty z podziwu godnym uporem. Im miałam lepsze pomysły, więcej pracowałam, tym gorzej mnie traktował.

– Za bardzo się starasz – perswadował mi Maniuś na cotygodniowym piwie, na które chodziliśmy tylko we dwójkę, pogadać. – Mateuszek widzi w tobie konkurencję, więc działa profilaktycznie, żeby cię ukrócić.
– Nie zależy mi na tym, żeby go wygryźć, nie jestem świnią – zdenerwowałam się nie na żarty, bo gdyby Maniuś miał rację, miałabym w pracy przekichane.
– Ale on o tym nie wie, sądzi ludzi po sobie. To paskudny koleś, uważaj na niego.
– A niby co mogę zrobić? – wzruszyłam ramionami i wzięłam duży łyk piwa.

O mało się nie zakrztusiłam, bo w tej samej chwili zadzwonił mój telefon.

– Mama, muszę odebrać – uśmiechnęłam się przepraszająco i wyszłam przed lokal.
– Gdzie jesteś?

Głos rodzicielki brzmiał zdecydowanie, gotów złamać mój wątły opór. Matka ma prawo wiedzieć, nie musi tłumaczyć dlaczego, za to ja – jak najbardziej. Gdzie jestem, z kim, o której zamierzam wrócić do domu i dlaczego tak późno. I w ogóle, niech ja się zastanowię nad sobą, mam już prawie czterdzieści lat, a wciąż jeszcze się nie ustatkowałam.

Nie założyłam rodziny, nikt mi nie poda szklanki wody 

– Dobry wieczór, mamo – jeżeli wydawało mi się, że w ten układny sposób uniknę odpowiedzi na pytanie, byłam w błędzie; musiała być w złym humorze, bo tylko ją nakręciłam.

Odsunęłam słuchawkę od ucha i pomasowałam ramię. Ostatnio często mi drętwiało, dziwnie i nieprzyjemnie, jakby od serca. Nawet byłam u lekarza, powiedział, że to nerwy, trzeba żyć spokojniej. Dobre sobie, popracowałby z naszym Mateuszkiem, to by nie był takim utopistą. Ze wszystkich stron coś się na mnie waliło, ktoś mnie dociskał – cholerny Mateuszek, mama, terminy w pracy. Żyłam pod presją, ale to nic dziwnego, wielu znajomych miało podobnie. Świat pędził do przodu, trzeba było nadążać, kto wymiękał, miał przechlapane.

– Tak, mamo – powiedziałam do słuchawki na odczepnego i nagle się przestraszyłam.

Lewa ręka całkiem zdrętwiała, koło serca zaczęło kłuć. Oblał mnie zimny pot, na drżących nogach wróciłam do Maniusia.

– Coś mi się porobiło – powiedziałam, padając na krzesło.

Musiałam wyglądać tak, jak się czułam, bo Maniuś się przestraszył, chciał zadzwonić po pogotowie, ledwie go powstrzymałam, zapewniając, że zaraz mi przejdzie. Rzeczywiście, po pewnym czasie kłucie ustąpiło.

– Kiedy byłaś na urlopie? – spytał Maniuś.

On jeden się o mnie troszczył, nie stawiał żądań, nie wytyczał celów, był najlepszym przyjacielem, jedynym, jakiego miałam. Wzruszyłam się, niewypłakane łzy tylko na to czekały. Maniuś się przestraszył.

– Monia, co się dzieje? Nie płacz. Musisz odpocząć, wypaliłaś się, dziewczyno. Najlepiej wyjedź w ciepłe strony, wygrzejesz się na słońcu, posiedzisz pod palmą, naładujesz baterie i będziesz jak nowa.
– Zawsze chciałam zobaczyć Grecję – wytarłam nos w serwetkę. – Pojedziesz ze mną?
– Chciałbym, ale już byłem na urlopie, szef mnie nie puści, mamy straszny zasuw w robocie. Ale ty jedź, tylko przemyśl destynację, Grecja o tej porze roku może cię rozczarować.
– Na pewno nie – uparłam się.

Następnego dnia wystąpiłam o urlop, Mateuszek dla zasady się opierał, ale nie mógł mi ciągle odmawiać prawa do wypoczynku, więc z łaską się zgodził.

