W pracy mieliśmy coraz więcej przestojów, aż w końcu kierowniczka powiedziała, że będą cięcia etatów. Wszyscy byliśmy przerażeni, związkowcy rozmawiali z zarządem, ktoś dał na mszę, ktoś znalazł nową pracę. W końcu ogłoszono, że póki co zwolnień nie będzie, ale będziemy wysyłani rotacyjnie na urlopy bezpłatne do czasu, kiedy zamówienia znowu się posypią. I tak zostałam z miesiącem wolnego, z którym nie wiedziałam, co zrobić.
– Znajdź sobie pracę dorywczą na ten czas – radziła rodzina. – W górach jest sezon turystyczny, poszukaj tam.
O dziwo, wcale nie było trudno. W pensjonatach, restauracjach i hotelach od Karpat po Sudety potrzebowano personelu. Ja znalazłam zatrudnienie na zastępstwo w kasie kolejki linowej. Bardzo się z tego cieszyłam, bo miałam spędzić miesiąc w zimowym kurorcie, praca była łatwa, a po odliczeniu pieniędzy na pokoik w suterenie domu wczasowego, miała mi zostać suma w sam raz na rachunki w rodzinnym domu.
Już pierwszego dnia w uzdrowisku przekonałam się jednak, że nie będzie mi tu łatwo tanio zjeść. Restauracje miały wywindowane ceny, a w moim pokoiku był tylko czajnik elektryczny, żadnej kuchenki. Radziłam więc sobie, zalewając wrzątkiem dania w proszku i zagryzając pieczywem. W pracy nie miałam czasu, by coś przekąsić, bo do kolejki na szczyt góry ustawiały się tłumy. Kolejny dzień upływał mi na mechanicznym przyjmowaniu pieniędzy i wydawaniu biletów. Słyszałam tylko:
– Dwa ulgowe, jeden normalny.
– A dziecko do czterech lat jest za darmo?
– Czy są zniżki dla seniorów?
Aż nagle…
– Jeden bilet i jeden uśmiech – powiedział ktoś i zatrzymałam rękę w połowie drogi do bloczka z biletami. – Przez panią jadę na górę już trzeci raz, a mam lęk wysokości, więc chyba uśmiech mi się należy?
Zamrugałam i skoncentrowałam wzrok na mężczyźnie za szybą. Miał wełnianą, kolorową czapkę i narciarską kurtkę. Trzydniowy zarost oraz uśmiech, od którego topiły się sople lodu zwisające z daszku mojej kasy. Nie wiedząc, jak zareagować, uśmiechnęłam się i wydałam mu bilet, a on położył na tacce pieniądze i karteczkę z numerem.
– Gdyby pani zechciała do mnie dzisiaj zadzwonić, to jutro nie będę musiał znowu marznąć na szczycie. Ale jeśli nie, to do zobaczenia tutaj. Choć ja naprawdę nie lubię kolejek górskich…
Kiedy odchodził, obejrzał się jeszcze. Spuściłam wzrok, próbując się szeroko nie uśmiechać… Nie miałam śmiałości zadzwonić do obcego mężczyzny, ale wysłałam do niego esemesa po pracy. Napisałam, że właśnie idę się przejść. Odpowiedź nadeszła po kilku sekundach. Spotkaliśmy się przy nieczynnej fontannie.
Zamówiłam najtańszą czekoladę
– Jestem Krystian – przedstawił się mój nowy znajomy. – Zimno strasznie. Pójdziemy na gorącą czekoladę?
Podobał mi się i chociaż miałam ochotę pospacerować, zgodziłam się na kawiarnię. Po drodze opowiadał mi, że przyjechał do kurortu z siostrą i jej znajomymi, ale po pierwszej lekcji narciarstwa stwierdził, że nigdy więcej.
– Nigdy nie jeździłem na nartach, wolę ciepłe klimaty – wyjaśnił. – Uwielbiam nurkować, surfować. Zwykle w zimie jeździliśmy… jeździłem tam, gdzie jest ciepło. Ale w tym roku…
Okazało się, że jest kilka miesięcy po rozwodzie i siostra zabrała go ze swoją paczką, żeby nie siedział w domu. Dużo mówił, nawet zapytał, czy mnie nie zanudza. Ale mnie się dobrze słuchało. W pijalni zamówiłam najtańszą czekoladę, myśląc z niechęcią o tym, że za te kilkanaście złotych mogłabym zjeść coś ciepłego. Ale nie chciałam, żeby facet płacił za mnie na pierwszej randce. Co innego, kiedy za kobietę płaci jej chłopak czy mąż, ale zwykle krępuje mnie, gdy robi to obcy mężczyzna. Krystianowi chyba się podobało nasze spotkanie, bo jeszcze nim dopił swoją orzechową czekoladę z piankami, zapytał, czy jutro też się zobaczymy. Powiedziałam ze śmiechem, że tak i że wcale w tym celu nie musi stać w kolejce po bilet.
