„Koleżanki wyleciały z pracy przez własną głupotę, ale to ja straciłam w oczach pracowników. Zostałam czarną owcą i kablem”

Załamana kobieta w pracy fot. Adobe Stock, Yakobchuk Olena
„Wszyscy traktują mnie jak powietrze. Odzywają się do mnie tylko służbowo. Gdy wchodzę do pokoju, jedna z dziewczyn zawsze rzuca półgłosem: >>cisza, donosicielka idzie<< i rozmowy milkną. Nikt nie wspomina o tym, że zwolnione dziewczyny były nieuczciwe....”.
/ 23.08.2022 17:15
Załamana kobieta w pracy fot. Adobe Stock, Yakobchuk Olena

Pracuję w dość dużej firmie. Siedzę w pokoju z kilkoma koleżankami. Kiedyś świetnie się dogadywałyśmy. Pomagałyśmy sobie nawzajem, w wolnych chwilach rozmawiałyśmy o swoich problemach. Czasem po pracy wyskakiwałyśmy razem na zakupy albo na kawę. Niestety, ostatnio wszystko się zmieniło. I to przez jedną wizytę u szefa. Wezwał mnie do siebie dwa miesiące temu.

Gdy szłam do jego gabinetu, dziewczyny snuły różne domysły. A ja? Umierałam ze strachu. Szef nie miał zwyczaju zapraszać do siebie szeregowych pracowników. Wszystkie służbowe sprawy załatwiał przez kierowników.

Podejrzewałam więc, że to nie będzie przyjemna rozmowa. I rzeczywiście. Bez owijania w bawełnę oświadczył, że ktoś z naszego działu wykorzystuje firmowy sprzęt do chałtur, a na dodatek wynosi do domu materiały biurowe.

– Pani nie podejrzewam, bo pracuje pani u mnie od lat. Mam do pani pełne zaufanie… Ale może coś pani zauważyła? – patrzył mi prosto w oczy.

Byłam zaskoczona

Nie mam zwyczaju ani czasu patrzeć koleżankom na ręce. Poza tym w głowie mi się nie mieściło, że któraś z nich mogłaby zrobić coś takiego. Zgodnie z prawdą odpowiedziałam więc, że niczego nie widziałam. Ba, wzięłam nawet dziewczyny w obronę. Gorąco zapewniłam, że są uczciwe, i że to na pewno nie dzieje się w naszym dziale.

– Przekonamy się. Wcześniej czy później prawda wyjdzie na jaw… A na razie proszę zachować treść tej rozmowy w tajemnicy. Nie chcemy przecież spłoszyć złodzieja, prawda? – zapytał, a potem zaczął przeglądać papiery leżące na biurku.

Rozmowa została zakończona. Po wyjściu z gabinetu byłam bardzo zdenerwowana. Pokręciłam się więc kwadrans po korytarzu, by choć trochę się uspokoić i wymyślić jakiś przekonywujący powód spotkania. Podejrzewałam, że koleżanki będą bardzo ciekawe, o czym rozmawiałam z szefem. I rzeczywiście, gdy wróciłam do pokoju, natychmiast mnie obsiadły.

– O co mu chodziło? Nie było cię prawie godzinę! – dopytywały się.

– O nic takiego… Jeden z moich klientów zakwestionował fakturę. Stwierdził, że tyle nie zapłaci. Musiałam wyjaśnić szefowi, dlaczego suma jest taka a nie inna, by miał argumenty do rozmowy – machnęłam ręką.

Byłam chyba bardzo przekonująca, bo uspokojone wróciły do pracy.

Tłumaczyłam się, ale nie chciały słuchać

Dwa dni później zachorowałam na grypę. Połamało mnie tak, że przez tydzień nie ruszałam się z łóżka. Gdy wróciłam do firmy, zauważyłam, że dwa biurka w naszym dziale są puste.

– Co się stało? Dziewczyny dostały przeniesienie? – zapytałam pozostałych koleżanek.
Spojrzały po sobie znacząco.

– Tak, na zieloną trawkę – odezwała się wreszcie jedna z nich.

– Ale dlaczego? – zdziwiłam się.

– Nie udawaj, że nie wiesz! Przecież sama na nie doniosłaś! – usłyszałam.

Nogi się pode mną ugięły. Nie rozumiałam, dlaczego podejrzewają mnie o coś takiego. Zaczęłam się więc dopytywać, za co zostały zwolnione. Okazało się, że ochrona przyłapała je na wynoszeniu różnych rzeczy z biura, a informatycy znaleźli w ich komputerach dowód na to, że chałturzyły w godzinach pracy.

– Nalot zrobili trzy dni po twojej rozmowie z szefem. Akurat wtedy, gdy poszłaś na zwolnienie lekarskie. To nie może być przypadek. Przyznaj się, że jak cię wtedy szef wezwał do siebie, to na nie nagadałaś! – koleżanka świdrowała mnie wzrokiem.

Jak można mówić takie rzeczy?!

– Nawet nie wiedziałam, że coś takiego zrobią! A jak już chcesz znać prawdę, to wszystkie was broniłam! Głowę gotowa byłam za was położyć! – wypaliłam bez zastanowienia.

– A tu cię mam… Więc jednak nie rozmawiałaś z szefem o żadnej fakturze! Kłamałaś! – przerwała mi.

– Nie, nie rozmawiałam. Ale na nikogo nie doniosłam! – odparłam.

Poczułam, jak wzbiera we mnie złość

– Wybacz, kochana, ale jakoś ci nie wierzę. Nikt ci nie wierzy. Nie okłamuje się koleżanek. Powinnaś uprzedzić nas, że szef ma jakieś podejrzenia – wycedziła i ostentacyjnie odwróciła się do mnie plecami.

Pozostałe dziewczyny poszły w jej ślady. Próbowałam się jeszcze tłumaczyć, ale nie dały mi nawet dojść do słowa. Usłyszałam, że nie będą gadać ze mną o prywatnych sprawach,
bo jeszcze wylecą za to z pracy.

Od tamtej pory mam przechlapane. Wszyscy traktują mnie jak powietrze. Odzywają się do mnie tylko służbowo. Gdy wchodzę do pokoju, jedna z dziewczyn zawsze rzuca półgłosem: „cisza, kabel idzie” i rozmowy milkną. Nikt nie wspomina o tym, że zwolnione dziewczyny były nieuczciwe i dlatego wyleciały.

Czarną owcą jestem ja. Bo nie ostrzegłam o planowanej kontroli. Ta sytuacja bardzo mnie męczy. Zrobiłam się nadpobudliwa, często płaczę. Nawet mąż zauważył, że bardzo to przeżywam. Radzi mi, żebym dla własnego zdrowia psychicznego rzuciła tę pracę. Dlaczego? Przecież nie zrobiłam niczego złego!

Czytaj także:
„Przyjaciółka wysłała męża za kasą i sama zachłysnęła się bogactwem. Materialistka łzy tęsknoty wyciera banknotami”
„Bezpański kot okazał się bardziej oddany niż mój mąż. Cap tylko leżał na kanapie. To zwierzę pokazało mi, czym jest miłość”
„Narzeczony mojej siostry to cham. We własnym domu wyzywał mnie od prowincjuszek, a sam zachowywał się jak burak”

Redakcja poleca

REKLAMA