– Ja to do niczego się nie nadaję! Po prostu beznadzieja! Nic nie potrafię zrobić dobrze – narzekała Kaśka od dobrego kwadransa.
– Kasiu, nie mów tak, wcale tak nie myślisz. Przecież masz wielki talent i jesteś bardzo zdolna, przestań – próbowałem pocieszać moją kumpelę z pracy.
– Dobra, przecież to tylko pusta gadka…
– Kaśka, naprawdę tak myślę. Jesteś kreatywna i pomysłowa, po prostu wyjątkowa. Anka nie dorasta ci do pięt – powiedziałem to i jednocześnie dobrze się rozejrzałem, czy wokół nie ma kogoś, kto mógłby podsłuchać i podnieść naszym szefom. – Na pewno sama tak myśli i z tego powodu cię denerwuje.
– Dziękuję – koleżanka złapała mnie nagle za rękę i lekko ścisnęła. – Chyba tylko dzięki tobie dalej jestem w tej robocie.
– No coś ty, dopiero byś ucieszyła Ankę. To byłby błąd, a ty musisz dalej walczyć o swoje. Udowodnij wszystkim, że jesteś najlepsza!
– Ale jak mam to zrobić?
– No wiesz, na przykład wyglądem. Ona przychodzi odstawiona do pracy, chociaż wcale nie jest jakaś szczególna urodziwa. A ty jesteś o wiele ładniejsza i masz lepszą figurę, tylko nie pokazujesz tego na co dzień.
Nie powiedziałem mojej żonie
Widziałem, że to słowa podniosły Kaśkę na duchu. Wydawało mi się, że spełniłem swój koleżeński obowiązek i dodałem jej pewności siebie. Byłem z siebie dumny. Nawet moja żona zauważyła, że mam dobry nastrój i dopytywała, o co chodzi. Powiedziałem jej, że wsparłem koleżankę, żeby zrobić troszkę na złość szefowej. Nie wspomniałem jednak, że chodziło o masę komplementów, żeby ją podbudować. To tylko sprawiłoby jej przykrość albo przyprawiło o zupełnie niepotrzebną zazdrość.
Już kolejnego dnia zauważyłem, że Kaśka wzięła sobie moje słowa do serca i zawalczyła o swoje miejsce w firmie. Zaczęła lepiej się ubierać – bardziej kobieco i lekko, co nie uszło uwadze szefowej. Anka była wkurzona, że ktoś odbiera jej cały blask. Przy okazji pojawiły się szepty, że kobiece kształty Ani pomogły jej awansować przez romans z panem C., właścicielem firmy.
Ta cała sytuacja podobno prawie zawiodła pana C. do sprawy sądowej o rozwód, jednak szef w porę zauważył, co się święci. Opamiętał się i wybłagał żonę o wybaczenie. Aby wynagrodzić kochance tę przykrą sytuację, sprezentował jej wymarzony awans. Nie była to szczególnie dobra decyzja, a wkrótce nie tylko on pożałował. Anka nie nadawała się na szefa, wszyscy byli tego świadomi, a dodatkowo na horyzoncie pojawiła się o wiele zdolniejsza i ładniejsza rywalka o stanowisko.
Cieszyłem się z jej sukcesów
Wolałem wspierać Kasię, niż ugruntować pozycję Anki. To dlatego dopingowałem jej działaniom zawodowym i prywatnym. Czasem rzucałem jakiś zgrabny komplement co do jej wyglądu, by było jej miło. Dobrze wiedziałem, że dzięki takim zachętom odważniej realizuje swoje projekty i pomysły. Anka tym bardziej atakowała ją i znajdowała wady w jej prezentacjach, ale szef C. wreszcie dostrzegł starania Kasi. I w tym miałem swoje zasługi.
Wreszcie Kaśka zaczęła awansować, a ja cieszyłem się z jej sukcesów. Dostała najpierw propozycję przejęcia stanowiska menedżera działu, a kilka miesięcy później pojawiła się szansa na zostanie wicedyrektorką filii. W swojej desperacji Ania chciała chyba odświeżyć romans z panem C. na imprezce firmowej. Na zachętę jednak za wiele wypiła i jej starania były raczej natarczywe niż ujmujące. Szef próbował ją stonować, a ona się zdenerwowała i zwyzywała go przy wszystkich.
