„Koleżanki śmieją się, że zrobiłam z męża pantoflarza. Zazdroszczą mi, bo ich faceci piją, a mój maluje mi paznokcie”

Szczęśliwa żona fot. Adobe Stock, zinkevych
„Każda, która wie o tych paznokciach, męża mi zazdrości, a jednak ciężko im przełknąć, jak wielkie mam szczęście. Ich chłopy to pasożyty, co wymagają ciepłego obiadu na stole, a od siebie nic nie dają. Brzydzę się tym”.
/ 05.03.2023 14:30
Szczęśliwa żona fot. Adobe Stock, zinkevych

– Jesteś zmęczony, ręce ci się trzęsą – zauważyłam.

– Zaraz przestaną – mąż ze spokojem dalej masuje mi skórki wokół palców u stóp. Wcześniej nasmarował je specjalnym kremem do zmiękczania. – Gotowe – stwierdził z satysfakcją, przyglądając się moim paznokciom.

– Może ja sama pomaluję – zaproponowałam niepewnie.

– Wykluczone! Nie umiesz – oznajmił stanowczo.

Poprawiłam się na fotelu i z zamkniętymi oczami poddałam się dalszym zabiegom. Jak skończy, zrobię mu gołąbki. Bardzo je lubi, a z takiej młodziutkiej kapusty jeszcze w tym roku nie jadł. Za te paznokcie to mu zawsze coś ekstra gotuję. Nie żeby się upominał, ale wiem, że lubi różne frykasy, na przykład pierożki albo kołduny, barszczyk, no to gotuję. Niech zje, niech mu pójdzie na zdrowie.

Marynia, moja najlepsza przyjaciółka, zawsze twierdzi, że mój Zdzisiek jest niby normalny chłop: lubi dobrze zjeść, czasem popije, za ładną babką na ulicy się obejrzy, tylko sprawa tego malowania nie daje jej spokoju. Mówi, że coś z nim nie tak.

– Żeby facet się malowaniem paznokci swojej żony zajmował? No jeszcze plecy umył, wymasował… To rozumiem, ale manikiur? Coś ty z niego zrobiła? Przecież to nie przystoi chłopu. Mój to by w życiu czegoś takiego nie zrobił. Woli mecze oglądać i piwskiem zapijać. To są męskie zajęcia, a nie te twoje wymysły. 

– Nie manikiur, tylko pedikiur – za każdym razem ją poprawiam i macham ręką, bo od lat się tak dziwi. Podobnie dziwią się moje koleżanki. Każda, która wie o tych paznokciach, męża mi zazdrości, a jednak ciężko im przełknąć, jak wielkie mam szczęście. Ich chłopy to pasożyty, co wymagają ciepłego obiadu na stole, a od siebie nic nie dają. Brzydzę się tym.

Zdzisiek jeździ na tirach od ponad dwudziestu lat. Więcej go w domu nie ma, niż jest. Często mówi mi, że bardzo za mną tęskni w trasie. Może dlatego taki dobry, kiedy wraca? Nie wiem.

Kiedyś się nad tym mocno zastanawiałam

Gdy wyjeżdżał na tydzień, dwa, nieraz myślałam, że gdzieś tam daleko, w takiej Hiszpanii czy Portugalii, niejedna babka na mojego Zdziśka mogła się połakomić. A i jemu taka czarnula mogła zawrócić w głowie. Może kiedyś i miał jakąś przygodę, ale nie muszę o tym wiedzieć.

Nie byłam i tym bardziej teraz nie jestem o mojego Zdziśka zazdrosna. Nie żebyśmy się nie kochali czy byli za starzy na miłość. Albo że Zdzisio w łóżku już nie ma na mnie ochoty. Nie, co to, to nie. Przeciwnie; oboje mamy ochotę i nawet całkiem dobrze nam te sprawy się układają.

Mój mąż ma nielekką robotę. To żadna frajda się po byle jakich motelach szwendać. A jak jeszcze przyjdzie spać w szoferce? O, tego mu nie zazdroszczę. I to przecież zgroza ciągle jeść tylko w tych przydrożnych barach. Za domowym jedzeniem to naprawdę tęskni. Często dzwoni i pyta:

– A co masz na obiad? To przynajmniej sobie pomarzę.

