Moje relacje z teściową nie należały do zażyłych, a nawet zawsze wydawały mi się nieco chłodne, dlatego zdziwiłam się, gdy uczyniła mnie powiernicą tajemnicy. Żeby tylko powiernicą! Udało jej się wepchnąć mnie w rolę wspólnika w podwójnej grze. Stałam się jej przykrywką, kimś, kto zapewnia lipne alibi. Nie podobała mi się ta fucha i coraz częściej zastanawiałam się, czy nie powinnam być bardziej asertywna.
Teściowie stanowili dobraną, choć jak dla mnie, strasznie nudną parę o mieszczańskich zasadach. Roku brakowało im do obchodów trzydziestej rocznicy związku, ale jak tak dalej pójdzie, to coś czuję, że nici z imprezy! Zaczęło się jakoś pod koniec lata. Zadzwoniła do mnie teściowa.
– Hej, Olu, przychodzicie do nas w niedzielę? – spytała.
Odwiedzaliśmy teściów przynajmniej raz w miesiącu, z reguły wpadaliśmy na niedzielny obiad. Powiedziałam, że nic się nie zmieniło w planach, ale jeżeli im nie pasuje, to możemy odłożyć wizytę na następną niedzielę.
– Nie – powiedziała. – Nie ma takiej potrzeby, Olu. Chciałam tylko prosić, byś potwierdziła, że wczoraj byłam u was, jakby się Witek pytał. Pomagałam ci sprzątać, dobrze?
Byłam tak zaskoczona prośbą, że z rozpędu się zgodziłam. A na niedzielnym obiedzie i tak nie musiałam kłamać, bo teść nie był zainteresowany pytaniem o to, gdzie przebywała jego żona. W telewizji leciał ważny mecz, a co mogło być ważniejszego niż piłka nożna? Razem z moim mężem zasiedli przed ekranem i na dwie godziny stracili kontakt z rzeczywistością. Miałam nadzieję, że teściowa wytłumaczy mi, po co było jej lipne alibi, ale zbagatelizowała problem.
– Oj, nic takiego – machnęła niedbale ręką. – Długo by tłumaczyć, a teraz mam na głowie zmywanie naczyń. Przynoś mi, kochana, talerze z pokoju, a potem możesz pokroić ciasto… Stoi w lodówce.
Zanim skończyłam z ciastem, Franuś włożył palce między drzwi i mało brakowało, a doszłoby do tragedii. Uspokajałam go przez dobre pół godziny, a gdy już przestał płakać, skończył się mecz i możliwość rozmowy z teściową odpłynęła w bliżej nieokreśloną przyszłość.
Jesienią sytuacja się powtórzyła
– Tomek jest w domu? – zapytała, dzwoniąc któregoś dnia.
Mąż prowadzi małą firmę budowlaną i zdarza mu się wyjeżdżać nawet na parę tygodni, bo często pracuje za zachodnią granicą.
– Przecież mama wie, że go nie ma – odpowiedziałam nerwowo, bo właśnie przypaliło mi się mleko i dym zrobił się taki, że straciłam z oczu dzieciaka bawiącego się na podłodze.
– Tak się tylko upewniam, Olunia – ton głosu zrobił się przymilny. – Ja bym dzisiaj do ciebie przyszła, co?
Jeszcze mi teściowej brakowało w tym chlewie – pomyślałam, patrząc na stertę brudnych ubrań pod pralką, dywan udekorowany czekoladowymi chrupkami i piętrzące się w zlewie gary z wczorajszego dnia. Kiedy zostawałam sama w domu, pozwalałam sobie na trochę luzu, który postronnemu obserwatorowi mógł się wydać przytłaczającym rozgardiaszem.
Tak więc teściowa, ostoja mieszczańskich zasad, była ostatnią osobą, którą chciałabym u siebie, w tych okolicznościach, gościć.
Mój mąż okazał się męskim szowinistą
– No, nie wiem… – zaczęłam.
– To nic pewnego – weszła mi w słowo. – Może przyjdę, a może nie. W każdym razie nie czekaj na mnie, bo gdybym dotarła, to raczej późno. Mam klucze i sobie poradzę. Zostaw tylko jakiś koc na tapczanie i może poduszkę… Aha, jakby Witek dzwonił, to powiedz, że jestem w łazience i nie mogę podejść do telefonu, dobrze? Jesteś kochana, pa, pa.
I rozłączyła się. Ożeż kurde, co ta baba odwala, i dlaczego mnie wplątuje w te dzikie historie? Niby czemu mam ją kryć i okłamywać teścia? Do tego wszystkiego zmuszona byłam ogarnąć rozpierduchę w domu, żeby się teściowa nie przewróciła z wrażenia, kiedy wparuje w środku nocy. Szlag by trafił, nie miałam w planach lotów na mopie!