Sama była sobie winna, wykopała sobie grób na własne życzenie. Pół roku później na kolejnym spotkaniu już nie było jej w gronie pracowników. Przy okazji świętowaliśmy awans Kasi jako pani wicedyrektor. Nie dało się nie zauważyć, że dziewczyna rozkwitła w tym czasie. Nie przypominała tej zalęknionej i nieśmiałej dziewczyny, jaką była dwa lata temu, gdy wchodziła do firmy. Teraz stała się pewną siebie menedżerką, ambitna pracownicą, a przy okazji piękną kobietą.
Nie spodziewałem się tego
Gdy impreza na dobre się rozkręciła, Kaśka powiedziała coś o tym, że chętnie wyszłaby się na chwilę przewietrzyć. Poszedłem za nią, bo mnie o to poprosiła. Znalazła drzwi na taras lokalu, w którym odbywała się impreza i tam głośno westchnęła. Za ścianą dudniła muzyka, a tu było rześko i cicho. Staliśmy obok siebie, racząc się winem.
– Może zatańczymy? – zapytała nagle Kaśka, spoglądając na mnie z uśmiechem.
Złapałem jej dłoń i zaczęliśmy powoli sunąć do spokojniejszej piosenki. Kiedy utwór się skończył, Kaśka lekko się odsunęła i popatrzyła mi w oczy. Widziałem, że była szczęśliwa i się uśmiechnąłem. Tak bardzo się zmieniła przez cały ten czas, jaki dziś wspominaliśmy.
– To wszystko, co się wydarzyło, to głównie dzięki twojej pomocy – rzuciła, przekrzywiając lekko głowę na bok.
– Nieprawda, zawdzięczasz ten awans tylko swojej ciężkiej pracy.
– I wciąż sypiesz komplementami. Może wreszcie mnie pocałujesz? – zapytała nagle i założyła mi ręce na szyję.
Byłem tak zaskoczony, że starałem się obrócić to wszystko w żart, by nie zrobić jej przykrości.
– Coś ty, Kasiu, jestem tylko starszym, żonatym facetem…
– Dobrze wiem, że ci się podobam. Przecież byś nie kłamał przez cały ten czas. Proszę, możesz już mnie pocałować – kusiła.
– Kaśka, chyba za wiele dzisiaj wypiłaś…
– No tak, trochę wypiłam, ale to tylko pomogło mi wyznać, że od zawsze bardzo mi się podobałeś. Już po pierwszej naszej rozmowie od serca wiedziałam, że się w tobie zakochałam… – wyznała.
– Lubię cię bardzo jako koleżankę, ale tak jak mówiłem, mam żonę i kocham ją.
Wolałem zniknąć
Moje słowa wreszcie ostudziły jej zamiary na dobre. Zajrzała mi jeszcze raz w oczy i zrobiła się dziwnie poważna. Po chwili lekko się uśmiechnęła, dodała, że to faktycznie za dużo bąbelków i to wszystko były żarty. Rzuciła, że ta rozmowa powinna zostać tylko między nami. Zaraz potem wyszła i zostawiła mnie na tarasie.
Nie minęły dwa tygodnie, a ja sam zdecydowałem się złożyć wypowiedzenie w firmie. Nie zmartwiło mnie to jakoś szczególnie. Po prostu tak było najlepiej.
W moim zawodzie bez trudu znalazłem etat w innej dużej korporacji. Po tamtej rozmowie z Kaśką nie było mi na rękę dłużej z nią współpracować. Prawie od razu po tamtych wydarzeniach zacząłem się rozglądać za nową robotą. To jednak nauczyło mnie, by ostrożniej rzucać komplementami w stosunku do koleżanek. Nigdy nie wiadomo, kiedy źle to zrozumieją, a potem wyciągną z tego jakieś niestworzone wnioski.
Jarek, 38 lat
Czytaj także:
„Na imprezie firmowej koleżanki zapominały, że mają mężów, byle dostać awans. Ja byłam grzeczna i ugrałam więcej”
„Szwagierka nie wie, że klepie biedę przeze mnie. Nie lubię jej, więc się postarałam, żeby nie dostała pracy”
„Z zazdrości zniszczyłam życie swojej przyjaciółce. Wierzyłam, że moje kłamstwo nigdy nie ujrzy światła dziennego”