Totalna porażka z tymi autobusami – czy naprawdę każdy musi mieć własne auto? Wycieczka do przychodni w siedzibie powiatu, oddalonej zaledwie o 25 kilometrów, zajęła mi grubo ponad połowę dnia! Dotarłam do domu wykończona, a na domiar złego w tym całym zamieszaniu zapomniałam wstąpić po leki, więc musiałam zawracać dosłownie parę kroków od klatki.
W aptece tłumy!
Gołym okiem widać, że nadeszła pora przeziębień, bo ogonek ciągnie się aż do wyjścia. A te panienki tak się guzdrają! Niby młodziutkie, powinny mieć energię w rękach, ale gdzie tam, jedna z drugą sterczą przy kasie i stuk, stuk w klawiaturę.
Kiedyś, gdy właścicielami tej apteki byli Jadzia i jej mąż, nie trzeba było tyle wystawać w kolejce, a jeszcze można było pogawędzić, poradzić się. Teraz jak w jakimś supermarkecie: niby miło, a kompletnie bez polotu. Naprawdę przykro, że wszystko, co było porządne i sprawdzone, przechodzi do lamusa…
Kiedy szłam z powrotem do mieszkania, rozmyślałam nad tym, jak nieprzewidywalne potrafi być życie. Kto by się spodziewał, że mąż Jadzi tak raptownie odejdzie z tego świata? Prowadził zdrowy tryb życia, ćwiczył, a tu nagle bum faceta nie było już wśród nas. Sporo pomogłam wtedy Jadzi, właściwie to ja ją przekonałam, żeby sprzedała aptekę. Ewidentnie było widać, że już nie ma do tego serca ani głowy.
– Dzień dobry, Bożenko – czyjeś słowa wytrąciły mnie z zadumy, kiedy dotarłam pod blok.
Moja sąsiadka stała koło ławeczki, trzymając w ręku jakąś gazetę. Zapewne skoczyła po nią do pobliskiego kiosku.
Zarzuciła na siebie jakiś płaszcz prosto na domowy fartuszek i w takim stanie pokazała się innym. Dobrze chociaż, że nie miała papilotów na głowie, bo i to jej się niekiedy przydarzało.
– Nie wpadłabyś na małą kawkę? – rzuciła. – W ostatnich czasach coś niespecjalnie się widywałyśmy.
Wykręciłam się zmęczeniem
Tak szczerze mówiąc co niby miałabym z nią porabiać? Jak znam życie, znowu skończyłoby się na gapieniu się w jakiś serial albo kartkowanie następnej książki z przepisami. Brutalna rzeczywistość jest taka, że żadna z nas nie jest dla drugiej przyjaciółką. Nie mamy ani wspólnych pasji, ani nie chodzimy razem w żadne miejsca. To po prostu dwa zupełnie odmienne światy. Jednak wykształcenie daje człowiekowi naprawdę sporo. Nie tylko wiedzę, ale również ciekawość otaczającej nas rzeczywistości i pewien szlif.
– Słuchaj Bożenka – moja sąsiadka doścignęła mnie, kiedy przekręcałam klucz w zamku. – Miałam ci wspomnieć, że ponownie spotkałam tę panią z apteki i Mirka… Coś mi się widzi, że zanosi się na romantyczną historię.
– Nie opowiadaj bzdur – w końcu straciłam cierpliwość. – Powinnaś się rumienić ze wstydu, plotkując w taki sposób!
Ależ z tej baby głupia gęś! Romans stulecia! Jadzia wciąż nosi żałobę, aż człowieka skręca, jak bez końca o tym swoim Tadku ględzi, w sumie chłopina jak każdy inny, nie jakieś bóstwo… A poza tym każdy od razu by Mirka przejrzał: bajerant, kłamczuch i nic więcej! Na taką łajzę to tylko ja się mogłam nabrać, i to wieki temu, kiedy jeszcze byłam smarkata i naiwna. No i on miał wtedy 19 lat, prezentował się jak Apollo, a nie, jak teraz, grubo po pięćdziesiątce i z zakolami na głowie!