Kiedy już z grubsza się uporałam z porządkami, akurat wybiła północ. Teściowej wciąż nie było i miała wyłączoną komórkę. Trochę się o kobitę martwiłam, tym bardziej że spełniając jej prośbę, nawciskałam kitu teściowi, kiedy wcześniej zadzwonił.
Ostatecznie, o pierwszej w nocy położyłam się do łóżka i spałam, dopóki Franuś mnie nie obudził, czyli raptem pięć godzin. Zerknęłam na tapczan w dużym pokoju, nie wyglądało na to, by ktokolwiek użytkował go tej nocy. Odczekałam jeszcze dwie godziny i zadzwoniłam do teściowej.
– Coś się stało? – spytała, odbierając natychmiast. – Nigdy nie dzwonisz o tak wczesnej porze.
– Martwię się o mamę – ledwie powstrzymałam się, żeby nie dorzucić jakiegoś przekleństwa. – Czekałam do późna w nocy, a mama nawet nie raczyła mnie poinformować o zmianie planów… – wytknęłam jej.
– No wiesz – zacukała się. – Przepraszam, kochanie, mam tyle na głowie!
Jasne – pomyślałam sobie – ja mam za mało, więc można mi dołożyć!
– A gdzie mama nocowała? – postanowiłam się zrewanżować. – Na pewno nie u siebie w domu. Rozmawiałam z tatą, więc wiem.
– U koleżanki – rzuciła szybko, jakby była przygotowana na to pytanie. – Oluniu, ale nie wygadałaś się przed Witoldem, co?
Miałam ochotę zasiać w jej sercu trochę niepewności i powiedzieć, że teść się czegoś domyśla, bo dziwnie się zrobił dociekliwy ostatnio, ale machnęłam ręką. Sytuacja była dziwna i nie powinnam jej dodatkowo komplikować. Jak dla mnie w każdym razie wyglądało na to, że teściowa zaangażowała się w romans.
– Chyba z robotem kuchennym – wyśmiał mnie mąż, kiedy podzieliłam się z nim przypuszczeniami. – Kobieto, moja mama jest po pięćdziesiątce!
Aż mną zatrzęsło. No, nie przypuszczałam, że wyjdzie z niego kiedyś taki męski szowinista. Może i nie przepadałam za teściową, ale degradowanie kobiety do roli kuchennego wyposażenia było co najmniej niesmaczne. Poza tym, co on myśli, że został poczęty w wyniku doświadczeń medycznych albo boskiej ingerencji? Czy tak trudno zrozumieć, że mamusia też jest kobietą i ma prawo mieć większe potrzeby niż odkurzacz?!
Taniec? Mnie to by się już nie chciało
Ta telefoniczna rozmowa z Tomkiem zmieniła moje nastawienie do teściowej. Spowodowała, że poczułam nagle babską solidarność. Tak naprawdę, to i mnie trudno było uwierzyć, żeby taki ideał cnót mieszczańskich jak ona, mógł posunąć się do zdrady małżeńskiej.
Bądź co bądź, stanowi z Witoldem dobraną parę o pruderyjnych poglądach rodem z ubiegłej epoki! Pięćdziesiąt lat, niby nie w kij dmuchał, jednakże zaczęłam brać pod uwagę, że teściowa jest osobnym bytem i jako taki może mieć swoje plany i ambicje, swoje życie; ma do tego pełne prawo, nie?
Tak sobie to wykombinowałam i byłam dumna z liberalnego podejścia do tematu. Sytuacja się jednak zmieniała w momencie, w którym teściowa próbowała używać mnie jako ślepego narzędzia i źródła alibi.
– Nie będę więcej kłamała! – zbuntowałam się po którymś z kolei razie, gdy posłużyłam jako przykrywka. – Dopóki mi mama nie wyjaśni, o co chodzi, przestaję wciskać kit wszystkim, którzy będą o mamę pytać.
Przez chwilę milczała, kalkulując zapewne, czy opłaca się mnie wtajemniczać. Bilans wyszedł chyba dodatni.
– Jutro będę u ciebie – powiedziała w końcu. – I wszystko ci wytłumaczę.
Dotrzymała obietnicy. Zdążyła akurat na wieczorne kąpanie Franusia, w którym uparła się uczestniczyć. Wszyscy mieli frajdę z dwukrotnego wydłużenia tej operacji oprócz mnie, bo padałam już z nóg. Potem poszłam uśpić synka, a teściowa w tym czasie ogarnęła w kuchni i zaparzyła herbatę.
– Widzisz, Olu, wstyd się trochę przyznać… – zaczęła, kiedy mały już zasnął i mogłam spokojnie usiąść – …ale poznałam mężczyznę.
A więc jednak! Po wyjściu z łóżka, w którym usypiałam Franusia, sama zrobiłam się senna, ale kiedy usłyszałam wstęp, całe zmęczenie uleciało w jednej chwili.