Fajny facet, nie szkodzi, że starszy. Niestety, zajęty

Dwa tygodnie później siedziałam w wietrznym porcie, patrząc na szare jak ołów morze i zastanawiałam się, czy nie upadłam na głowę. O tej porze roku nie było tu czego szukać, turyści wyjechali, tawerny pozamykano na głucho, promy przestały kursować. Utrzymywano tylko lokalną żeglugę dla miejscowych, którzy chcieliby się dostać na wyspę. Najbliższe połączenie miałam dopiero nazajutrz, o ile statek odpłynie, bo wiatr niepokojąco przybierał na sile.

– Dziś już promu nie będzie – potwierdził ktoś po po angielsku, stając koło mnie.
– Wiem.

Podniosłam głowę i zobaczyłam siwego, szczupłego pana, zdrowo po sześćdziesiątce.

– I co zamierzasz zrobić?

Strasznie był ciekawski, więc od razu zrobiłam się czujna.

– Coś wymyślę, nie śpieszy mi się – mruknęłam na odczepnego.
– Doskonała postawa, życie trzeba smakować powoli, wtedy można się nim cieszyć.

Rozmawialiśmy nadal po angielsku, gość mówił znacznie lepiej niż ja, kilku słówek nie zrozumiałam, ale mądrze pokiwałam głową, w nadziei, że sobie pójdzie. Wyjęłam nawet telefon i zaczęłam przeglądać pocztę, chcąc dać mu do zrozumienia, że rozmowa skończona. Namolny typek zerknął mi bez skrępowania przez ramię, ale nie zasłoniłam ekranu. Co on mógł zobaczyć, wiadomości? Niech patrzy i tak nic nie zrozumie.

Jesteś z Polski? Trzeba było powiedzieć, nie męczyłbym cię angielskim – zaczął się śmiać, jakby było z czego.

Kompletnie mnie zaskoczył, ale śmiał się tak zaraźliwie, że jego radość zaczęła mi się udzielać. Wiatr nadal wiał, fale uderzały o nabrzeże, kropił deszcz, a ja wybuchnęłam śmiechem. O dziwo, było mi całkiem dobrze, nawet ręka chwilowo nie dokuczała.

– Chcesz dostać się na wyspę? – spytał siwy, kiedy już się nacieszyliśmy nie wiadomo czym.

Pokiwałam energicznie głową.

– Możesz się zabrać ze mną, ale teraz, Spiro nie będzie czekał, wiatr się wzmaga. Okazję trzeba łapać w locie – podniosłam plecak i już byłam gotowa.

Na łodzi dowiedziałam się, że mam nie przejmować się falami, bo czuwa nad nami święty Spirydion, patron żeglarzy, którego imię nosił nasz przewoźnik, co podobno stanowiło gwarancję bezpiecznego dotarcia na suchy ląd. Spiro szczerzył zęby, siwy nie wyglądał na wylęknionego, więc i ja wsiadłam do łajby, polecając nasze dusze świętemu patronowi. Po drodze nowy znajomy zabawiał mnie rozmową, okazało się, że ma na imię Norbert i mieszka na stałe w tym rajskim zakątku, a Spiro to jego przyjaciel.

Drugim okazał się właściciel jedynej działającej tawerny, do której Norbert zaprosił mnie na posiłek. Nie odmówiłam, i tak miałam w planach późny obiad, a po przeprawie przez wzburzone morze zdecydowanie potrzebowałam czegoś mocniejszego na pokrzepienie. Zagłębiliśmy się w labirynt wąskich, wyłożonych granitowymi płytami uliczek, nawet zimą było tu prześlicznie, tylko strasznie pusto.

– Latem wyspę zaludniają turyści, stałych mieszkańców jest niewielu – objaśnił Norbert.

Ucieszyłam się, kiedy jednak kogoś zobaczyłam. Mężczyzna jadący na osiołku na nasz widok zrobił powitalny gest, coś powiedział i uśmiechnął się szeroko, jakbyśmy sprawili mu wielką radość.