Po powrocie do domu rozłożyłam się na sofie, sącząc herbatkę i, czy tego chciałam, czy nie, cała ta paskudna historia z zamierzchłych czasów, znowu stanęła mi jak żywa przed oczami.
Impreza w szkole, wszyscy się bawią, a ja stoję sama
Obserwuję, jak facet, który mnie tu przyprowadził, przytula się do jakiejś laski. W pewnym momencie nie wytrzymałam – ile można znosić takie poniżenie? W poniedziałek zjawił się u mnie, jak przez ostatnie dwa tygodnie, żeby tłumaczyć mu matmę. Nie potrafiłam na niego spojrzeć i w końcu zapytałam, jak mógł coś takiego odwalić. A on jak gdyby nigdy nic pyta, co niby „odwalił”? O co mi w ogóle chodzi? Najpierw zaprasza, potem olewa mnie całkowicie, a na koniec udaje, że o niczym nie ma pojęcia!
– Że co? Ja cię miałem dokądś zapraszać? – do dziś mam przed oczami tę jego zdziwioną minę. – Każdy mógł tam wejść za darmo. Ja tylko spytałem, czy masz zamiar się tam pojawić.
No po prostu szok, co za bezczelność. Męczę się po kilka godzin dziennie, żeby jakoś ogarnąć ten pusty łeb przed egzaminami i uważam, że to normalne, że facet mnie weźmie na imprezę. A on prosto w twarz mi mówi, że niby do niczego się nie zobowiązywał!
– Rodzice ci kasę dają za douczanie mnie, Bożena – rzucił, jakby to była oczywista sprawa.
– Fakt, mieli taki zamiar, ale im odmówiłam – wyjaśniłam.
A on po prostu spakował manatki i zwiał! Zero wdzięczności, żadnego „przepraszam”. Niby wywodzi się z porządnej, doktorskiej rodziny, a zwykły prostak i gbur. Ledwo przebrnął przez maturę, a za pomoc nawet słowem nie podziękował.
Jestem przekonana, że moje relacje rozpadały się przez to, co zrobił mi Mirek. Ciągle byłam w strachu, że następny chłopak mnie oszuka i wyjdę na idiotkę przed wszystkimi. Jedynym pocieszeniem było to, że jemu też nie szło najlepiej w życiu uczuciowym.
Po Mirku już nie potrafiłam zaufać żadnemu mężczyźnie
Cała okolica aż huczała od plotek gdy jego żona odeszła do jakiegoś piłkarza ze stolicy. Po długim czasie wyniósł się z kraju, ale niestety, cisza o nim nie trwała wiecznie. Dopiero jak jego starzy odeszli z tego świata, znowu się pojawił i z powrotem wprowadził do starego domu. Tak mi się wydaje, że nie układa mu się najlepiej i pewnie rozgląda się za jakąś babką przy kasie, żeby się do niej przyssać i bez większego wysiłku mieć życie jak w Madrycie.
„Jadwiga to mądra kobitka i na bank szybko zdemaskuje tego palanta, pogoni go, skąd przylazł – dumałam zawistnie. – Zdecydowanie zasługuje na coś extra, a nie jakiegoś bubla z przeceny!”.
Mniej więcej po dwóch tygodniach moje przekonanie co do tej sprawy się zachwiało. W drodze do biblioteki wpadłam na nich przypadkiem. Dyskutowali zażarcie, stojąc obok siebie w ośrodku kulturalnym, przy pracach plastycznych jednej z miejscowych malarek. Jadwiga tylko pomachała do mnie z daleka, nawet nie podeszła spytać, co u mnie słychać. Coś tu było nie tak.
Czyżby dała się oczarować temu gościowi? On ją przecież tylko wykorzysta, a potem zostawi! Zdecydowałam, że muszę umówić się z nią na osobności i rozeznać w sytuacji, a jeśli będzie trzeba, to wkroczę do akcji.
