„Konrad bardzo mi się podobał, ale nie mogłam znieść jego zachowania. Cały czas robił z siebie błazna i idiotę”

Mężczyzna zachowujący się niepoważnie fot. Adobe Stock
Gdyby nie przypadek i to, że Konrada olśniło, pewnie nie bylibyśmy razem. Bo kiedyś w obecności drugiego każde z nas zachowywało się idiotycznie. Przy mnie dostawał małpiego rozumu. Ja wyniośle milczałam. Jak głupie nastolatki!
/ 22.04.2021 14:03
Mężczyzna zachowujący się niepoważnie fot. Adobe Stock

Powiem krótko: byłam strasznie zawiedziona, że facet, który tak mi się podobał, wobec mnie prezentował takie głupie zagrywki. Wiem, że w relacjach z innymi ludźmi z naszej firmy, w tym z kobietami, Konrad był człowiekiem normalnym, zrównoważonym i całkiem miłym. Za to przy mnie dostawał małpiego rozumu.

Jakieś sztubackie zaczepki, żarty na siłę, głupie pomysły na niby wspólne weekendy… Widziałam, że mu się podobam. Tylko dlaczego zachowywał się jak błazen, zamiast zwyczajnie zaprosić mnie do kina czy na rozmowę przy kawie?! Na pewno bym się zgodziła… A tak – czułam się jak ostatnia idiotka.

Miałam serdecznie dość tych jego końskich zalotów

Chociaż pracowaliśmy w jednej firmie, zawodowo nie mieliśmy ze sobą nic wspólnego. Najczęściej wpadaliśmy na siebie w biurowej kuchni – pod pozorem podgrzania obiadu czy zaparzenia kolejnej kawy. Wyglądało na to, że oboje szukamy tych krótkich chwil razem, ale zawsze kończyło się to kompletną klapą. On błaznował, ja milczałam wyniośle, myśląc, co by tu powiedzieć, żeby przerwać te żenujące wygłupy. Jednak największy cyrk był zwykle pod koniec dnia.

Konrad dokładał wszelkich starań, by znaleźć się przy bramie firmy w chwili, gdy ja miałam przez nią przechodzić. Zazwyczaj miał już przygotowaną jakąś zaczepkę lub propozycję na wieczór czy weekend: kino, koncert, knajpka. Lecz oznajmiał mi to w tak żenujący sposób, że chcąc nie chcąc odmawiałam. Zwłaszcza gdy znienacka łapał mnie za rękę lub obejmował w pół. Takiego zachowania wprost nie znoszę!

A potem, kiedy wieczorem leżałam już w łóżku, marzyłam, że Konrad nagle zaczyna się zachowywać jak człowiek, a ja wreszcie mogę mu wyznać, co czuję… „Może on tak głupieje, bo jest nienormalnie nieśmiały?” – zastanawiałam się. Ale jeśli tak, to tym gorzej, bo ja nie wiem, jak rozmawiać z takimi facetami. Sama nie mam kłopotów z nieśmiałością, choć nie należę również do tych bardzo odważnych dziewczyn, które potrafią zdobyć każdego mężczyznę.

Zabiegi Konrada recenzowałam surowo, lecz nie robiłam nic, by mu pomóc (bo niby co?). No i kiedyś spostrzegłam, że dał sobie spokój z podrywaniem mnie. „Pewnie uznał, że nie jestem nim zainteresowana” – pomyślałam ze smutkiem. Nie zgadniecie, jak to na mnie podziałało!

Teraz to ja zaczęłam się zachowywać nienormalnie. Po pierwsze, w jego towarzystwie starałam się być wygadana i dowcipna, a wychodziło mi zupełnie na odwrót. Co za wstyd! I to wcale nie wszystko… Bo po drugie, sama zaczęłam zaczepiać kolegów, co przedtem nawet by mi do głowy nie przyszło – przecież ja cenię powściągliwość!

Te moje nerwowe zachowania w naszej firmowej kuchni mnie samą wprawiały w zakłopotanie. „Żenada!” – myślałam z rozpaczą, lecz po prostu nie mogłam się powstrzymać. Tymczasem Konrad niczego nie komentował ani nie reagował na to, co wyprawiałam, tylko tworzył między nami coraz większy dystans. I nie czekał już na mnie, gdy kończył się dzień pracy…

Było mi coraz bardziej głupio i przykro, że robię z siebie idiotkę. Zwłaszcza gdy uświadomiłam sobie, że moje wcześniejsze zarzuty wobec Konrada teraz z powodzeniem mogę zastosować do siebie. „Boże, co on sobie pomyślał! – nerwowo analizowałam wydarzenia po kolejnej wpadce. – Że jestem wariatką, albo… że to nie on, tylko ja jestem chorobliwie nieśmiała. Sama nie wiem, co gorsze!”.