– Oj, Zdzisiu, nie chciało mi się dla siebie samej gotować, to sobie tylko kluski z serem i śmietaną zrobiłam.

– O rany, pycha! Zrobisz, jak przyjadę?

Nie musi pytać, bo wie, że zrobię. Jak go nie ma ze trzy tygodnie albo jeszcze gorzej, miesiąc, to bardzo tęsknię za Zdziśkiem. Jesteśmy ze sobą ponad 25 lat i wcale się sobą nie znudziliśmy. Właściwie mówię za siebie, bo Zdzisiek nie jest zanadto rozmowny. Bo ja lubię gadać. I za tym gadaniem do niego też tęsknię, jak go dłużej nie ma. Z synem nie mogę tak swobodnie pogadać.

Tyle co przez telefon, a co to za rozmowa. Wyprowadził się do dużego miasta, tam zdobył wykształcenie i już pracuje. Czasem tylko wpada na weekend, a teraz w tej pandemii to prawie wcale. Ostatnio go widziałam w grudniu, jak z narzeczoną przyjechał. Nie widział się z ojcem, bo Zdziśkowi akurat przed świętami trasa wypadła.

– Wiesz, Zdzisiu, ta Magda to dobra dziewczyna, spokojna, no i ma dobry fach – Zdzisiek tylko przytakuje. Zaraz skończy. Już tylko na wierzch położy taki przezroczysty utwardzacz, żeby się lakier na paznokciach lepiej trzymał. 

– Siedź teraz spokojnie, niech schną. Żebyś mi całej roboty nie popsuła.

– Dziękuję, Zdzisiu – podziwiam pięknie zrobione paznokcie. – Jaki ty jesteś kochany. Wiesz, jak wyjeżdżasz, to ja coraz bardziej tęsknię – przysuwam się i głaszczę męża po głowie, a on zadowolony łasi się do mnie i mruczy jak kot.

Z tym pedikiurem to się zaczęło, jak kiedyś wróciłam z rykiem od fryzjera, gdzie mi dziewczyny robiły paznokcie. Była tam taka młoda praktykantka i tak mi cążkami pocięła skórki, że aż krew się lała. Wtedy Zdzisiek nakrzyczał na mnie, że głupio ryzykuję, bo mogę w ten sposób jakieś choróbsko złapać.

Takiego ze świecą szukać

– Żebyś mi więcej do tych rzeźniczek nie chodziła. Sam ci mogę paznokcie pomalować! – oświadczył. Ja tylko wzruszyłam ramionami, no bo co miałam mu na takie gadanie odpowiedzieć.

Ale mój Zdzisio jak powiedział, tak zrobił. Po dwóch tygodniach od tego nieszczęsnego pedikiuru miał wyjeżdżać. Leżeliśmy w łóżku, gładził moje nogi, popatrzył na stopy i powiedział:

– Lakier już złazi, pewnie będziesz chciała, żeby ci pomalować.

– Ty poważnie chcesz…?! – wybałuszyłam wtedy na niego oczy. 

– Tylko powiesz mi, jak to się robi, i masz załatwione, Marzenko.

Od tamtej pory nie chodzę do pedikiurzystki, tylko czekam, aż Zdzisiek wróci z trasy. Zawsze za nim tęsknię. Ale nie dlatego, że chcę mieć świeży pedikiur. Tęsknię za mężem, bo bardzo go kocham.

Czytaj także:
„Po 4 latach małżeństwa i urodzeniu syna, odkryłam, że mój mąż ma drugą naturę. Ta świadomość zmieniła wszystko”
„Mój mąż był bogaczem, ale i tyranem. Wolę być biedną i samotną matką niż zastraszaną ofiarą”
„Mój mąż to egoista i zdrajca. Przyłapałam go z obcą babą, ale musi zostać w moim życiu dla dobra dziecka”

Redakcja poleca

REKLAMA