– To nie jest, tak jak myślisz – zastrzegła teściowa natychmiast. – Właściwie nie tyle go poznałam, co odświeżyłam znajomość sprzed lat. Wiedziałaś, że zanim wyszłam za Witolda i zajęłam się praniem jego skarpetek, miałam spore sukcesy w tańcu towarzyskim?
Pokręciłam głową. Nie miałam zielonego pojęcia. Moja teściowa tańcząca tango?!
– Jakie znowu tango? – uniosła się. – Tango, oczywiście, też mogę zatańczyć ale kocham jive’a, a Mirek był kiedyś moim partnerem. Najlepszym, jakiego miałam. No więc ten mężczyzna, z którym się spotykam, to właśnie Mirek. Nie robimy nic złego, bardzo mi się podoba i imponuje mi jego pasja do tańca.
– Mamo, ale skoro nic między wami nie ma, to dlaczego o od razu nie mogłaś się przyznać? – zapytała. Po jej zachowaniu jednak widziałam, że się zakłopotała. Miałam jakieś przeczucie, że tutaj nie chodzi tylko o taniec.
W życiu nie znajdę teraz opiekunki
– Znasz przecież mojego Witolda. Sam nie ruszy się z domu na krok, tańczyć nie lubi i uznaje to za fanaberie oraz rzecz poniżej męskiej godności, ale gdybym mu powiedziała, że spotykam się z Mirkiem…! O, to byłoby dla niego równoznaczne ze złamaniem przysięgi małżeńskiej. Podejrzewał mnie kiedyś… zresztą nie tak całkiem bez podstaw, że się podkochiwałam w Mirku. Teraz nasza znajomość odżyła, przy nim czuję, że jestem kobietą. Czuję, że żyję. Zupełnie, jakbym cofnęła się do lat młodości. Ale co ty tam wiesz.
Teściowa od kilku miesięcy miała nową fryzurę i zmieniła trochę styl ubierania, a kiedy wypowiadała imię tego faceta, twarz jej jaśniała w rozmarzonym uśmiechu. Nawet jej ruchy stały się jakby bardziej płynne, pełne wigoru i ekspresji, ale to akurat mogła być zasługa treningu, na który podobno regularnie chodziła. Byłam pewna, że tutaj na rzeczy jest cos więcej, niż zwykłe treningi tańca.
W sumie zaimponowała mi tym, co robi. W jej wieku, jive z tymi wszystkimi figurami, obrotami i podskokami to musiał być spory wysiłek. I do tego ta konspiracja! A miałam ją za stetryczałą i nudną podstarzałą babę. A tu proszę. Umie kobieta czerpać z życia to co najlepsze. Szczerze? Gdybym miała żyć z takim ponurym gburem jak teść, to sama chyba bym poszukała sobie dodatkowej rozrywki w ramionach innego faceta.
– No i teraz mamy problem, Oleńko – kontynuowała z wypiekami na twarzy. – To znaczy ja i Mirek. Dostaliśmy zaproszenie na pokaz tańców w wieczór sylwestrowy i…
– Jak to? – przerwałam. – Przecież obiecała mama zostać z Franusiem! My z Tomkiem już zapłaciliśmy za wstęp i ja… Mamo, dla mnie to też rzadka okazja, żeby się wyrwać z domu. To przecież sylwester!
– O Boże, wiem – przewróciła oczami. – Myślisz, że mi łatwo? Też muszę Witoldowi naściemniać, a nawet jeszcze nie wiem co – uśmiechnęła się ni z gruszki, ni z pietruszki, jakby to był doskonały żart.
– Tak wyszło, znajdziesz kogoś na zastępstwo. Najważniejsze: nie wygadaj się przed Tomkiem, bo ten doniesie zaraz ojcu.
Tak, znajdę kogoś na zastępstwo, jak do sylwestra zostały dwa tygodnie! Szlag by trafił tę babę, jej partnera od nie wiadomo czego i cały ten karnawałowy syf. Szlag! Zapowiada się, że kolejny Nowy Rok powitam przed telewizorem, ale jeżeli tak się stanie, to nie widzę powodów, żebym miała dalej służyć za przykrywkę dla teściowej… W imię czego? Babskiej solidarności, która, jak widać, jest tylko mitem? Na pewno nie.
Czytaj także:
„Urodziłam syna, gdy miałam 19 lat. Jego ojciec powiedział, że ma inne plany na życie i nas zostawił”
„Miałam dziecko przy piersi, a mąż całe dnie spędzał w pracy. Nie potrafił wytrzymać nawet 3 godzin ze swoim synem”
„Napalona sąsiadka chciała zdradzić ze mną męża. Byłem idealnym kandydatem, bo moja żona wyjechała na urlop z synem”