Krzyk sprawił, że zrzuciłam pęta wiecznej samokontroli

I tak brnęlibyśmy oboje w to nieustanne nieporozumienie, coraz bardziej oddalając się od siebie, gdyby nie konna wycieczka integracyjna zorganizowana w maju przez naszą firmę… Sceneria na romans była wprost idealna: rozgwieżdżona wiosenna noc, konie, góralska kapela, grzane wino.  Siedzieliśmy z Konradem w jednym z wozów naprzeciwko siebie. Dookoła nas ludzie śmiali się i pokrzykiwali, tylko my trwaliśmy w obojętności na otoczenie i dziwnym zamyśleniu.

W pewnej chwili konie sprowokowane przez woźniców zerwały się do galopu. Wszyscy podnieceni alkoholem rozwrzeszczeli się na dobre. Nagle Konrad uniósł się z ławki i złapał mnie za rękę.
– Krzycz! – zawołał do mnie. Spojrzałam na niego zaskoczona.
– Nie rozumiem…
Potrząsnął mną mocno.
– Krzycz! – powtórzył.
Nasza bryczka pędziła jak szalona. Spojrzałam na rozwiane końskie grzywy, a potem Konradowi w oczy, i poczułam, że uwalniam się od tej mojej przeklętej samokontroli, lecz wciąż jeszcze nie miałam odwagi otworzyć ust. Wtedy on, a stał obok mnie, krzyknął.

Najpierw nie było to zbyt efektowne, lecz po chwili jego głos zaczął przybierać na sile i na koniec zabrzmiało potężne „auaaaa!”. Przyznam, że to mnie zachęciło na tyle, bym się też odważyła. I wyszło mi jakieś żałosne „aaa”… Jednak wzięłam głęboki oddech i podobnie jak całe towarzystwo, zaczęłam wrzeszczeć na cały głos. Poczułam, że puszczają mi wszelkie hamulce… Byłam wolna niczym ptak!

Pewnie krzyczałabym tak przez cały wieczór, gdyby w pewnej chwili Konrad mnie nie przytulił. A potem pocałował.
– Kiedy się w tobie zakochałem – tłumaczył mi później, gdy już byliśmy ze sobą – postawiłem błędną diagnozę. Myślałem, że jesteś chorobliwie nieśmiała, bo albo mnie unikałaś, albo strasznie się wygłupiałaś.
– A ja tak myślałam o tobie, kochanie… – uśmiechnęłam się.
– Dużo czasu upłynęło – ciągnął mój ukochany – zanim pojąłem, że twój problem wcale nie tkwi w nieśmiałości, tylko w tym, że masz naturę obserwatora. A najlepsze, że ja jestem taki sam! Nie strzelam szalonymi pomysłami, nie rzucam się spontanicznie w wir zabawy… Wolę najpierw potrzymać ludzi na dystans i poobserwować. Że też trafił swój na swego i… nie poznał – zażartował Konrad i oboje parsknęliśmy śmiechem.

Nic po nas nie widać, bo i po co? To nasze uczucia

Jeszcze długo rozbawieni wspominaliśmy nasze wysiłki, żeby być „cool”.
– Niewiele brakowało, a straciłbym do ciebie serce, kiedy się zmieniłaś w tę okropną, rozszczebiotaną gęś…
A ja wyznałam mu, że nie mogłam znieść jego głupkowatego tonu, który przyjął wobec mnie na początku swoich siermiężnych zalotów.
– Oboje jesteśmy potężnie zablokowani – podsumował mój chłopak. – Dlatego tak długo nam to zajęło. Ale na szczęście ludzkość wymyśliła korporacyjne wycieczki bryczkami!
– Chwała za to wszystkim pracodawcom! – zgodziłam się z Konradem ochoczo, obdarowując go pocałunkiem.

W naszej firmie wszyscy wiedzą, że jesteśmy parą. Gdyby jednak ktoś obcy wszedł do biurowej kuchni w porze lunchu, gdzie i dziś umawiam się z Konradem na dania z mikrofali, nie uwierzyłby, że coś nas łączy. Zwykle siadamy koło siebie i w milczeniu jemy te swoje obiadki. Między nami panuje pozorny dystans i tylko czasami, w sposób niewidoczny dla innych, lekko muskamy się dłońmi, co w każdym z nas wzbudza falę wielkiej czułości. 

Czytaj także:
Nie dawałam sobie rady z jednym dzieckiem, a gdy urodziłam drugie, zaczął się obóz przetrwania
Zazdrościłem Jackowi, że jest kawalerem - u mnie tylko kupki i zupki...
Podczas pandemii najgorsza jest samotność. Chciałabym wyjść do ludzi. Ale może wcześniej umrę

Redakcja poleca

REKLAMA