– Powiedział, żebyś się nie smuciła w taki piękny dzień – przetłumaczył Norbert.

Odruchowo spojrzałam w niebo zasnute chmurami zwiastującymi kolejną falę deszczu.

– Piękny? Chyba żartował – zaśmiałam się z przymusem.
– Trzeba umieć żyć, wtedy każdy dzień jest piękny. Oni to potrafią, dlatego tu zamieszkałem. To była dobra decyzja, najlepsza z możliwych, być może uratowała mi życie. Byłem człowiekiem sukcesu, a czułem się jak wrak wyrzucony na mieliznę, pusty i zepsuty. Nic mnie nie cieszyło, przestałem sypiać, serce całkiem zwariowało.
– Mnie drętwieje ręka. Lewa – przyznałam się na fali obopólnych zwierzeń. – Nabawiłam się nerwicy przez szefa, codziennie rano toczę ze sobą walkę, żeby wyjść z domu, a najgorsze są poniedziałki. Mdli mnie, jak pomyślę, co mnie czeka w pracy.
– No to wiesz, przed czym uciekłem.
– No, nie każdy ma tyle szczęścia – kopnęłam ze złością kamień.
– A ty znowu o swoich brakach – uśmiechnął się ciepło Norbert. – Szczęście jest w nas, trzeba je tylko odnaleźć.

Doprawdy, uwielbiałam takie górnolotne maksymy

Dobrze mu było mówić, nie każdy ma tyle kasy, żeby kupić dom na greckiej wyspie i pędzić beztroskie życie.

– Myśl optymistycznie, jeszcze wszystko się ułoży, zobaczysz.
– Spróbuję – obiecałam uprzejmie i bez przekonania, wkraczając do tawerny.

Godzinę później opowiadałam Norbertowi o sobie, jakbym znała go całe życie.

– Jestem niepoukładana, ale czy to moja wina? Nawet z daleka nie widziałam takiego, z którym chciałabym spędzić życie – retsina szumiała mi w głowie, rozwiązując język. – Zawsze coś było nie tak, albo ze mną, albo z nim.
– Ojej – zmartwił się grzecznie Norbert.
– Koniecznie muszę szukać partnera? – zachichotałam. – Bez sensu, wiesz dlaczego? Nawet jak spotkam księcia, który wyratuje mnie z opresji, to jest trochę wybrakowany.

Zatkałam dłonią usta, żeby już żadne słowo z nich nie wyfrunęło. O żesz, cholera! Jak ja mogłam coś takiego powiedzieć! Norbert był taki miły i pomocny, a ja zachowałam się jak, nie przymierzając, mój szef, Mateuszek, czyli jak ostatnie prosię.

– Mówisz o mnie – upewnił się Norbert. – Nawet cię rozumiem, zważywszy na okoliczności, ale muszę cię rozczarować. Nie mogę być twoim księciem.
– Nie?

Nie zamierzałam nic mówić, to ta zdradliwa retsina. Stanowczym gestem odsunęłam karafkę z winem, łapiąc po drodze oburzone spojrzenie właściciela tawerny. Uśmiechnęłam się do niego przepraszająco.

– Chętnie oddałbym ci swoją rękę i połowę królestwa…
– Chyba odwrotnie – mruknęłam trzeźwo.
…ale mam żonę, na której, tak się składa, bardzo mi zależy. Zaraz ją poznasz, zawiadomiłem Marię, że mamy gościa. Tak że ten… Sama rozumiesz.

Machnęłam ze zniechęceniem ręką.

– Widzisz, jak to ze mną jest. A matka twierdzi, że to moja wina. Nie mam szczęścia w życiu, jednym się układa, inni mają pod górę. Ja codziennie zdobywam ośmiotysięcznik.
– Aż tak źle?
– Gdybyś poznał Mateuszka…

Zaczęłam opowiadać o potyczkach z szefem, który umiał mniej niż ja. Słuchał uważnie, od czasu do czasu wtrącając pasującą uwagę, jakby znał się na mojej pracy. Chciałam go właśnie o to spytać, ale nagle Norbert się ożywił.

– Maria przyszła!