W nocy myślałam tylko o nim
Nie sądziłam, że po trzydziestce mogę się zakochać w ciągu paru godzinach rozmowy. A jednak! Krystian całkowicie mnie oczarował. Nie mogłam się doczekać kolejnego spotkania. Czekał na mnie po zamknięciu kasy.
– Musisz być głodna – bardziej stwierdził niż zapytał. – Specjalnie nic nie jadłem od śniadania, żebyśmy mogli zjeść razem. Lubisz steki? Wiem, gdzie są najlepsze.
Ta propozycja trochę mnie przeraziła. To nie było jedzenie na moją kieszeń, a nie chciałam, by Krystian fundował mi taki drogi obiad. Uparłam się więc, że marzę o zapiekankach z budki i dużej porcji frytek.
– Też super – nie okazał rozczarowania.
Pod budką kazał mi zająć stolik, a sam poszedł zamówić. Przyniósł mi to, o co prosiłam, a ja zapytałam, ile mu oddać.
– Proszę cię, daj mi się poczuć jak mężczyzna – zrobił błagalną minę. – Moja mama by mnie zabiła, gdyby się dowiedziała, że dziewczyna, którą zabrałem na kolację, sama za nią płaci. A jutro idziemy na steki. Bez dyskusji, ja zapraszam!
Ale nim nastąpiło jutro, spędziliśmy razem wieczór. Łaziliśmy od knajpy do knajpy, tu wstąpiliśmy na grzane wino, tam na piwo z sokiem. Po paru godzinach zgłodnieliśmy i tym razem pozwoliłam mu zapłacić za placka po zbójnicku i grzańca. Odprowadził mnie pod pensjonat, ale nie chciałam go zapraszać do pokoju. Głupio mi było się przyznać, że mieszkam w suterenie wielkości klatki dla chomika.
– Czyli… jutro steki, tak? – zapytał i przyciągnął mnie do siebie.
Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo jego usta dotknęły moich. Nieco się spięłam tym tempem, ale nie odepchnęłam Krystiana, bo naprawdę coś do niego czułam. Rachunek za steki musiał wynieść dobrze ponad trzysta złotych, jeśli dobrze zapamiętałam pozycje z karty. Starałam się wybrać jak najtańsze danie, ale Krystian i tak kupił butelkę czerwonego wina, a potem nalegał, żebyśmy zjedli płonące naleśniki.
– Było cudownie – powiedział, żegnając się ze mną pod pensjonatem. – Szkoda, że sam nie mogę dla ciebie ugotować. Robię niezłą pomidorową, wiesz?
Kiedy to mówił, rozpiął mi kurtkę i wsunął pod nią dłoń, a potem otoczył mnie ramieniem w pasie, przyciągając do siebie. Jego twarz znowu była tuż przy mojej. Rozejrzałam się niespokojnie, bo przecież staliśmy na ulicy. Ale nic nie powiedziałam. Tym razem pocałunek trwał dużo dłużej, a pod moją kurtką znalazły się już obie ręce Krystiana. Kolejnego wieczoru zaczęłam się czuć skrępowana jeszcze zanim przyszło do pocałunków na pożegnanie. Bo mój nowy chłopak chciał mnie całować w każdym momencie. W knajpie, na ulicy…
– Daj spokój… – poprosiłam w restauracji, łagodnie się wykręcając.
– Coś nie tak? – zapytał. – Jesteś mężatką? – zaśmiał się, bo wiedział, że nie. – Boisz się, że ktoś zobaczy cię z twoim facetem?
– Nie boję się – zaprzeczyłam. – Tylko czuję się… trochę nieswojo.