Zaledwie kilkanaście miesięcy wcześniej straciła męża i zdecydowanie nie powinna doświadczać poniżenia, jakie mnie spotkało w przeszłości.
W piątkowy poranek skontaktowałam się z nią telefonicznie, aby dowiedzieć się, czy zamierza wybrać się na recital fortepianowy odbywający się w pobliskiej szkole muzycznej. Oznajmiła mi jednak, że zmaga się z przeziębieniem i planuje zostać w łóżku. Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że jako bliska koleżanka powinnam zaoferować jej wsparcie: w końcu zamieszkuje ten ogromny budynek zupełnie samotnie i zapewne nie ma nikogo, kto mógłby podać jej choćby szklankę wody!
Coś tu nie grało
Następnego dnia zrobiłam ciasto z jabłkami, zabrałam dwa słoiki soku malinowego i ruszyłam do niej. Jadwiga nie sprawiała wrażenia, jakby była poważnie chora, mówiła zresztą, że czuje się lepiej po zażyciu lekarstw. Odniosłam jednak dziwne wrażenie, że coś jest nie tak…
Trudno to jednoznacznie nazwać, w każdym razie poczułam się nieswojo, jakby starała się mnie spławić.
– Wspominał ci coś o mnie Mirek? – wypaliłam w końcu i chyba poruszyłam czuły punkt, bo się zaczerwieniła.
Gdy zapytałam ją o to, wymamrotała jedynie, że to nic takiego i ledwo się znają. Jasne, akurat! Jak twierdzi moja sąsiadka, spotykają się już blisko dwa miesiące – to całkiem sporo czasu.
– Posłuchaj, teraz ja ci coś zdradzę, tylko dla twojego dobra – posadziłam przyjaciółkę na kanapie, a sama zajęłam miejsce na wprost niej.
Niełatwo było mi opowiedzieć tę historię, w końcu wiązała się z tyloma nieprzyjemnościami! Ale kiedy się o kogoś troszczymy i zależy nam na nim, trzeba umieć się poświęcić. Bo przecież prawdziwych przyjaciół poznaje się w trudnych chwilach!
– Dziękuję, że zdecydowałaś się podzielić ze mną swoją opowieścią, Bożenko, chociaż tak naprawdę nie mam pojęcia, jaki miałaś w tym cel. Jestem już dużą dziewczynką i doskonale zdaję sobie sprawę z tego, co robię.
– Jak to: jaki cel? – zrobiłam bezradny gest rękami. – Chciałam cię tylko przestrzec przed popełnieniem błędu, w końcu jesteśmy najbliższymi przyjaciółkami!
– Nie przesadzaj. Koleżankami. Jesteśmy zwykłymi koleżankami – dotknęła delikatnie mojego ramienia. Poczułam ukłucie żalu. Chwyciłam kurtkę, zabrałam torebkę i pognałam w kierunku drzwi. Dlaczego ciągle pakuję się w relacje z ludźmi, którzy mają gdzieś jakiekolwiek zobowiązania i dla których wierność to puste słowo?!
Po chwili przystanęłam, aby trochę ostudzić nerwy. Gniew ze mnie uleciał, chyba niepotrzebnie aż tak się wkurzyłam… Wiadomo, że ludzie gadają głupoty, kiedy ktoś próbuje sprowadzić ich na ziemię. Ale czy to oznacza, że powinno się zostawiać ich samych z tym wszystkim?
Bożena, 48 lat
Czytaj także:
„Facet przyjaciółki był o mnie tak zazdrosny, że aż chciał mnie zaciągnąć do łóżka. To był plan, by się mnie pozbyć”
„Siostry mnie ignorowały i przez to czułam się nikim. Pokochały mnie dopiero wtedy, gdy dostałam spory spadek”
„Gdy mąż zmarł, wybrałam koło zapasowe. Jego przyjaciel świetnie sprawdził się jako chusteczka dla wdowich łez”