Przywitali się jak po długiej rozłące, patrzyłam na nich z przyjemnością pomieszaną z łagodną melancholią. To było przyjemne uczucie, nostalgiczne, ale ciepłe. Nie pamiętałam już, kiedy ostatnio tak dobrze się czułam, wyspa i miłe towarzystwo zadziałały jak balsam. Marii również opowiedziałam o sobie, w czym bardzo wspomagał mnie Norbert. Super jest być między ludźmi, którzy stoją po twojej stronie.

– Mateuszek mnie wykończy, jestem tego pewna – podsumowałam podlane retsiną wywody.

Maria klasnęła w ręce.

– A nieprawda, moja droga, będzie dobrze, ja ci to mówię. Mam pomysł. Zrobimy sobie czarodziejskie zdjęcie na pamiątkę!

Fotkę naszej trójce cyknął moim telefonem właściciel tawerny. Spędziłam z tymi uroczymi ludźmi cały urlop, żegnałam ich na lotnisku ze łzami w oczach. Musiałam obiecać, że wrócę.

– Czekamy na ciebie w sierpniu, wtedy wyspa jest najpiękniejsza – Maria pocałowała mnie w policzek.
– Ja nigdy nie dostaję u Mateuszka urlopu latem – powiedziałam z żalem. – Ale dziękuję za zaproszenie.
– Pokaż mu zdjęcia z wakacji, niech zobaczy, jak tu fajnie, a na pewno wszystko dobrze się skończy. W ostateczności przekaż mu od nas pozdrowienia.

Maria mówiła bez sensu, ale Norbert uznał jej gadanie za dowcipne, bo bardzo się uśmiał. Nie pokazałam Mateuszkowi fotek z wyspy, sam zajrzał bezczelnie do mojego telefonu i zaczął złośliwie komentować bury kolor zimowego nieba. Przewinęłam szybko dalej, trafiając na zdjęcie z tawerny. Mateusz przestał się śmiać.

– Kto to jest? – pokazał palcem Norberta.
– Norbert, kazał cię pozdrowić – rzuciłam swobodnie, bo coś zaczęło mi świtać. Mateusz zlazł z mojego biurka.
– Nie wiedziałem, że się znacie.
– Nie wszystko muszę ci mówić – odparłam godnie i wstałam.

Mierzyliśmy się wzrokiem, on pierwszy odpuścił. Odszedł, mrucząc, że będzie u siebie. I dobrze, krzyż na drogę, musiałam jak najszybciej dorwać Maniusia, może on mi powie, w co wdepnęłam. Przyjaciel długo wpatrywał się w zdjęcie Norberta, po czym podrapał się w głowę.

– Nie jestem pewny, nie siedzę tak długo w branży, ale to chyba…

Wymienił znane nazwisko, które szybko wrzuciłam do wyszukiwarki. Wyskoczyło mnóstwo wyników i zdjęcia, na których Norbert był znacznie młodszy.

– Ten facet był wielkim guru reklamy, ale rzucił wszystko i zniknął – mówił Maniuś. – Ten człowiek to żywa legenda, gdyby chciał utrudnić życie twojemu szefowi, zrobiłby to z łatwością, mnóstwo osób w branży z radością wyświadczyłoby mu tę drobną przysługę. Mateusz musiał przeżyć szok, kiedy zobaczył, że spędziłaś z nim urlop. Teraz już będzie dla ciebie miły i sprawiedliwy, czy to nie piękne?

I tak było. Mój żonaty, wybrakowany książę z wyspy podarował mi możliwość spokojnej pracy i uratował przed koniecznością odejścia z firmy dla ratowania zdrowia. Moje dolegliwości zniknęły, czuję się spełniona i zadowolona, bo lubię to co robię i jestem w tym naprawdę dobra. A w sierpniu spotkam się z przyjaciółmi na wyspie! Już nie mogę się doczekać, obiecałam Mateuszkowi, że przyślę mu widokówkę. Niezbyt się ucieszył. 

Czytaj także:
Miałam być włoską księżniczką, a zostałam workiem treningowym
Moja matka wywołała skandal, bo miała 12 lat młodszego chłopaka
Po powrocie z zagranicy byłem w domu jak zbędny mebel

Redakcja poleca

REKLAMA