– Więc może nie powinniśmy tego robić tutaj? – zapytał, patrząc mi głęboko w oczy. – Mam pokój w hotelu…
Miałam ochotę zniknąć
Nie chodziło o to, że on mi się nie podobał, bo tak, i to bardzo. Ale ja nie jestem „łatwa”. Nie chodzę do łóżka z facetem poznanym kilka dni wcześniej. Potrzebuję przynajmniej kilku, kilkunastu tygodni związku, głębszych rozmów, więzi…
– Co jest? – zrobił zaskoczoną minę, kiedy nie dałam się pocałować w usta. – Powiesz mi, o co chodzi?
No to powiedziałam. Że to dla mnie za szybko, że nawet się dobrze nie znamy, że jest wspaniały i w ogóle, ale nie mogę i nie chcę iść z nim do pokoju hotelowego.
– Ach tak? – spoważniał nagle. A potem odwrócił się i zaczepił kelnerkę: – Rachunek, proszę!
Teraz ja miałam ochotę zapytać, co się stało. Wyglądał na rozgniewanego.
– Ej – dotknęłam pojednawczo jego dłoni. – Ja nie mówię, że…
– Rachunek! – rzucił po raz drugi. Nawet na mnie nie spojrzał.
Nie chcesz seksu? To płać za siebie
Kiedy kelnerka go przed nim położyła, Krystian wyjął telefon, wyświetlił kalkulator i… zaczął dodawać kwoty. A potem kazał obciążyć swoją kartę tylko za to, co sam zjadł i wypił.
– Pani płaci za siebie – niemal warknął, a ja osłupiałam.
To była bardzo droga restauracja i zgodziłam się tam zjeść, bo Krystian sto razy podkreślał, że nie pójdzie więcej na zapiekankę z budki i tak naprawdę robię mu przyjemność, że zgadzam się z nim jeść jagnięcinę czy krewetki. Zawsze stanowczo żądał, bym pozwoliła mu za siebie zapłacić i powtarzał, że to on zaprasza. Moja połowa wyniosła ponad sto złotych i zapłaciłam ją z bólem serca. Ale jeszcze bardziej bolało mnie zachowanie Krystiana.
– Obraziłeś się, bo nie chcę iść z tobą do hotelu? – zapytałam, nie dowierzając. – Nie chciałam cię zranić…
– Nie schlebiaj sobie – syknął, sięgając po kurtkę. – W pół godziny znajdę pannę, która ze mną pójdzie, ładniejszą od ciebie. I nie będę musiał wydawać na nią pieniędzy przez kilka dni, żeby łaskawie pozwoliła się pocałować. Coś ty sobie myślała? Że znalazłaś sponsora na darmowe żarcie? Żal, dziewczyno, naprawdę żal!
Byłam tak zszokowana, że nic mu nie odpowiedziałam. Dopiero w nocy przyszło mi na myśl kilka możliwych ripost… Czy on naprawdę od początku liczył tylko na seks? Nie chodziło mu o to, że byłam, nie wiem… dla niego wyjątkowa? On dla mnie był. I na pewno w końcu bym się z nim kochała, bo już widziałam nas jako parę, nie tylko na ferie zimowe.
– Ależ jestem kretynką – mruknęłam w końcu do siebie.
Przez resztę pobytu w kurorcie bałam się, że na niego wpadnę, pewnie z jakąś nową dziewczyną w objęciach. Nie miałam już wątpliwości, że tak właśnie wykorzystywał czas urlopu. Do końca mojej sezonowej pracy jadłam tylko chińskie zupki. Co najśmieszniejsze, podrywało mnie jeszcze dwóch panów. Jeden oferował grzańca, drugi gofry, ale nie skorzystałam. Bałam się, że będą chcieli mnie potem całować albo obłapiać, żeby im się inwestycja zwróciła.
Po powrocie do pracy wybiorę się za to na coś dobrego z facetem, którego chce mi przedstawić siostra. I na pewno zapłacę za siebie! Pozwolę mu się zaprosić na jego koszt dopiero wtedy, kiedy będę miała do niego zaufanie. Tak chyba będzie najlepiej.
Czytaj także:
„Związałam się z maminsynkiem, który nie potrafił włączyć pralki ani wynieść śmieci. Wszystko za niego robiła mamusia”
„W święta miałam zostać sama jak palec. Z córką i synem byłam pokłócona. A przyjaciółka postanowiła wyjechać”
„Ukryłem pierścionek zaręczynowy w jajku niespodziance. Siostrzeniec zepsuł moje romantyczne zaręczyny”